fbpx

Al Horford: ojciec chrzestny koszykarzy NBA

20

Ojciec Chrzestny – taki przydomek w świecie NBA nosi Alfred Joel Horford.

Wiecie o co chodzi, przymioty te same, co w kultowym filmie gangsterskim: Al Horford oznacza spokój, opanowanie i znajomość niuansów gry, które tłumaczy młodszym zawodnikom. Spotkałem go w szatni Bostonu, musiałem odczekać swoje by dostać autograf – po meczu fotografowała się z nim masa dzieciaków, kuzynów, kuzynek, siostrzenic i siostrzeńców, z każdym zamieniał choć kilka zdań po hiszpańsku (pochodzi z Puerta Plata na Dominikanie) i obowiązkowo klepał się po plecach. Dla mnie również miał stateczny uśmiech i pozdrowienia, z tym, że po angielsku. Pochwalił też lekturę, którą miałem ze sobą – autobiografię Billa Russella. Horford to ideał dla większości trenerów, weteran, którego chce się mieć i w szatni i na boisku. Poukładany, z głową na karku, rodzinny facet, który wie jak dyrygować defensywą.

Ojciec marnotrawny

Tito Horford, jak każdy dzieciak na Dominikanie marzył o zostaniu w przyszłości baseballistą. Niestety przeszacował swe marzenia o kilkadziesiąt centymetrów, wyrósł wysoko ponad głowy innych chłopców z miasteczka. Szesnastolatek zapisał się więc do programu koszykarskiego La Romana, a już rok później grał Naco Athletic Club w rodzimej najwyższej klasie rozgrywek. Średnia 2.1 punktu uciułana w siedmiu spotkaniach nie robiła dużego wrażenia, ale już sama mobilność, potencjał do rozwoju i warunki fizyczne – owszem. Na tyle duże, że karierą chłopaka zainteresował się Darryl Brown, były gracz Houston Rockets, który kupony od swojej kariery odcinał w tym samym dominikańskim zespole. Rakiety postanowiły wziąć chłopaka pod swoje kosmiczne skrzydła i ściągnąć do Stanów. Najpierw grał więc dla liceum w Houston, a później zaczął się cyrk związany z rekrutacją do NCAA.

To najgorsza historia rekrutacyjna jaką znam [trener Ed Tapscott]

Tito Horford? Nawet nie przypominaj mi tego nazwiska, dla nas to koszmar [Jack Hirsch, UCLA]

Po pierwsze chłopak ledwo mówił i pisał po angielsku, z początku zgłoszono go na zaledwie cztery kursy podstawowe, w tym naukę angielskiego dla obcokrajowców. Początkowe wypracowanie było niemal nie do odszyfrowania dla sprawdzających. Po drugie, uczelnie ponoć naobiecywały skrytej w dalekiej Dominikanie rodzinie Horforda leki, pieniądze, a nawet dostawę wołowiny za przekonanie syna do wyboru danej szkoły. Po trzecie, część z nich odwoływała się nawet do gróźb, a sam Tito długo odwlekał decyzję. Po czwarte, ostatecznie został wyrzucony z LSU, za niewłaściwy przebieg procesu rekrutacyjnego.

Mimo zawirowań wokół postaci Tito, ojciec Al’a odnalazł swoją drogę do NBA i z 39. numerem draftu trafił do Milwaukee Bucks, z którymi jako pierwszy reprezentant Dominikany w NBA spędził dwa lata. Trzy mecze zagrał jeszcze w barwach Bullets, by zwiedzać koszykarski świat przez Francję i Włochy.

Syn miłosierny

Chcę nauczyć się podstaw tego sportu, wiedzieć o nim wszystko [Al]

Powyższe słowa 6-letni Horford miał skierować do wychowującej go samotnie matki. Tata mieszkał już wówczas w Stanach z inną rodziną. Matka chłopca, Arelis Reynoso, dziennikarka sportowa, obiecała uruchomić swoje kontakty i zapisać synka do szkółki koszykarskiej, pod warunkiem, że dokończy swój udział w małej lidze baseballowej. Na oczach rodzimych gwiazd tego sportu Al wypadł doskonale w swoim ostatnim turnieju, ale nieprzebłaganie marudził o koszykówce. Nie było dostępnego tak młodego rocznika, więc Horford trafił do grupy ze starszymi chłopakami, mimo to już na jednym z pierwszych treningów dostrzegła go wśród tłumu innych adeptów, słynna w ojczyźnie koszykarka, Teresa Duran:

Wierzę, że pani chłopiec będzie znakomitym zawodnikiem, uczę wiele lat, ale on jest wyjątkowy. Nie tylko przyswaja tajniki gry, ale ma naturalny talent.

Mając w głowie te słowa, pani Reynoso zaczęła myśleć o marzeniach syna poważnie i w wieku 10 lat wysłała go na kilka turniejów w USA, by sprawdził swoje umiejętności wśród poważniejszej konkurencji. Wszystko się powiodło, więc po odbyciu szeregu trudnych rozmów w gronie rodzinnym, podjęto decyzję, że Al przeniesie się do Michigan, gdzie mieszkał Tito.

Mocno tęskniłem za mamą. Zaczynałem liceum z angielskim na poziomie, bardzo, bardzo, bardzo podstawowym. To był bardzo wymagający proces [Al Horford]

Nowy kraj, nowy język, nowi koledzy i właściwie nowa rodzina… trudne warunki dla nastolatka, który z dnia na dzień stał się gwiazdą swojego liceum i rozgrywek AAU, a jego nazwisko pojawiło się w notatnikach większości skautów NCAA. Wybór padł na Florida Gators, którzy stworzyli niewiarygodną paczkę zdolną wygrać mistrzostwo NCAA dwa lata z rzędu o czym szerzej pisałem w moim ulubionym artykule o Joakimie Noah:

Aligator spełniony

Uniwersytet znaczył dla niego bardzo wiele. Nie traktował go jako przystanku na drodze do NBA, gra tam była sama w sobie marzeniem – [mama Horforda]

Tak pisałem w artykule o Noahu, historia o obu panach pasuje jak ulał i tym razem:

“Młody Alfred, pod czujnym okiem matki wypakowywał równo wyprasowane koszulki z logo Michigan Mustangs. Układał je starannie w szafce akademika na Florydzie, który miał stać się jego domem na najbliższe lata. Wtedy, ku zdziwieniu pani Horford, do pokoju wkroczył długowłosy chłopak omotany koralikami z wielkim, białym boom boxem na ramieniu. Mówcie do mnie Stick Stickity, tak mam na imię – powiedział i zaśmiał się serdecznie.”

Al i Jo w jednym stali domu
Al na górze, Jo na dole
Al, spokojny, nie wadził nikomu
Jo najdziksze wymyślał swawole

Tak to w skrócie było, skrupulatny zarówno w nauce jak i na boisku Al oraz entuzjastyczny wariat Noah. Obaj w jednym pokoju.

Chemia w drużynie z Florydy to była najważniejsza rzecz. Uzupełnialiśmy swoją grę. Potrafiliśmy dobrze podać, rozpocząć kontrę z piłką, co nie było naturalne dla wysokich rywali. Ufaliśmy sobie. Joakim pokazał mi jak należy ciężko pracować. [Horford o Noahu]

Al to prawdziwy profesjonalista, zawsze na czas, skupiony na zawodowym rozwoju, zawsze z gotową listą rzeczy do zrobienia. Zostający po godzinach na siłowni z dokładną rozpiską ćwiczeń. Zawsze wydawało mi się, że pracuję na 150%, patrzyłem na niego i wiedziałem, że wciąż jestem daleko w tyle [Noah]

Work hard play hard

Oczywiście nie było tak, że panowie tylko trenowali, Floryda, plaże, popularność na campusie porównywalna do gwiazd rocka, to wszystko sprzyjało imprezom, nawet dla jednostek o skłonnościach kujońskich, jak Horford. Pewnego dnia nad miastem przetaczał się huragan, panowie wstali zbyt późno, a w swoich szafkach i lodówkach, jak to studenci, nie odnaleźli nic. Pomimo ostrzeżeń pogodowych i drzew dosłownie walących się na ulice, przeszli nieco chwiejnym od wiatru krokiem do ukochanej restauracji Gators. Zjedli tyle burgerów, że droga do domu wydawała się już nieco łatwiejsza. Dodatkowo Noah do ziemi dociskał grający wciąż reggae biały boom box.

Z początku nie było jednak tak łatwo, miejsce w pierwszej piątce Al musiał sobie wyszarpać, trener Donovan nie dawał nic za darmo. Uniwersytet na Florydzie pomógł Horfordowi dorosnąć zarówno na polu koszykarskim, jak i prywatnym.

Zawsze mu powtarzałam, że menedżerowie NBA nie tylko patrzą na talent zawodników, ale poszukują graczy wyedukowanych, szanowanych, z dobrym nastawieniem. To doświadczenie zebrał już na szczęście na Uniwersytecie [mama Horforda]

Weteran kompletny

Wybrany z trzecim numerem draftu 2007 roku przez Atlanta Hawks, którzy po prostu nie mogli żałować swej decyzji. Kto nie zna znaczenia słowa kolektyw, niech obejrzy jakikolwiek mecz tej grupy pod wodzą Mike’a Budenholzera, wszyscy wówczas zasługiwali na All Star Game. W Bostonie, do którego przeniósł się w okresie wolnej agentury w 2016 roku, pełnił rolę kotwicy defensywnej, a dziś fani zastanawiają się kogo tak naprawdę bardziej brak: rozgadanego o byciu liderem Kyrie Irvinga czy faktycznie pełniącego tę rolę Horforda.

Jakie zadania przewidują dla niego obecni pracodawcy z Sixers? Pomoc dla młodszych graczy, organizacja defensywy, celne podania spod obręczy. Trzynaście lat w NBA przygotowało go do tych zadań idealnie.

Al sprawia, że wszystkim chce się pracować, zarówno na treningu jak i na meczu. Chodzi o te najmniejsze, niedoceniane rzeczy. Odkąd tu przybył, doceniłem jak wielkim jest umysłem. On dosłownie czyta grę [Josh Richardson]

Ojciec kochający

Żoną zawodnika jest była Miss Universe, piosenkarka, aktorka, a także matka trójki dzieci, Amelia Vega. Ślub odbył się na Dominikanie, przejęty Al zapomniał zarezerwować samochód, który miał zawieźć młodą parę do ołtarza. Szczęśliwie swego Rolls Royce’a na kilka godzin przed ceremonią bez większych ceregieli użyczył im słynny baseballista, David Ortiz, prywatnie przyjaciel Ala. No właśnie, w świecie NBA cyklicznie słyszymy o skandalach z udziałem graczy i ich pięknych żon, ale Horford odstaje od stereotypu:

Małżeństwo polega na docenianiu drugiej osoby, poświęceniu, zrozumieniu, że oboje posiadamy zobowiązania, by uczynić dzieci szczęśliwymi. Jako mąż, chcę wspierać moją żonę, stanowić przykład dla dzieciaków. Najlepiej uczą się widząc mnie w działaniu, słuchając w jaki sposób zwracam się do ich mamy i innych kobiet [Al Horford]

Jeśli chodzi o podejście do życia jest dla mnie wzorem do naśladowania. Przy nim nie ma wielkich wzlotów czy upadków. Jest definicją osoby konsekwentnej. W ten sam sposób reaguje na wygrane i porażki. Mocno inspirujący człowiek [Tobias Harris]

Wyszła laurka, ale nic nie poradzę: szanuję Horforda jak mało którego zawodnika NBA. Żyjcie dobrze. Ciekawego dnia!

[Grzesiek]

20 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzięki za ten artykuł, Al jest jednym z moich ulubionych graczy i cały czas nie mogę odżałować że przeszedł do Philly, której nie trawię. No właśnie, a propos żałowania – jedyne do czego mogę się przyczepić – kto o zdrowych zmysłach zastanawia się czy bardziej boli strata Kyrie czy Ala?

    (8)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Dziękuje za artykuł. Lubię czytać takie inspirujące historie, jakoś po nich podchodzę do naszej rzeczywistości jakby z większym uśmiechem na twarzy. Pozdrawiam autora

    (4)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Najbardziej niedoceniany chyba typ gracza, który sprawia że wszystko wygląda lepiej w obronie a i często w ataku.
    Co ciekawe 9 na 10 fanów 6ers chętnie by go wytransferowało dalej. Doceniają jego grę na pozycji centra, ale już obok Embiida wygląda kiepsko.
    Dla mnie jest jednym z kluczowych powodów dla których Phila wygra w tym roku ligę.
    Dzięki za art. Pozdrawiam

    (-3)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Spodziewałem sie większej ilosci komentarzy po tak ciekawie opowiedzianej historii. Świetna opowieść o świetnym czlowieku 🙂
    Trzymam kciuki za kolejne historie z cyklu…

    (5)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Nieco szkoda, że nie ma go już w Bostonie, pasował tam jak ulał. Chociaż z drugiej stronie gdzie nie pasowałby ktoś taki jak Horford?

    (13)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Hawks powinni po zakończeniu kariery zastrzec jego numer. Grał chyba z 15, prawda? On był tak naprawdę liderem tej ekipy z Atlanty, która kończyła z 60W w 2015 roku. Albo 2014 albo 2016, nie pamiętam dokładnie, ale to był ten przedział. Ogólnie Horford był dla mnie liderem tej ekipy, on to trzymał wszystko. Miał autorytet i szacunek w szatni. W Bostonie raczej nie, ale sam bym wolał walczyć o utrzymanie Ala, niż Irvinga, który poza skillem nie ma nic do zaoferowania. Ale jak opierasz się na samym skillu, to idź do BIG 3 League, czy jak to się zwie i nie psuj szatni. Wracając do Horforda, to nie nazwę go najbardziej efektownym, ale zasługującym na szacunek graczem to nazwę z całkowitą pewnością i gdyby nie fakt, że lubię mieć obie ręce, to dałbym sobie nawet za to rękę uciąć.

    (1)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Jeden z moich ulubionych zawodników. Byłby nim nawet potrafiąc połowę tego co umie. Przykład dla innych sportowców i mężczyzn.

    (1)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    dobry artykuł, solidny zawodnik, jeszcze lepszy człowiek. z czasem coraz bardziej doceniam charakter, ludzkość ponad staty (a zawsze ponad medialność i gwiazdorzenie)..

    (1)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    W dzisiejszym, mocno dziwnym swiecie (jak wspomnial niedawno Reddick – Insta, portale spol, fame itp.) fajnie wciaz widziec graczy takich jak Al.

    Badziej cenie sobie takie ‘stare dusze’ niz mlodych lalusiow.

    Dzieki za super artykul Grzesiek!

    (1)

Skomentuj Andrzej Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu