fbpx

Andre Ingram: Working Class Hero

19

Sezon 2017/2018 dobiegł końca, ale pierwszy raz od kilku lat zaczynam żałować, że to już. Zazwyczaj cieszyłem się na playoffs, mając dość tego człapania tankowców i kalkulowanych potyczek, ale to, co się działo do ostatnich chwil tych rozgrywek, po prostu wysadziło mnie z kapci. Wybaczcie, jeśli zgubię chronologię, ale w końcówce tych rozgrywek nastąpiło prawdziwe zatrzęsienie sensacji:

  • Markelle Fultz odbija się od dna, z ławki zdobywa triple-double jako najmłodszy w karierze
  • Russ dokonuje niemożliwego, kończąc drugi sezon ze średnimi na poziomie triple-double.
  • LeBron dokłada kolejną (37) nagrodę Gracza Miesiąca, co stanowi rekord rekordów i zbliża go do niemal 50% skuteczności w zdobywaniu tego trofeum (z Rookie of the Month ma 43/89)
  • w końcu poznajemy drabinkę playoffs, a jej symbolem pojedynek Denver vs Minnesota itp.

Gdzieś, pomiędzy tym wszystkim zdarzyła się też historia Andre Ingrama. Mały wielki cud, w życiu sympatycznego gościa.

NBA kocha takie historie. I my też.

Gdy dziewiątego kwietnia Andre Ingram zmierzał na spotkanie w siedzibie South Bay Lakers, myślał, że czeka go standardowy exit interview na koniec sezonu. Już to znał, wszak grał w D-League (teraz G-League) już dekadę. To, że przyspieszono wywiad o jeden dzień wcale go nie zdziwiło. Przecież co mogłoby się stać? Z plecakiem na plecach, jak zwykle, zmierzał po schodach, żeby zająć miejsce w sali konferencyjnej i opowiedzieć o trudach sezonu. Joeyowi Bussowi i Timowi Mazzelli. Mówiąc o swoich odczuciach i wrażeniach dostrzegł wchodzących do sali Magica Johnsona i Roba Pelinkę. I wtedy pojął, że coś jest nie tak. Przerwał mu Mazzella, generalny manager:

Wiem, że mieliśmy spotkać się jutro, ale musieliśmy to przesunąć, bo Los Angeles Lakers chcą cię powołać.

Wow. Poderwawszy się na równe nogi wpadł prosto w objęcia potężnego Magica Johnsona:

Po prostu przyjdź jutro i bądź gotów, czekam na te twoje 48% trójek! [Magic]

Przyszedł. I był gotowy jak nigdy. Zdobył 19 punktów, 3 zbiórki i 3 bloki, oraz po jednej asyście i przechwycie.

#Shooter

Andre Ingram urodził się 19 listopada 1985 w Richmond w Virginii. Dziś ma 32 lata, a jego koszykarska podróż przez zawodowe parkiety trwa już 10. Zaczęła się jeszcze na poziomie amatorskim, w rodzinnym mieście, gdzie w barwach liceum Highland Springs zdobywał 22.8 ppg i 9.4 apg, rzucając trójki na skuteczności 49%. To właśnie ten rzut, mimo dość osobliwej formy, miał być przepustką do sławy. W pierwszej kolejności stał się przepustką na American University w Waszyngtonie.

Grając w barwach swojej alma mater Ingram wciąż był produktywny zza łuku: 39% zasilało jego konto 14 ppg, zdobywanych w latach pełnego cyklu edukacyjnego 2003-2007. Warto nadmienić, że zza łuku oddawał 5.8 ze swoich 12 prób w meczu, ale nie tylko koszykówka była jego pasją. Zdobył tytuł zawodowy z fizyki i zaczął dawać korki z matmy. Nawet dziś mówi, że dalej chce rozwijać się w tym kierunku, by korzystać ze swojego wykształcenia i utrzymywać wprawę. Wtedy, w 2007, praca belfra to  była konieczność, nie alternatywa. Jakoś to trzeba było poukładać, w domu żona i plany na przyszłość, a draft 2007 nie okazał się dla niego łaskawy.

#Za marzeniami

Miłość do pomarańczowej piłki nie pozwoliła mu jednak zrezygnować z marzeń, więc postawił na G-League (wtedy D-League). Tłuczenie się autobusami po bezdrożach i gra dla pustych krzeseł za skrawki pensji to najbliżej NBA jak udało mu się znaleźć. Pierwszy rok, drugi, czwarty… w końcu przeleciało dziesięć. Pesymista powiedziałby, że Ingram utknął w G-League, ale on jest optymistą: znalazł swoje miejsce w życiu. W 2012 został ojcem, więc zrobił sobie przerwę w rozgrywkach. Też mam córkę, podziwiam i rozumiem. Po powrocie na stare śmieci grał dalej w G-League aż do 2016. Wtedy to, chcąc zarobić więcej pieniędzy, był o krok od zdecydowania się na karierę “overseas”, jak to mówią jankesi.

W Perth Wildcats rozegrał jedynie dwa spotkania. To nie było dla niego, być tyle mil od domu. Od słońca Australii też wolał kalifornijskie i trykot L.A D-Fenders, którzy zmienili się w South Bay Lakers (wcześniej grał na zapleczu Utah Flash do 2011). Dziesięć lat w jednej robocie to szmat czasu, mówię Wam. Nic dziwnego, że nazbierało mu się przez ten okres kilka rekordów. Jest drugi All-Time w meczach w G-League (418 spotkań) i pierwszy w 3PT FGM (łącznie 713 trójek na skuteczności 46%). Jego 39/50 trójek w konkursie 2016 to rekord ligi. W szatni był liderem, głosem rozsądku i mentorem dla młodych. Właściwy człowiek, na właściwym miejscu.

#9 kwietnia 2018

“I literally lost it”- tak, według własnych słów zareagowała żona Andre na wieść, że Los Angeles Lakers podpisali z nim kontrakt na dwa ostatnie mecze sezonu 2017/18. Zadzwonił do niej w pierwszej kolejności, powiedzieć o spełnieniu największego marzenia i tych dodatkowych 13 824$, które zjawią się dzięki temu w rodzinnym budżecie.

Nie mogło trafić na właściwszą osobę. Nie wiem, czy byłbym w stanie opisać jak wartościowym człowiekiem jest Andre Ingram i to już od czasów, gdy rekrutowaliśmy go jako dzieciaka z Richmond [Jeff Jones, pierwszy coach]

Z pewnością jest ewenementem. Dość powiedzieć, że to najstarszy rookie urodzony w USA od 1964 roku. Jego historia jest tak niewiarygodna jak na sportowe standardy USA, że wzbudza sympatię nawet u boiskowych przeciwników:

To było imponujące, był pewny siebie, trafiał ważne rzuty [James Harden]

W szatni po meczy coach Walton oddał mu meczową piłkę na pamiątkę. Tej nocy ja też byłem fanem Lakersów.

Drugie spotkanie z Clippers, choć wygrane, sprowadziło nas trochę na ziemię. Pięć punktów, sześć asyst i 3 zbiórki. 2/9 z gry. Nic nie jest jednak w stanie zmienić tego, że na zakończenie rozgrywek Ingram legitymuje się średnimi 12/3/3 i 56% skutecznością zza łuku. Mam nadzieję, że ta historia będzie mieć swój ciąg dalszy. Choćby i na jeden sezon. Vincent Papale, James J. Braddock, Andre Ingram.

[BLC]

Ty też poczuj się jak gracz NBA, pocałuj noc najwyższą z gwiazd, zapomnij się i wbijaj do Sklepu Koszykarza, gdzie wjechały nowe sprzęty:

/gwba.pl/SK-bball-new

19 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Ogromny szacunek dla tego Pana. Za inteligencję, wytrwałość, bycie rodzinnym i cierpliwym. American dream, ale też przykład do naśladowania. Czapki z głów Mr. Ingram! ?

    (45)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Smutne jest to że talentem czasami obdarowywani są debile,a inteligentni ludzie jak właśnie Andre muszą ciężko tyrać na kawałek chleba.Myślę że jeśli kilku graczy miałoby inteligencje Ingrama to byli by dużo lepszymi zawodnikami i ludźmi po prostu,nie straciliby milionów na używki.

    (38)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Co to jest “tytuł zawodowy z fizyki”?
    Z tego co się orientuję Ingram ma tzw. bachelor’s degree, po naszemu licencjat.

    (5)
    • Array ( )

      Licencjat i magister to sa wlasnie tytuly zawodowe. Doktor i wyzej to tytuly i/lub stopnie naukowe. Tak w uproszczeniu, bo tytulow zawodowych jest bardzo duzo. Pojdziesz na studia, to Ci wyjasnia, a jak sie niecierpliwisz, to poszukaj w necie;)

      (43)
  4. Array ( )
    mam konto, ale sie nie zalogowalem teraz 18 kwietnia, 2018 at 17:41
    Odpowiedz

    Hej, fajna historia. Gość być moze nie zagra wiecej, ale jego rozpoznawalnosc stala sie olbrzymia. Woec kto wie, jakis kontrakt reklamowy o dążeniu do celu! American Dream w koncu!

    (4)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Widać po spojrzeniu, że inteligentny, ułożony człowiek. Serio autentycznie cieszę się, Że mu się takie coś zdarzyło! Oby to wzięli na następny sezon. Takie Milwaukee z ich indolencją za 3 to z pocalowaniem powinni to brać.

    (11)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Doczytałem właśnie, że każdy koszykarz w G-League podpisywał do tego sezonu 5-miesięczny kontrakt na 26 tys $ w przyszłym sezonie ma być podniesione do 35 tys $. Jest sporo różnych dodatków i bonusów dla najlepszych (za 2-way contract i możliwość zagrania w NBA prawie 80 tys $), ale wciąż są to śmiesznie małe kwoty.

    Trochę się dziwię, że aż tylu chętnych do grania tam mają (a to nie są źli zawodnicy, w ligach chińskich, australijskiej czy nawet, ale w mniejszym stopniu Europie robiliby często za gwiazdy – przy tym zarabiając setki tysięcy jeśli nie kilka milionów $). W G-League maksimum do wyciągnięcia (grając maksymalną ilość na two-way contract w NBA) to jakieś 400 tys $. Chyba tylko tęsknota za krajem i rodziną jest wytłumaczenie, bo na pewno nie zarobki.

    (5)

Skomentuj Mogoi Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu