fbpx

Ball Don’t Lie: retrospektywa kariery Rasheeda Wallace’a

19

Rasheed Wallace był graczem nietuzinkowym, który wyróżniał się nawet w tak pokręconych składach jak Portland z ery Jail Blazers czy mistrzowscy Detroit z sezonu 2003/2004. Half Man-Half Faul Techniczny, któremu gęba się nie zamykała i który ukochał grę w Air Force 1, a jak miał kaprys, to i w górskich trepach potrafił pojawić się na treningu. Przez całą jego długą i owocną karierę wielu zawodników, sympatyków i trenerów koszykówki starało się rozgryźć postać popularnego Sheeda. W większości bezskutecznie. Nie mogę obiecać, że w tym tekście uda mi się tego dokonać, ale spróbować nie zaszkodzi.

Na świat przyszedł 17 września 1974 roku w koszykarsko zorientowanej Philly. Mama pracowała w opiece społecznej, a ojciec był, jakkolwiek by to nie brzmiało, zawodowym streetballerem. Po prostu zarabiał na życie zdzierając kicksy na asfaltowych boiskach i szło mu to całkiem nieźle. Nieco gorzej szło mu układanie relacji z Rasheedem. Bez wdawania się w szczegóły napisałbym tylko, że czasem był na fotce z urodzin chłopca, a czasem go na niej nie było. Całą resztę możecie sobie dopowiedzieć sami.

Sheed dorastał w Germantown, czerpiąc wzorce męskich zachowań od swych starszych braci, Mohameda i Malcolma. Choć od samego początku wyróżniał się i zapowiadał na wielki sportowy talent, nie sposób było nie dostrzec jego artystycznej duszy. Uczył się w dobrej szkole Simon Gratz, gdzie pobierał lekcje aktorstwa, niemniej po dwóch latach zdecydował się porzucić tę drogę i skupić wyłącznie na baskecie. Kończąc już wątek szkolny, chciałbym jeszcze dodać jako ciekawostkę, że świadectwo ukończenia tejże placówki posiada również znany kibicom Polskiej Ligi Koszykówki Mardy Collins.

Oprócz talentu, Wallace wyróżniał się również od początku boiskowym temperamentem. Trudno powiedzieć czy to ze względu na lekcje aktorstwa czy wrodzone predyspozycje, ale gęba mu się na parkiecie nie zamykała. O takich jak on skauci piszą w swych kajetach “very vocal” i to w zasadzie oddaje istotę sytuacji. Przez pyskówki Rasheed często wylatywał z boiska lub też otrzymywał przewinienie techniczne. Nie uległo to zmianie w NBA. Do Rasheeda należą rekordy w ilości fauli technicznych, w ilości fauli technicznych na przestrzeni jednego sezonu i największej liczby wylotów z boiska. W powyższych kategoriach równać się z nim mogą jedynie takie tuzy jak Barkley czy Karl Malone.

Bez ogródek można powiedzieć, że było o nim głośno swego czasu, nie tylko przez wzgląd na jego niewyparzoną jadaczkę. W maturalnej klasie notował średnie 16 punktów i 15 zbiórek w 19 minut gry. Zdobył honory All-American i jako topowy prospekt kraju, otrzymał powołanie do McDonald’s All-American, gdzie stoczył pasjonujący pojedynek z Darnellem Robinsonem, który jednak skończył się… wylotem Sheeda z boiska. No cóż, nadmiar emocji. Rewanżu szukał w turnieju Roundball Classics, gdzie wiedziony żądzą zemsty rzucił rywalowi 30 puntów. Nic dziwnego, że uważano go za prospekt z topowej trójki licealnej w 1993.

Wśród licznych listów uniwersyteckich, jakie zapychały mu skrzynkę w okolicach matury, Sheed szukał wciąż tego jednego, podpisanego przez coacha Deana Smitha z Karoliny Północnej. W końcu, gdy go znalazł, ogłosił, że wybiera Tar Heels.

Wallace ufał koszykarskiemu programowi uczelni UNC i trzeba napisać, że ze z wzajemnością. W pierwszym sezonie rozgrywał aż 21 minut na mecz, notując statystyki na poziomie 9.5/6.6. Jako drugoroczniak spędzał na parkiecie jeszcze więcej, bo aż pół godziny, co przełożyło się na zdobycze kalibru 16.6/8.2. Pod koniec rozgrywek 1994/1995 Rasheed i Tar Heels awansowali do Final Four, co dla zawodnika skończyło się powołaniem do drugiej piątki młodych koszykarzy w USA. To właśnie był moment, kiedy Sheed zdecydował, że czekać dłużej nie ma sensu i wszedł do draftu NBA.

#The Washington Bullets select…

Z czwartym wyborem sięgnęli po niego Washington Bullets, którzy postawili przed nim trudne zadanie zastąpienia kontuzjowanego Chrisa Webbera. Spokojnie można powiedzieć, że lidera pamiętnych Fab Five zastępował nie tylko na boisku, ale również poza nim. Z prawdziwą nonszalancją traktował wskazówki trenera, spóźniał się na treningi, dyskutował z trenerem i arbitrami i został nawet ukarany grzywną przez klub. Jakby tego było mało, zanotował jako rookie 22 faule techniczne, co stało się jego znakiem rozpoznawczym na całą karierę w klubie.

Pod koniec marca doznał kontuzji lewego kciuka w meczu z Orlando, co wyeliminowało go z gry aż do następnego sezonu. Nie przeszkodziło mu to jednak w załapaniu się do drugiej piątki All-Rookie.

#Like father, like son

Z tego, co napisałem w poprzednich akapitach, może jawić się obraz Rasheeda jako lekkoducha, być może marnotrawiącego własny talent rozrabiaki. Tak zapamiętało go wielu kibiców. Zdecydowanie mniej uwagi poświęca się we wszelkich materiałach o tym graczu jego drugiej naturze. Niewielu wie, że Sheed, wbrew pewnym stereotypom, był troskliwym i kochającym ojcem.

Podczas jego debiutanckiego sezonu w Dużej Lidze jego pierworodny, Ismail, mieszkał z Rasheedem i jego ówczesną narzeczoną, Fatimą, która jednak nie była biologiczną matką chłopca. Ta pewnego dnia pojawiła się znikąd i zwyczajnie uprowadziła dziecko. Rasheed zwrócił się do mediów o pomoc w odnalezieniu synka co poskutkowało. Jakiś czas później kobieta, która widziała jego wystąpienie w TV rozpoznała matkę i dziecko i zawiadomiła policję. Ismail wrócił do ojca, który otrzymał też prawną opiekę. Z Fatimą, notabene, doczekał się czwórki pociech.

Gdy sezon dobiegł końca, Bullets wymienili Rasheeda z Portland m.in za elektryzującego playmakera Roda Stricklanda. Wymiana okazała się korzystna dla obu stron. Hot Rod przyczynił się do pierwszego od ośmiu lat awansu do playoffs stołecznego zespołu (statystyki na poziomie 18/10), Rasheed, będący czołowym pod względem skuteczności z gry zawodnikiem NBA (55.8%, trzecie miejsce), miał być elementem kilkuletniej strategii zespołu Blazers. Niestety, w trakcie sezonu doznał ponownego złamania lewego kciuka, przez co wyleciał na ponad miesiąc, zdołał jednak wrócić na playoffs. Blazers przegrali z Lakers, ale niemal 20 punktów na mecz Sheeda w tej serii dawało nadzieje na przyszłość.

Włodarze zespołu ufali mu na tyle, by podpisać z nim sześcioletni kontrakt na 80 milionów dolarów. Sheed w Portland zaangażował się w życie oregońskiej społeczności i prężnie rozwijał swoją fundację. Jego statystyki nieco spadły, a Blazers znów odpadli z playoffs przeciw Lakers w pierwszej rundzie. Nieco dłuższy run zaliczyli w rozgrywkach 1998/1999, ale z gry wyeliminowali ich tym razem przyszli mistrzowie z San Antonio.

#Jail Blazers

W kolejnym roku Sheed zanotował 38 fauli technicznych, w kolejnym samemu podnosząc sobie poprzeczkę do 40. W 2003 roku został ukarany siedmioma meczami zawieszenia za incydent z sędzią Timem Donaghym. Była to najwyższa kara, jaką kiedykolwiek dostał gracz NBA za incydent niezwiązany z przemocą i/lub zażywaniem nielegalnych substancji.

Po meczu, w którym Wallace został ukarany faulem technicznym, Wallace stał i udzielał wywiadów, gdy zobaczył idącego Donaghy’ego. Krzyknął w jego stronę “To był gówniany gwizdek, odzyskam swoje pieniądze” nawiązując do kary pieniężnej za kolejne faule techniczne. Donaghy odparł “obejrzyj nagranie”, po czym nastąpiła eskalacja całej kłótni. Ostatecznie nie doszło do rękoczynów, ale Wallace krzyczał, że skopie sędziemu tyłek. Jail Blazers byli jednak składem, w którym takie incydenty były na porządku dziennym. Warto też wspomnieć, że sędzia Donaghy był swego czasu zamieszany w aferę korupcyjną w związku z obstawianiem zakładów przez sędziów koszykarskich.

#WWE

W lutym 2004 roku Sheeda posłano do Atlanta Hawks, w barwach których rozegrał tylko jedno bardzo dobre (!) spotkanie, zakończone zdobyczą 20 punktów 6 zbiórek i 5 bloków. Atlanta zdecydowała się jednak handlować nim dalej, co wyszło mu ostatecznie na dobre, gdyż trafił do Detroit Pistons, z którymi finalnie zdobył upragniony pierścień. Wallace był kluczowym graczem tamtego składu Detroit, który wyszedł zwycięsko z potyczki z faworyzowanymi Lakers.

/los-angeles-lakers-2004-co-poszło-nie-tak/

Po wygranych finałach Wallace zamówił zrobienie replik mistrzowskich pasów wrestligowej federacji WWE i rozdał je wszystkim kolegom z zespołu. Sam zakładał często ten pas w szatni przed meczami, żeby wprawić kolegów w odpowiedni nastrój i zagrzać do walki. W playoffs 2005 roku Wallace grał bardzo dobrze przeciw Miami Heat, kandydatom do tytułu, z którymi Pistons uporali się dopiero w 7 meczach. W finale przeciw SAS przydarzył mu się jednak pechowy kiks w meczu piątym. W kluczowym momencie spotkania nie upilnował Roberta Horry. Big Shot Rob zaliczył wówczas zwycięskie trafienie zza łuku w samej końcówce:

Ofiarna gra Sheeda w meczu szóstym pomogła wyrównać serię, ale w spotkaniu numer siedem znów górą byli Spurs. Rok później sezon Pistons zakończyli Heat z D-Wadem na czele, natomiast w sezonie 2006/2007 na ryby wysłał ich dojrzewający koszykarsko LeBron, przy wydatnej pomocy Rasheeda, który znów nie opanował nerwów i wyleciał z boiska za dwa techniki. W meczu szóstym finałów konferencji sfaulował LeBrona, a potem znów ujadał na sędziego, co kosztowało Pistons zawody. Rok później na Wschodzie wyrosła już nowa siła, Boston Celtics.

To z nimi mierzyli się Pistons w finale konferencji, gdzie awansowali, warto wspomnieć, po raz szósty z rzędu!

Po przegranej 2-4 Wallace, który wyszedł do dziennikarzy, rzucił do mikrofonów, nie odpowiadając na żadne pytanie, “to już koniec, człowieku”. Być może wiedział już to, co większość odczuła niebawem, że GM Joe Dumars zdecydował się zakończyć eksperyment z dwoma panami Wallace w składzie i rozpruł go.

#Schyłek kariery

Kolejnym etapem koszykarskiej drogi Wallace’a byli Celtics. Powoli zjeżdżał do bazy, niemniej zastępując kontuzjowanego środkowego Kendricka Perkinsa, spisywał się całkiem nieźle w finałach 2010. Po ich zakończeniu, krytykowany za okazywanie wsparcia filadelfijskim Flyers, którzy grali akurat z Bruins w playoffach NHL, ogłosił zakończenie kariery. Nie mogąc wytrzymać na emeryturze wrócił jeszcze na moment do New York Knicks, ale oprócz kilku okrzyków spopularyzowanego przez siebie “Ball don’t lie!” nie wniósł do gry zbyt wiele.

Niemniej, gdy w końcu zabrakło go w NBA, czułem, że kończy się pewna epoka. Bo czasy takich zawodników już nigdy do ligi nie wrócą.

  • 4x All-Star (2000, 2001, 2006, 2008)
  • mistrz NBA 2003/2004
  • 16 sezonów w lidze
  • średnie kariery: 14,4 punktów 6.7 zbiórek 1.3 bloków
  • rekordy kariery: 38 punktów 18 zbiórek 8 asyst 6 przechwytów 6 bloków 7 trójek
  • 41 fauli technicznych w sezonie 2000/2001: rekord nie do pobicia

[BLC]

19 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Świetny grajek! Swoją drogą,pomimo gorącej głowy to była całkiem udana kariera. Najlepsze momenty według mnie miał w PTB.

    (13)
    • Array ( [0] => subscriber )

      I za co te minusy? Kolega zwrócił tylko uwagę na błąd, który mało kto już w ogóle zauważa, co swoją drogą jest bardzo smutne i pokazuje tylko, jak bardzo ludzie mają w 4 literach polski język.
      Ilość to nie liczba. Nie można tego stosować zamiennie.

      (10)
    • Array ( )

      No wiesz, ale LICZBIE zapisane wielkimi literami na necie oznacza WRZESZCZYMY i piszemy, a nie mówimy.

      (-1)
    • Array ( )

      @Triple Double, i co z tego wynika? Można unieść głoś, jeśli się konsekwentnie zwraca uwagę na coś kilka razy? A ja mam tę nieprzyjemność. Odwracasz sam wiesz co od sedna sprawy.
      Cenię sobie portal sam w sobie i zdaję sobie sprawę, że Orwell pisał, iż “Ignorancja, to siła”, ale taki brak szacunku do naszego ojczystego języka po prostu mnie mierźi.

      (4)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Zdecydowanie niewyczerpany temat. Większość akapitów to tylko małe namiastki ciekawych historii z życia tego zawodnika. I tak bardzo przyjemnie się czytało.
    Speed to był ( mimo wszystko) bardzo inteligentny zawodnik i swego czasu bardzo atletyczny. Polecam jego highlights z pierwszych lat w zawodzie.
    Warto też dodać, że był prekursorem dzisiejszego typu PF/C- jako jeden z niewielu wtedy podkoszowych, Wallace dysponował dobrym rzutem za 3.

    (10)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Mimo jego lekkiej szajby bardzo go lubiłem. Znakomicie sprawdzał się w Pistons. Bardzo ważny element mistrzowskiej drużyny.

    (7)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Dla niewtajemniczonych chciałem uzupełnić, że “like father, like son” oznacza lubię tatę, lubię syna.

    Ok, to tyle, Antoni woła z kuchni, chwaląc się swoją angielszczyzną: like steaks, like ketchup. Bardzo like.

    (-6)
    • Array ( )

      A “rekordy kariery: 38 punktów 18 zbiórek 8 asyst 6 przechwytów 6 bloków 7 trójek” odnosi się do pojedynczego meczu, w którym to osiągnął

      (4)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    > (…)elektryzującego playmakera Roda Stricklanda. Wymiana okazała się korzystna dla obu stron. Hot Rod przyczynił się(…)

    A czy czasem Hot Rod to nie była ksywka Johna Williamsa z Cleveland ?

    (4)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    A widział ktoś może jak go przy alley’u Mourning przyblokował podczas ASG 2001 (chyba, dawno to było)? Prawie łokieć nad obręczą ale skurczybyk Alonso nie dał młodemu łatwo skończyć:-) Lubiłem Sheed’a ale zawsze mi się kojarzy z tym jednym z moich ulubionych bloków.

    (1)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzieki za artykul! Zawsze lubilem tego zawodnika. Taki Larry Johnson lat dwutysiecznych. Bardzo wazny element Detroit. Z twarzy przypominal mi Method Mana ?

    (0)

Skomentuj Zabson Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu