fbpx

Biali którzy nie musieli skakać: John Stockton

21

Dzisiaj trochę o facecie, który choć wyglądał jak pan Janek hydraulik po dziś dzień dzierży rekordy NBA, pozostając najlepiej asystującym ORAZ przechwytującym koszykarzem w dziejach dyscypliny. Niezwykle zdyscyplinowany, ukierunkowany i odporny psychicznie białas, który swym przeglądem pola zadziwiał nie tylko rywali, ale i kolegów z drużyny. Musieli nauczyć się trzymać ręce w gotowości, inaczej dostawali piłką w maskę.

Powtarzalność, sumienność i koszykarskie IQ – oto cechy Johna Stocktona, już nawet nie gwiazdy, ale prawdziwej legendy basketu. Wygrywał mecze mądrością i techniką. Żadnych wymyślnych crossoverów, kozłowania za plecami czy bomb z dziesiątego metra. Surowa, ale zabójczo skuteczna koszykówka. Gotowi?

Narodziny Geniusza

Spokane, Waszyngton, 1962 rok. Pielęgniarka, która trzymała go po narodzinach pewnie do dziś chwali się tym swoim koleżankom. Zanim matka podała mu obiad, już wiedział co będzie podane. Od małego miał oczy z tyłu głowy, hehe. Co ciekawe, jego korzenie to USA, Irlandia, Niemcy i Szwajcaria co może po części tłumaczyć jego niezawodność i precyzję. W lidze występował przez 19 sezonów, w siedemnastu rozegrał wszystkie 82 mecze.

Do ogólniaka chodził w Gonzadze, aby po “maturze” związać się z aktualną uczelnią Przemka Karnowskiego. Geny sportowe odziedziczył chyba po dziadku, który już w latach dwudziestych był wyróżniającym się graczem futbolu amerykańskiego. Tyle, że na początku swej przygody z koszykówką na poziomie uczelnianym, John wcale nie był gwiazdą. Jako freshman notował ledwie 3.1 punktów i 1.4 asyst biegając po boisku po 10 minut.

Absolutnie nic nie zapowiadało, że ten chudziak stanie się w przyszłości członkiem Dream Team. Przełomowy okazał się drugi sezon, starsze roczniki opuściły college, John wskoczył do pierwszej piątki i machina została wprawiona w ruch: 11 punktów, 5 asyst i 2.5 przechwytu.

Eksplozja formy nastąpiła na ostatnim roku. Stockton przewodził całej konferencji z dorobkiem 20.9 punktów na 57% skuteczności, 7.2 asyst i 3.9 przechwytów. Sukcesy w ostatnim sezonie pociągnęły za sobą powołanie na testy do drużyny Olimpijskiej USA w 1984. Z 74 prospektów wybrano dwudziestkę, w której znalazł się także on. Niestety, w ostatnim etapie selekcji wraz z trzema innymi kolegami m.in. Charlesem Barkleyem panowie zostali odesłani do domó. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo właśnie wtedy John poznał swego przyszłego przyjaciela… Karla Malone.

Cisza przed burzą

Pamiętacie pewnie wybór Kristapsa Porzingisa w drafcie. Kibice nowojorscy niemiłosiernie buczeli na Bogu ducha winnego Łotysza porównując go do nieszczęsnego Darko Milicica. Otóż ze Stocktonem było podobnie. Był kompletnie nieznanym zawodnikiem. Gonzaga nie była żadnym pretendentem, czy nawet drużyną regularnie występującą w turnieju NCAA. Przed ostatnim sezonem na uniwerku, większość skautów NBA nie miała pojęcia o jego istnieniu.

Dopiero angaż do olimpijskiej dwudziestki sprawił, że zwrócono nań uwagę. Okazało się, że jest całkiem niezły, ba, analitycy poczęli wieszczyć Johnowi wybór w pierwszej rundzie. Tak też się stało. Z szesnastym numerem draftu 1984 roku sięgnęli po niego Utah Jazz. Nie wiem czy wiecie, ale draft odbywał się w dawnej hali Jazzmanów. Wśród tysięcy sympatyków drużyny zgromadzonych na trybunach, Jazz zdecydowali się na ruch, który w pierwszej chwili rozczarował i rozwścieczył kibiców. Spodziewali się atlety, mistrza wsadów, kozaka na miarę NBA, a dostali chuderlawego białasa ze śmieszną grzywką.

Dość powiedzieć, że gdy doszło szesnastego picku, w hali mieszczącej przeszło 12 tysięcy ludzi zapanowała grobowa cisza.

Miejska Legenda

Presja była ogromna. Od początku musiał udowodnić, ze Jazzmani będą mieli z niego pożytek. Przez pierwsze dwa sezony grał za plecami nieznanego Rickeya Greena. Jak wspomina, martwił się czy przetrwa choć jeden sezon. Mieszkał w apartamencie z jedną sypialnią, a przez cztery miesiące nie kupił sobie nawet telewizora. Kupił sobie szkiełko dopiero z okazji Super Bowl. Pomimo braku wiary w samego siebie, front office Jazz wierzył w niego bezgranicznie. Wiedział, że ma w dłoniach nieoszlifowany diament, który potrzebuje dobrej obróbki.

W swoim rookie season, Stockton ustanowił rekord w przechwytach i asystach wśród pierwszoroczniaków zgarniając kilka wskazań podczas wyborów All-Rookie Team. Frank Layden, trener Jazz mówił o nim tak:

Nikt nie przypuszczał, że może być tak dobry. Nikt, ale to dlatego, że nie mogliśmy odkryć jak wielkie ma serce do tej gry

Pierwsze trzy sezony to gra z ławki i bardzo powolny rozwój. Warto wspomnieć, ze w drugim sezonie do drużyny przyszedł Malone, nabytek który miał odmienić losy Johna i całej ekipy z Salt Lake City.

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

21 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Stockton Stocktonem, ale nie zapominajmy o Paulu PG13 George, ktory zapowiadał przed sezonem, ze w tym roku bedzie mvp. Wiem, ze z innej beczki, ale po pierwsze- wszyscy o tym zapomnieli; No i po drugie- ku#%a, ale sie koles pomylił.

    (-61)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Fenomenalne jest to, że był tak dobry, że nikt mu nawet nie wspomina braku pierścienia. Dowód na to jak bardzo lojalność zmienia percepcję na plus i słusznie.

    (91)
    • Array ( )

      Z drugiej strony nikt go nawet nie bierze pod minimalną rozwagę jak się rozmawia o najlepszych graczach w historii (podobnie zresztą jest z Malonem, który pomimo statsów i finałów nawet na poziomie pozycji PF zawsze jest za Duncanem).

      (1)
    • Array ( )

      Wątpię, żeby ktoś aż tak się pomylił. Obstawiam, że miało być “domów”

      (3)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Zawodnik którego kiedys nie moglem ogladac a dzis z perspektywy czasu go podziwiam. Nie wspomnieliscie ze JS mial najtwardsze lokcie w historii.

    (17)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    A do tego jeszcze Jeff Hornacek na dwojce ktory przed kazdym rzutem osobistym ulizywal sobie grzywke. Ogladanie tej dwojki to byl seans dla ludzi o mocnych nerwach nie wspomjnajac dwoch kolejnych bialasach z pierwszej piatki jak Ostertag i Keffe. Nie na darmo Utah to stolica Mormonow…Wielka szkoda ze nie zdobyli majstra ale trafili na terminatora z nr 23.

    (33)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Adam, już kij z literowką ( u-ó) art poprostu rewelka. Ogarnela mnie nostalgia. Oglądałem finały jazz dopingujac ich. Wspaniałe czasy dla koszykówki. Szkoda że nie udało im się wykraść tytułu. Stockton /Malone. Te nazwiska zawsze pojawiały się razem. Historyczny duet który na pozór w ogóle do siebie nie pasował. Gigantyczny murzyn i chudy bialas. A grali jakby urodzili się dla siebie na boisku. Oglądanie ich to była ogromna frajda. I Hornacek obok nich głaskajacy swoją twarz przy osobistych 🙂 Howard Eisley, żelbetonowy Greg Ostertag, Shandon Anderson, Antoine Carr…
    Ehh, dzięki Adam jeszcze raz.

    (30)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzięki za przypomnienie Johna ☺ Koleś z oczami dookoła głowy, świetnie czytający grę. Obok Nash’ a najlepszy” asystent” jakiego oglądałem live… Łokci też często używał ? A dwójka Stockton i Mailman jeden z najlepszych duetow wszechczasow. W ogóle pamiętna paczka Jazz z ich najlepszych lat: Stocton,Malone,Hornacek,Ostertag ?

    (8)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Zobaczcie sobie jakiś filmik z ich akcjami
    Połowa to geniusz jednego i drugiego-bo bylli wyjątkowi
    Druga połowa akcji to bezmyślność obrońców

    (-5)
  8. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    @Coco Jumbo – Jeff H. to nie grzywka jeno policzek.

    A co do Johna S. – laurka wystawiona przez najlepszego w dziejach obrońcy wśród PG – mówi wszystko. Takie słowa w ustach gościa, który literalnie stosował “close up defence” to nie w kij dmuchał.
    Jazz 97/98 to był majstersztyk Jerrego Sloana: w oparciu o 2 gwiazdy mozolnie przez lata budowana i dogrywana wg. nadrzędnego planu – tak już się drużyn nie buduje.
    Czy szkoda braku tytułu? Moim zdaniem nie – zabrakło by pięknych historii w PO.

    (2)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Ale ostatni rzut “pamiętnych finałów” nieco przeforsował w mojej ocenie, było jeszcze trochę czasu żeby z Malone’m coś zagrać 🙂

    (0)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Zrobił co miał zrobić, tak się grało w tych czasach … właśnie przez ten ostatni steal i spokój przed rzutem, pewność siebie widać kunszt MJ 🙂 kontakt fizyczny był w każdej akcji, wiec nie gadaj głupot 444….

    (0)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajny artykuł..Ale nie wspomniałeś o slynnych łokciach które rozdawał przeciwnikom za każdym razem gdy ktoś przebiegał albo stawiał zasłony…Nie przepadałem za nim ale szanuje go za to co osiągnął

    (4)

Komentuj

Gwiazdy Basketu