fbpx

Boston Celtics: droga do 17. pierścienia mistrzów NBA

52

Gdy końca dobiegł sezon 2006/7, Celtowie nie mieli raczej powodu do świętowania. Bilans 23-59 był drugim najgorszym w całej lidze. Mniej zwycięstw odnieśli jedynie Memphis Grizzlies, jeszcze z Pau Gasolem w składzie. Zespół z Massachusetts był wówczas prawdziwą galerią osobliwości. W składzie, którego niepodważalnym liderem był wówczas Paul Pierce, znajdowali się gracze tacy jak nieobliczalny Delonte West, ulubieniec kibiców Brian Scalabrine, czy kuzyn Stephona Marbury’ego Sebastian Telfair (o nim za chwilę).

Całości dopełniali młodzi Al Jefferson, Kendrick Perkins i Tony Allen, a także dawny (niespełniony) numer 1 draftu Michael Olowokandi. Było też kilku pierwszoroczniaków, w tym Rajon Rondo. Jeśli jeszcze Wam mało, to dorzucę również ekscentrycznego Wally’ego Szczerbiaka i weterana podróżników (9 klubów w karierze!), byłego All-Stara Theo Ratliffa, twardego jak stal, niegdyś trzykrotnie najlepszego blokującego ligi. No, co powiecie na taki mix? W niniejszym artykule chciałbym prześledzić krok po kroku, jak w ciągu jednego sezonu ta banda parszywców zmieniła się w mistrzów NBA.

Sebastian Telfair w liceum był sensacją na miarę LeBrona i maszynką do zdobywania punktów. Niestety, w NBA nie został nikim więcej niż wyrobnikiem. Po drodze zaliczył grę w MIN, POR, PHO, BOS, LAC, OKC, TOR, i CLE, po czym czmychnął do Chin. Zanim to się stało, woził się po Brooklynie z takim arsenałem w bagażniku, bez pozwolenia.

#In draft we trust

Jakąś nadzieją dla (kibiców) dołujących Celtów był zbliżający się draft, na który fani liczyli dość mocno. Do wzięcia był chudy jak szpitalna zupa Kevin Durant, a także pewien kolos imieniem Greg Oden, któremu przepowiadano świetlaną przyszłość…

Niestety, Celtowie, których w dniu loterii reprezentował był sam Tom Heinsohn (8x mistrz, Hall of Fame), skończyli dopiero z piątym pickiem. Wówczas jeszcze nie było na 100% wiadomo jak rozłożą się wybory, więc niektórzy dalej się łudzili, ale nie Danny Ainge! Trader Danny zdążył już wykonać kilka ostrych manewrów jako GM, między innymi posyłając Antoine Walkera do Miami. Nie był to może ostry manewr dlatego, że Walker taki dobry (chociaż jeszcze zdatny do spożycia, a i mistrza z Heat zdobył), ale że była to wymiana między pięcioma klubami, z udziałem nie mniej jak 14 zawodników! Tak się handluje!

Kiedy w noc draftu kolejni zawiedzeni fani Zielonych obserwowali, jak najpierw Blazers wybierają Odena, a potem Seattle Durantulę, Danny dalej robił swoje. Z piątym pickiem Boston wybrał Jeffa Greena, ale wiadomość wieczoru miała dopiero nadejść. Gdy trwała już druga runda wyborów, i gdy akurat przyszła kolej na odwiecznych rywali, czyli Lakers, sam David Stern zrobił pauzę, by ogłosić co następuje: Seattle Supersonics oddają Raya Allena i świeżo wybranego przez siebie Glena Davisa do Bostonu, za Wally’ego Szczerbiaka, Jeffa Greena, Delonte Westa i pick.

Ziścił się zatem scenariusz “A” Danny’ego Ainge’a. W NBA, wśród generalnych managerów, było powszechnie wiadomo, że zasadził się on na Allena lub Shawna Mariona, jeśli deal z Sonics nie wypali. Sam Ainge, proszony o komentarz w sprawie najnowszego nabytku, powiedział tamtej draftowej nocy na gorąco:

Myślę, że mamy w zanadrzu jeszcze kilka ruchów tego lata…

#The Big Ticket

Nie minęły trzy dni, po tym jak ogłoszono przejście Raya, a tu już odpalona została kolejna bomba, nie bójmy się tego powiedzieć: atomowa.

To był szok, Celtowie z miejsca stali się kandydatami do tytułu. Prasa rozpisywała się, czy tytuł można kupić w dzisiejszej lidze i że za czasów Jordana itd. to nigdy-nigdy by się to nie wydarzyło. No cóż, Kevin Garnett już drugi raz w swojej karierze zatrząsł ligą w posadach. Ten sam gówniarz po liceum, Da Kid, który kiedyś odrzucił ofertę kontraktu za 120 milionów $ (czym prawie doprowadził do lockoutu), znów był na ustach wszystkich generalnych managerów. The Big Ticket, tak o nim teraz mówiono. Szanse Botonu na kolejny pierścień poszybowały w górę, a legenda klubu, Bill Russell, tak się tym wzruszył, że powiedział Garnettowi, że nawet jeśli mimo starań nie zdobędzie pierścienia, to on podzieli się z nim jednym ze swoich.

Przez to jak wszystko potoczyło się w drafcie, byliśmy w stanie wykonać te manewry z Rayem i Kevinem. To klasyczny przykład taktyki “lose to win” [Tom Heinsohn]

#Road to Seventeen

Wszyscy kibice Celtów mieli w kalendarzach na czerwono zaznaczony piątek, drugiego listopada. To właśnie wtedy na boisko miała po raz pierwszy w meczu sezonu regularnego wybiec Big Three. Naprzeciwko stał awanturniczy skład Wizards, z Antawnem Jamisonem i Gilbertem Arenasem (Swaggy P też wtedy tam grał). Nie dali rady. Garnett błyszczał 22/20/5/3/3, 28 punktów Pierce, 17 Allen. Blowout zakończył się 20-punktową wygraną Zielonych, tak jak 18 spotkań z pierwszych dwudziestu w sezonie.

Celtowie szli jak burza, a Doc Rivers korzystał z zasobów kadrowych, stawiając na defensywę opartą na Garnettcie, wspomaganym z przodu przez Rondo i Allena. Opłaciło się. Na półmetku rozgrywek Celtowie legitymowali się bilansem 34-7, z czego 5 przegranych przytrafiło im się różnicą pięciu lub mniej “oczek”. Wiadomo, widzieliśmy już lepsze teamy na tym etapie, ale nie zapominajcie, że to był ich pierwszy wspólny sezon. Żadna ekipa nigdy nie docierała się szybciej. Na koniec uskładali bilans 66-16, najlepszy w klubie od sezonu 1985/86, co więcej- ich przemiana z przedostatniej ekipy NBA w lidera klasyfikacji ogólnej była wydarzeniem bez precedensu.

Cała trójka zaliczyła występ w All-Star Game, a Kevin Garnett odebrał honory Obrońcy Roku i wszedł do All-Defensive First i All-NBA First. Tytuł GM’a roku dla Danny’ego Ainge’a był raczej formalnością. Dla Paula Pierce’a znalazło się miejsce All-NBA Third.

#Playoffs

Playoffs rządzą się swoimi prawami i nikt tu przed nikim klękać nie zamierzał. Twarde warunki postawili Hawks już w pierwszej rundzie, przeciągając serię do siedmiu gier. Nie zapowiadało się na taką młóckę od początku, po tym jak Boston wygrał pierwsze dwa mecze u siebie różnicą 23 i 19 punktów. Postawieni pod ścianą Hawks wspięli się na wyżyny swych możliwości. W meczu numer 3 wszyscy ich starterzy punktowali dwucyfrowo, a Josh Smith i Joe Johnson razem uskładali aż 60 punktów, czym przyćmili 32 punktowy dorobek Garnetta. W kolejnym spotkaniu doszło do przepychanek między Pachulią i Garnettem.

Poczułem się znieważony, przez moment zapomniałem, że jesteśmy na boisku, zrobiło się jak na ulicy. Dobrze, że nikt nie został wyrzucony z boiska lub zawieszony [Pachulia]

Nothing easy

Kibice napawali się widowiskiem, Al Horford wspomina, że zachęcali KG i Zazę, żeby poszli na całość jeszcze bardziej. Mówi, że postawa Pachulii nadała charakter tej rywalizacji. Hawks zdołali wyrównać wynik serii, by potem znów, zgodnie z oczekiwaniami, przegrać w Bostonie. Gdy w meczu numer 6 odnieśli kolejne zwycięstwo, wygrywając 100-103 po zaciętym meczu (ze wszystkich graczy tylko Garnett rzucił więcej niż 20 punktów) Pachulia wygłosił swoje słynne “Nothing easy!”

Mecz numer siedem zakończył się wygraną Celtów, którzy dzięki swej firmowej obronie zatrzymali Jastrzębie na 65 punktach, samemu zdobywając 99.

Kolejnym przeciwnikiem Celtów byli Kawalerzyści z LeBronem Jamesem. Cavs w składzie mieli również niedawnych Celtów Delonte Westa i Wally’ego Szczerbiaka. Ten ostatni był zapiekłym wrogiem Garnetta od czasów ich wspólnej gry w Timberwolves. Musiało boleć go jeszcze to, że najpierw został posłany do Seattle, żeby Big Three mogło się ziścić, a teraz jeszcze dostał od chłopaków bęcki. W tej potyczce powtórzył się dokładnie scenariusz z Atlantą: BBCCBCB.

Ostatnią przeszkodą na drodze do finału byli zawodnicy Detroit Pistons. Tu, niespodzianka, znów jednym z graczy przeciwnika był niedawny kolega Pierce’a: Theo Ratliff. Jednak o sile składu stanowili przede wszystkim Billups, Hamilton, McDyess i Wallace, ale już nie Ben, tylko Rasheed. Ben w tamtych playoffs reprezentował barwy odprawionych wcześniej Cavaliers.

Seria przyjęła układ BDBDBB i wówczas stało się faktem, że święta wojna NBA, czyli potyczka finałowa między Celtics a Lakers, wraca na arenę po raz pierwszy od 1984 roku.

#Finał

Zgodnie z ówcześnie panującymi zasadami, finał rozgrywany był formatem 2-3-2, co oznaczało, że po dwóch meczach w TD Garden, Celtowie pojadą do L.A na 3 spotkania i wrócą do siebie na ewentualne mecze 6 i 7. Taki układ już wtedy był często komentowany jako niesprawiedliwy, bo zgodnie z nim, przy stanie rywalizacji 1-1, “gorsza” drużyna jechała na 3 mecze do siebie i mogła nawet skończyć serię na własnym parkiecie. Z drugiej strony, faworyt miał szansę na fetę u siebie jedynie przy długiej, 6-7 meczowej serii. Tym razem jednak losy potoczyły się w ten sposób, że Celtics wygrali 2 pierwsze spotkania i jechali do L.A pełni nadziei na szybki koniec. Niestety, w meczu numer 3 totalnie zawiedli Garnett (6/21 z gry) i Pierce (2/14). Błyszczał za to Kobe, zdobywca 36 punktów, wspomagany przez Sashę Vujacicia, który dołożył 20.

Z letargu przebudził się wspomniany wcześniej Szczerbiak, zarzucając Garnettowi, że niczego nie potrafi doprowadzić do końca:

Kiss him goodbye

Fani LA liczyli na remis po Game 4, ale humory popsuł im m.in weteran James Posey, dzielnie wspomagając Big Three swoimi 18 punktami. Celtowie zaliczyli udany 24 punktowy comeback i objęli prowadzenie w serii (3-1). Już tylko cud mógł uratować Lakers, którzy co prawda wygrali Game 5, ale do TD Garden jechali w dosyć ponurych humorach. Ostatni mecz serii, czyli Game 6, zakończył się dla Lakers totalnym blamażem, gdy niesieni dopingiem swoich kibiców Celtics roznieśli ich 131:92! Fani Celtics zaczęli fetę na długo przed końcowym gwizdkiem, śpiewając Kobemu piosenkę zespołu Steam “Kiss him goodbye”

A już za chwilę, gdy deszcz confetti spłynął spod kopuły, Kevin Garnett wykrzyczał światu że ANYTHING IS POSSIBLE! I w ten sposób, po wielu latach oczekiwań, kolejny mistrzowski banner zawisł pod sufitem hali Bostonu.

[BLC]

P.S: jeśli chcielibyście w podobnym stylu poczytać o innych drogach do pierścienia, dajcie znać, może zrobimy jakąś serię.

52 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    rzalosns boston jedyny pierscien jaki zobaczy to jak lebron bendzie podnosil do gory i zakladal na -cenzura-a bo lebron to jedyny goat i tera ani boston ani gsw wgl bez podjazdu ahahahaa aaaaa boston zerowce

    (-72)
    • Array ( )

      W przypadku takich powiewów gównianego fetoru warto przemyśleć kwestię kasowania przez admina niektórych wpisów…
      Można uwielbiać LBJ, MJ23, MJ32, czy MG13, ale nie musi to być pretekstem do prezentowania światu swoich wątpliwych walorów intelektualnych.

      (10)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Koniecznie BLC! Może opisać po kolei wszystkie drogi do pierścienia powiedzmy od lat 80-tych do teraz. Albo też w tym klimacie jak przebiegały kolejne finały. Takie kompendium fajna rzecz 🙂

    (66)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Byłem wtedy nastolatkiem jak doszło to transferu KG do Bostonu i BIG3… Wspaniałe czasy i wspaniała koszykówka. Świetnie, że KG wygrał mistrzostwo NBA należało mu się jak mało komu. Trochę mało napisaliście w tym tekście o Rajonie Rondo. Ten to przy BIG3 wyrósł na kozackiego PG i miał może mało widoczny wkład w statystykach ale grał jak szalony i dyktował tempo gry.

    Szacunek za artykuł i czekam na więcej!

    Pozdrówki

    (29)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    …jak by Ainge wyciągnął Davisa (za Browna, Roziera, Samarta? i pick ) to była by powtórka z rozrywki..a ma czym handlować i coś czuję że jeżeli w tym sezonie nie dadzą rady,a pewno nie dadzą to ruchy będą niesamowite

    (4)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Irving, Tatum, Horford, Davis, Hayward….czy mogli by pokonać GSW?????plus dobra ławka i najlepszy trener w lidze?????

    (12)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    dla mnie ciekawy byłby art czm celtics nie zdobyli juz więcej pierścieni w tym składzie i jakis opis drogi LAL do 2 pierścieni z kobe i pau czyli dalszy ciąg historii wyżej opisanej, byłoby suuuper

    (21)
    • Array ( )

      W 2009 KG miał kontuzję w finale konferencji bez niego ciężko było utrzymać młodego DH 😉 a w 2010 wyrównana seria niestety LAL okazali się lepsi w G7. Tak przy okazji smutne jak się patrzy na głupie komentarze ehh i nie chodzi tylko o Boston… Ludzie trochę powagi.

      (4)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    W sumie kazdy finał nie wygrany przez swego rodzaju hegemona jest dobry
    Odrzucając rywalizację Larry’ego z Magiciem w latach 80, dominację Jordana z przerwą na mistrzostwa Houston Rockets w latach 90, mistrzostwa Lakers i Spurs w latach 00 oraz epokę LeBrona oraz Warriors wypadającą na czasy obecne to najciekawsze (i w sumie jedyne) drogi do mistrzostw moim zdaniem to:
    -Detroit Pistons 2003-04
    -Miami Heat 2005-06
    -Dallas Mavericks 2011-12
    Choć z tych wcześniej wymienionych ja osobiście bym chciał Bulls 90-91, Spurs 98-99 lub Lakers 08-09 😀

    (7)
    • Array ( )

      Oba mistrzostwa Houston byly juz opisywane, niestety akurat artykul opisujacy to z 94, zniknal bezpowrotnie w pozarze serwera w wakacje 2016. A szkoda, bo to byl bardzo fajny tekst na bardzo ciekawy temat:
      -poscig za OJ Simpsonem podczas game 5
      -blyszczacy I ginacy Starks
      -mistrzostwa obrony
      -najnizsza ogladalnosc w historii
      -kultowe don’t ever underestimate… It’d. O mistrzostwie z 95, czyli finalach z Orlando preczytasz tu:
      http://www.gwiazdybasketu.pl/hakeem-olajuwon-vs-shaq/

      (6)
    • Array ( )

      Zgadzam się z kolegą, Detroit Pistons z 2003- 04, pamiętam te finały. Wszyscy myśleli, że Lakers z Paytonem i Malonem gładko wygrają pierścień. No i Darko, który szybciej zdobył pierścień niż Lebron czy Wade 😀

      (1)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Super się czytało, jest dużo ciekawych drog do pierścienia wartych przypomnienia takich jak np Houston w 95, którzy wygrali z 6 miejsca czy Dallas 2011, San Antonio z rookie Tim Duncanem czy później z Parkerem czy ginobili

    (0)
    • Array ( )

      Bo byli słabym zespołem, który mógł albo tankować z nadzieją na znacznie lepszą przyszłość albo walczyć o playoffy, w których nie mieli żadnych szans na finały.

      Dzięki temu ruchowi wybrali w drafcie trzech MVP z rzędu i stali się czołowym zespołem w lidze, który miał realną szansę na mistrzostwo. Inna historia, że wszystko się później rozpadło, ale oddanie Raya było przemyślane na osiągnięcie czegoś więcej niż tylko playoffów.

      Podobnie zrobiło Toronto, które mogło dalej spokojnie kwalifikować się co roku do playoffów, ale zdecydowano się oddać czołowego zawodnika za gracza, który może już za rok grać dla innego zespołu. Raptors postanowili zaryzykować i zrobić krok w innym kierunku, który może dać im finały NBA.

      (3)
    • Array ( )

      Jeśli byli tak słabym zespołem to jakim sposobem trafił do nich taki kozak jak Allen?

      (-1)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Pamiętam artykuł o Cetlicts “greatful dead…” to również mega sie czytało, dzieki BLC potrafisz zrobic klimat

    (1)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    @BLC
    Rozumiem, iż artykuł z powodów technicznych stracił się z serwisu… ale nie mów że nie archiwizujesz tekstów, co za problem opublikować go na nowo skoro czytelnicy tego chcą? Masz chyba kopię, bo nie wierzę, że pisałeś bezpośrednio w panelu administracyjnym przed publikacją…

    (1)
    • Array ( )

      Niestety, nie mam go. Madry Polak Po szkodzie. Rowniez mocno zaluje artykulu o Fab Five (najdluzszy wpis w historii serwisu) I kilku innych, ale sam jestem sobie winien za te niefrasobliwosc… ech, Szkoda gadac, tylko sie wku*rwilem;)

      (9)

Skomentuj LALSoGD Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu