fbpx

Buddy Hield: być jak Kobe Bryant

22

Chcesz trenować z Kobe?

SMS tej treści sprawił, że Buddy poderwał się na równe nogi. Wiadomość pochodziła od ich wspólnego znajomego. Było mniej więcej miesiąc po drafcie i Buddy akurat przebywał w L.A trenując, jak większość graczy w tym okresie. Nie od dziś wiadomo, że Miasto Aniołów jest mekką treningową, do której ciągną wszyscy zawodnicy chcący poprawić swoją formę w offseason.

/lato-w-LA: z-miłości-do-gry/

Nie codziennie masz jednak okazję trenować z Kobe Bryantem, toteż Buddy, otrzymawszy zapytanie poderwał się na równe nogi. Black Mamba był jego idolem od zawsze (stąd chociażby numer), co już powodowało pewną tremę, a liczne historie o których słyszał tylko to zjawisko potęgowały. Podobno Kobe grał z każdym nowym zawodnikiem Lakers 1-na-1 przy wszystkich, żeby pokazać mu kto tu rządzi.

Rzekomo zdarzyło mu się oglądać taśmy z pierwszej połowy w przerwie meczu. Podobno na zgrupowaniu w Vegas wybrał się na 40-milową przejażdżkę rowerem po pustyni. Podobno to, podobno tamto. To dlatego owego dnia Buddy obudził się już o czwartej i z oczyma jak pięć złotych leżał w łóżku nim budzik oznajmił mu, że już czas wybrać się na salę. Kobe zjawił się na obiekcie punktualnie o 6:00 i odbyli dwugodzinną sesję, na której ćwiczyli tylko na jednej stronie boiska. M.in. ten manewr:

Na odchodne Bryant powiedział:

Gdy byłem młodszy, wracałem jeszcze pod wieczór, zrobić drugą połowę boiska.

Nie było to ani jedyne, ani pierwsze zetknięcie tych dwóch. W noc draftu 2016 Kobe napisał Hieldowi:

Nieważne gdzie pójdziesz, ważne co zrobisz kiedy tam dotrzesz. Idź i pracuj.

Kilka chwil później Pelicans wybrali go z numerem szóstym. Tak zaczęła się jego droga w NBA.

#Ósma mila

Chavano Rainer Hield, ksywka “Buddy”, przyszedł na świat 17 grudnia 1993 we Freeport na Bahamach. Sporą część dzieciństwa spędził w Eight Mile Rock, dość biednej okolicy, 22 km od jakichś większych ośrodków. Rodzice rozwiedli się gdy Buddy miał 11 lat, a wtedy wraz z szóstką rodzeństwa i matką wylądowali pod dachem u babci. Mniej więcej wtedy Chavano został Buddym, za sprawą matki, która pierwsza zaczęła go tak nazywać, ponieważ jej zdaniem podobny był do Buda ze Świata według Bundych.

Już wtedy interesował się koszykówką, ale ponieważ nie miał gdzie trenować (ani za co), wymyślał sobie kosz, boisko i przeciwników i tak ćwiczył (przypomnij to sobie następnym razem, gdy zabraknie ci motywacji). W końcu, ze starszym bratem Chavezem, sklecili prowizoryczną tarczę ze starych skrzynek i razem z wykonaną z drutu obręczą powiesili  na latarni nieopodal ich domu. Teraz mogli grać na całego. Żeby znajdować inspirację, Buddy wstawał co rano przed innymi (żeby zdobyć pilota od TV) i oglądał powtórki z NBA.

W domu istniał sztywny podział obowiązków: matka robiła na 3 etaty, żeby jakoś związać koniec z końcem, więc ogarnięcie chałupy należało do rodzeństwa. Buddy był już wtedy tak wkręcony w basket, że wolał oddawać braciom pieniądze zarobione na koszeniu trawników, żeby mieć wolny czas i zamiast sprzątaniu oddawać się grze w kosza. Na okolicznym boisku spędzał całe dnie, ale gdy tylko zobaczył furgon matki wyłaniający się zza zakrętu, pędził do domu co sił, żeby tylko zdążyć położyć się do łóżka, zanim Jackie Brynen zapali światło w przedpokoju. Było warto. Pewnego pięknego dnia został zauważony. Stało się to podczas jednego ze spotkań pokazowych, jakie na Bahamach odbywał Kyle Lindsted, trener Sunrise Christian Academy. “Przepraszam, ale nie mogę wrócić do USA bez pani dziecka”, powiedział matce Buddyego.

Ustalono jednak, że młody dokończy rok szkolny na Bahama, a przygodę w Stanach rozpocznie po wakacjach. Całe lato przećwiczył z ojcem na plaży i siłce, żeby być gotowym i zrobić dobre wrażenie.

#Stany, Stany, fajowa jazda…

Początki nie były łatwe. Trochę wstydził się swojego wyspiarskiego akcentu i z trudem nawiązywał kontakty z rówieśnikami. Większość i tak nie rozumiała, dlaczego najchętniej nie wychodziłby z sali treningowej. Obsesja na punkcie treningu, podpatrzona u idola, Kobe, rozwinęła się u niego tak bardzo, że trenerzy musieli wyłączać światło i zamykać piłki pod kluczem, żeby w końcu wygonić go z sali do domu. Ciężka praca opłaciła się. W ostatnim roku gry dla Sunrise Academy, Hield zdobywał 22.7 ppg w ciągu 20 minut gry. Rok wcześniej, po wygranej w turnieju National Association of Christian Athletes, obwołany został MVP turnieju.

Otrzymał kilka ofert stypendialnych, między innymi z Kansas, ale zdecydował się na Oklahomę. W formalnościach pomógł mu trener, który na odchodne powiedział  uniwersyteckim sztabowcom, że kogoś z taką etyką pracy jeszcze w życiu nie widzieli.

Aklimatyzacja w NCAA przebiegła nadzwyczaj sprawnie. W pierwszym roku gry był  już centralną postacią w szatni, włączono go też do drugiej drużyny Big-12, ze zdobyczami na poziomie 7.8 ppg. W kolejnym sezonie wystrzelił z formą na 16.5 ppg i 5 rpg. Miał opinię freaka treningowego. Żartobliwie mówiono, że jego lokator powinien dopłacać za mieszkanie w pojedynkę, a pokojem Buddyego jest sala gimnastyczna.

W kolejnym roku gry udało się Oklahomie dojść do Sweet 16 w turnieju NCAA, a Hield został wybrany MVP Konferencji. Rzucał już wówczas ze skutecznością powyżej 40% w meczu i myślał o skoku do NBA, ale tylko jeśli będzie mieć gwarancję zostania wybranym. Odbywał wszystkie treningi pokazowe, ale wielu skautów było zdania, że sufit tego zawodnika wisi nad parkietem NCAA.

Chcę wygrać turniej Big-12, chcę być mistrzem kraju. Wiadomo jednak, że każdy z nas śni o NBA [Hield]

Hield tymczasem nie zwalniał tempa. Jego ostatni sezon przeszedł do historii. Nie tylko zakończył go jako drugi strzelec w historii uniwerku, ale też jako pierwszy gracz jednogłośnie wybrany Graczem Roku w NCAA od czasów Blake’a Griffina w 2009.

#Przed draftem i po

Wówczas było już jasne, że NBA czeka na niego z otwartymi ramionami. Stare prognozy wywalono do kosza, teraz mówiło się o wyborze w pierwszej dyszce. Gdy nadeszła noc draftu, otrzymał cytowany wcześniej SMS od Bryanta. Cieszył się na grę w Nowym Orleanie. To duże miasto- mówił- i mają tam karaibskie żarcie. Cieszę się na myśl o grze dla Pelicans. W Summer League dostarczał 17/5/4, w grudniu wybrano go pierwszoroczniakiem miesiąca (potem do All-Rookie First). Na nic się to zdało, stał się jedną z kart przetargowych w wymianie za Cousinsa. W Sacto wystrzelił z formą i w 25 rozegranych tam spotkaniach uskładał średnie na poziomie 15/5, przy 42% skuteczności za trójkę i 44% z gry. W tym sezonie, póki co, zdobywa 12.5 ppg i 3.4 rpg. I tylko jedno się nie zmieniło. Wciąż trudno go wyciągnąć z sali treningowej.

#Fun fact

  • Gdyby nie był koszykarzem, najprawdopodobniej byłby lekkoatletą
  • Jego ulubione filmy to Mumia i Hobbit
  • Ulubiony serial: Gra o Tron
  • Muzyka: reggae
  • przedmeczowy rytuał: muzyka i modlitwa
  • w Rising Star Challenge był najlepszym strzelcem reszty świata

[BLC]

22 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    brakuje jednak tego czegoś, czasem widze strach w jego oczach,jakby był przestraszony przed oddaniem kluczowego rzutu, moze warto wysłac go na jakies badania…

    (-10)
    • Array ( )

      To raczej przysłowiowy bait, który ostatnio jest bardzo modny. Generalnie to nie wiem jak możesz widzieć strach w jego oczach, ja tam widziałem co najwyżej zaangażowanie, ale Polak potrafi się do wszystkiego przyczepić.

      (2)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Najważniejsze to trenować mądrze i przy tym ciężko. Do tego potrzebni są odpowiednie warunki i przede wszystkim trenerzy(w Stanach raCzej ich nie brak) bo na dłuższą metę gdy trenujesz tylko ciężko bez tzw. Oprogramowania to tracisz zwyczajnie czas. Pewnie jakieś korzyści z tego płyną, ale po co dochodzić do mistrzowskiego poziomu w 15 lat jak można w 10 przy MĄDRYCH i indywidualnie dobranych metodach treningowych. Taki problem jest niestety w naszym kraju, w wielu sportach. Temat rzeka, ale jakoś tak mnie naszło na poruszenie go. Pozdro

    (22)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Jak czytam słowo kot…to mnie kur..krew zalewa…..etyką pracy wiele wywalczy musi trafić w system i gra musi być w większym stopniu ułożona pod niego, niech zostanie w Sacramento pod warunkiem wspólnej gry z Foxem w pierwszej piątce , powinni grać po 40 minut razem i rzucać, rzucać..grać jak najwięcej razem..nie podoba mi się jak trener prowadzi tą ekipę jestem strasznie rozczarowany ciągłymi rotacjami i chaosem, miałem go za jednego z zdolniejszych trenerów w lidze..ale jego decyzje temu zaprzeczają,a chyba żaden zespół w lidze nie miał więcej chaosu w pierwszej piątce niż Sacramento……nawet nie umiał wykorzystać Hilla jako mentora dla tych dwóch ,, kotów ” haha brrrr ale mnie to wkr….

    (6)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Przepraszam, ale już zaczynają śmieszyć mnie te teksty o tym że matka tego “robiła na 3 etaty”, a drugiego afroamerykanina na “6 etatów”. Czy to jest jakaś licytacja kto miał ciężej w życiu?
    Dla przypomnienia, etat to 8h . Doba ma 24h. Zatem robota “na 3 etaty” to 3×8 = 24h na dobę…
    Może następnym razem się q..a zastanowicie zanim znów jakąś bzdurę napiszecie.

    (28)
    • Array ( )

      dla uzupełnienia bo widzę że za dużo skasowałem z wpisu. Etat to 8h na dobę 5 dni w tygodniu.

      (1)
    • Array ( )

      No jasne, kobieta ogarnęła jak teleportować się z pracy do pracy, odpoczywała tylko w weekendy (a i to wątpliwe bo pewnie brała nadgodziny), ale zawsze znajdzie się jakiś malkontent któremu coś się nie podoba… 😉

      (4)
    • Array ( )

      a my wstawalismy pól godziny przed pójsciem spac… kiedys to była bieda….

      (11)
    • Array ( )

      Znajoma stomatolog pracuje w 3 różnych klinikach. W sumie 4 dni pracy po 7 godzin i co druga sobota 5 godzin. Ma 3 oddzielne umowy o pracę, ale nie róbmy k**wy z logiki i nie mówmy, że robi 3 etaty 😉

      Te wszystkie opowieści z USA o 3 etatach najczęściej sprowadzają się do tego, że ktoś pracuje jako sprzedawca sklepie (główne zajęcie w tygodniu), dodatkowo sprząta mieszkania lub dorabia w myjni samochodowej przez kilka godz. w tygodniu, a w weekend dorabia w kawiarni lejąc kawę i podając ciastka przez kilka godz. Robi się z tego 60 godz. pracy w tygodniu, sporo, mało czasu dla rodziny, ale to nie są 3 etaty, byle korposzczur z Domaniewskiej jest bez problemu w stanie wyrobić 60h tygodniowo jak deadline’y i szef ciśnie.

      (6)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    “Mniej więcej wtedy Chavano został Buddym, za sprawą matki, która pierwsza zaczęła go tak nazywać, ponieważ jego ojciec zdobył kiedyś 4 przyłożenia w jednym meczu”

    (16)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    super, że w ostatnich 3-4 miesiącach był prawie identyczny artykuł o Buddym… Naprawdę nie macie innych osób do opisania? bardzo lubię waszą stronę, ale to jest kpina, że oczekujecie patrona albo innych dotacji pisząc jeden krótki artykuł o wynikach albo ponowny tekst o zawodniku sprzed kilku miesięcy. Kompletny brak profesjonalizmu. Jeśli się już wypaliliście, to po prostu skończcie i nie marnujcie naszego czasu

    (-9)

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu