fbpx

Bulls i Lakers, 3 powody do zmartwień

2

Tegoroczne playoffs obfitują w niespodzianki. W pierwszej rundzie z rywalizacją o tytuł musieli pożegnać się faworyzowani: Orlando Magic i San Antonio Spurs. Podobnie w rundzie drugiej, faworyci poprzegrywali game1 półfinałów konferencji. O ile w przypadku Memphis Grizzlies, czarnego konia tych rozgrywek, przyzwyczailiśmy się, że wszystko może się zdarzyć, to chyba mało kto oczekiwał, że Hawks i Mavs są w stanie poważnie zagrozić odpowiednio: Bulls i Lakers. No właśnie, który zespół powinien bardziej przejąć się deficytem 0:1? Zgodnie ze statystyką, w historii playoffs NBA, zwycięzca pierwszego meczu, wygrywał całą rywalizację w 78% przypadków…

 

Chicago Bulls
Po pierwsze: w dalszym ciągu zawodzi Carlos Boozer, człowiek, którego ściągnięto do zespołu specjalnie, by stanowił zagrożenie w grze tyłem do kosza. Nie pamiętam by drużyna, której ofensywa opierała się w tak dużej mierze na jednym zawodniku (D-Rose), zdołała kiedykolwiek zdobyć mistrzostwo NBA.
Po drugie: świeżo nominowany MVP sezonu Derrick Rose po raz drugi w ciągu 10 dni skręcił kostkę, wobec czego zagrożony jest najistotniejszy element jego gry – szybkość. Bez szybkości Rose’a, Bulls są skończeni.
Po trzecie: ludzie w dalszym ciągu nie darzą właściwym szacunkiem ekipy z Atlanty, to jest naprawdę mocny i zbilansowany zespół, posiadający aż czterech graczy (Johnson, Smith, Horford, Crawford) stanowiących realne zagrożenie w ataku.

 

[vsw id=”9inPEupwpvw” source=”youtube” width=”600″ height=”485″ autoplay=”no”]

 

Los Angeles Lakers
Po pierwsze: LA stracili właśnie przewagę własnego parkietu, Mavs to bardzo doświadczona drużyna i trudno będzie wyrwać im zwycięstwo na wyjeździe. Mimo, iż w pierwszym meczu zostali zdominowani w grze podkoszowej, mimo, iż przegrywali kilkunastoma punktami – w dalszym ciągu potrafili znaleźć sposób na wygraną.
Po drugie: Mavs wkładają w grę więcej serca i energii, co sprawia, że Lakersi wyglądają na starych i powolnych. Żaden nie potrafi zatrzymać Dirka Nowitzki’ego (28 punktów, 14 zbiórek), który nawet z najdziwniejszych pozycji rzuca jak automat.
Po trzecie: zniknął gdzieś Ron Artest. Widział go ktoś?

 

[vsw id=”yTZyeb7eayk” source=”youtube” width=”600″ height=”485″ autoplay=”no”]

 

Co myślicie? W redakcji Gwiazd Basketu wciąż stawiamy na LAL, na Chicago już nie tak bardzo…

2 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Po dzisiejszym meczu, bardziej jednak by mnie zdiwilo, ze LA ich przejdzie. 0-2 w plecy na wlanym parkiecie…nie widze lakersow, jak to wygrywaja.

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu