fbpx

Carmelo Anthony: najemny strzelec, mistrz w swoich fachu

38

NBA draft 2003 brzmi dla niektórych jak zamierzchła przeszłość, porównywalna do bitwy pod Cedynią czy obrony Częstochowy. Szesnaście lat temu byłem ubranym na czarno nastolatkiem z mocno rozchwianym ego, zagrożonym w dodatku z chemii. Carmelo Anthony miał wtedy inne zmartwienia. Niedługo po osiemnastych urodzinach, jako uczelniany kot wywalczył akademickie mistrzostwo USA popisując się w finale 20 punktami 10 zbiórkami i 7 asystami. W całym sezonie uzyskiwał średnie na poziomie double double (22/10) i z pełną świadomością wystartował w wyścigu po najwyższy wybór draftu… najwyższy rzecz jasna po LeBronie.

Obu panów, rywalizujących przez całe koszykarskie życie, rozdzielił w drafcie Darko Milicic, znany kickboxer z Serbii. Dziś Melo wraca do gry w barwach Portland, a my zachwycamy się jego 25 punktami, zapominając nieco, jaką ofensywną maszyną był w przeszłości. Kojarzących Carmelo głównie z melodramatów i fatalnej obrony, zapraszam do lektury poniższych peanów. Wystawmy Melo pomnik trwalszy niźli ze spiżu, przynajmniej w wydaniu GWBA.

W Babilonie zdrada, czyli ROY

Jamesa jeszcze przed pierwszym dotknięciem parkietów NBA nazywano “The Chosen One” był siłą napędową ligi, genetycznym ale i komercyjnym potworem, windującym zainteresowanie ligą samym swoim nazwiskiem. Gdy przyszło do głosowania mediów w sprawie przyznania statuetki Rookie of the Year, wybór powinien być prosty, co konsekwentną grą przez cały sezon postanowił zakwestionować Carmelo.

Przypomnijmy pierwsze dwa tygodnie Melo w lidze: 12/7/3 w debiucie, kolejno 18 i 23 oraz bezpośrednie starcie z LeBronem w Cleveland. Ze spodziewanej wielkiej burzy spadł mały kapuśniaczek: linijka Króla to 7/11/7, a Anthony uzbierał 14 oczek i 6 zbiórek. Denver wygrali czterema punktami, a wśród kibiców pozostał niesmak. Kto jednak zawiedziony był brakiem ulewy i chował już parasol, ten musiał się po niego wrócić, bowiem Melo rozpoczął prawdziwe, ofensywne gradobicie. Dziewięciokrotnie przekraczał granicę 30 punktów, a już w lutym zanotował 39 oczek przeciwko Portland właśnie.

W gazetach i telewizji głośno rozprawiano o tym, kto zajmie pierwsze miejsce w głosowaniu ROY, obaj gracze mieli niemal bliźniacze statystyki, podzielili między siebie nagrody dla rookies miesiąca w swoich konferencjach i poprawili bilans zespołów: Cavs z 17 -> 33, Denver z 17 -> 42.

Cash is king

Ostatecznie tron został zarezerwowany dla Króla, który uzyskał 508 punktów i 78 pierwszych miejsc wśród głosujących. Melo zadowolił się 40 jedynkami i ostateczną sumą 430 punktów. Pamiętam jak dziś swoją radość, że LeBron może mieć godnego przeciwnika w swoim marszu po NBA.

Ludzie niech myślą co zechcą. Naprawdę nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić [Melo po ogłoszeniu wyników na NBA Rookie of The Year]

Na dwoje babka wróżyła, myślałem, że mogą podzielić dla nas nagrodę [LeBron]

Ten akapit świadczy rzecz jasna o wybitności nastoletniego Melo, ale uświadamia także jak dobry i długowieczny jest James, gdy spojrzymy na obu Panów dziś – ale wrócimy do tego zagadnienia pod koniec tekstu.

Tłuste lata Melo

Poniżej parę wybitnych meczów Carmelo, które przywołuję w pamięci do dziś. Wybór rzecz jasna subiektywny, dodawajcie swoje przykłady, jest tego wiele.

2009: – otwarcie sezonu

30, 41 i 42 punkty – tak wygląda dorobek Melo w trzech pierwszych meczach sezonu. Cały listopad Denver zakończyli bilansem 12-5, a Melo zgarnął statuetkę dla Gracza Miesiąca. Był taki czas gdy Anthony nie potrzebował długiego rozbiegu przed złapaniem odpowiedniej formy.

2010: Cavs vs Nuggets

Nie odchodząc daleko od tematu rywalizacji z LeBronem, był taki mecz, który przyjaciel obu panów Chris Paul określił mianem najlepszego starcia dwóch tak dominujących koszykarzy, jakie widział w swoim życiu. Trudno odmówić rozgrywającemu OKC racji, wystarczy rzut oka na same statystyki: LeBron 43 punkty, 15 asyst, 13 zbiórek, Melo: 40 punktów, 7 asyst i 6 zbiórek plus rzut na zwycięstwo na 1.9 sekundy przed końcem dogrywki, nad broniącym Jamesem.

Wiedziałem, że piłka powędruje do mnie, chciałem tego. Wiedzieli to także moi koledzy z drużyny, rywale, wszyscy, a mimo to trafiłem [Anthony]

W pomeczowym wywiadzie dodawał również zapewnienia o mistrzostwie NBA, tego jednak nie wspomnimy szerzej, zostawiając Was z pięknym game-winnerem i momentem triumfu nad odwiecznym rywalem.

2012: Anthony for three, bang! Knicks vs Chicago

Do składu Byków wracał D-Rose, a Knicks, jak to Knicks, rozpaczliwie szarpali się o kolejne zwycięstwa przynoszące awans do playoffs. 11 sekund do końca i Melo trafia trójkę nad obrońcą zapewniając nowojorczykom remis. Komentator z trudem przebija się przez skandujący tłum ze zdaniem Anthony for three… BANG! 10 sekund do zakończenia dogrywki, Carmelo ustawia się w tym samym miejscu, naprzeciw siebie ma tym razem wybitnego obrońcę Luola Denga, mimo to odpala bliźniaczą trójkę. Rzecz jasna celną. Łącznie w wygranym spotkaniu nasz bohater uskładał 43 oczka.

2014: Career High

62 punkty zdobył przeciwko (szczęśliwie zapomnianym przez historię) Charlotte Bobcats, ustanawiając wówczas rekord świętej, nowojorskiej hali, Madison Square Garden. Rysie nie były może i najmocniejszym rywalem, ale sama liczba 62 robi wrażenie.

Myślałem o jednej akcji naraz. Wszedłem w mecz spokojnie, nie spodziewałem się takiego występu. Zdarza się to bardzo rzadko, niewiarygodne uczucie gdy wchodzisz do pewnej strefy i po prostu grasz. Niewielu ludzi tego doświadczyło [Melo]

Melo w Team USA

Carmelo powinien zostać ogłoszony oficjalnym mentorem kadry USA, ba, mogli go nawet zabrać na MŚ do Chin, zaszkodzić raczej by nie zaszkodził, a dziwnie oglądało mi się reprezentację Stanów bez Melo, który rozegrał dlań najwięcej spotkań na Igrzyskach (31) zdobył najwięcej punktów (336) i zbiórek (125). Jego łączny dorobek to 85 spotkań na międzynarodowej arenie, trzykrotne mistrzostwo olimpijskie, brązowy medal z 2003 roku i 2006 (MŚ). Melo w wersji FIBA to zupełnie inny gracz niż w NBA, cóż, może poza obroną.

2013: walka o tytuł najlepszego strzelca

Do meczu w lepszej sytuacji przystępował Kevin Durant będąc o 0.4 punktów skuteczniejszy od Melo. Po ostatnim gwizdku sytuacja zmieniła się jednak na korzyść Anthony’ego, który zgarnął koronę króla strzelców wyprzedzając KD o 0.2 ppg. Pamiętam dobrze ten mecz, na ekranie co chwila podawano statystykę kto akurat wysforował się na prowadzenie w tym istotnym dla opętanych statystykami Amerykanów, wyścigu. Ostatecznie gracz Knicks zdobył 36 punktów, a Durantula 27.

Finały Konferencji 2009

4:2 dla Lakers, więc może nie ma się czym chwalić, ale:

  • Kobe grał jak prawdziwa Black Mamba
  • Pau Gasol zaliczył serię na poziomie 17/12
  • Lakers zniszczyli w finale Orlando więc serię z Nuggets nazywano “prawdziwym finałem”

Melo odpowiedział najwyższymi zdobyczami punktowymi dla Denver (średnio 27.5 punktów w sześciu meczach). Jak sam powiedział:

Rzucanie nigdy nie stanowiło dla mnie problemu, na LA jednak nie starczyło.

Lata chude

Pamiętacie zapewne Melo dramaty: mieć albo być, maksymalne kontrakty, spowolniony start rakiety, niechęć do ławki rezerwowych, kaptur dodający mocy, mięso transferowe, marne bilanse, brak cech przywódczych, bluźniercze zbiórki, znikające podania, pomyje wylewane w mediach… dość! Nie będziemy wypisywać takich bzdur na pomniku. To jakby pomazać spiż markerem.

Problem Melo

Największym problemem Anthony’ego w oczach przeciętnego kibica jest fakt, że chłop nie jest LeBronem, a “jedynie” wybitnym strzelcem. Oczekiwaliśmy od Melo liderowania Nuggets, a kolejno Knicks, co tak naprawdę nigdy nie nastąpiło. Marzyciele śnili o większej wszechstronności skrzydłowego, fantaści i szaleńcy majaczyli o progresie w obronie. Sam Carmelo co roku powtarzał jak mantrę:

Już zmądrzałem, nieważne są dla mnie indywidualne statystyki, ale dobro klubu i zwycięstwa. Nauczyłem się jak być liderem.

Rok w rok mamieni byliśmy podobnymi sloganami, a Melo, jak to Melo – rzucał i trafiał, wciąż nie będąc LeBronem. Wczorajszej nocy uzyskując 25 punktów przeciwko Chicago po rocznej przerwie od gry ponownie powtórzył:

Wracam do swojego czucia gry, do swojego rytmu. Wiem kim jestem, wiem jaką pracę włożyłem by znów występować w NBA.

Co by się nie stało w Portland, zapamiętam Carmelo (także tego w warkoczykach oraz tego z kapturem na głowie no i tego w koszulce Team USA) jako mistrza w swoim fachu, strzelca wyborowego. W jednym z artykułów wyczytałem, że James jest dla Carmelo tym, kim Jordan był dla Wilkinsa. Być może i wcale nie uważam, aby było to krzywdzące porównanie. Śpieszmy się kochać Anthony’ego, tak szybko rośnie mu brzuch, tak prędko maleją minuty, niebawem kariery kres. Na kolejnego równie utalentowanego i jednostronnie genialnego gracza, możemy czekać wiele lat.

Jakie są Wasze wspomnienia z Melo? Chętnie poczytam co Wam zapadło w pamięć. Miłego popołudnia i zdrowia życzę!

[Grzesiek]

38 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Takie miałem oczekiwania w stosunku do Ciebie Melo… Tak mnie zawiodłeś. Całe życie kibicowalem zawodnikom wybitnym jednak nie zalicznym do ścisłej czołówki superstar. Moi ulubieni gracze to Reggie Miller i Paul Pierce. Obecnie takim zawodnikiem jest Paul George który grając w Indianie pokazał jak jechać z LBJ. Liczyłem że do tego grona dolaczyrowniez Melo ale on wolał rozmienjc się na drobne.

    (2)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    jarałem się Melem w Denver, tak że do dzisiaj pamiętam rozmowę z kumplem jeszcze przed odejściem do NYK. powiedział że Melo nie nadaje się na lidera drużyny i czyni swoich kolegów lepszymi. gra w Knicks zweryfikowała poprawnie jego słowa, ja skuliłem głowę, przyznałem mu rację i wciąż czekam na jego odkupienie. Howardowi idzie to świetnie, czemu nie Melo. skupi się na czymś więcej jak tylko na sobie a może nam dostarczyć wielu emocji. Portland od kilku lat sprawia niespodzianki w Play Offach, dodajcie zdrowego Nurkića i zmotywowanego Melo a może wiele się wydarzyć… tylko najpierw muszą się do nich dostać

    (10)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Życzę Melo dobrze, niech sobie jeszcze trochę postrzela. Niemniej jestem kibicem Knicksow (tak wiem gorzej nie mogłem emocji ulokować) i uważam, że jego era tam doprowadziła do tego co jest teraz: z klubu do którego każdy chciał iść stali się Radomiem NBA. Oczywiście to nie tylko jego wina

    (10)
  4. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Gość, którego uwielbiałem od samego początku. Kibicowałem mu od początku kariery. Ubóstwiałem wręcz jego grę w Denver. Szkoda transferu do NYK. Niestety nie ta mentalność co u Lebrona, brak pokory w stosunku do rozwoju swojej gry w obronie. Liderem, może i nie był nigdy, ale jakbym miał komuś powierzyć rzut na zwycięstwo – Melona w swoim prime brałbym w ciemno. Ofensywnie niesamowity grajek. Psyche miał mocną ( w sumie dalej ma) i przeświadczenie o swoich wysokich umiejętnościach. Szkoda, że tak potoczyła mu się druga część kariery, niemniej życzę mu jak najlepiej i oby te ostatnie lata były grube i okraszone miśkiem 🙂 A tekst jak zwykle – klasa. Pozdro.

    (4)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Zaznacze że jak dla mnie, z początku kariery w NBA, CA miał o wiele lepszy warsztat ofensywny niż LBJ. Ale niestety, brak widocznego rozwoju na innych płaszczyznach w dalszej karierze rzutuje tym, że zamiast iść bark w bark z Lebronem o miano najlepszego grajka ligi, potknął się zawodowo i już nigdy nie wstał. Szkoda bo miał wszystko żeby może i nawet przeskoczyć LBJ’a.
    (hehe, teraz ale poszedł kij w mrowisko, ale jak ktoś się spienił to odsyłam do pierwszego zdania). pozdro 600 na rejonie

    (9)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Gracz niestety skupiony tylko i wylacznie na sobie,dlatego mysle ze zabraklo sukcesow z druzynami w ktorych gral.Billups opowiadal niedawno,ze Melo po wygranym meczu przez Nuggets, gdzie rzucil np.tylko 20 pkt.byl zly i do nikogo sie nie odzywal,natomiast gdy Brylki przegraly ale on rzucil 30 pkt lub wiecej byl zadowolony i pocieszal wszystkich w szatni.to mowi wszystko o nim jako o zawodniku.egoista bez charyzmy,choc niewatpliwie zdolny zwlaszcza w ofensywie.

    (16)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    ‘Na kolejnego równie utalentowanego i jednostronnie genialnego gracza, możemy czekać wiele lat’Grzesiek zapomniał, że Harden istnieje :v

    (0)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Anthony to ten rodzaj gracza, który jest za słaby na pierwszą opcję w mistrzowskiej drużynie, i za dumny aby stać się realną drugą/trzecią opcją jak choćby Thompson. Od zawsze był overrated i jego średnie z kariery tego nie zmienią. No i ta obrona… dżizas fakin krajst.

    (5)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Jeden z moich ulubionych graczy. Fenomen koszykarski, a starzeje się każdy jeden ładnie inny gorzej. Szanujcie go bo był jednym z najlepszych! Najlepszy atak po jednym koźle ever. Docenimy szanujmy nie plujmy!!

    (1)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Pare lat temu pisalem tu ze facet skończy jak iverson…jest super strzelcem a nie liderem….mam nadzieje ze sie ogarnie i zrozumie ze nie jest juz 1 opcja…

    (-2)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    To przewija się w tekście i komentarzach – Melo można podsumować 1 frazą: wybitny strzelec, przeciętny koszykarz.
    Dodatkowo kwestia która wyżej trafnie podsumował theTruth – powoduje, że pomimo wspaniałych statystyk Melo będzie gdzieś na pograniczu świata legend basketu. Przez jednych zapamiętany jako wybitny strzelec, ale bez sukcesów, legendarnych występów spektakularnych sukcesów w PO.
    Do tego ciągnie się za Nim (nie wiem, czy słusznie) łatka leniwego egocentryka, niszczącego szatnię swoim gwiazdorzeniem.
    Porówajcie sytuację w której jest dziś Vince Carter, lub po latach na emeryturze Reggie Miller. Żaden z nich nie był lepszym strzelcem niż Melo, ale Vince od 10 lat pokazuje jak kochać basket, gdy siły opadają i pomimo marginalnej roli- każde jego zagranie, każda wizyta w kolejnej hali jest fetowana jak by wciż był 2001 rok.
    Podobnie Reggie Miller- co roku w Miller Time tj. w PO – klipy z jego bataliami ze Spikiem Lee są jak Kevin Sam w Domu na święta.
    Żaden z Nich nie był lepszym strzelcem niż Melo, ale koszykarsko-legendarnie zostawili po sobie całą górę historii. Po Melo zostanie Melo-Drama.
    Chyba, że wraz z Dwightem Howardem przejdzie koszykarski czyściec – i odrodzi się na ostatnie 2-3 lata jako Killer Melo – windujący Portland w crunch time do kolejnych zwycięstw.
    Przykład świetnego startu Howarda pokazuje, że ci kolesie umieją grać w kosza, styrane ciało ma w sobie wystarczającą ilość mocy i większość problemów siedzi w głowie. Przełamanie tej skorupy – powoduje, że zapomniany, pogardzany Dwight-Mare – jest jedną z najfajniejszych historii tego sezonu.
    Miejmy nadzieję, że Melo będzie umiał pójść tą drogą – bo w drugą stronę prowadzą ślady Allena Iversona, którego epizod w Philly i Memphis – był smutnym końcem wielkiego niegdyś gracza.

    (8)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    Dawno temu w Denver go lubiłem, teraz go nie cierpię, przez swoje głupie zachowania ma dla mnie łątkę pajaca, a pod względem ego może konkurować chyba tylko z Wałęsą 🙂

    (1)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    Ale to bedzie jak Portland pojada LA w playoffach a Paczek sieknie na zwyciestwo w ktoryms meczu tej serii(np ostatnim) hehe
    Shaq mu wymysli jakas klawa ksywe, a nam sie lezka w oku zakreci i bedziemy sie bic w piersi, za te wszystkie komentarze na GB. A Carmelek bedzie mogl do hof z podniesiona glowa wchodzic, kariera bedzie juz inaczej wygladac.

    (1)
  14. Array ( )
    Odpowiedz

    Mam kuzyna w tym samym roczniku co ja, obaj zachwyciliśmy się basketem w podobnym wieku, draft 2003 był dla nas takim już oficjalnym oglądanym i wyczekiwanym draftem, wiedzieliśmy kto jest kto i co potrafił.
    Uważałem wtedy, że Melo przebije James’a swoim parciem na punkty, że James będzie tylko wybrykiem natury z wielkim verticalem i dobrym hypem.
    Przez pierwsze kilka lat ta nasza mała “rywalizacja” o miano “czyj” koszykarz jest lepszy, była na wyrównanym poziomie. Dopiero dołączenie LBJ do Miami zniszczyło naszą zabawę.
    Spodziewałem się po nim czegoś na wzór Iversona i w sumie to nawet się nie przeliczyłem.
    Podobne charaktery, podobny celownik na kosz, bycie tym fajnym i modnym, spore ego i tyle samo pierścieni. Fakt jest też taki, że LBJ miał wiele na tacy, od początku robiono z niego GOAT’a, układano pod niego zespoły, miał lepszą prasę, był porównywany z Jordanem… Typek co ma 20 lat na karku i jest porównywany do koszykarza wszechczasów na pewno ma lepszą banie do gry niż Carmelo w podobnym wieku który jest ciągle porównywany do Lebrona. Ujmowali mu tym, a on zapędził się swoim udowadnianiem.
    Gdyby Melo dostał do Denver konkretnego drugiego gracza, albo sam dołączył do takiego w innym klubie…
    Jego dyspozycja w Portland po roku bez NBA pokazuje że nie tylko LBJ jest dobrze zakonserwowany.
    Dla mnie co by nie było to jest on takim najmniej kochanym synem z trójki ( liczę LBJ, Melo, D.Wade )
    LBJ to synek Mamusi (NBA), wzorowy tata ma rodzinkę żyje z tą samą kobietą, mógł grać w NFL/NBA, wybrał NBA, gra kolejne świetne sezony i ogólnie cukierkowe życie.
    D.Wade został z Tatą (Shaq). Pokierowany w odpowiednią stronę jak synek wysłany na odpowiednie studia by mieć owocną karierę i dobrze płatną prace. Nauczony jak ciężko pracować, znać swoją rolę w społeczeństwie i wiedzieć kiedy odejść na dobrze płatną emeryturkę.
    Carmelo to taki trzeci co zawsze chciał inaczej, nosił inną fryzurę, szerokie spodnie, nie pasował do rodzinnego obrazka, obracał się z raperami i ludźmi którzy mieli różną przeszłość, świetny talent, wielki marzyciel, pracuś ale tak na pół etatu. Co za dużo to nie zdrowo. I tuła się to tu to tam, udowadniając wszystkim czy jest godzien czy nie.
    Trzymam kciuki za to by jeszcze udowodnił wszystkim co potrafi gdy jest głodny.

    (2)

Skomentuj ESSA Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu