fbpx

Doktor J: pierwowzór, legenda Rucker Park

13

Zbliżają się wakacje, więc albo już to zrobiliście albo zaraz uczynicie. Co? Przeniesiecie swe talenty z dusznej hali na okoliczne orliki czy schowane między blokami asfaltowe place, nierzadko opatrzone napisem “zakaz gry w piłkę”. Jest w tym całym graniu na ulicy coś ekscytującego, ma to swój niepowtarzalny klimat. Trudno przyrównywać polską kulturę streetballową do USA, jednak jestem pewien, że każdy z Was zna takie boiska, których stali bywalcy mogą uraczyć “nowych” jakąś historią o chłopaku, który przychodził tu za młodu, a dziś jest gwiazdą PLK (względnie zakładu penitencjarnego) albo opowiedzieć o gościu, który trzaskał dunki jak szatan, ale niestety było to jeszcze na długo przed wynalezieniem youtube’a, a dziś zapadł się pod ziemię i słuch o nim zaginął.

Pewnie wiecie, że mekką wszystkich streetballerów jest nowojorski Rucker Park. To nie zwykłe boisko, to legenda. Jego nawierzchnie gościły już wiele sław NBA i to nie tylko zanim stali się sławni. Prawdziwą gratką dla kibiców były spotkania graczy PRO z chłopakami z sąsiedztwa, toczone przede wszystkim z miłości do gry, o honor i reputację. A propos kibiców, jaki doping mogą mieć uliczne zmagania? Popatrzcie na zdjęcie poniżej, poznajecie?

To oczywiście Dr. J, czyli Julius Erving. Ciekawostka: to na jego cześć LeBron przyjął w Miami numer #6, wcześniej uhonorowaniem Irvinga było noszenie przez Jamesa szóstki w Team USA. Każda era ma swojego bohatera, toteż długo przed pojawieniem się w lidze LeBrona, Kobe, Jordana czy nawet Magica – największe tłumy gapiów przyciągał Julius. Takiej zgrai, jaka oglądała pojedynki uliczne w Rucker nie powstydziłby się wówczas żaden klub NBA. Widzicie budynek w tle? To szkoła.

Jeśli wszedłeś na to boisko po raz pierwszy i w swoim pierwszym meczu grałeś jak łajza, to zostawałeś już łajzą na zawsze [Pee Wee Kirkland]

1

Powyższy cytat dobrze oddaje realia panujące na Ruckerze. Esencją tamtejszej koszykówki był styl. Pee Wee, którego wypowiedź przytoczyłem, dobrze wie co mówi. Sam jest legendą tamtejszych boisk. Jeśli jego nazwisko nic Wam nie mówi, powiem tylko jedno: ten gość miał takie jaja, że odrzucił kiedyś ofertę Chicago Bulls! Na ulicy do dziś powiadają, że kiedy spojrzał na zaoferowany mu kontrakt odparł ze wzgardą “więcej mam teraz w kieszeniach marynarki” i wcale nie było to czcze gadanie. W “gangsterce” był równie dobry jak w koszykówce.

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3

13 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Poznałem to miejsce ogladajac filmiki And1. Czasami człowiek myslał: jak kiedys bede w NY to zagram sobie tam. A później usmiech i mysl: przecież cie kur.. nie wpuszczą nawet:D:D

    A beton to beton, na betonie czy asfalcie gra sie inaczej. Człowiek wchodzi w tryb gry 1 na 1, gry twardszej. I niszczy sobie kolana:D

    (-2)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    BLC pisze najlepsze artykuły na tej stronie. Uwielbiam czytać jego dzieła. Trzymaj tak dalej stary, naprawdę Ci to wychodzi. Pozdro! 🙂

    (6)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    no to teraz pan redaktor powinien pójśc za ciosem i napisać podobny artykuł o Earlu Monroe :]
    Black Jesus, Earl The Pearl itd.

    doprawdy, w całej historii amerykańskiej koszykówki właśnie Doktor oraz właśnie Earl Monroe doczekali się największego uznania i miłości kibiców. także dlatego, ze zdobywali je grając na ulicznych boiskach.

    jakiś czas temu w ESPN był duży artykuł o tym jak wygląda ulicznyh basket w Ameryce, i wyszło na to że wygląda fatalnie. nie do pomyslenia dziś, aby jakikolwiek zawodnik o statusie Dr J czy Monroe’a zjawił się ot tak po prostu, żeby pograć. jesli nawet jakiś się zwlecze, to w obstawie ochroniarzy, limuzyną i robi małpę. inna rzecz, ze dzisiaj ponoć dużo łatwiej niż kiedyś dostać kulkę, broń jest wsżedzie, a świrów nie brakuje.

    (4)

Skomentuj Janek Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu