fbpx

Dwie jedynki i pierścień: mistrzowskie duety pierwszych picków draftu NBA!

27

Temat draftu wielokrotnie przewijał się już w artykułach na stronie. W dzisiejszej NBA tzw. picki to szalenie istotna karta przetargowa, tak w rozliczeniach między klubami, jak i podczas ustalania długofalowej strategii rozwoju. Dla pozyskania wysokiego wyboru kluby gotowe były poświęcić na przestrzeni lat ważnych zawodników a nawet sezon, podkładając się komu popadnie, byleby tylko lepiej ustawić się do loterii i zwiększyć swoją pulę skaczących piłeczek. Wybór topowego zawodnika w danym roczniku może ustawić klub na lata, zapewniając zainteresowanie fanów i przychylność ogólnokrajowej TV. Wszystko oczywiście pod warunkiem, że wybierze się dobrze. A jeśli ktoś się przeliczy?

No cóż, zawodników, którzy nie sprostali oczekiwaniom było mnóstwo. Najbardziej jaskrawym przykładem ostatnich lat będzie Anthony Bennett. Swoje, po “nienajlepszym pierwszym wrażeniu” wciąż próbuje też udowodnić Markelle Fultz i fani w Orlando wierzą, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Zresztą, niedługo draft 2020, zapowiedziany na 18 listopada, więc znów odżyją wszelkie analogie i porównania.

W niniejszym tekście chciałbym jednak ugryźć temat z innej strony i przedstawić Wam przykłady jedynek draftowych, którym wspólnie udało się zdobyć mistrza. Czasem było ich dwóch, a czasem nawet więcej! Kim byli i jak wyglądała hierarchia w tamtych teamach? Oto wszystkie historyczne przypadki:

#Milwaukee Bucks 1971

Był już taki czas, że Bucks byli mistrzowską ekipą, mającą w swych szeregach ligowego MVP! Kozły, pozyskawszy w drafcie 1969 roku Kareema Abdul-Jabbara, złączyli go z dwoma innymi zawodnikami wybranymi z pierwszym pickiem, robiąc już nie duet, a tercet marzeń. Oscar Robertson został wymieniony przez Cincinnati Royals, a Bob Boozer doszedł po transferze z Seattle Supersonics. W Finale Bucks pokonali gładko Washington Bullets w czterech meczach, rozprawiwszy się uprzednio z Warriors i Lakers (dwukrotnie 4:1)

Jabbar został wybrany MVP Finałów, ze statystykami na poziomie 27 punktów 18.5 zbiórek oraz 2.8 asyst. Robertson dołożył 23.5/5/9.5 a Boozer, niedawny All-Star, będący już “na ostatnich nogach” przed zjazdem do bazy, dołożył 5.5 punków i 4.8 zbiórek.

#Showtime Lakers

Drużyna z Los Angeles fundamenty swojej dynastii w latach osiemdziesiątych zbudowała na zawodnikach wybranych z numerem pierwszym. Lakers mieli w składzie wspomnianego w poprzednim akapicie Kareema, który dość szybko doszedł do wniosku, że wiele go już w Bucks nie czeka. Wspomagali go Magic Johnson i James Worthy, wybrani z jedynkami w latach 1979 i 1982 oraz pod koniec Mychal Thompson, pozyskany z San Antonio w 1987 roku, numer jeden draftu 1978 roku

Pierwsze dwa tytuły, czyli mistrzostwo 1980 i 1982, były udziałem Kareema i Magica. Przyjście Worthy’ego (draft) uczyniło z nich potęgę i pozwoliło sięgnąć po kolejne trzy tytuły, czyli te zdobyte w latach 1985, 1987 i 1988. Dwa ostatnie były też udziałem Thompsona, który grał jako zmiennik Kareema Abdul-Jabbara.

#Dwie wieże San Antonio

W 1987 roku Spurs pozyskali w drafcie Davida Robinsona, którego dekadę później sparowali z Timem Duncanem. To pozwoliło im sięgnąć po tytuły w latach 1999 i 2003. Duncan w obu przypadkach zabrał do domu statuetkę MVP Finałów, którą postawił obok nagród MVP, które zdobywał w 2002 i 2003 roku. Do dziś wspominam Finały 1999 roku, które oglądałem z wielkim zaciekawieniem, trzymając z lekka kciuki za szalonego lotnika Latrella Sprewella i New York Knicks.

#Big Dog to the rescue!

W 2003 roku Robinson miał już 37 lat i szykował na emeryturę, ale Duncan dopiero się rozkręcał. Dwa lata później w składzie wspomógł go Glenn Robinson, numer 1 draftu 1994. Z tą dwójką w swych szeregach SAS sięgnęli po kolejny tytuł, chociaż niesamowicie twarde warunki postawili im Detroit Pistons, wydłużając serię finałową do siedmiu meczów.

Wówczas 29-letni Duncan dostarczał cyfry na poziomie 20.6/14.6/2.1, a Glenn Robinson był w zasadzie cieniem dawnego siebie. Jeszcze kilka tygodni wstecz był wolnym agentem, w finałach zagrał w trzech meczach, w których łącznie zdobył 1 kosz w przeciągu 14 spędzonych na boisku minut. Było to jego pożegnanie z ligą. Dość huczne, zważywszy że zdobył tytuł.

#Cavaliers 2016

Tu już historia najnowsza i tytuł dla Cleveland Cavaliers w 2016 roku. LeBron, wróciwszy z Miami zaliczył bolesne spotkanie z rozpędzonym pociągiem Warriors w 2015 roku (osłabiony kontuzjami barku Love’a i łąkotki Irvinga). Rok później już go grzebano po 1-3 na wejście, a tu proszę.

Kawalerzyści wybrali LeBrona w 2003 roku. Gdy przeniósł swe talenty na South Beach, Cavs capnęli Irvinga z pierwszym pickiem 2011 roku. James został MVP Finałów 2016, ale nie byłoby tego bez wydatnej pomocy Kyrie.

#2020… could it be?

Wiecie już co chcę napisać. W ekipie Lakers mamy w tym roku kolejnych trzech pretendentów do tego zestawienia. Wspomniany LBJ, Anthony Davis (jedynka draftu 2012) oraz Dwight Howard (top pick roku 2004). Czy stać ich na taki wyczyn? Przekonamy się już niebawem. To zresztą nie jedyny rekord leżący na szali. Przed tymi playoffami Kawhi i LBJ mieli szansę na zostanie pierwszymi zawodnikami, którzy zdobyliby MVP Finałów z trzema różnymi zespołami. Póki co, Kawhi się z tego wyścigu wypisał, a raczej wypisał go Paul George, przy wydatnej pomocy Doca Riversa. Anthony Davis może wyświadczyć LeBronowi podobną przysługę, ale w jego wypadku bardziej wchodzi w grę zgarnięcie statuetki przez niego samego. W żadnym z tych wypadków kibice LAL nie będą zawiedzeni.

[BLC]

27 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    W sumie ciekawa sytuacja wydarzyła się w 1982 roku. Lakersi wygrali mistrza, a na dodatek po sezonie wybrali z 1 Worthy’ego. Dobrze się ustawili.

    (18)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Tak patrząc na obecnie finały, to w przypadku wygranej Lakers (co jest wielce prawdopodobne) kto dostanie MVP finałów. Bo w sumie i AD i LBJ grają na podobnym (najwyższym) poziomie.

    (6)
    • Array ( )

      Zapewne LBJ jako lider drużyny i bardziej medialna gwiazda. Po prostu wybór mniej kontrowersyjny. Oczywiście AD ma jeszcze minimum 3 mecze, aby sprawić, by wyglądało to inaczej. Lecz nie skreślał bym jeszcze Miami to dopiero pierwszy mecz, choć na pewno będzie bardzo trudno cokolwiek ugrać.

      (2)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Szkoda..fajne to Miami ale jestem pewny że Boston dało by więcej w tym finale, no cóż Goran kontuzja i w zasadzie to już po robocie. Mój finał Clippers – Bucks już się nie wydarzy ale za rok…GSW – Boston?? hehe. Nawet nie czuję złości na ten jednostronny finał tylko na tych niby kibiców Lakers i to że portal stał się LakersFUN. Nagle 80 % czytelników z naczelnym na czele jarają się..to jak kibicować Realowi Madryt czy Legii w Polsce ( od 6 lat ) – mega łatwizna. W sumie to każdy robi co lubi.

    (-3)
    • Array ( )

      No faktycznie łatwo kibicować Lakers. W poprzednim sezonie nawet playoffów nie zrobili, a przed tym sezonem większość mówiła, że to Clippersi są lepsi, a w Jeziorowcach oprócz AD i LBJ to sam szrot występuję na czele xD

      (13)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Samolub Kawhi pozbawił nas ciekawych finałów w tym roku.
    Jesli zostałby w Toronto to moim zdaniem ogladalibyśmy Kawhi w finale naprzeciw Lebrona. To byłaby walka. A tak Robotyczny Leoś u boku przepłaconego Wayoff P zbierze za rok gromy od ekspertów, że znów złapał choke.

    (10)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Jeśli faktycznie miałoby być już wszystko jasne, to buki nie przyjmowałyby zakładów… LA jeszcze nie wygrało, aczkolwiek są zdecydowanym faworytem. To nie ulega wątpliwości. 1.26 za ich WINA , przy prawie 4.00 na Miami w Totolotku. Nie takie kursy już nie wchodziły. Wszystko jest jeszcze możliwe.

    (1)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie wiem o jakich pseudofanach Lakers mowa. Ja im kibicuje od 29 lat i nigdy nie zmieniłem barw. A tu widzę co sezon znajdują się fani co raz to innej drużyny. Gdzie są Ci wielcy fani MJ i Chicago Bulls których czapeczek na ulicach w latach 90tych trudno było zliczyć? Oprócz siebie nikogo wtedy nie widziałem w czapce Lakers. Aaaa już wiem Ci „wierni fani” kibicują teraz GSW LAC Miami czy tez innym będącym akurat na fali zespołom. Nie macie pojęcia jak to jest być wiernym kibicem mimo że Twoja drużyna wyciera dno tabeli i kilka lat z rzędu nie awansuje do playoff. Ale tez nie macie pojęcia jak po kilku latach kibicowania smakuje zwycięstwo i triumf Twojej drużyny. Na pierwszy tytuł LAL czekałem 9 lat teraz czekam 10 i nigdy nie zmienię barw zawsze złoto i purpura.

    (7)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Wydaje mi sie, ze tak na prawdę chodzi o pooglądanie dobrej koszykówki, plus mała sympatia do jakiejś drużyny. Ten sezon był naprawdę dziwny, według mnie cialo Lebrona skorzystało na tej kilkumiesięcznej przerwie by wypoczęty wejście w play off. A wiadomo wypoczęty James nawet w wieku 36 lat jest bardzo groźny. Jak widać ściągnięcie Davisa to był strzał w dziesiątkę. Nie da się przecież tego nie widzieć, Lakers po jego przyjściu stali się kandydatem na mistrza i to jednym z pierwszych. Nie mogę się już doczekać powrotu sezonu z kibicami, i nowej próby siły, zwłaszcza w dwóch zespołach, które naprawdę mogą namieszać mowa o GSW, i Nets. Nie mogę się też doczekać powrotu Duranta bo to jedyna przeciwwaga dla Lebrona.

    (3)
    • Array ( )

      A jak ktoś kibicuje bez przywiązania do “barw” to jest gorszy? To jeest jakiś koszmarny absurd – wywyższać się , bo się kibicuje klubowi odległemu o 10 000 km. Jestem w stanie zrozumieć kibicowanie lokalne – bo to wiąże się z pewną swoista kulturą kibicowania i więzią społeczną budowaną na meczach. Ale na odległość? I do tego to ma być argument na bycie “lepszym kibicem”? A co zrobisz ze mną – ja kibicuję dobrej koszykówce – w tej sytuacji smuci mnie pech MIA, tak jak w zszłym GSW – bo nie będę miał 7 gier, a 4-5. Chcę się dobrze bawić, tak jak bawiłem się przez całe PO, bo koszykówka była na przednim poziomie, nie ważne kto wygrał – lubię NBA, niektórych graqczy bardziej innych mniej bardzo. W latach 90 kibicowałem Houston i Orlando jednocześnie, Jordanowi i Barkleyowi a w moich pierwszych finałach najbardziej podobał mi się Vlade Divac, Magic i Jordan – nie bardzo wiedziałem jeszcze o co chodzi i myślałem, że Moses Malone gra w Utah.
      Czy to mnie deprecjonuje, a ludzie, którzy lubią fajne historie kibicowali NY w 1999 czy Cavs ostatnio?
      Ludzie – trochę zrozumienia, nie każdy musi być fanatykiem
      “barw” . Wróć – użycie słowa “barwy” w tym kontekście to nadużycie. Bo chodzi tu w podtekście o związek frazeologiczny barwy narodowe, a to nas bez “barw” czyni gorszymi bezpaństwowcami…
      Wróćmy do fajnej, przyjacielskiej dyskusji merytorycznej o meczu, sytuacji Miami i szans na zacięty mecz 2.
      Nawet czy Dwight zrobi kolejne bam! z Bara Adebayo 😉
      Napisałbym Peace, na końcu (to takie amerykańskie) – ale w PL to się fonetycznie brzydko kojarzy.

      (7)
    • Array ( )

      Ja tez kibicuje dobrej koszykówce . W momencie kiedy moje Chciago nie gra w Po kibicuje przewaznie slabszej drużynie ale to nie znaczy ze musze przy tym byc chorągiewką , która do tego obnosi sie sukcesami druzyny której “kibicuje “od roku .

      (2)
    • Array ( )

      @idoru
      Dziękuję! Też mnie wkurzają ci wszyscy napinacze, bo jak jak rozumiem, że w Poznaniu wszyscy kibicują Lechowi, a we Wrocku Śląskowi, bo wiadomo, jak się było brzdącem to tato zabrał na mecz, chodzi się na nich od x lat i wsiąknęło w całą kulturę kibicowania więc kibicuję się na dobre i na złe.
      Ale tu? Sorry, ale nie czuję specjalnego przywiązania do barw klubu z miasta w którym nigdy nie byłem, jeżeli któryś polubiłem to dlatego, że podobało mi się jak grają, ale przywiązanie czuję co najwyżej do graczy bo łatwiej mi się identyfikować z człowiekiem niż z klubem. Bo co, mam sobie wybrać że ostrogi są fajniejsze od rakiet? że irlandzki skrzat jest fajniejszy niż jeleń? No nie bardzo. Lubię Celtics, ale jakby w tym offseason stwierdzili że wymieniają Tatuma i Browna i Smarta na Kawhi i PG13 i Lou, zwalniają Stevensa i zatrudniają Ty Lou to nie polubię nagle ludzi których do tej pory nie lubiłem tylko pójdę za tymi graczami których polubiłem.

      (1)
    • Array ( )

      Ja też jestem fanem Chicago od 30 lat. Mam mnóstwo koszulek i t-shirtów z bykiem, klapki, kilka kurtek, ręcznik, kubki, breloki do kluczy, plakaty, karty, mnóstwo vhsów z lat 90-tych i jeszcze trochę. No i kilka par Jordanów, głównie w barwach bred. Do końca z Bykami!

      (0)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Ciekawa ta sytuacja z Milwaukee 1971. W finałach Bucks pokonali gładko Washington Bullets , rozprawiwszy się uprzednio z Warriors i Lakers. Czyli Kozły grały w zachodniej konferencji wtedy? Czy inaczej było ułożone playoffs? Nie pamiętam czy był już o tym art, ale może dałoby się to przedstawić w jakiejś grafice/filmiku – podział na konferencje w poszczególnych latach/zmianach w konferencjach.

    (4)
    • Array ( )

      W sumie masz rację. Tyle pewnie, że ta rywalizacja Kawhi z Lebronem ma zapewne główny wątek o MVP finałów

      (0)

Skomentuj Tak Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu