fbpx

Facet ze studia: Kenny „The Jet” Smith

11

Kenny Smith większości dzisiejszych kibiców kojarzy się oczywiście ze studiem TNT gdzie wspólnie z Shaqiem i Sir Charlesem podśmiewają się z siebie nawzajem. Nie zamierzam w tym momencie umniejszać kompetencji chłopaków, ale z całej trójki jedynie Smitha warto słuchać. Reszta ma walor przede wszystkim humorystyczny. Zgadzacie się?

A czy wiecie, że za swą pracę w “Inside the NBA” Kenny otrzymał swego czasu Emmy Award, czyli nagrodę zarezerwowaną dla najbardziej wyróżniających się dziennikarzy USA? O koszykówce wiedzę ma ogromną i dlatego oprócz stacji TNT zatrudnia go CBS, gdzie jest ekspertem w trakcie turnieju “March Madness”.

Jednak nie zawsze było tak, że Kenny do pracy chodził ubrany w garnitur od Armaniego, wjeżdżając windą na 20 piętro wieżowca w centrum Manhattanu. Kiedyś, ten facet, który tak często sprzecza się z kolegami w studiu codziennie musiał ostro trenować, trzymać ścisłą dietę i oddawać po kilkaset rzutów dziennie grał w NBA. Grał na tyle dobrze, że w jego dorobku znajdują się dwa mistrzostwa zdobyte z Rockets. To jak to było, z tym „starym” Kennym Smithem?

Jamaica

Wbrew temu co może sugerować nagłówek i miejsce narodzin, to jest zupełnie inaczej niż mogłoby się wydawać. Pochodzi z Nowego Jorku, z Queens, a wychowywał się w znajdującej się tam okolicy, w której skupiona była klasa średnia Big Apple, która dorobiła się pseudonimu „Jamaica”.

Skoro w jego żyłach od małego płynęła Nowojorska krew, to praktycznie z automatu został zaszczepiony miłością do koszykówki. Młody Kenny był wychowywany w bardzo wierzącej rodzinie i od małego udzielał się w swojej rodzinnej parafii. Czy to rozgrywając dla niej mecze w „kościelnej” lidze, czy pomagając w samym kościele. Szkoła średnia to oczywiście szkoła katolicka. Archbishop Molly High School, gdzie trafił na trenerem był Jack Curran.

Swoją drogą, bardzo ciekawa postać. Facet ma najwyższy odsetek zwycięstw spośród wszystkich trenerów licealnych w historii całego stanu Nowy Jork. Jakby tego było mało, to był również trenerem bejsbolu i pewnie nie zgadniecie jak powodziło się jego drużynom. Tak, też były najlepsze. Trafiając pod jego skrzydła Smith mógł tylko ciężko pracować, żeby jak najlepiej wykorzystać daną mu szansę. Udało mu się w 100 procentach, bo 1983 rok przyniósł mu powolanie do McDonalds All-American i ofertę stypendialną od molocha uniwersyteckiej koszykówki.

Tar Heel

Mówi się, że jeżeli raz trafisz do drużyny University of North Carolina, to do końca życia pozostaniesz wyznawcą „religii” Tar Heels. Właśnie tam swoją przygodę z poważnym basketem miał rozpocząć filigranowy jeszcze Smith. Kiedy wchodził do drużyny, czekał już na niego nie byle kto, bo przyszły bóg koszykówki. Michael Jordan. Pieczę nad całą maszynerią sprawował niezawodny Dean Smith, który za swój system koszykarski był w stanie zginąć w najcięższych męczarniach. Dla niego nie liczyły się indywidualne zdobycze graczy, tylko wygrana. Taki radykalny Greg Poppovich.

W każdym razie, biorąc pod uwagę to, że dzisiaj topowe prospekty draftu wybierają słabsze uczelnie tylko po to żeby wybić się w rankingach i trafić z wysokim pickiem do NBA, to North Carolina była zupełnym przeciwieństwem. Jak się możecie domyślać, Kenny został jednym z trybików tej dobrze naoliwionej maszyny. Sezon skończyli bilansem 28-3, a Smith notował 9 punktów i 5 asyst. Niestety zębatki szlag trafił, gdy jakiś farmer z Indiany postanowił napsuć krwi potencjalnym mistrzom kraju. Jedynie druga runda była gorzką pigułką dla chłopaków.

Następny sezon miał być zupełnie inny. Tar Heels zadomowili się w ćwierćfinałach, ale z kwitkiem odprawili ich przyszli mistrzowie: Villanova Wildcats. Rokrocznie Dean Smith próbował sięgnąć po mistrzostwo, jednak po odejściu Jordana w 1984 sprawy mocno się skomplikowały. Coach pozwolił graczom na odrobinę luzu, z którego skorzystał Kenny, który w swoim ostatnim sezonie na uczelni został wybrany do najlepszej drużyny w kraju, notując 17 punktów i trochę ponad 6 asyst.

International Champion

Jego kariera w Tar Heels to nie tylko uczelniana sława, czy osiągnięcia indywidualne. To również uczestnictwo w mistrzostwach świata w 1986 roku. David Robinson, Muggsy Bogues, Steve Kerr i Kenny Smith. Nie było opcji, żeby ktokolwiek inny uniósł w górę trofeum, a przynajmniej tak się wydawało. W dobie niesnasek USA i ZSRR o złoto przyszło zawalczyć właśnie tym dwóm zwaśnionym nacjom. Mecz marzenie, emocje do samego końca, podteksty na każdej możliwej płaszczyźnie. Ostatecznie skończyło się 87-85 dla Jankesów, którzy pokonali drużynę Sowiecką z Sabonisem seniorem w składzie. Dorobek Smitha? 23 punkty, które wydatnie przyczyniły się do wygranej.

Rookie

Jako profesjonalista pełną parą, z 6 wyborem wylądował w Sacramento, co wtedy nie było wcale takie złe jak dzisiaj. Pełen luz, pełna swoboda i 35 minut na mecz. Wymarzone warunki dla aspirującego rozgrywającego. Prawie 14 punktów i 7 asyst przełożyło się na nominację do najlepszej drużyny pierwszoroczniaków. Karierę rozpoczynał u Billa Russela, który wtedy trenował Kings.

Dobry sezon „na wejście” wcale nie dał mu mocnej pozycji w Sacramento. Z kierownictwem jednak chyba było coś nie tak od początku istnienia tego klubu i Kenny powędrował do stanu Georgia. Atlanta Hawks zdecydowali się go posadzić na ławce rezerwowych. Był to jego 3 sezon w lidze. W drugim notował 18 punktów i 7.7 asyst, a po zesłaniu do Atlanty… grał zaledwie 20 minut na mecz, rzucając ledwo 8 punktów.

Na szczęście pobyt w Hawks nie trwał zbyt długo i nie udało im się zmarnować jego talentu. Łapska wyciągnęli po niego Houston Rockets. Początki przyniosły przede wszystkim powrót do dawnych statystyk. Był liderem w asystach i skuteczności rzutów wolnych, a do tego bilans 52-30, do którego wraz z Olajuwonem poprowadził Rakiety był najlepszym w historii klubu. Co ciekawe w głosowaniu na MVP skończył na 17 miejscu. Całkiem nieźle jak na niedawnego „pana ogrzewacza” ławki rezerwowej.

The Jet

Chwila, chwila. Jaki „The Jet”? A co z Jasonem Terry? Tak się składa, że pierwotnie to właśnie Kenny został „odrzutowcem”. Stery w klubie z Houston przejął Rudy Tomjanovich, a pod jego wodzą drużyna stała się z pocisku balistycznego, ogromną rakietą nośną. Okres mlekiem i miodem płynący zapoczątkował sezon 1993-94, w którym po raz pierwszy w historii klubu zawodnicy sięgnęli po mistrzostwo NBA. Houston Rockets rok później, obronili tytuł, a przez okres ich dominacji w lidze, Kenny osiągał w playoffs 11.7 punktów i 4.5 asysty. Powoli zaczynał tracić na efektywności, ale kiedy wylała się na niego krytyka mediów, w pierwszym meczu finałów z 1995 postanowił wkleić Orlando Magic 23 punkty, z których 21 było trójkami, dokładając rzut dający dogrywkę.

Wciąż, nie powiedziałem wam, skąd wzięła się ksywa Smitha. Już tłumaczę. W sezonach 1993-94 i 1994-95 za każdym razem, kiedy grał w playoffs razem z Olajuwonem, jeżeli ich przeciwnicy przegrywali serię w Houston, musieli wrócić zabukować lot powrotny do domu, który kończył ich sezon. Cóż, taki był już los przeciwników Rockets.

Sam Cassell Trouble

Szczerze mówiąc, to z roku na rok Kenny grał coraz gorzej. Ale co można zrobić, kiedy nie jesteś LeBronem Jamesem, którego ciało jest wynikiem jakichś kosmicznych ulepszeń. Musisz brać to co Ci zostaje. Do problemów Smitha, oprócz starzenia się, trzeba zaliczyć Sama Cassela, który notował świetny sezon 1995-96, odbierając skutecznie minuty świeżo upieczonemu podwójnemu mistrzowi NBA. Wciąż jednak trener widział dla niego miejsce w składzie. Statystyki może nie powalały, bo notował jedynie 8.5 punktów i 3.6 asysty, jednak wciąż był solidnym backupem na pozycji PG.

Rakiety postanowiły jednak oddać pałeczkę w ręce Cassella, a Kenny powędrował do Detroit Pistons. Zagrał tam 9 spotkań, po czym został bez sentymentów zwolniony i ponownie zatrudniony przez Orlando Magic. Magicy chyba pamiętali jego Game 1 w niedawnych finałach i po 6 spotkaniach znów musiał pakować swoje walizki. Ostatecznie, zawitał do Denver, gdzie zadomowił się już do końca sezonu. Wchodził z ławki i dawał żółtodziobom swoje mistrzowskie doświadczenie. Coraz głośniej nosił się z zamiarem zakończenia swojej kariery, którą w pewnym stopniu zahamowały również dokuczające mu kontuzje. Myśl przekształciła się w czyn i po dograniu sezonu dla Nuggets, zawiesił swoje kicksy na przysłowiowym kołku.

Inside the NBA

Zaledwie rok po zakończeniu kariery, na stałe zadomowił się w amerykańskich telewizorach. Dołączył do Turner Sports jako Jacek Gmoch, czyli ekspert w studiu. Jego kariera analityka nabrała ogromnego rozpędu i w krótkim czasie stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych ludzi z zewnątrz związanymi z NBA. Głównie do jego popularności, przyczyniło się powstanie show Inside the NBA w 1989 roku, do którego dołączył kilka lat później. Swoją drogą, kto by pomyślał, że początki uwielbianego dzisiaj programu przez fanów koszykówki sięgają aż do końcówki dwudziestego wieku.

[Adam Szczepaniak]

Byliście już na wyprzedaży w Sklepie Koszykarza?

/www.gwba.pl/SK-june-30%

11 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Dobry artykuł 🙂 Aczkolwiek myślałem że będzie więcej wzmianek o tych zamiłowaniach Jeta do kobiecych kształtów 😀

    (23)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Kompletnie nie skapowalem o co chodzi z tym nickiem The Jet, wiec poszperalem w necie. Taka sama historia, jak w artykule, jest na jakims forum anonimowym, a sam Smith w wywiadzie powiedzial, ze ksywe mu dal jakis dziennikarz w ogolniaku lub uniwerku.

    (1)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    To top 10 z nim w roli głównej to chyba 10 pierwszych wygooglowanych akcji z nim. Nie wklejajcie takich filmów bo obciach. Gość siał game winnery, brał udział w konkursie wsadów a wy taką kiszkę wklejajcie.

    (22)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Bez kitu, to Top 10 straszna bieda. Nie chce mi się wierzyć że Kenny nie miał bardziej elektryzujacych akcji z okresu pobytu w Houston

    (8)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    my man … paka Rockets była niezła… razem z Maxwellem tworzyli niezły duet obrońców..

    ps
    fajnie jakby do każdego artykułu o graczu dodawać jakieś jego statsy/rekordy

    (1)

Skomentuj Mnb Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu