fbpx

Frank Kaminsky: rise of a foot soldier

30

Czy wyobrażałeś sobie kiedyś, Drogi Czytelniku, że ogrywasz przeciwników niczym Frank Kaminsky? Ja też nie. Ale znudzony już jestem pisaniem historii o kolejnym czarnym chłopaku, który wyrwał się z getta i spełnił amerykański sen, trafiając do NBA. Nie zrozum mnie źle, bez ironii, podziwiam tych gości, ale artykułów o nich napisałem już około setki, a przeczytałem z 10 razy tyle. Serio, z ponad 700 moich wpisów to chyba najczęściej powielana klisza. Ale nie dzisiaj.

W tym artykule postanowiłem wziąć jednego z tych no-name’ów, obok których większość kibiców basketu przechodzi zupełnie obojętnie. Bo spójrzmy prawdzie w oczy. Na informację, że do twojego ulubionego zespołu dołącza Frank Kaminsky prędzej zareagowałbyś słowami “k*rwa kto?!” niż jakimkolwiek wyrazem aprobaty. Tymczasem dziś ogłaszam święto szeregowych graczy, jak śpiewają Stonesi

Let’s drink to the hard working people!

#Frank the tank

Gdy był jeszcze małym szczylem, zaczynał od rzucania piłką do pordzewiałej obręczy, zawieszonej na tyłach domu rodziców. Ile razy patrzył na ten obdrapany i trochę asymetryczny kawałek metalu, dochodził do wniosku, że stary musiał to podwędzić jakiemuś sąsiadowi ze śmietnika, bo przecież niemożliwe, żeby gdziekolwiek ktoś sprzedawał coś tak szkaradnego. Na domiar złego, rój pszczół upodobał sobie tylną ścianę spróchniałej tablicy i założył tam gniazdo, więc Frank, bojąc się ugryzień, rzucał tylko z daleka i pozwalał by piłka potoczyła się na bezpieczną odległość, zanim podreptał, żeby ją zebrać. Sam twierdzi, że to właśnie w ten sposób wyrobił sobie swój styl gry.

#Idź stąd, białasku

Illinois Wolves, drużyna AAU była pierwszym zespołem Kaminskyego. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo szybko okazało się, że w ekipie panują podwójne standardy. Wysoki i chudy biały chłopaczek doskonale zapamiętał pewna lekcję, jaką tam odebrał. Gdy przyszedł do drużynowego autobusu, gotowy na turniejowy wyjazd do Kansas, od trenera usłyszał “na treningach możesz sobie grać, ale na mecze to ty z nami jeździć nie będziesz”. To właśnie od tego wydarzenia Franek wyrobił sobie pewną etykę pracy, która stała się dla niego znakiem rozpoznawczym przez całą dalszą karierę.

#Trudne początki

Francis Stanley Kaminsky III urodził się 4 kwietnia 1993 w Winfield w Illinois, w domu Franka Jr.’a i Mary Kaminsky, byłych uniwersyteckich gwiazd odpowiednio koszykówki i piłki siatkowej. Miłości do basketu nie wyssał jednak z mlekiem matki. Potrzeba było wujków, którzy pracowali w United Center i od czasu do czasu zabierali do roboty, gdzie mógł podglądać zawodników Bulls. Po niepowodzeniach w AAU wybrał naukę w Benet Academy, gdzie stał się częścią drużyny z bilansem 29-1 w pierwszym sezonie. Kaminsky, ze statystykami na poziomie 15 ppg, 9 rpg i 4 bpg, obwołany został MVP prestiżowej (w sumie to nie wiem, ale wypadało tak napisać) East Suburban Catholic Conference, a jego jersey #44 do dziś powiewa pod kopułą Benet Academy.

Aż chciałoby się napisać, że z  takim resume to nic dziwnego, że otrzymał ofertę stypendialną, ale fakty są takie, że na nadmiar korespondencji nie narzekał (w sumie pięć uczelni wyraziło zainteresowanie, ale prócz Badgers nikt znaczny). Oceniono go na trzy gwiazdki, jednak otrzymał ofertę z Wisconsin i tak zaczął się jeden z najbardziej emocjonujących okresów w jego życiu.

Oczywiście, nie był gwiazdą uniwerku, jak to się mawia za oceanem, “from day one”. Wciąż był przecież tym samym białym chłopaczkiem o szczupłej budowie, który każdego musiał przekonywać, że może coś znaczyć na koszykarskim boisku. Przez dwa pierwsze sezony, mimo rozegrania 67 spotkań, szczytem jego osiągnięć była średnia 4.2 punktów jako drugoroczniak. Dopiero jako junior pokazał, że nie przyjechał tu przez przypadek…

#Make ’em believe

Slogan zespołu w zasadzie mógłby być prywatnym motto Franka, ale nie wyprzedzajmy faktów, bo w pierwszym sezonie Kaminsky spędzał na boisku ledwie 7 minut i zdobywał średnio niespełna 2.0 punktów.

Przychodzisz tu jako gwiazda swego liceum, ale może być tak, że nie będziesz grać. Musisz dojrzeć fizycznie i mentalnie, dopiero wtedy dostaniesz szansę [coach Bo Ryan]

Słowa trenera znajdują potwierdzenie również we wspomnieniach Pattricka Chambersa z Penn State, który zdradza, że przez pierwsze 2 lata Kaminskyego w NCAA kluby nie miały go nawet uwzględnionego w przedmeczowych notatkach, bo wydawało się to absolutnie niepotrzebne i szkoda było papieru. “Wesoły chłopak ten Frank, ale NBA z tego nie będzie”- mówiono.

Sam Frank również nie myślał wtedy o zawodowej koszykarskiej karierze. Był pewien, że March Madness to jego ostatni śpiew i coś, co będzie wspominał po latach, więc za wszelką cenę chciał tam po prostu dobrze wypaść. Wyjść i grać. Na treningach wrócił przede wszystkim do tego, co ćwiczył na obdrapanej obręczy za domem- rzutów. Kiedy dla innych jesteś na boisku niewidzialny, tylko zdobywaniem koszy możesz sprawić, że cię zobaczą. Bezimiennych zawodników nie wspomina się za grę w obronie. Gwiazdą jeszcze wtedy nie został, ale 4.2 ppg w stosunku do 1.8 w poprzednim sezonie pokazywało, że jakiś progres jest. poza tym, Kaminsky przewodził drużynie w skuteczności wolnych (.767).

#No-name

Przed rokiem juniorskim wreszcie dostrzegł swoją wielką szansę. Trzon podkoszowych Badgers kończył studia, więc pojawiło się miejsce dla niego. Lato przepracował w pocie czoła, szkoląc już nie tylko rzuty, ale też manewry podkoszowe i obronę. Przełomowym spotkaniem był zwłaszcza 19.11.2013, mecz z North Dakota, gdy Frank pobił rekord uniwersytetu, zdobywając 43 punkty. Do tej pory notował średnią 9 punktów na otwarcie rozgrywek, ale rzeczonej nocy zaliczył 16/19 z gry, w tym 6/6 za trójkę. Wtedy już musieli go wpisywać do raportów…

Bezbłędnie wszedł w mecz. Rzadko się widzi kogoś, kto dosłownie wie, że tej nocy usiądzie mu wszystko [Sam Dekker]

Po tamtym meczu wszystko się zmieniło dla Kaminsky’ego, bo trener zaczął mu ufać, a on tego zaufania nie nadużywał. Pod koniec sezonu wszedł do First Team prestiżowej (teraz już na pewno) Big Ten. W March Madness Wisconsin bez większych problemów awansowali do Elite Eight. Na drodze do Final Four stanęli im gracze Arizony, z niejakim Aaronem Gordonem w składzie. Mecz zakończył się dopiero w dogrywce, jednopunktowym zwycięstwem Wisconsin. Kaminsky był liderem zespołu, zdobywając 28 punktów i 11 zbiórek.

#Wolę zostać tutaj

Niestety, szczęście bywa zmienne. Po jednopunktowym zwycięstwie z Arizoną, przyszła jednopunktowa porażka z Kentucky. Nie wpłynęło to jednak na notowania samego Kaminsky’ego, którego wszyscy spodziewali się zobaczyć w kolejnym drafcie. Tymczasem zawodnik ogłosił, że wraca na kolejny rok do Badgers, bo ta atmosfera nie ma sobie równych i czegoś takiego nie przeżyje nigdzie indziej:

Gra w NBA zawsze była moim marzeniem, wiem, że te kluby mają swoich wspaniałych fanów, ale czasem oglądam mecze drużyn takich jak Bobcats, przy trybunach pustych do połowy, i się po prostu nudzę… Wolę zostać tutaj [Frank]

Przed kolejnym sezonem wielu ekspertów typowało Badgers na lidera konferencji, a do Franka należało sprawienie, by te prognozy się ziściły. Prawie 20 ppg i średnio ponad 8 zbiórek w 36 spotkaniach, wydatnie przyczyniły się do bilansu 36-9 i pierwszego w historii uczelni pierwszego seeda przed marcem.

W Final Four nastąpił rewanż za rok ubiegły, Wisconsin odegrało się na Kentucky (64-71 i 20/11 Franka) niestety w finale, do którego weszli po raz pierwszy w 74-letniej historii uczelni,  musieli uznać wyższość DUKE. Nie zmienia to jednak faktu, że Kaminsky otrzymał nagrodę dla Zawodnika Roku.

#Big Stage

Oglądanie Bobcats okazało się prorocze. W drafcie 2015 sięgnęli po niego Charlotte z numerem 9. Pierwszy sezon spędził za plecami Ala Jeffersona, zdobywając 7.5/4.1 na mecz. Rok później dalej był rezerwowym, ale już z dwucyfrową średnią punktów, 11.7 (trzeci wynik w zespole), co zasługuje na uwagę, gdyż konkurencja pod koszem była spora, łącznie dziewięciu (!) graczy PF/C w drużynie, w tym Spencer Hawes, Roy Hibbert, Cody Zeller czy Miles Plumlee.

W tym sezonie pole manewru Kaminsky’emu ograniczyło nieco przyjście Dwighta (został przesunięty na silne skrzydło) aczkolwiek młodzian notuje średnio 10.5 punktów przy najlepszej w karierze skuteczności z gry (41%) i wolnych (77%). Wciąż się rozwija i spełnia swój sen w najlepszej koszykarskiej lidze świata.

#Epilog

Nie dalej jak (przed)wczoraj, z wielką pompą, pod kopułę Uniwersytetu Wisconsin, powędrował jersey Franka Kaminskyego. I niech to będzie lekcja dla nas wszystkich. Nie chcieli go w AAU, zwlekali z ofertami do NCAA, pomijali w przedmeczowych raportach, a on? Po prostu robił swoje i w każdym meczu grał tak, jak gdyby jutra miało nie być, bo przecież każdy, klepiąc go po plecach powtarzał “Wesoły chłopak ten Frank, ale NBA z tego nie będzie…” Zawsze będzie, co ma być.

[BLC]

30 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    >Do tej pory notował średnią 9 ppg na otwarcie rozgrywek, ale FERALNEJ nocy zaliczył 16/19 z gry, w tym 6/6 za trójkę

    ?

    (5)
    • Array ( )

      Za SJP:
      “feralny
      1. przynoszący nieszczęście; pechowy, niepomyślny;
      2. złowróżebny, źle zapowiadający, źle rokujący”

      Powiększył “FERALNEJ” by było zrozumiałe ‘czego nie rozumie’ 😉

      (12)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja oglądając march madness właśnie wtedy kiedy odpadli z Kentucky zacząłem później śledzić jego karierę i cieszyłem się że dostał się do NBA. I nawet w 2k zawsze lubię mieć go w swojej drużynie jako rezerwowego na centrze

    (9)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    fajny art. i ciekawy zawodnik, nie dość, że ma rzut z dystansu, to jeszcze lubi po fejku minąć i wjechać pod dziurę, bardziej go widze na czworce

    (8)
  4. Array ( )
    What Can i Say 5 w plecy only lbj 20 lutego, 2018 at 18:13
    Odpowiedz

    W pierwszej chwili patrząc na pierwsze zdjęcie pomyliłem go z Georgem Cloneyem.Ale to Kamiński.ps dobry artykuł nie o calineczce czy panienkach z gsw COŚ INNEGO.Wielki pozytyw

    (2)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Kaminsky też wygrał “Excellence in Sports” Award winner…lokalną, ciekwe czy mógłby mieć 2gi paszport polishsportshof.com/?page_id=2406

    (3)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Zgadzam się z tym, że są lepiej dostosowani do gry, ale nazywanie kogokolwiek małpiszonem to rasizm. Propagowanie tego typu wypowiedzi jest w Polsce karalne i powinieneś o tym pamiętać, bo możesz być kiedyś pociagniety do odpowiedzialności.

    (-5)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Tacy sami jak ci czarni co nie pozwalali kaminskyemu z nimi grać bo jest biały, debile nie są zależni od koloru skóry, jak widać

    (10)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    “Po prostu robił swoje (…)zawsze będzie co ma być ” potrzebowałem tego zdania jak tlenu, czasem takie życie… Dzięki.

    (9)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Lubimy takich gosci jak Frank. Podpisuje się pod postami wyżej, swietny artykuł. Ciekawi mnie taka rzecz, czy ma on cos wspolnego z Polska bo nazwisko dosyć popularne nad Wisła 😉 ?

    (7)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajny artykuł i myślę że warto popisać o białych koszykarzach więcej!!!! Eaton ,Schrempf, czy Tom Chambers…a z dzisiejszych np. Ingles, Saric, JJ Redick?..i wielu innych

    (1)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Czy ktoś orientuje się który gracz rzucił studia medyczne by grać w NBA? Bo coś kiedyś obiło mi się o uszy i myślałem właśnie, że był to Franka Kaminski

    (2)

Komentuj

Gwiazdy Basketu