fbpx

Gheorghe Muresan: niech żyje ból zęba

25

Dawid, bez Goliata, to tylko jakiś gnojek rzucający kamienie… [Sam Kamin]

Już we wstępie do niniejszego artykułu nie jestem w stanie uciec od porównania jego bohatera do biblijnej postaci olbrzymiego filistyńskiego wojownika. Nie tylko ze względu na jego imponujący wzrost, który, jeśli damy wiarę ligowym protokołom, wynosił 231 cm, czy fakt zaangażowania go do filmu pod wiele mówiącym tytułem “Mój olbrzym”.

Życiem Gheorghe Muresana, jednej z ikon (a przynajmniej jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci) NBA lat 90’tych, tak jak walką Dawida z Goliatem, rządził przypadek. Żeby zrozumieć jak wielki, przenieśmy się na moment do Rumunii w 1985 roku. Jeśli wyobrazicie sobie teraz Triteni w Okręgu Kluż, oddalone o blisko 350 km od samego Bukaresztu, to myślę, że zgodzicie się ze mną, że do NBA jest stąd bardzo, bardzo daleko. Tak daleko, że 14-letni Gheorghe zupełnie o tym nie marzył. Trudno w ogóle powiedzieć, czy znał jedynego przed nim Rumuna, któremu udało się dostać do najlepszej ligi świata, czyli Ernie Grunfelda, czy w ogóle go o to głowa nie bolała.

Bolało go coś innego, a mianowicie zęby, więc wcisnął się do tatowej Dacii i razem z rodzicami wybrał na wizytę u stomatologa. U dentysty, jak to u dentysty, białe kitle i nieznośny odgłos borowania w poczekalni, przerywany co chwilę krótkim “wypluć, wypłukać!”. Uwagę siedzącego na małym krzesełku Gheorghe’a, zwróciły biało-czarne Converse Weapon, które zauważył na nogach zapraszającego go do gabinetu dentysty. Zainteresowanie okazało się wzajemne, bo ów stomatolog był też pasjonatem basketu i koszykarskim sędzią po godzinach. Choć codziennie obsługiwał wielu pacjentów, to mierzący 207 cm 14-latkowie nie trafiali mu się zbyt często. Gdy tylko założył Muresanowi plombę, wziął na bok jego rodziców i obiecał podzwonić po znajomych, żeby ktoś w jakimś klubie przynajmniej sprawdził potencjał tego młodego dryblasa. Zanim jeszcze plomba zdążyła dobrze się utwardzić, dentysta-arbiter już umawiał treningi.

#Kluż do kariery

Niespełna rok po tych wydarzeniach Gheorghe był już zawodnikiem ekipy Uniwersytetu Kluż-Napoka.

Przez pierwszy rok byłem najgorszym zawodnikiem w drużynie, ale wiedziałem, że jeśli chcę w to grać, to muszę ostro wziąć się do pracy, bo przecież nie mogę zamykać rotacji, grając za plecami niższych o głowę zawodników na mojej pozycji [Gheorghe]

W innych wywiadach znalazłem stwierdzenie, że motywowała go także chęć do sprawienia radości rodzicom. Sesje na sali były coraz dłuższe, a postępy w grze coraz bardziej widoczne. Niemniej, nie wszystko szło tak kolorowo. W owym czasie stwierdzono (aczkolwiek trudno było nazwać to niespodzianką), że Gheorghe cierpi na guza przysadki mózgowej, który to powodował u niego gigantyzm. Podejrzewano to od dłuższego czasu, wszak jego rodzice mierzyli jedynie 175 cm (ojciec) i 170 cm (mama). Niestety, w całej Transylwanii nie było wówczas specjalisty, mogącego przeprowadzić konieczną operację.

W wieku lat siedemnastu, Muresan był już rozpoznawalną w światku nadzieją rumuńskiego basketu, grając w rumuńskiej ekstraklasie. Już sam jego debiut był bardzo obiecujący, po zakończył się zdobyciem 30 punktów. Drzwi do kariery otworzył mu jednak juniorski mundial w 1991, w którym poprowadził Rumunię do piątego miejsca, notując statystyki na poziomie 23,4 punktów i 11,4 zbiórek. Warto przypomnieć, że 6 lat wcześniej był tylko zrezygnowanym nastolatkiem w poczekalni u dentysty.

#Przystanek Francja

Definitywnie znalazł się na radarach łowców talentów za sprawą Pucharu Zdobywców Pucharów. Kluż Napoka nie była zespołem tej klasy co francuski Pau Orthez, więc spodziewano się łatwej przeprawy trójkolorowych. Faktycznie, z Rumunii wracali z tarczą, ale zaliczka 107:101 pozostawiała kwestię wyniku wciąż otwartą. We Francji Kluż znów poniósł porażkę (89:100), ale za sprawą swoich 39 punktów, Muresan był na ustach wszystkich. Francuzi nie mogli nie wykorzystać takiej szansy, więc czym prędzej ściągnęli go do siebie.

To w Pau Orthez Muresan rozwinął się najbardziej. Zarówno mentalnie, jako zawodnik, taktycznie i warsztatowo. Krótko mówiąc, rzucono go między lwy, bo Francja koszykarsko stała na poziomie nieporównywalnie wyższym niż jego rodzinna Rumunia. Trenowanie kogoś, kto mierzył 232 cm wzrostu, i to trenowanie z sukcesami, nie było wcale łatwe. Niemniej, rozwój Muresana był na tyle obiecujący, że raz za razem na meczach pojawiali się skauci NBA. Mówimy tu o sezonie 1992/93.

Warto wspomnieć, że nie tylko Amerykanie interesowali się już wówczas Muresanem. Bardzo blisko ściągnięcia go do siebie była… Barcelona. Katalończycy widzieli w nim jedyną osobę na Starym Kontynencie, mającą szansę stać się godnym rywalem dla wielkiego Sabo (221 cm). Zaoferowali Gheorghe’owi gwiazdorską pensję, ale do ostatecznego podpisania kontraktu nie doszło. Przedstawicieli FCB podobno powstrzymał raport medyczny, wskazujący na liczne dolegliwości zdrowotne Rumuna. Amerykanie zawsze grali odważniej w tej kwestii, czego najlepszym przykładem wspomniany wyżej korespondencyjny rywal Muresana, Sabonis. Mimo iż lekarze Blazers stwierdzili na podstawie zdjęć rentgenowskich, że Litwinowi można namalować kopertę na klubowym parkingu, nie stanowiło to żadnej przeszkody w podpisaniu z nim umowy.

#With the 30th pick…

Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Chociaż, w oparciu o diagnozy lekarskie, przewidywana długość życia Muresana wynosiła 45 lat, a intensywne treningi nie były tu wcale “okolicznością łagodzącą”, Gheorghe zgłosił się do draftu 1993.

Wszystko odbyło się trochę “na wariata”, bo po meczu reprezentacyjnym na Węgrzech, Ghita odebrał telefon od agenta, który kazał mu się pakować i pędzić do Bukaresztu na samolot. Cel podróży: USA i kilka przeddraftowych treningów. Po 17 godzinach w busie, który zawiózł go z Węgier do Rumunii, czekała na Gheorghe miła odmiana: Blazers podstawili prywatny odrzutowiec, który zabrał go prosto do Oregonu. Po odbyciu pokazówki dla PTB, Muresan pojechał prosto do Detroit, gdzie sprawdzili go jeszcze Pistons, a potem Bucks. Badali go też lekarze Hawks, w Atlancie, a na dzień przed draftem poćwiczył jeszcze dla Chicago Bulls.

Próżno szukać na tej liście potencjalnych zainteresowanych klubu Washington Bullets, ale to oni sięgnęli w końcu po tego zawodnika, na początku drugiej rundy. Muresan, wybierając numer zdecydował się na 77, ze względu na swój wzrost (siedem stóp, siedem cali). Taka sama wartość widniała w protokole Manute Bola, ale w przeliczeniu na centymetry był on niższy o kilka milimetrów, co automatycznie uczyniło z Ghity najwyższego gracza NBA w historii dyscypliny. W tamtych latach coraz więcej było w NBA uznanych graczy z Europy, którzy za oceanem grzali ławę. Nie inaczej było w przypadku Muresana, który, żeby przełamać pewną nieśmiałość i barierę językową, urządzał sobie wycieczki po całym DC. Wspomina nawet, że pewnego razu doszło do zabawnej sytuacji w zoo, gdy panda uciekła z wybiegu widząc wielkiego Gheorghe’a. Wtedy on sam stał się atrakcją, a zawiedzionym dzieciom, tłumnie zgromadzonym przed lokum pandy, powiedział:

Takie życie. Wasi rodzice są przyzwyczajeni do ciężkiej pracy każdego dnia, ja musiałem przyzwyczaić się do mojego wyglądu.

#You the man! You the man!

W drugim roku gry dla Bullets Gheorghe był już starterem, ze statystykami na poziomie 10 punktów 7 zbiórek i 1.6 bloku na mecz. Coraz lepiej dogadywał się z wiodącymi prym w szatni Chrisem Webberem, Juwanem Howardem i Rasheedem Wallace’m, zresztą, jak widać na nagraniu, w Bullets nastroje były wtedy całkiem niezłe:

Tego bijącego z video optymizmu zabrakło jednak reszcie ligi, bo w 1995/96 miał miejsce lockout. Po nim Bulls ruszyli po swój legendarny 72-10 championship season, a Gheorghe osiągnął swój prywatny szczyt statystyczny: 14.5/9.6/2.3 blk. Zapewniło mu to prestiżową nagrodę MIP, dla gracza, który uczynił największe postępy. Niestety, jego dalszy rozwój zatrzymało odejście trenera Jima Lynama, który pod względem przygotowania fizycznego, miał po prostu rękę do Ghity. Sezon 97/98 opuścił przez kontuzję stopy. W kolejnym podpisał umowę z Nets, ale rozegrał dla nich tylko 268 minut na przestrzeni dwóch sezonów. Jego powrót do formy opóźniło pechowe nastąpienie na denną rybę podczas kąpieli w morzu. Okazało się również, że jego kości są zwyczajnie za duże i nie mieszczą się w stawach, co powoduje dolegliwości bólowe. Poddano go nawet zabiegowi spiłowania (?) kości, który miał na celu wyeliminowanie tego problemu. Powoli stawało się jednak jasne, że dalsze ratowanie jego kariery jest jak reanimowanie trupa.

#Powrót do Europy

Ostatnie mecze w NBA, z Netsami, rozegrał w sezonie 1999/2000. Staty pominę, bo nie ma o czym pisać. Potem wrócił do Europy, do drużyny, która nigdy nie przestała w niego wierzyć, i gdzie czuł się jak w rodzinie: do francuskiego Pau Orthez. Będąc już jedną nogą (tą zdrowszą) na emeryturze, zdobywał dal nich 11 punktów na mecz. Fajnie, że dane było mu odejść z godnością. Jako ciekawostkę nadmienię, że opowieściom Gheorghe o wielkim baskecie w NBA, przysłuchiwał się w szatni Pau Orthez młodziutki i chudy jak szczupak czarnoskóry zawodnik, którego możecie podziwiać na zdjęciu poniżej, poznajecie?

Wracając do Gheorghe, po zakończeniu kariery zawodniczej kontynuował pracę w klubie Wizards. Posadę tę dzielił z byciem v-ce prezesem rumuńskiej federacji koszykówki. Dla kibiców NBA na zawsze pozostanie ikoną NBA lat 90’tych i jednym z najbardziej rozpoznawalnych zawodników.

Na sportowej emeryturze poddał się operacji usunięcia guza przysadki. Obecnie cieszy się dobrym zdrowiem, ma 47 lat. Jest chyba jedyną osobą na świecie, która może powiedzieć, że karierę sportową zawdzięcza bólowi zęba. Wszyscy współpracownicy zgodnym chórem podkreślają, że to wspaniała osobowość i “larger than life personality”. Nietrudno nam w to uwierzyć. Never change, Gheorghe!

[BLC]

25 comments

    • Array ( [0] => subscriber )

      “brawo Jasiu”…
      i do tego byłeś pierwszy – tyle sukcesów jednego dnia!!!

      (-2)
  1. Array ( )
    Odpowiedz

    pamiętam gościa doskonale 231 i bardzo brzydka twarz…w tym samym czasie gral shawn Bradley 229….

    (4)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    George Cloney to to nie jest.Ale to NBA nie wybieg dla modeli.Lebron też przypomina Caesara z filmu Geneza planety małp.A Gortat na tym zdjęciu jak zawsze wyszedł cebulaczkowo.?

    (7)
  3. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    muresan, mordo ty moja – pozytywnie zakręcony typ
    filmik bullets czad !! sweterki, golfiki typowy kicz lat 90ych no i młody webcio !! howard cheaney, stary skiles… ech
    chudy diaw też rarytas

    muszę zmienić dentystę, mój nie ma takich wtyków…

    (14)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Super tekst. Masz fajne pióro panie autorze:) Jak czytam takie artykuły, łezka kręci się w oku, jaka NBA lat dziewięćdziesiątych była zróżnicowana. Dzisiaj niestety trochę brakuje takich freaków jak Rodman, Muresan, Bougues, Williams czy Ewing.

    (8)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Kocham te artykuły o karierach zawodników , świetne … oby więcej takich , a moze oddzielny dział na takie .. historyjki … pozdro swirusy

    (7)
    • Array ( )

      Ten oddzielny dzial, ktory proponujesz to BLC Stories u gory;) aczkolwiek znajdziesz tam starsze wpisy, bo po pozarze serwera admin przestal tam dorzucac do pieca.

      (1)
  6. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Za to co JR Smith odwalil na.koniec 4q powinien byc zwolniony z umowy w trybie natychmiastowym za sabotaż. Bo jak to.inaczej nazwac?

    (-3)
    • Array ( )

      Są emocje to są i błędy. Nie popisał się, ale przynajmniej nie stracił piłki, wcześniej zebrał ofensywną i na swój sposób możliwe, że uratował dogrywkę dla Cavs. Natomiast to co zrobił TT to jest faktyczny sabotaż. Po jakiego na 2s przed końcem odwalać taką szajbę, za co pewnie dostanie karę? Chyba tylko po to, aby się nie przemęczać w następnym meczu.

      (-1)
    • Array ( [0] => subscriber )

      Powiedz to lebronowi ze JR uratowal dla.nich dogrywke 🙂 2m od kosza zbiera pilke i ucieka na srodek boiska zamiast rzucac, why?

      (3)
    • Array ( )

      W momencie gdy Hill nie trafił osobistego (jakoś nikt na Hilla nie naskakuje, że spudłował w takiej sytuacji) to mogło się wydarzyć dużo złego, na szczęście dla Cavs piłkę wywalczył JR, to co później z nią zrobił nadaje się do Shaqtin’ A Fool, co nie zmienia faktu, że lepsze to niż zbiórka GSW.

      (8)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Jeśli James nie opuści cavs to jest kompletnym frajerem. Dziś sam prawie pocisnal gsw. Na szczęście gsw Cleveland maja w składzie jr Smitha któremu w lato 2016 porobily się dziury w mózgu z przepicia. Ja pi*rdolę! Jak nie wiele Jamesowi potrzeba żeby dojechać gsw. Wyobraźcie sobie teraz taki duet lbj plus boiskowy geniusz cp3.

    (7)
    • Array ( [0] => subscriber )

      No wlasnie, w tym roku gsw nie wyglada na takie mocarstwo jak w 2017. Cavs wcale nie sa bez szans, ale jak ktos odwala taka fuszerke jak jr to rece opadaja. Tez sie nie zdziwie jak lbj odejdzie i nikt nie powinien miec do.niego pretensji. Ciekawe czy juz w szatni nie doszlo do ostrych spiec 😉

      (3)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    JR Smith spie*dolił nam finały. 2:0 -> 3:1 -> 4:1 to max co zobaczymy. Z 1:1 i podróżą do Cleveland byłoby mega ciekawie.

    (5)
    • Array ( [0] => subscriber )

      Jezeli w game2 Lue zostawi go w wyjsciowym skladzie to Lue tez od razu out. Nadal.nie wierze w to co dzis sie stalo…

      (3)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Uwielbia te historie o zawodnikach z dawnych lat. Tym bardziej że doskonale pamiętam te czasy i tych zawodników.
    Dziękówa

    (5)

Skomentuj Slimgibon Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu