fbpx

Ghost players: legendy NBA na bocznym torze

14

Kevin Garnett to trochę inny kaliber, ale też nie byle kto. Razem z Kobe tworzą przecież elitarną lożę 300+ milionów dolarów zarobionych na kontraktach w NBA. Nawet przy obecnej wysokości wynagrodzeń jeszcze trochę potrwa, nim dopiszemy do niej kolejne nazwiska… (dla porównania: LeBron czy Carmelo są mniej więcej w połowie drogi w tej chwili).

Garnett nie miał takiej kariery jak Bryant, wiadomo, pięć pierścieni to lepiej niż jeden, ale ma przecież na swoim koncie również statuetkę MVP, nagrodę DPOY, 15 występów w All-Star Game, 9 powołań do All-NBA i 12 (tak jak Kobe) nominacji do All-Defensive. A przecież to mógłby dopiero być początek wyliczanki. Garnett jest bowiem jednym z najlepszych PF’ów w historii gry (każde zestawienie najlepszych w tej kategorii rozstrzyga się między nim, Duncanem, Barkleyem i Malonem). Młodzież nie pamięta, wpływu, jaki wywarła osoba Garnetta na NBA, kiedy się w niej pojawił w 1995 r. “Da Kid”, jak go wtedy nazywano, był bowiem pierwszym od niemal dwudziestolecia licealistą, który przetarł sobie szlak do NBA, otwierając tym samym drogę takim graczom jak Kobe, McGrady czy LeBron. Jego 6-letni kontrakt, podpisany w 1997, opiewający na sumę 126 milionów dolarów, zdaniem wielu obserwatorów, doprowadził ligę do lockoutu.

Dzieciak, który zmienił tę grę, odmienił również oblicze Boston Celtics, kiedy zawitał w Massachusetts. Celtowie, dzięki niemu, Piercowi i Allenowi zmienili się z drużyny 24 zwycięstw w sezonie w mistrza NBA w przeciągu jednego roku. Tytuł był tym słodszy, że wydarty Kobemu i Lakersom. Dla Garnetta był to jedyny przypadek, kiedy wygrał z Bryantem w playoffs. Shaq i Kobe dali łupnia Wilkom w 2003 w pierwszej rundzie i rok później w Finale Konferencji (tu i tu w sześciu grach). Dwa lata po zdobyciu tytułu przez Boston, Bryant i spółka zemścili się, zdobywając mistrzowski tytuł kosztem Celtów. Był to ich 16 banner, póki co ostatni. Przedstawianie tych pojedynków jako rywalizacji Garnetta i Bryanta, to oczywiście wyrwane z ogromnego kontekstu uproszczenie, niemniej, w bezpośrednich starciach moich dwóch idoli to Kobe częściej schodził z parkietu z podniesioną ręką.

Zaznaczcie sobie w kalendarzu drugi lutego, to będzie ich ostatni pojedynek na zawodowych parkietach. Bez względu na wszystko, to będzie wyjątkowy mecz.

O ile całokształt kariery przemawia za Bryantem, o tyle mam wrażenie, że sam jej koniec zgrabniej udał się Garnettowi. Owszem, to Kobe jest all-starem, to o jego pożegnalnym tournee trąbi cała liga, niemniej wydaje mi się, że coraz częściej wypowiedzi o nim stają się protekcjonalnym klepaniem po plecach tego “poczciwiny”, który przecież tyle zdziałał kiedyś tam… Dopadł go w końcu ojciec czas, pogromca mistrzów, którego istnienie wielu już bezskutecznie starało się negować. Vino, zwykły śmiertelnik, nie jest tu żadnym wyjątkiem.

Jego 16 punktów, 4 zbiórki i 3 asysty nie pomagają drużynie. Nie chodzi tu nawet o skuteczność na poziomie 31% i fakt, że jak gdyby nigdy nic, Kobe oddaje tę samą liczbę rzutów w przeliczeniu na 36 minut, co przez całą swoją karierę. Lakersi są najzwyczajniej w świecie lepsi o blisko 7 punktów w przeliczeniu na 100 posiadań, kiedy nie ma go na boisku, ale to nie przeszkadza mu w spędzaniu 30 minut na parkiecie w każdym meczu.

[vsw id=”px0maYGKm5o” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3

14 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Wszyscy pisali już to setki razy, ale napiszę po raz kolejny. Świetna robota BLC. Twoje arty czyta się jednym tchem. 😉

    (93)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    przecież te 12 powołań kobasa do all defensive to jest kpina… miał może z 4 czy 5 sezonów, w których mu się należało, ale reszta wyborów to głównie za zasługi i nazwisko…

    (-30)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    @ Blejk (z całym szacunkiem dla BLC0 “Nie znam w internecie drugiego takiego kto pisze tak awietnie” – bo nie czytałes moich tekstów 😉 Uwielbiam te czasy, tak jak autor tekstu, wychowałem się na potyczkach tych graczy. Dodatkowego smaczku tej rywalizacji dodawał fakt, że ja jestem “wiecznym Wilkiem” a mój najlepszy przyjaciel był fanem Lakers i Kobasa. W tedy nie znosiłem Kobe, ohhh, nie cierpiałem go, ale teraz po latach doceniłem jego kunszt koszykarski i nisko chylę czoła. To były bardzo dobre czasy, dobre dla ligi i przede wszystkim dobre dla nas (chociaż nie było możliwości ogladania NBA na wyciągnięcie ręki jak teraz, był tylko internet przez modem i DSF) czasy podbite przekonaniem, że NBA, koszykówka to bóstwo, cholera, jak ja czasem tęsknie za tymi chwilami…

    (-19)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    heh, początek artyukułu… piękne czasy… Tęsknię za czekanie na mecze na DSF, tęsknię za lamerskim “Hej, hej tu enBiEj” Szaranowicz. Dziś mogę oglądać NBA w rozdziałce 15 mln x 80 mln Cosmos HD, moge ogladac 24h na dobę, moge zainstalowac sprzet stereo dzieki ktoremu czuję sie prawie jakbym był w hali, mogę oglądać na żywo meczi i sam sobie cofać każdą sekundę meczu… i co? i nic. Wszystko się rozmyło, jak masło za cienko rozsmarowane na kromce chleba. Nijakie, przeźroczyste, bez większych emocji, bez zarywania nocy (zawsze można na komórce w uchwycie w samochodzie obejrzeć jednym okiem jadąc do pracy).

    Czekam jeszcze tylko na reklamy na koszulkach graczy i możliwość zamontowania ekranu w środku kibla tak żebym nawet lejąc mógł oglądać NBA. Tylko, że dzisiejsze oglądanie i oglądanie w latach 90tych to jak ziemia i Niebo. Pozdro all staruchy 🙂

    (28)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Eh zawsze dobrze jest powspominac tamte lata. Lezka w oku az sie kreci. Nie zrozumie ten kto tego nie przezyl, piekne czasy. I te stroje Vancouver, jak dla mnie najpiekniejsze w calej historii nba. A Abdur-Rahim to byl kozak. Uwielbialem ogladac wtedy ich mecze ( jeszcze byl bialy niedzwiedz Bryant Reevs i Michael Dickerson), tzn to co w tvn i dsf mozna bylo looknac, bo neta jeszcze czlowiek nie mial. Telegazeta jak autor pisze to zawsze rano przed szkola sprawdzane wyniki, czesto przez to sie spoznialem bo wyniki dawali glownie kilka min przed 08:00 hehe a ja zawsze czekalem chocby nie wiem co 🙂

    (4)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Ani trochę nie będzie mi brakować Garnetta. Mogę docenić jego umiejętności, wolę walki i charakter. Ale przez ponad 2,5 dekady oglądania przeze mnie NBA żaden inny zawodnik nie działał mi tak na nerwy. A im jest starszy tym bardziej 😉

    (-9)

Komentuj

Gwiazdy Basketu