fbpx

Historyczne rekordy rookies NBA

35

Adaptacja zawodnika w lidze NBA nie jest procesem łatwym. Wielu młodych koszykarzy, także tych, których kariery obfitowały w rozmaite sukcesy indywidualne i drużynowe, czekało kilka lat na tak zwany “leap year”. Trzeba czasu by przeistoczyć się w lepszą, zawodową, wersję samego siebie i wejść na wyższy, powtarzalny poziom.

rookie Kobe Bryant, rezerwowy Lakers, statystyki: 7.5/1.9/1.3

Zasadniczo zawodników (sportowców) pod względem rozwoju można podzielić na dwie grupy. Pierwsza grupa to gracze typu “man child”, jak popularny ostatnio w NCAA Zion Williamson, pechowy Greg Oden czy Shaquille O’Neal, który w pierwszym roku gry w NBA jechał z tematem ostro: 23.4 punktów 14 zbiórek i 3.5 bloków. Fizyczność tych graczy, mimo młodego wieku, pozwala(ła) na grę na wysokim poziomie. Na uczelni ze względu na ogromną przewagę fizyczną, w lidze dzięki talentowi i warunkom nieustępującym dorosłym, w pełni ukształtowanym osiłkom NBA. Tacy gracze szczególnie mile są widziani w drużynach z misją “win now”.

Z drugiej strony mamy zawodników określanych jako “prospekty” czyli perspektywicznych chłopaków, u których liczy się przede wszystkim wielki talent i wysoki sufit możliwości. Wielu z nich to tzw. “late bloomers”, czyli gracze, którzy fizycznie dopiero “wrastają w swe ciało” i są na bardzo wczesnym etapie rozwoju. W ten sposób mówiono o Anthony Davisie, czy Giannisie Antetokounmpo.

Nie zawsze jednak rozwój zawodnika wiąże się w widoczny sposób z jego zmieniającą się fizycznością i rosnącymi bicepsami. Jest spora grupa graczy, chociażby John Stockton, Kyler Korver, Gary Payton, Chauncey Billups czy Steve Nash, którzy rozwinęli się na dobre po kilku latach w NBA, mimo braku spektakularnej transformacji fizycznej.

#Best rookies

Mając na uwadze scharakteryzowany wyżej podział, niniejszy artykuł chciałbym poświęcić głównie (choć nie tylko) zawodnikom sklasyfikowanym w pierwszej grupie. Tekst ten będzie niejako uzupełnieniem artykułu:

/bomba-na-wejście-czyli-najlepsi-rookies-w-historii-NBA/

Oto niektóre historyczne rekordy rookies w NBA.

#Niezmordowani

Dokładnie 3695 minut rozegrał Elvin Hayes w debiutanckim sezonie w barwach San Diego Rockets. Daje to średnią 45.1 minuty/mecz, ale i tak nie jest to najwyższy wynik w historii. Lepszy okazał się Wilt Chamberlain, który jako pierwszoroczniak mógł pochwalić się średnią 46.4 mpg! Warto jednak wspomnieć, że Wilt rozegrał mniej spotkań niż Hayes, stąd liczba całkowitych minut wynosiła u niego 3338. Dwa lata później Chamberlain przebił samego siebie i grał średnio… 48.5 mpg (nie siadał na ławkę i grał dogrywki).

#Punkty

Nie sposób mówiąc o rekordach pominąć Wilta. W swym debiutanckim sezonie notował średnio 37.6 punktów i 27 zbiórek, co mimo iż było jego czwartym (punkty) i drugim (zbiórki) wynikiem w karierze, daje mu palmę pierwszeństwa wśród rookies.

Łącznie w debiutanckim sezonie zdobył 2707 punktów. Myślę, że każdy z Was, zapytany o to kto jest liderem tej klasyfikacji znałby odpowiedź na pytanie, bo rekordy Wilta są z innej galaktyki. Ale kto jest drugi na listach? Otóż, Walt Bellamy, który zgromadził odpowiednio 2495 punktów oraz średnią 31.6

Chamberlain jest też posiadaczem rekordu “najwięcej punktów w jednym meczu u rookie”. Jego wynik to 58 i dokonał tego w swym pierwszym sezonie dwukrotnie. Biorąc jednak pod uwagę czasy trochę bardziej współczesne, chociażby erę gdy istniała już linia rzutów za 3, jedynym rookie, który przełamał barierę 2000 punktów był Michael Jordan, który uzyskał 2313 oczek.

Z kolei w XXI stuleciu najlepszym punktowo rookie jest… Blake Griffin, z wynikiem 1845 punktów, co dało średnią 22.5 Ze zwykłej uprzejmości odnotuję tylko, że z Griffinem było trochę jak z Benem Simmonsem, też pierwszy sezon przesiedział.

Raczej nikt i nic nie będzie już w stanie odebrać palmy pierwszeństwa Wiltowi w ilości i średniej punktowej, ale jego rookie rekord zdobyczy w jednym meczu nie jest do końca bezpieczny. Blisko był Brandon Jennings, któremu w 2009 roku zabrakło 3 punktów…

#Zbiórki, Chamberlain po raz kolejny

216 cm wzrostu robiło swoje. Wspomniana średnia 27 zbiórek przy całkowitej ilości 1941 to raczej bezpieczna bariera. Drudzy w kolejności są odpowiednio Bill Russell (19.6 rpg) i Walt Bellamy 1500 w totalu. Najwięcej zbiórek w jednym meczu rookie? Wiecie kto. Tym razem z wynikiem 45 zbiórek. Dla porównania: tylko 5 ekip w obecnej NBA ma za ostatni sezon lepszą średnią zbiórek niż ten wynik Wilta.

Wielcy zbieracze naszych czasów, czyli Olajuwon, O’Neal i Howard, mogą pochwalić się odpowiednio 974, 1122 i 823 zbiórkami w debiutanckich latach gry.

Hakeem i Dwight. Mistrz i uczeń, mało pojętny.

#Asysty, nowsze czasy nadchodzą

Mark Jackson, to nasz rekordzista asyst u rookies. W sezonie 87-88 rozdał 868 podań otwierających kolegom drogę do kosza, czym zapewnił sobie średnią 10.6, stając się jedynym rookie, ze średnią powyżej 10. W tyle zostawił on nawet słynnego Oscara Robertsona, który debiutował ze średnią 9.7 apg. Co budujące, Ben Simmons w swoim “pierwszym” sezonie w NBA, uzyskał 661 asyst, czym wszedł do top-10 all-time rookies w tej statystyce (8.2 apg).

Pod względem asyst w jednym meczu, palma pierwszeństwa przypada dwóm zawodnikom: rookies. Nate McMillan i Ernie DiGregorio rozdali kolegom 25 (!) asyst w ciągu jednego meczu.

#Przechwyty i bloki, wielka niewiadoma

Z powodu braku dokładnych statystyk, ciężko cokolwiek powiedzieć w tej kwestii o dokonaniach Wilta i jemu współczesnych. Bloki są liczone dopiero od rozgrywek 1973/74. To samo przechwyty, dlatego wielki znawca tematu, Jerry West nie może pojawić się w tym akapicie z konkretną liczbą przechwytów.

Zawodnik słynący z łatwości wykonywania wsadów do kosza i Manute Bol.

Co innego Manute Bol. Mierzący 231 cm i ważący 90 kg Dinka, to rekordzista rookies w blokach. W debiutanckim sezonie 85/86 notował ich aż pięć na mecz, w sumie aż 397! Była to już wówczas druga najwyższa zdobycz w jednym sezonie za 456 (5.6 bpg) Marka Eatona rok wcześniej (Eaton nie był wówczas rookie). Rookie-Bolowi zdarzyło się też wysłać w trybuny aż 15 bloków w meczu z Atlantą Hawks. Zaliczył wówczas linijkę 4/4/0/15. W drugim roku gry w NBA powtórzył ten wyczyn, tym razem o wiele bardziej okazale statystycznie: 10 pkt, 19 zbiórek, 15 bloków.

Jeśli chodzi o przechwyty, Dudley Bradley, którego przezwisko brzmiało “Secretary of Defense” (Sekretarz Obrony), zgromadził ich jako rookie 211 (2.6 spg), przebijając Rona Harpera jedynie o dwie skradzione piłki. Harper jest dla odmiany jedynym zawodnikiem, który uskładał 10 przechwytów w meczu.

Dudley Bradley

Inne rekordy rookies:

  • Najmłodszy gracz z triple double: Markelle Fultz (2018) miał 19 lat i 317 dni.
  • Najdłuższa seria meczów 40+ pkt: Allen Iverson w 1997, pięć meczów.
  • Statystyki 20/5/5 jako rookies: Oscar Robertson, Michael Jordan, Tyreke Evans, LeBron James

Jak myślicie, czy kogoś z obecnej klasy draftu będziemy tu mogli niedługo dopisać?

[BLC]

35 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Wiecie co Wilt to z pewnością świetny zawodnik a jego rekordy są z kosmosu tylko dlatego bo trafił w czasy gdzie przewyższał wszystkich a po parkietach NBA biegali głównie biali centrzy , sztywni jak drewno.
    On wyprzedził epokę a nawet nie wyprzedził a trafił na lata gdzie nie było dla niego konkurencji. Dopiero późnej silni, atletyczni, czarni chłopcy zaczęli przychodzić do ligi, było ich już znacznie więcej więc, ciężko było robić takie staty jak Wilt bo na każdego była już jakaś odpowiedź.
    Myślę, że gdyby Wilt dziś był rookie to z całym szacunkiem jego statystyki nie były by tak imponujące, jestem tego pewien.

    (27)
    • Array ( )

      Wybacz nie masz pojęcia o czym mówisz. Wilt był fenomenalnym zawodnikiem, jedyny center który mógł przewyższać Shaqa siłą (wyciskał 500 funtów na ławeczce), do fenomenalny zasięg, skakał do górnej krawędzi tablicy, super szybki sprint. Oprócz tego w jego w czasach przepisy ograniczały znacząco grę siłową. Wilt zablokował kiedyś wsad z taką siłą, że wybił bark przeciwnikowi. Dodam jeszcze, że w jego czasach nie liczono bloków, a jak by liczono to miałby jeszcze parę innych rekordów. Nie zgodzę się również, że centrowie w jego czasach byli słabi, na pewno byli lepsi niż obecna mizeria. Obejrzyj sobie: https://www.youtube.com/watch?v=FCRIB6ZBSA4&t=112s, https://www.youtube.com/watch?v=uJGCySdvlPo&t=69s

      (-2)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Czasy Wilta i jego rekordy powinno się wymazać z historii NBA, bo gra wtedy była totalnie inna niż jest teraz a dzisiejsi gracze zrobiliby miazgę z tamtych. Bo wyobrażacie sobie żeby jakiś gracz grał średnio po 48 minut/mecz? Albo zbieranie po 30 piłek z tablicy? Technicznie, taktycznie czy fizycznie te epoki dzieli przepaść. Jakby takie drewno jak Wila teraz wsadzić do jakiegokolwiek zespołu to byłby co najwyżej przeciętniakiem. To samo zresztą z rusellem, jego 11 pierścieni nie wiem czy jest warte choćby 2…

    (-8)
    • Array ( )

      Z całym szacunkiem, ale “drewno” to chyba jedno z ostatnich określeń jakim można wypowiedzieć się na temat Wilta. Poruszał sie archaicznie, ale takie byly standardy, takiej motoryki uczono.
      Wiadomo – czasy byly inne. Słabsi przeciwnicy, bardziej liberalne (dla wielkoludow) przepisy etc… Ale pamietajmy – jeżeli Wilt wchodziłby do ligi dzis, to mialby taki sam dostęp do “wspomagaczy” (wszelkiej maści), przygotowania fizycznego oraz mozgowego poznania meandrow dyscypliny jak gracze wspolczesni. Co prawda staty na poziomie 40/30 bylyby nie do ogarniecia, ale w dalszym ciagu mialby mega przewagę na konkurencją.

      Btw. Porto jest totalnie smaczne pod koniec butelki.

      Z wyrazami szacunku,
      Ja

      (2)
    • Array ( )

      @gregory i tak i nie… wbrew pozorom jak się obejrzy mecz z czasów Wilta to zaczyna się dostrzegać te same ruchy, ten sam zasięg ramion, ta sama zacietosc i walkę. Nie bronie tu żadnej ze stron, ale dla obiektywizmu warto obejrzeć cały mecz, albo dłuższą jego część, a nie highlighty z których każdy zdaje sobie sprawę, że nie wynika wszystko… Wilt był kimś takim w swoich czasach jak MJ w swoich i LJ w swoich. Miał przewagę fizyczna nad resztą, ale nie zapominamjmy o jeszcze jednym rekordzie. Nie było wyższego zawodnika od niego z tak wysoka średnia asyst w trakcie całego sezonu 8,6 w poprzednim ponad 7 to pokazuje, że był nie tylko tzw osilkiem, ale rozumiejąc grę zawodnikiem. Kiedyś na NBA action były fajne wywiady z Wiltem jak wyjaśniał jak to było z tymi asystami, oraz innymi rekord ami. Zobaczycie przyjdzie jeszcze kiedyś jakiś taki gracz, który np będzie ultra szybki, może jeszcze szybszy od Iverson a, który znowu oczaruje swiat.
      Wracając jeszcze raz do tego wątku z różnymi epokami, proponuję obejrzeć kilka meczy, a sami zobaczycie, że Was zaskocza

      (8)
  3. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    BLC – jak zwykle niezła robota, ale wydaje mi się, że wrzucając do “late boomers” Nasha i Stocktona należałoby dodać, że A. obaj zagrali pełne 4 sezony w NCAA
    B. pierwsze sezony przesiedzieli na ławie grając małe minuty i dopiero jak im średnia minut skoczyła na 25-30 – staty wzrosły odpowiednio. W mojej ocenie obaj byli od Day One gotowi (4 lata w collegu – to nie w kij dmuchał, a 22 lata w pierwszym sezonie to także “starość” w porównaniu z takim Kobe czy Ingramem) , tylko nie dostali szansy na pokazanie pełni możliwości – które już mieli (statystyki przeliczone na 36 min są podobne zarówno w rookie sezonach jak i później jak już byli 1 opcją.

    (3)
    • Array ( )

      absolutnie.

      Nash i Billups byli gotowi od początku. Napisałem to w osobnym poście, teraz dopiero przeczytałem twój :] pełna zgoda.

      (1)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    zespoły “win now” rzadko biorą wysoko, więc dylematy “man child” czy “late bloomer” niezbyt często zaprzątają im głowy :]

    wg mnie, główna rzecz nad którą pracuje się z doskonale utalentowanymi motorycznie i atletycznie prospektami, to sposób wykorzystania ich potencjału oraz panowania nad nim [pomijając ofk takie rzeczy jak szlifowanie techniki, rozwijanie przeglądu pola, inteligencji boiskowej, czytania gry etc etc.].

    tacy gracze jak Shaq najpierw muszą się nauczyć jak nie powodować swoją siłą problemów. Kiedy O’Neal przyszedł do ligi był regularnie ogrywany przez cwanych vetaranów, którzy zamiast się z nim siłować nie dawali mu oparcia ciałem, stawali na ofense, wsadzali nogi między źle postawione stopy, prokurowali faule ofensywne i generalnie po jakimś czasie Shaq więćej myślał o tym, jak uniknąc straty, faulu czy gafy, a mniej o tym że jest ósmym cudem koszykarskiego świata.

    Podobnie z Giannisem, który mając ten długi krok, zdolnośc połykania ogromnej przestrzeni jednym kozłem albo samym naskokiem musiał nauczyć się dowiedzieć, jak to w pożytkować w NBA, gdzie veterani znają każdy numer i wszystko widzieli, i nie mając świadomości i koordynacji własnych zachowań, można się tylko ośmieszyć próbami demonstracji swojego wybujałego atletyzmu.

    Steve Nash czy Chauncey Billups, wg mnie, to tacy gracze, którzy od początku mogą prowadzić zespół w NBA. Czekać muszą po prostu na trenera i drużynę, w której bedą mogli te umiejetności sprzedać. Akurat

    wg mnie, oni nie tyle się “rozwijali”, ile po prostu czekali cierpliwie na swój moment, który musiał nadejść, w NBA każdy dobry gracz ma swój moment.

    ludzie nie uświadamiają sobie, ile zalezy od spotkania z jednym, dwoma, trzema, kilkoma ważnymi ludźmi. To nie mechanizmy windują w NBA, ale ludzie. Steve Nash, to koronny przykład, źle trafił w Drafcie, Suns mocno wtedy opierali się na Kevinie Johnsonie, ale potem grał już tylko tam, gdzie naprawdę był chciany i miał duży kredyt zaufania u ludzi decydujących o losach klubu i strategii gry zespołu.

    trafiasz na odpowiedniego GM’a, właściciela klubu, trenera, mentora – i przez 10 lat masz zapewnione środowidsko do rozwoju, jesteś preferowany, ufają ci, mozesz robić błędy, masz komfort. O ile ci ludzie nie odejdą, nie zmieni się personalne otoczenie, jesteś w idealnej sytuacji.

    dlatego w drafcie lepiej pójśc z 12 numerem do organizacji, w której ktoś wazny cię kocha i uwielbia, niż z 2 numerem tam, gdzie jesteś tylko inwestycją i prospektem par exellence i nikt ci niczego nie gwarantuje.

    wielu z tych chłopaków, którzy szli wysoko i dziś są uznanymi “bustami”, nie zmarnowało kariery dlatego, ze nie umieli grać, każdy w NBA umie grać, nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego jaki poziom prezentuje 9-10 gracz na ławce w NBA, ale dlatego, że trafili w niewłaściwe miejsce, stracili namiętnośc, głód gry, zostało im tylko zarabianie pieniędzy, zniechęcili się, w najlepszy momencie swojego ligowego istnienia nie dostali impulsu i zaufania, dzięki którym byliby w stanie zrealizować swoje możliwości.

    (8)

Skomentuj idoru Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu