fbpx

Hołd i wspomnienia Kobe: żegnając swego brata, NBA trwa na posterunku

53

Witajcie. Biuro koronera zidentyfikowało cząstki ciała Kobe Bryanta, formalnie potwierdzając tragiczną śmierć zawodnika. W lidze NBA trwa zbiorowa żałoba. Zaplanowany mecz pomiędzy Lakers i Clippers odwołano. Wielu słynnych ludzi przemawia, płacze, oddaje cześć pamięci zmarłych w katastrofie śmigłowca. Spencer Dinwiddie i Terrence Ross zmieniają numery na koszulkach jako prywatny hołd, prywatne zastrzeżenie numeru OSIEM, który w pierwszej części kariery nosił na piersi Black Mamba. Tymczasem liga trwa. Zapraszam:

golden state warriors 104 philadelphia 76ers 115

Widowisko nie porwało. W  roli głównej wystąpił powracający do składu Joel Embiid (24 punkty 10 zbiórek) który dla upamiętnienia swego idola KB (powszechnie wiadomo, że Kobe był inspiracją dla Kameruńczyka by rozpocząć karierę koszykarza, a pierwszym meczem koszykówki, jaki w swoim życiu obejrzał Joel były Finały NBA w 2010 roku) przywdział trykot z numerem 24. Intensywność obrony Sixers zelżała, przynajmniej w odniesieniu do ostatnich gier. No właśnie, wszyscy oddają honory Black Mambie, ale żaden tak jak on, nie daje z siebie 100%, a już na pewno na tym etapie sezonu. Warriors nie nastręczali wielkich problemów, kilka trójek i trochę kozłowania D’Angelo Russella (28/5/7) trzeba było przetrzymać no i przypilnować by samemu w jakiś dołek nie wpaść. Bardzo ważną postacią dla losów dzisiejszego meczu był też rezerwowy kreator akcji Raul Neto, autor 19 punktów na 70% skuteczności.

new york knicks 92 charlotte hornets 97

Szerszenie nareszcie coś wygrały. Pierwszy raz od ośmiu meczów! Nie jestem pewien ile w tym ich własnej zasługi (wyprawa do Europy musiała dać się we znaki) a ile słabości dzisiejszego przeciwnika, ale mniejsza z tym. Obie strony zabunkrowane w polu trzech sekund, za trójkę nie siedziało, mało który potrafi cokolwiek z półdystansu więc wynik znacznie poniżej ligowej średniej. Devonte Graham koszmarny występ, beznadziejnie rzutowo, sporo błędów, mentalnie był gdzie indziej. Trochę się niestety zregresował po fantastycznym początku sezonu. Malik Monk jest bardzo zdolny i szybki z piłką, ale sytuacje które dziś wykreował nie zostały w znacznej mierze wykorzystane. Bohaterem wieczoru zostaje Scary Terry Rozier, autor 30 punktów 10 zbiórek 8/8 FT i kilku bardzo asertywnych wjazdów na obręcz. Wśród pokonanych dwójka nieco na siłę grających skrzydeł (Randle, Morris) i długo, długo nic.

new orleans pelicans 125 cleveland cavaliers 111

Kevin Love jako kolejny zajechał na miejsce w uniformie Kobe. Świetną formę prezentował ostatnio, ale dziś mu nie wyszło (12 punktów 4/15 z gry). Mecz dzień po dniu zawsze boli, zwłaszcza gdy naprzeciw stoi monstrum pokroju Ziona Williamsona i zamiast grać swoje, siłą rzeczy obwąchujesz i przyglądasz się z bliska, hehe. Love przewagą techniki kilka razy ograł młodego, ale dalekie piłki siedzieć nie chciały.

Co nowego pokazał Williamson? Post up! Ma takie cielsko, że nie ma siły, obrońcy odbijają się jak od ściany. Idzie na obręcz, przeszkody spycha z drogi, a czego nie trafi to zaraz zbierze i dobije. Dziś było tego 14 punktów i 9 zbiórek, ale podkreślmy raz jeszcze że Cavs środek bronić potrafią i zastawiają się elegancko. No i właśnie, goście wiedzieli, że akcent leży w środku więc obrodziło w strzelców dystansowych. Ingram, Redick, Melli i Holiday dostarczyli dwanaście trójek, a gdy przestrzeń już się nieco rozluźniła, żadne problemy ze zdobywaniem punktów nie wchodziły w rachubę. Liderem składu Jrue (28 punktów 8 asyst 3 przechwyty 4 bloki 10/16 z gry) który najbardziej imponuje mi w obronie, no i Ingram (24/6) który może i wciąż grę spowalniał, ale przynajmniej bardzo efektywnie. Plus jest taki, że nie ważna jaka obrona, on zawsze jest w stanie oddać rzut.

Zion to jedno wielkie pole eksperymentalne, na razie gra jak nominalny PF/C, ale jestem ciekaw kiedy zaczną wkładać mu piłkę w ręce na obwodzie. Mając odrobinę przestrzeni na rozpęd? Wtedy dopiero będzie mordował! Odłóżmy to na razie, inicjować akcje jest komu, na tę chwilę Pelicans muszą złapać chemię między sobą (dziś wykonali krok we właściwą stronę). Celem jest awans do playoffs!

atlanta hawks 114 toronto raptors 130

Kolejny dzień w robocie dla Pascala Siakama i mistrzów NBA. Wszyscy znamy potencjał Kameruńczyka (24 punkty 9 zbiórek). Oczywiście ATL nie należy do zespołów broniących, zwłaszcza w obliczu braków kadrowych. Dynamicznych skrzydłowych kryć w ogóle nie potrafią, ale umówmy się, że w tej chwili mało kto potrafi. Przy takim rozciągnięciu rzutami z 4-5 pozycji, gdzie nawet środkowi rzucają zza łuku (Marc Gasol + Serge Ibaka = 4 trójki) atleci pokroju Siakama mają używanie. W swych retro uniformach Raptors kontrolowali spotkanie gdzieś od piątej jego minuty. Kyle Lowry po drodze został najlepszym asystującym w historii klubu (wyprzedził Jose Calderona) a cała kompania miała sześciu przedstawicieli z dwucyfrowym dorobkiem punktowym.

washington wizards 131 milwaukee bucks 151

Koziołki bez Giannisa Antetokounmpo, który poskarżył się na bolący bark, ale tak naprawdę podejrzewam, że emocjonalnie rozbity jest i nie ma ochoty grać. Bucks wyrazili zgodę by mecz opuścił, biorąc pod uwagę wycieczkę do Paryża, w sumie będzie miał tydzień przerwy. Dzisiejszy rywal nie nastręczał problemów, jeśli w swoim stylu chcieli iść na wymianę ciosów, to lepszego prezentu nie mogli Milwaukee zapewnić. 51 punktów Khrisa Middletona, 47 punktów Bradleya Beala, 34 punkty Erica Bledsoe, 88 punktów Bucks do przerwy, strzelać nie umierać! Khris jest dojrzałą gwiazdą NBA, absolutnym profesjonalistą poświęconym na co dzień dla dobra zespołu. Dziś jego talent błyszczał pełną mocą. Akcja, w której zwodem wywalił Troya Browna? Co to w ogóle za linijka: 51 punktów 10 zbiórek 6 asyst 7 trójek 16/26 z gry?! Gdyby był odrobinę przystojniejszy, nosilibyśmy jego kicksy, hehe.

denver nuggets 96 memphis grizzlies 104

Ziściło się co napisałem we wczorajszej grupie typera, zbyt dynamiczni, zbyt wszechstronni byli dziś dla Nuggets misie z Memphis. Jonas Valanciunas (23 punkty 12 zbiórek) poturbował stojących mu na drodze rywali, Ja Morant (14/6/7/4) na obręcz jeździł, strzelby rozkwitały na lewo (Brooks 24) i prawo (JJJ + Clarke 22) i nawet absencja Jae Crowdera nie przeszkodziła gospodarzom. Denver nadgryzione, najbardziej cierpią z powodu nieobecności Masona Plumlee, bo jednak trzymał im strukturę drugiego składu, zawsze można go było obiec no i sporo miejsca w obronie zajmował.

Grizzlies jutro pokonują Knicks i mają 50% zwycięstw! To będzie emocjonujący bój o ósemkę playoffs na Zachodzie.

boston celtics 109 miami heat 101

Mocny występ Celtów po obu stronach parkietu, byłoby idealnie gdyby Kemba Walker (16 punktów 5/19 z gry) i Marcus Smart lepiej zza łuku rzucali, ale świat nie jest idealny. Znów budzi nam się do życia Gordon Hayward, to trzeci z rzędu mecz, w którym przekracza granicę 20 punktów. Czekaj, wróć. Zacznijmy jeszcze raz:

Miami dotąd przed własną publicznością zaliczali bilans 21-2. W zespole bostońskim nie wystąpili Jayson Tatum ani Enes Kanter. Panowie Kemba i Smart osiągnęli 25% skuteczności z gry przy 32 oddanych rzutach. Pięknie zagrały skrzydła z Haywardem i Brownem, którzy jak widać potrafią koegzystować. Zadaniowcy drapali parkiet, gość o nazwisku Wannamaker zaliczył dwie mega ważne trójki. Daniel Theis znó imponował sprawnością i w zębach przyniósł double-double. Jestem fanem. Jak dobrze, że Kyrie poszedł grać gdzie indziej.

Na usprawiedliwienie Heat, grali dzień po dniu. Dojechani są.

phoenix suns 133 dallas mavericks 104

Dość niespodziewany obrót sytuacji: absolutna dominacja Słońc od pierwszej do ostatniej minuty. Booker (32/6/9) i Ayton (31/9) wyglądali jak Kobe i Shaq. Do tego bardzo solidna obrona na piłce zespołu gości. Dallas za wszelką cenę próbowali się przełamać zza łuku, czym tylko pogorszyli sprawy. No cóż, tego rodzaju spotkania będą się przytrafiać, nawet najlepszym ofensywnie zespołom świata. Luka Magic: 21 punktów 6 zbiórek 7/15 z gry w dwie kwarty.

Uwielbiam jeśli Ayton przestanie walić w półdystansu, ale jak dzisiaj bardziej asertywnie zacznie atakować kosz. On się musi wzmocnić fizycznie zdaje się. Statystyki pokazują, że przeciwko wielkim drwalom, zbyt spolegliwie przystaje na grę na 4-6 metrze. Dziś miał na sobie równie cienkich podkoszowych i jechał bliżej kosza: 13/15 z gry. Tak trzymać.

Other news

No dobra, a teraz popatrzcie co wyprawia młody LeBrona. Bronny ma 15 lat, aktualnie mierzy 193 cm przy wadze w okolicach 80 kg. Wiecie co myślę, ta rodzina jeszcze przez dziesiątki lat będzie na ustach kibiców koszykówki.

Bo kiedy smutek, żal i żałoba nie ma lepszych rzeczy niż rodzina. Patrzcie jaki dumny tata, dobrego dnia wszystkim!

53 comments

    • Array ( )

      @Anonim, oczywiscie, że przez Q- celowo spolszczyłem. Mysle, ze ani bohater książki, ani autor, czy nawet wymieniony koszykarz, nie będą mieli mi tego za złe 😉

      (0)
    • Array ( )

      Mimo wszystko Middleton ma bardzo ciekawą aparycję- problemem jest tylko u niego wada zgryzu, ktora powoduje notoryczne eksponowanie uzębienia, notabene do ortodontycznego leczenia. Stać go, moze mu na tym nie zalezy i woli skupic sie na grze. Na pewno ma nietuzinkową urodę, ale to nie oznacza, ze jest jakim Kwasimodo

      (13)
  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Wystarczy wpisać w Google „bronny James” i zaraz gdzieś wyskakują jego pomiary (wzrost i waga…żeby sobie „Eliza” nie myślała).
    Wg Google w czerwcu miał 6.2 czyli 188 a aktualnie podskoczył do 6.4, 193 cm.
    Lebron wchodząc do liceum tez miał 6.2…niezle.
    Pozdro.
    Ps. Wpis o middletonie złoto.

    (7)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Wiem, że późno, większość osób już napisała od siebie o tym, ale trochę czasu musiało mi zejść, uporać się z tym, żeby coś napisać o ś.p. Kobe Bryancie.
    Jak wielu napisało wcześniej, tak i u mnie, nie myślałem, że byłem aż tak mocno związany z innym człowiekiem emocjonalnie, którego nigdy w życiu osobiście nie spotkałem. Dopiero ta tragiczna wiadomość sprzed paru dni mi to uzmysłowiła.
    Najpierw szok, niedowierzanie, ciągle myślałem, że to jakiś fake news, albo że ktoś się pomylił i jednak tym helikopterem nie leciał KB. Ale żadnego dementi nie było.
    Niby wydaję się to głupie, że człowieka na żywo nigdy nie poznałeś, on nie miał pojęcia w ogóle o twoim istnieniu, a ty ilekroć o tym myślisz, czytasz newsy, reakcje innych ludzi, to emocje ciągle odżywają.
    Był to zawodnik z którym byłem najbardziej związany. Śledziłem jego karierę od samego początku aż do końca. 20 lat razem. Moje początki z przygodą z NBA zaczęły się w okresie końcówki MJ i początków KB, i mimo, że uznaję wciąż MJ za lepszego koszykarza w historii, to z Black Mambą byłem bardziej związany.
    Pamiętam jak pierwszy raz się o nim dowiedziałem. Było to jakaś mało znacząca gazetka (pod względem koszykarskim) wydawana wtedy, w drugiej połowie lat 90 w Polsce dla młodzieży, typu Bravo Sport itp. Generalnie nie kupowałem takich rzeczy, ale duży artykuł o młodym Kobe jakobym mającym przejąć władzę po MJ’u, ich porównanie, przykuły moją uwagę.
    Niejako automatycznie przejął po odejściu Mike’a schedę najlepszego gracza NBA, a przynajmniej tak było to wizerunkowo postrzegane. A i sam Kobe do tego usilnie dążył. Tym samym stał się moim ulubionym graczem, pomimo jego wielu zauważalnych wad, szczególnie widocznych przede wszystkim w pierwszych latach jego kariery.
    Mimo wszystko Kobe miał to coś. Coś, co powodowało, że nie odrywało się od niego oczu jak grał, że zarywało się dla niego nocki, że śledziło się każdy jego kolejny ruch, bo mógł się on okazać kolejnym fenomenalnym zagraniem. Trudno było nie znaleźć w jakimkolwiek top 10 jakiekolwiek z jego akcji. Miał ten magnetyzm, plastykę ruchów podobną do MJ’a, efektowność zagrań, które powodowało, że chciało się go oglądać.
    Ale nie o samo show tutaj chodziło, bo także był jednym z naprawdę nielicznych graczy, którzy tak skutecznie łączyli efektowność z efektywnością. Był zwycięzcą, człowiekiem nastawionym na sukces, a przy tym oglądanie go w akcji było dla mnie jak poezja.
    Paru innych graczy też się bardzo ładnie poruszali (m.in. Tmac, Iverson), ale każdy z nich miał na boisku swoje wady, które ograniczały ich w kontekście postrzegania jako all-around player albo zwycięzca (Tmac – słaba obrona, brak etyki pracy, brak sukcesów drużynowych, Iverson – obrona, etyka pracy itp.).
    Dla mnie Kobe był kompletny – miał wszystko. Niesamowity arsenał ofensywny (i tu kolejna przewagą nad innymi – on to wypracował bardzo ciężko pracą, nie miał takiego wielkiego talentu ofensywnego na starcie jak Tmac czy Iverson), bardzo dobrą obronę (szczególnie w pierwszych fazach kariery, jak się uwziął, potrafił zatrzymać prawie każdego), jak chciał potrafił bardzo dobrze podawać, kończył w trumnie i za 3, zbierał itd.
    Dorastałem razem z nim, gdy jego kariera nabierała rozpędu, przez całe 20 lat śledziłem przebieg kariery. W tym czasie wiele się zmieniło, i u mnie (szkoła, studia, praca, żona, dzieci itd.) jak i u niego, poprzez transformację z trochę egoistycznego zawodnika, kłótnie z Shaqiem ,rozpad lakers i walka by wejść do PO, po triumfalny powrót na szczyt NBA w odmienionej już swojej wersji KB24 – black mamby.
    Tak jak on, tak i jak darzyłem tę grę miłością. To była moja pierwsza miłość, ale zostanie już chyba do końca życia. Dlatego tak pewnie mocno się z nim związałem emocjonalnie, ponieważ był moim ulubionym graczem w grze, która tak pokochałem.
    Nie będę tu opisywać jego kariery, nie jest to mój cel, każdy zna jej szczegóły bardzo dobrze. Wszystkie mistrzostwa, porażki, 81 pkt., kontuzje, powroty, wzloty i upadki. Śledziliśmy to na bieżąco.
    Sam byłem na niego wielokrotnie zły, ilekroć oglądałem mecz i widzę, jak Kobe zagalopowuje się w róg, przeciwnicy go podwajają czy potrajają nawet, a on oddaje fadeawaya z 6, 7 czy nawet 8 metra – łapałem się za głowę krzycząc w myślach „Co ty robisz?!? Podaj piłkę”. Ale taki był właśnie Kobe – zawsze miał niezachwianą wiarę we własne możliwości.
    To jak z tą przypowieścią o żabie i skorpionie, gdzie skorpion prosił żabę o pomoc w przedostaniu się na drugi brzeg stawu, a żaba nie chciała, mówiąc, że ją przecież zabije. Na co skorpion przekonywał ją używając racjonalnych argumentów – przecież nie mogę cię zabić, bo razem zatoniemy w wodzie, a ja nie umiem pływać. Żaba dała się przekonać, wzięła skorpiona na plecy i płyną, a na środku stawu skorpion żądli żabę i razem toną. Tuż przed utonięciem żaba pyta: dlaczego?? Skorpion odpowiada: bo taka jest moja natura.
    Podobnie było z Kobe’ym, taką po prostu miał naturę, niezachwianą wiarę w siebie, że każdego może pokonać, zawsze wygrać. Naturę wojownika, a natury nie oszukasz.
    Dlatego mimo, że często łapałem się na tym, że krzyczę w myślach oglądając mecz, nie rób tego, to za trudny rzut, podaj tam, to z biegiem lat już się przyzwyczaiłem, wiedziałem, że on to może trafić, mimo bardzo nie sprzyjających okoliczności.
    Przez całą jego karierę koszykarską wzruszyłem się tylko raz – jak kończył ją, zdobywając w niesamowitym stylu 60 pts w meczu z Utah. I jeszcze to wyzywające słowa Shaqa, który rzucał mu challenge, by na koniec rzucił 50, a każdy w głębi ducha wiedział, że to raczej nie możliwie, w końcu w ostatnim sezonie, powracając po zerwaniu Achillesa, nie był sobą, nie odzyskał tej dynamiki, jego skuteczność była tragiczna, i pewnie gdyby nie nazywał się jak się nazywał, w ogóle w tym sezonie pewnie by nie grał. Ale on zaskoczył wszystkich, rzucając 60 pts i to wcale nie w meczu, który jakby się mogło wydawać, mógł być potraktowany jakoś ulgowo, tylko te punkty były potrzebny by wygrać Lakersom, a Utah potrzebowali zwycięstwa bo walczyli o PO – żadnego odpuszczania.
    Gdy zabrzmiało „Mamba out” wzruszyłem się, bo zdałem sobie sprawę, jaki szmat czasu „razem” przeszliśmy i co jest już bezpowrotnie za nami. Nie myślałem, że tak się wtedy wzruszę.
    No i teraz też nie myślałem, że tak to przeżyję.
    Z natury rzeczy nie udzielam się dużo, mało na to czasu. Nie piszę dużo komentarzy, prawie w ogóle, mimo, że NBA nieprzerwanie od wielu, wielu lat cały czas śledzę, jest to częścią mojego życia. Ale tutaj czułem się zobowiązany napisać parę słów, bo choć to nic dla tragicznie zmarłych nie zmieni, to chociaż tak, we własny sposób, mogę oddać hołd zmarłemu tragicznie Kobe Bryantowi.
    Tragedia podwójna, bo jeszcze była tam jego córka. Sam jestem ojcem, więc sama myśl o tym potęguje tylko moje emocje.
    R.I.P. Kobe.
    Życie jest za krótkie, cieszmy się nim, bo nigdy nie wiem, ile nam jego jeszcze zostało.

    (47)
    • Array ( )

      Przeczytałem Twoje wypociny po łebkach,bo na co się zagłębiać?. Wniosek jeden,wielka szkoda, że Kobe już nie żyje bo jeśli by żył na pewno Twoim marzeniem byłoby być jego żoną.
      Litości…..

      (-31)
    • Array ( )

      Pajace wytrzymały trzy dni … już zaczyna się typowe p*****lenie frustratów którym przeszkadza to, że gdy ktoś wielki odszedł z tego świata, to ktoś inny mocno to przeżywa i w jakikolwiek sposób chce to upamiętnić, oddać hołd ect. Dobry tekst. Z jednym się nie zgodzę … Kobe wiedział o Twoim istnieniu – wiedział o swoich kibicach, fanach no i też hejterach 😉 Pozdrawiam.

      (5)
    • Array ( )

      MG

      Zalobe i hold osobom zmarłym oddaje sie w inny sposób. Zalobe przezywa się w ciszy. Hold, pamięć należy się przede wszystkim bohaterom a nie multimilionerom o niezbyt krystalicznej przeszłości ginacym w katastrofie własnego helikoptera. Był wybitnym sportowcem ale to co sie dzieje wokół (między innym za sprawą dzieciarni) zaczyna przypominac juz cyrk i szopkę. Z żałoby uczyniliscie szopke. Pajacu.

      (-3)
    • Array ( )

      Bóg powiedział śp. Davidowie Sternowi że organizuje turniej 1vs1 i zapytał którego koszykarza ma wybrać. David po chwili namysłu odpowiedział Kobe Bryant 🙂 Legends Never Die

      (0)
    • Array ( )

      @Swek

      Dzięki za Twoje “wypociny”. Miło dla odmiany przeczytać tak super napisany komentarz. Pozdrawiam i życzę więcej komentowania 🙂

      (2)
  3. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Droga redakcjo,
    Spolegliwy to ktoś na kim można polegać, jak na przysłowiowym Zawiszy. Słowo to nie oznacza na pewno osoby, która łatwo ulega wpływom. Lepiej użyć przymiotnika “uległy”.

    (0)
    • Array ( )

      O dziwo nawet w definicji ze słownika pwn jest poza ty pierwszym znaczeniem znaczenie potoczne – właśnie uległy
      Czyli nie jest to takie jednoznaczne:)

      (0)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Śmierć Kobiego powoli zaczyna być karykaturą. Wiadomo stała się tragedia ale bez przesady. Codziennie na drogach ginie spora grupa osób i nikt ich tak nie opłakuje poza rodziną.
    Czy to jest król, zbawca świata itd?
    Niedługo jeszcze świętego z niego zrobią.
    Najbardziej to szkoda tych dzieciaków, bo wychodzi na to że Kobe był po prostu nieodpowiedzialny. Mgła, w powietrzu 100% wilgotności, śmigłowce policyjne mają zakaz lotów ale wiadomo bogatszy może więcej.

    (-11)
    • Array ( )

      @Red
      Ty to ładnie głupi jesteś.

      “Codziennie na drogach ginie spora grupa osób i nikt ich tak nie opłakuje poza rodziną.”
      Może dlatego, że nie byli ikonami sportu oraz częścią popkultury i nie znał ich miliard ludzi na świecie?

      “Najbardziej to szkoda tych dzieciaków, bo wychodzi na to że Kobe był po prostu nieodpowiedzialny. Mgła, w powietrzu 100% wilgotności, śmigłowce policyjne mają zakaz lotów ale wiadomo bogatszy może więcej.”
      Wbij sobie do łba, że jak jest zakaz lotów, to nie można sobie od tak gdzieś polecieć obojętnie ile kasy się ma. Zakaz wprowadzono dopiero PO śmierci Bryanta, a nie przed nieuku, bo jego helikopter nie dostałby zgody na lot.

      Rozwalają mnie takie nieczułe głupki, którym starzy powinni ograniczyć dostęp do internetu.

      (1)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie wiedziałem że King Junior już ma takie parametry, zastanawiałem się czy udźwignie oczekiwania, jak np. nie urośnie za bardzo, a tu proszę… Na fotach z jego starym każdy się wydaje mały, stąd mylne wrażenie..

    (5)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Uwielbiam jeśli Ayton przestanie walić w półdystansu, ale jak dzisiaj bardziej asertywnie zacznie atakować kosz. On się musi wzmocnić fizycznie zdaje się.

    Admin to rozumiem dziecko z niepełnosprawnością się do klawiatury dobrało? Co to za składnia w ogóle..

    (4)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajna Pelikany maja ta paczke, ciekawą. Połączenie doswiadczenia z mlodoscia. To samo w OKC, tez mega zmiany na nowa dekade i mysle ze z tych ekip w przyszlosci moze cos byc. Podobaja mnie sie w kazdym razie. Ładne te chlopaki.

    (1)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Można prosić o wyłączenie autostartu filmów? Nie zawsze można je oglądać czytając, a upierdliwym jest wyłączanie co chwilę.
    Piona!

    (11)
    • Array ( )

      Nie wiem na czym to oglądasz, ale nigdy się nie spotkalem na tej stronie z czymś takim jak “automatyczne odtwarzanie filmu”

      (2)
    • Array ( )

      Ja się przed chwila spotkałem na iPadzie, ale tez pierwszy raz. B.min nie majstruj mi na wallu xd

      (1)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    To co LeBron robi dla społeczności afroamerykańskiej, pokazując otwarcie swoją więź z synem / dziećmi jest nie do przecenienia. Nam w Polsce a pewnie też i w “białej” Ameryce, może się to wydawać na pokaz, “overhyped”, lub wręcz niesmaczne, ale należy pamiętać, że znaczna część afroamerykańskich czy latynoskich chłopców/mężczyzn (nawet 80%), wychowuje/wychowało się bez ojca, zresztą tak jak LeBron. Myślę że do pewnego stopnia jest to zamierzone ponieważ LeBron niczego w swoim życiu nie robi całkowicie spontanicznie. Podobnie postępują inni wielcy: Shaq, Wade, CP3. Tak też działał Kobe ze swoimi corkami. Myślę że oni mają świadomość swojego wpływu na młodych jako tzw “role models” nie tylko na parkiecie

    (1)
  10. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    Niedobrze mi się robi, gdy czytam ostatnio niektóre komentarze.

    GWBA zasługuje na trochę lepszą społeczność.

    Ja pod artykuły więcej przewijać nie zamierzam.

    (-2)
    • Array ( )

      Chłopak ma rację, bo to co ludzie wypisują o katastrofie, to ludzkie pojęcie przechodzi jak można być tak nieczułym albo po prostu glupim.

      Tragedia, że np. AC Milan walczy z włoską federacją aby upamiętnić Bryanta, który im kibicował od małego, a tutaj FANI KOSZYKOWKI wyśmiewają żałobę.

      (1)
    • Array ( )

      Łukasz podpisuję się pod postem i twoją poprzednią prośbą.
      Adminie proszę ogarnij to, coś, cokolwiek…
      jedno to upust żalu i bólu a drugie to upust wyzywania, zawiści na graczy i siebie nazajem..
      dwie stronki, fora już przestałem śledzić ze względu na takie zachowania… jedno rozdądne zamknęło się samo…
      jak będzie tak dalej to albo same art albo wiele osób opuści kolejne…
      peace

      (1)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Ogólnie to Kobe sobie nie zasłużył na taką śmierć, a to jak dbał o siebie, o swoje zdrowie, kondycję, stronił od używek, alkoholów, imprezek itp. świadczyło że chce żyć długo i w zdrowiu, nawet po zdjęciach było widać że wygląda na młodszego a wszystko przekreślił jeden dzień… nie wiadomo czy to była rutyna, błąd maszyny, czy po prostu wypadki, przypadki chodzą po ludziach ale mimo sympatii czy antypatii do niego lub do Lakers gość sobie naprawdę nie zasłużył na taką śmierć i napewno nie w tym wieku po tym co zrobił dla siebie, swojej kariery, rodziny, ligii

    (1)

Skomentuj lukaszdomanski Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu