fbpx

Ładne statystki nie uczynią cię lepszym graczem

10

Nie wiem jak Wy, ale u nas, w lokalnej lidze amatorskiej, liczą statystyki. Mają nawet specjalny program, który zlicza punkty, zbiórki, asysty… skuteczność ze wszech stron boiska, indywidualnie i drużynowo, graficznie i w tabeli. Dzięki programowi zliczają największe przewagi i pościgi w wybranych odstępach czasowych, ilość remisów oraz statystyczną przydatność poszczególnych zawodników biegających po boisku. I co?

W pierwszej kolejności, ziomale mają jeszcze większą zajawkę na granie, bo jak się okazuje nie trzeba zdobyć góry punktów, by być w czołówce najbardziej wartościowych graczy na boisku. Wystarczy dobrze bronić, dogrywać piłki i utrzymywać solidną skuteczność, a będzie się czym pochwalić w domu…

ALE! Są i tacy, którzy codziennie filtrują rankingi, by dowiedzieć się ile np. przechwytów potrzeba im do czołówki, a kiedy nadchodzi mecz polują na każdą przelatującą piłkę, zgadują i ryzykują –  niekiedy zupełnie zapominając o graczu, którego faktycznie powinni kryć. Byle było się czym pochwalić w domu… Pięć przechwytów dziś miałem! Druga średnia w lidze! Yeah!

Ten sam sort graczy spotyka się przy stoliku sędziowskim. Przykładowo podczas przerwy słyszymy: “zapisałeś mi tamtą asystę?” albo głośny krzyk przez całą salę: “asysta!” kiedy jego ziomek z drużyny dopiero dobiega z piłką do kosza w kontrze. Też to znacie?

Nie daj boże powiedzieć takiemu pod koniec czwartej kwarty, że jest bliski triple-double. Brakuje mu dosłownie trzech punktów, jednej, jedynej trójeczki! Kurde, jeśli mecz jest wyrównany – lepiej takiego zioma zdjąć z boiska. Będzie sadził tróje co akcję, nie powstrzymasz go. W zawodowej lidze też zdarza się tego typu dziadostwo, to niekiedy silniejsze od człowieka:

[vsw id=”lDzRvZcFn48&feature=player_embedded” source=”youtube” width=”600″ height=”485″ autoplay=”no”]

Andray Blatche po tym meczu stwierdził, że Cartier Martin… (cytat) “obrabował go z triple-double” nie dając mu zebrać ostatniej piłki. Myśleliśmy, że tego typu akcje w NBA umarły razem z wyrzuceniem Ricky Davisa, który w 2003 roku  ostatnią brakującą do t-d zbiórkę zaliczył rzucając na własny kosz!

[vsw id=”MezCclCSjNw” source=”youtube” width=”600″ height=”485″ autoplay=”no”]

Proszę bardzo, podkład muzyczny i mina Jerry’ego Sloana mówią wszystko. Tak kończą sępy na statystyki: Ricky Davis zamiast w NBA gra teraz gdzieś we wschodniej Francji… ping pong padaping ping ping… 😉

10 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Ta, jaką bekę wtedy z niego stoczyli w Inside The NBA 😛 Mecz już był dawno przegrany, a mimo to, do końca były emocje, bo wsada który dał mu 10pkt walnął chyba 40s przed końcem i cieszył się jak szalony 😀

    (0)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Pamiętam jak kiedyś Westbrook jak OKC wygrywali tam wieloma punktami i oczywiście powinni przetrzymać piłkę na koniec meczu podał tam podajże do Ibaki czy Hardena żeby mieć tą jedną asystę. To o ile się nie mylę było w tamtym roku. Kurde lubię go ,ale nie popieram czegoś takiego…

    (0)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    pieprzycie ,ja bym walczył o trippledouble! ,a wiem czy kiedys udało by sie to powtórzyć ?! nie każdy ma okazje nawet double-double zrobić,więc pewnie zrobiłbym podobnie ,no moze nie tak jak Ricky ale….

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu