fbpx

Los się musi odmienić, kroniki Portland Trail Blazers

13

#fun fact 2

playoffs były wówczas rozgrywane inaczej niż teraz. Pierwsza i druga drużyna każdej konferencji rozpoczynały rywalizację dopiero od drugiej rundy. Rozstawienie powodowało, że do playoffów przystępowało 6 drużyn danej konferencji, nie 8.

Kolejne lata przyniosły kolejne rozczarowania. Walton opuścił cały sezon 1978-1979, po czym został sprzedany do San Diego Clippers, gdzie w dalszym ciągu borykał się z kontuzją (w latach 1978-1982 rozegrał jedynie 14 spotkań). Drużyna osłabiona jego brakiem stopniowo pikowała w dół Dywizji Pacyfiku, trzykrotnie odpadając w pierwszej rundzie, a w sezonie 1981-1982, pomimo uzyskania korzystnego bilansu, nie awansowała do playoffs.

#The Glide

Los ponownie uśmiechnął się do drużyny Blazers w 1983 roku, podczas draftu. Wybierający z numerem czternastym Blazers wydraftowali Clyde’a Drexlera. Dość powiedzieć, że The Glide to jedyny członek Hall of Fame z tamtej klasy draftowej, oprócz wybranego z jedynką Sampsona. Blazers znów byli drużyną playoffs (przerwa trwała jeden rok i skończyła się jeszcze przed wybraniem Drexlera), jednak potrzebowali centra, by myśleć poważnie o mistrzowskich laurach. Nadszedł rok 1984 i pewien kluczowy rzut monetą…

#The Toss

Head or tail? Rzut monetą miał zdecydować o tym, czy z numerem pierwszym wybierać będzie Portland czy Houston. Rockets wiedzieli, że “zawsze wypada orzeł” i to oni z pierwszym pickiem zgarnęli Olajuwona, a do Blazers trafił Sam Bowie. Działacze Blazers przyznali po latach, że gdyby wybierali pierwsi, wzięli by Hakeema, Bowie był ich drugim wymarzonym scenariuszem, a Jordana, Stocktona, Barkleya i innych nawet nie brali pod uwagę. Szerzej o tym wyborze pisałem już w artykule “Who the f*** is Sam Bowie, więc jeśli ktoś chce poczytać, to tam go odsyłam.

Tu napiszę tylko, że kontuzje Bowiego i pięć operacji na obu nogach pozwoliły mu rozegrać jedynie 139 meczów w ciągu pięciu lat z Blazers.

#Bowie is gone

Feralny wybór Bowiego odbijał się czkawką jeszcze długo, dopiero gdy posłali go do Netsów za Bucka Williamsa, z miejsca awansowali do finału, gdzie jednak zmuszeni byli uznać wyższość Detroit Pistons. No cóż, wygląda to na solidną poprawę ich sytuacji, jednak w przypadku tej drużyny zawsze pojawia się pytanie “a gdyby…?” No właśnie, gdyby Walton się nie rozsypał? Gdyby Bowie był zdrowy? Gdyby wybrali Jordana? Albo Barkleya? Gdyby wygrali rzut monetą? Gdybać można również odnośnie wymiany z NJN, ponieważ oprócz Bowiego posłano do Nets również wybór w drafcie. I to pierwszy numer. Koło nosa przeszli Blazers tacy gracze jak Shawn Kemp (póki co), Glen Rice czy Tim Hardaway lub Vlade Divac. No cóż…

Warto jednak zaznaczyć, że sezon 1989-1990 był pierwszym od rozgrywek 1976-1977, w którym Blazers przebrnęli przez druga rundę playoffs. Tyle szczęścia. A co z przysłowiowym pechem? Prowadzeni już przez coacha Adelmana Blazers w latach 89-92 dwukrotnie przegrywali finały NBA i raz odpadli w finale konferencji. Co więcej, w 1992r. drużyna Blazers spotkała się w finale z Chicago. Michael Jordan miał więc sporo do udowodnienia Blazers, którzy przecież w drafcie zamiast MJ wybrali Bowiego…

[vsw id=”QhjGINgNfoY” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

His Airness, po wyeliminowaniu Portland przez Chicago wbił kibicom Blazers jeszcze jedną szpilę, mówiąc podczas wystąpienia z okazji zdobycia tytułu:

To the City of Chicago, thank God you drafted me, instead of Portland…

1

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3 4

13 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Świetny, naprawdę świetny artykuł. W sumie nie mieli aż takiego pecha jak się mówi tylko szczęścia zabrakło i złe wybory podejmowali. W tym roku mają szanse na finał, choć będzie bardzo ciężko.

    (5)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    “The Trailblazers are called rip city because Jim Barnett hit a 3 pt shot that ripped the net.The announcer yelled “rip city!” 😉

    (4)
  3. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Witam 🙂 Artykuł o BLAZERS więc nie byłbym sobą gdybym nie skomentował. Przyjemne streszczonko w pigułce dla młokosów dopiero poznających tę organizację w świetle ich aktualnej dyspozycji. Właściwie niczego nie brakuje, może troche mało o innych świetnych ballerach : Jeromie Kerseyu, Lionelu Hollinsie, Mauricie Lucasie, Kenny Andersonie, Brianie Grancie, Terry Porterze, Steve Smith, etc…. Szkoda troszkę, że utrzymany nieco zbyt świadomie i tendencyjnie w zgryźliwej tonacji straconej szansy, niespełnionych oczekiwań a brak wyartykułowania kultu team spiritu i wyjątkowej specyfiki tej organizacji itp. Zapewniam, że fanbase PDX ma się świetnie, prawdziwą porażką był jedynie okres “panowania” ekipy Zacha Randolpha, LaFrentza, Abdur-Rahima (prawdziwy początek jailblazers – bowiem np J.O’Neal nie miał z tym nic wspólnego) Niemniej nie chodzi o to aby korygować autora, poprostu śmiałem wtrącić 3 grosze. Ogolnie miło ,że ktos sie zainteresował ale na prawdziwy artykuł o Trail Blazers na forum Gwiazd Basketu przyjdzie jeszcze nieco poczekać. Pozdrawiam serdecznie
    Ps: Sorki za bledy i składnię ale pisze z tel

    (2)
  4. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Kurde… Tak świetnie się to czytało, że bardzo zakuł mnie w oczy przedostatni paragraf (“#Bad Luck?”). Gdybyś troszkę bardziej to opisał (że dostali nowe gwiazdy, ale pech jak zawsze), to doznałbym koszykarskiej ekstazy. Świetna robota! Czekam na więcej!

    (2)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    dzięki za słowa uznania i wszystkie sugestie. Gdybyście chcieli poczytać o jakimś innym teamie opisanym w ten sposób, dajcie znać.

    (3)

Komentuj

Gwiazdy Basketu