fbpx

Magic Johnson: jak trafił do Lakers?

12

Lakers z kolei, byli wówczas w okresie przebudowy. Po zdobyciu tytułu w 1972 i awansie do Finału w 1973 (porażka 1-4 z Knicks, to wtedy Nowojorczycy zdobyli swój drugi i ostatni jak dotąd tytuł), klub zaliczył spadek formy. Kolejny rok przyniósł rozczarowującą porażkę w pierwszej rundzie z Bucks (pierwsza runda zwana była wtedy Półfinałem Konferencji, bo do playoffs awansowało tylko osiem drużyn Ligi), a potem playoffy odjechały im na dwa lata. Klub trapił brak dyscypliny, którego trener West nie potrafił wyeliminować do końca nawet po przyjściu Kareema Abdula Jabbara w 1975 (Jabbar przyszedł jeszcze za czasów trenera Sharmana, West zastąpił go od nowego sezonu). Najjaskrawszym incydentem, obrazującym zepsucie klubowego morale, było bez wątpienia zajście między Kermitem Washingtonem a Rudym Tomjanovichem.

[vsw id=”jgqUZ1IAA_8″ source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Było jasne, że tak dłużej być nie może, że zespołowi potrzebny jest talent, ale też “glue guy”. Na szczęście dla Lakers, naszym życiem rządzi przypadek…

Klub połowie lat 70’tych w niczym nie przypominał już mistrzowskiej ekipy Rileya i Chamberlaina, dzierżącej do dziś rekord 33 wygranych spotkań z rzędu. Ostatni członek tamtego składu, Gail Goodrich, w 1976 roku został wolnym agentem. Jako taki, zdecydował się przyjąć kontrakt dla weterana od New Orleans Jazz. Był swoisty “efekt motyla”, którego konsekwencji nikt się wówczas nie spodziewał. Zgodnie z ówczesnymi regulacjami w NBA, jeśli klub tracił gracza stającego się wolnym agentem, drużynie przysługiwał “pakiet pocieszenia”.

W tym konkretnym przypadku, kluby osiągnęły następujące porozumienie:

Nowy Orlean odstąpił swoje picki pierwszej rundy draftu 1977, 1978, i 1979 (o którym jeszcze wtedy nie wiedzieli, że trafi im się jedynka), a także druga rundę 1980. Lakersi do Goodricha dorzucili im jeszcze drugą rundę 1977 i pierwszą 1978.

Na tym w zasadzie moglibyśmy zakończyć, ponieważ wiecie już, kto został wybrany w 1979. Warto jednak podrążyć troszkę głębiej, ponieważ z perspektywy roku 1976 nic nie było jeszcze takie oczywiste. Włodarze Lakers zaczęli się głowić nad jak najlepszym wykorzystaniem swoich atutów. Manager Bill Sharman, trener Jerry West i właściciel Jack Kent Cooke mieli swoje wizje odnośnie przyszłości zespołu. Jerry West optował za sprowadzeniem Sidneya Moncriefa (finalnie piąty pick “magicowego” draftu, poszedł do Bucks), widząc w nim idealne uzupełnienie Jabbara i zastępstwo dla PG Norma Nixona, pozyskanego w drafcie 1977. Nazwisko Magica nie pojawiało się jeszcze wówczas w rozmowach, ale ważna była sama koncepcja pozyskania drugiego rozgrywającego, z powodu problemów z rzutem z wyskoku Nixona, który wyraźnie uszczuplał arsenał ofensywny drużyny. Moncrief nie miał z tym problemów, stąd jego kandydatura.

West bez problemów rozpoznał w Moncriefie przyszłego welkiego rozgrywającego NBA. Johnson z kolei był, z racji swoich rozmiarów, dość osobliwym prospektem. Potrafił kozłować piłkę w sposób nietuzinkowy, ale dosyć surowy i nie był jeszcze wtedy tak finezyjnym zawodnikiem. Moncrief był dużo pewniejszym wyborem [Roland Lazenby  “Lakers, Złota Historia”]

1

Nie wiadomo, jak wszystko by się potoczyło, gdyby nie fakt, że Cooke został na stanowisku zastąpiony przez wielkiego wizjonera, charyzmatycznego Jerry Bussa. Buss nie bał się zmian i rewolucji. Jego sposób myślenia wpisywał się w ducha epoki, którego pokrótce scharakteryzowałem w pierwszych akapitach. Lata osiemdziesiąte miały stanowić zupełnie nową jakość życia i rozrywki i uosobieniem tej nowej jakości miał być jego zdaniem Magic Johnson. Showtime było tu kluczowym pojęciem.

Nie od razu wszyscy przyklasnęli pomysłowi Bussa. Wewnętrzne rozmowy w klubie ciągnęły się tygodniami, Magic odbywał w tym czasie kilkukrotne spotkania z władzami zespołu. W końcu, zniecierpliwiony Buss uderzył pięścią w stół na jednym ze spotkań zarządu i powiedział:

Albo bierzecie Magica, albo szukajcie innego kupca na ten team.

1

I było po rozmowie. Decyzja o ściągnięciu Johnsona do Lakers zapadła nieodwołalnie. Samo zagięcie parolu na Magicu nie rozwiązywało jednak sprawy. Pozostawała jeszcze kwestia jak tego dokonać. Lakers również jeszcze wtedy nie wiedzieli, że przyjdzie im wybierać z pierwszym numerem. Taki scenariusz wydawał się być zbyt piękny, by mógł być prawdziwy. Kwestia kolejności wyboru nie leżała przecież w ich rękach. Na szczęście życiem rządzi przypadek…

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3

12 comments

  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Wtedy by Jordana nie było w Bulls. Zespół z Johnsonem nie grał by tak słabo, żeby wybierać z drugim numerem draftu. Nawet jeśli to nie wybrali by pewnie Jordana tylko jakiegoś wysokiego dla Magica. Chyba, że jakimś cudem wybrano by Jordana to by miał słabszy rozwój według mnie. Nie był by liderem od początku.

    Dobrze się stało jak się stało 🙂

    (14)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Hej, możecie sprecyzować jak to możliwe, że Celtowie posiedli prawa do Birda, jeszcze w czasie gdy grał on w college’u? Teraz chyba nie pozwalają na to przepisy, a młody zawodnik który zatrudni agenta i stanie do draftu automatycznie traci prawa do zabawy w NCAA?

    (9)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    @up: to była decyzja Birda, na którą pozwalały przepisy. Klub mógł utrzymać prawa do wyboru przez rok. Zwróć jednak uwagę, że nikt nie połasił się na gościa, który trzepał w NCAA 30 ppg, 3.9 apg i 11.5 rpg w tamtym sezonie i że uchował się on aż do szóstego miejsca. To własnie była strategia Auerbacha, żeby ogłosić, że Bird będzie chciał pozostać w NCAA przez kolejny rok, jednocześnie dając do wiadomości przed draftem, że zawodnik jest z nimi po słowie. inni stwierdzili, że nie będą czekać rok na swój pick i wybrali dostępnych. Z zawodników wybranych wtedy przed Birdem jest tylko jeden All-Star, pierścienie zdobyło dwóch, z czego jeden z Lakersami Magica, drugi z Celtami Birda (Thompson i Robey).

    (29)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Kobe wybrany przez Charlotte Hornets oddany do Lakers m.in. Za solidnego centra Vlade Divaca. Pewnie Hornets w składzie z Black Mambą, Mourning I Larry Johnson sporo by namieszali w NBA.

    (5)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Ganialny art, dzięki BLC, ileż to się już człowiek dowiedział o historii NBA z Twoich artykułów. Powinieneś otworzyć kanał na YT: “Historia NBA z BLC, nauka i zabawa” :p

    (5)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Ciekawa historia jest również z Timem. Mało brakowało a Duncan grałby u Celtów którzy już kilka razy “przegrali” draft ze Spurs 🙂

    (1)

Komentuj

Gwiazdy Basketu