fbpx

Matisse Thybulle: Mama we made it!

14

Pamiętacie animację „Dear Basketball” za którą Kobe Bryant otrzymał Oscara? Bez względu na to czy nagroda była zasłużona czy jednak kapituła jury uległa magii nazwiska legendy Lakers… zwróćcie uwagę, że na początku animacji głęboki głos Black Mamby wprowadza nas w historię małego dziecka. Chłopiec zwija skarpetki robiąc z nich piłkę i rzuca je do prowizorycznego kosza na drzwiach pokoju w duchu czując się jakby trafiał game winnera w meczu NBA. Dla wielu dzisiejszych herosów przygoda z koszykówką zaczęła bardzo podobnie, a jednym z nich był Matisse Thybulle, gdy w wieku czterech lat otrzymał od ojca mini kosz.

Dear Mama

Trzeciego lutego 2015 roku Matisse Thybule rozegrał najtrudniejszy mecz w swojej karierze. Mecz, który uczniowie liceum Eastside Catholic grali dla swoich rodziców w trakcie nocy absolwentów. Wszyscy zawodnicy po spotkaniu podchodzili z kwiatami do swoich mam. Wszyscy, oprócz Matisse’a…

Nie wiedziałem co gramy, nie bardzo ogarniałem, co się dzieje. Nie wiedziałem nawet jaki jest dzień. Po prostu próbowałem przetrwać. To właśnie wtedy naprawdę uświadomiłem sobie, że odeszła.

Według członków rodziny młody Tisse jest kopią swojej matki, a jego siostra Chloe całkowicie wdała się w ojca. Dlatego właśnie od początku relacja obecnego zawodnika Sixers z matką była szczególna. Powściągliwa, troskliwa i nieustępliwa Elizabeth zawsze starała się, by jej dzieci wyrosły na ludzi z rozwiniętym kompasem moralnym oraz by osiągnęły wszystko, na czym im zależy. Gdy pewnego dnia zakomunikowała, że choruje na białaczkę, miała dla dzieciaków konkretne wytyczne: zamiast spędzać czas przy niej, miały kontynuować wszystko, czym się zajmowały. Chciała, by jej dzieci miały takie życie, jakiego dla nich chciała. Aby zdobyły wykształcenie oraz rozwijały swoje pasje i przyjaźnie.

Kobieta zmarła na początku lutego 2015 roku, a prowadzony wytycznymi matki Matisse nie mógł odpuścić meczu rozgrywanego następnego dnia. To nie był ich sposób postępowania, o nie. Nieustępliwość matki przelana na syna nie pozwoliła mu zrezygnować z występu w tym spotkaniu. W spotkaniu, które uświadomiło mu, co się stało.

Czasem mówiłem jej, że współczuję innym dzieciakom, że nie mają takiej mamy jak ona. Była idealna. Nienawidzę używać tego słowa, ale nie potrafię znaleźć lepszego słowa, by ją opisać.

I will always love you

Elizabeth Thybulle była naturopatą, czyli (w dużym skrócie) lekarzem medycyny alternatywnej opartej na założeniu, iż musimy żyć w zgodzie z naturą. Przez cały czas spędzany z dziećmi starała się wpoić im zasady moralne, które kierują nimi do dziś. Siostra Khloe jest wulkanem energii, ekstrawertyczką i dowcipnisiem (po ojcu). Brak jest spokojniejszy, za to nie zdecydowanie bardziej wytrwały i nieustępliwy.

Gdybym był na jego miejscu już dawno bym odpuścił. Nie mógłbym dokonać tego, co on. Matisse jest jak jego matka. Całą tę dobroć i upór ma po niej [Greg Thybulle]

Według siostry Matisse w czasach gry dla Washington Huskies zawsze woził ze sobą dodatkowe ubrania i obuwie, które rozdawał potrzebującym ludziom na ulicach.

Matisse nigdy by wam o tym nie powiedział, bo nie robi tego dla atencji. On czuje, że powinien tak postąpić. Z biegiem lat coraz więcej osób mówi mi, że wyglądam jak mama. Ale to Matisse jest jak nasza mama, są tak podobni [Khloe Thybulle]

I like to swim

Choć koszykówka była miłością Tisse’a od czwartego roku życia, w pewnym wieku wydawało się, że pójdzie jednak w kierunku innego sportu – pływania. Gdy w latach 1999-2006 rodzina Thybulle mieszkała w Australii młody osiągał świetne wyniki w tym sporcie. Jedną z jego przewag były niespotykanie długie ręce (obecnie ma 216 centymetrów rozpiętości ramion przy 195 cm wzrostu).

Zmagałem się z tym od zawsze. Żadne rękawy na mnie nie pasowały, to było okropne, gdy dojrzewałem. W tej chwili wszystko nosi się dopasowane do ciała, taki jest trend. A ja przez długi czas nosiłem bluzy z szerokimi ramionami, cholernie luźne koszule, bo tylko w ten sposób rękawy na mnie pasowały. Wyglądałem jak pajac. Teraz patrzę na stare zdjęcia i myślę: Moi rodzice naprawdę mówili mi, że wyglądam słodko?

Wraz z przeprowadzką do stanu Washington Matisse ukierunkował się jednak na koszykówkę, która w jego ocenie jest idealną kombinacją szybkości, gry zespołowej oraz faktu, że nigdy nie robiła się nudna. Mimo wszystko cały czas czuł, że nie jest wystarczająco dobry, by robić sobie nadzieje nawet na grę w reprezentacji uczelni. Potrafił co prawda odbierać rywalowi piłkę, ale na atakowanej połowie nie czuł się najlepiej. Jego ojciec, który nigdy nie grał w koszykówkę, chciał jednak, by jego syn skupił się na swoich mocnych stronach:

Zawsze będzie ktoś, kto będzie lepiej rzucał niż ty. Ale nigdy nie znajdzie się nikt, kto będzie od ciebie lepiej bronił!

Gdy w liceum rozegrał dobry mecz przeciwko szkolnej gwieździe, latającemu Zachowi LaVine, zwrócił na siebie uwagę wielu ludzi. Ofensywnie surowy, ale ręce jak u Inspektora Gadżeta! Jego talentem zachwycił się między innymi Lorenzo Romar, wieloletni szkoleniowiec Huskies. Procedura rekrutacji była dla Matisse’a niczym sen, nie mógł uwierzyć, oto występuje u boku talentów pokroju Marquese’a Chrissa i Dejounte Murraya, którzy wkrótce zostali wybrani w pierwszej rundzie draftu NBA! Rok później do ekipy dołączył dzieciak o zaspanych oczach o nazwisku Markelle Fultz. Mówiąc krótko, Thybulle nigdy nie był największą gwiazdą swojej drużyny, ale uwagi na swe kompetencje zawsze był dla skautów intrygującym prospektem.

This team is bad

Huskies mimo indywidualnych przewag grali źle. Na tyle źle, że władze uczelni postanowiły rozstać się z trenerem Romarem. Dla lojalnego Thybulle’a był to cios, realnie brał pod uwagę zmianę uczelni. Gdy jako nowego trenera zaprezentowano Mike’a Hopkinsa, Tisse wraz z ojcem zdecydowali – okej, musimy dać nowemu szansę! Wtedy właśnie Greg Thybulle odwiedził nowego coacha Huskies, który wspomina tamto spotkanie w ten sposób:

Usiedliśmy w moim biurze przy małym stoliku i podzieliłem się z nimi swoją wizją zespołu. Greg nagle wręczył mi kartkę, mówiąc “chciałbym pokazać ci historię rodziny Matisse”. Jego matka odeszła, było tam jej zdjęcie, zdjęcie siostry… Ktoś próbuje zbudować rodzinę, a ty jako trener po prostu zbierasz drużynę i nagle ktoś wierzy w ciebie i powierza ci swojego syna… To jest coś, co zapamiętam do końca życia.

Współpraca Matisse i coacha Hopkinsa zaowocowała dwukrotnym wyróżnieniem DPOY w Pac-12 oraz powołaniem do All-Pac-12… Co ciekawe, nieustępliwy styl gry, który przynosi mu sukcesy na boisku jest sprzeczny z naturą Thybulle’a, który w życiu woli ułatwiać życie innym życie, a nie je utrudniać.

Zawsze było mi trudno przełączyć się i przestać być tym miłym kolesiem, tylko mieć w sobie coś zwierzęcego. Jako dzieciak kiedy zaliczałem przechwyt lub blok lub gdy zdobywałem punkty na jakimś obrońcy… było mi szkoda tego dzieciaka. Trudno mi było z tego wyrosnąć, wciąż jest mi trudno, ale myślę, że nieźle sobie z tym radzę.

Statystyki na poziomie 3.5 przechwytu i 2.3 bloku nie dawały złudzeń – ten dzieciak nie odpuszcza. Niejako w opozycji stały osiągnięcia Tisse po atakowanej stronie parkietu, gdzie w trakcie 30 minut spędzanych na parkiecie dostarczał nieco ponad 9 punktów i 2 asysty przy “usage rate” na poziomie 17.2%. Słabizna, jednak w jego przypadku defensywne był na tyle wyjątkowe, że gdy Boston Celtics sięgnęli po niego z numerem dwudziestym, nikt nie był zaskoczony. Dla Matisse’a było to spłacenie długu, który według ojca miał wobec matki:

Dwa rachunki do wyrównania

Matisse miał dwa rachunki do uregulowania z matką. Skończyć studia i dostać się do NBA. W dniu draftu został wymieniony do Sixers, gdzie z miejsca odnalazł swoje miejsce obok lubującego się w robieniu mu dowcipów Tobiasa Harrisa:

Oprócz bycia wspaniałym przykładem, on jest po prostu jak wielki brat. Siedzimy obok siebie na każdym locie i ciągle daje mi rady. Zwracam się do niego ze wszystkimi pytaniami: finansowymi, boiskowymi, sądowymi i tak dalej. Po prostu idę do niego. Jest dla mnie wielkim wzorem do naśladowania.

Gdy na początku grudnia Sixers pokonali Raptors 110:104 to właśnie ta dwójka najbardziej przyczyniła się do zwycięstwa. Tisse w momencie rozgrywania spotkania był już uznawany za “steal” draftu – na początku rozgrywek przewodził lidze w średniej oraz liczbie przechwytów ustanawiając przy okazji rekord NBA. Był pierwszym graczem w historii, który zdobył 12 przechwytów w czterech debiutanckich meczach! Po spotkaniu z Raptors jego przyjaciel, Tobias Harris, nie szczędził mu komplementów:

Matisse jest wielki! (…) niesamowity jako gracz, niesamowity jako człowiek i jako debiutant. Każdej nocy jestem z nim, każda gra kontynuuje nasz postęp. On naprawdę łapie teraz swój rytm

Trudno wyrokować jak dalej potoczy się kariera Thybulle’a. Jeśli tylko ustabilizuje swój rzut z dystansu (35% przy 2.3 próby) i nabierze pewności przy dalekich rzutach z czystej pozycji, czekają go powołania do All-Defensive Teams. Bez większego progresu z przodu będzie mu jednak trudno, przynajmniej w drużynie liczącej się w stawce playoffs, bo nie będzie mógł liczyć na więcej niż na 20 minut w meczu.

Challenge

Tisse jest zbyt ograniczony w zakresie kreowania okazji dla siebie, jak i dla kolegów i choć całkiem dobrze wygląda u boku Bena Simmonsa, to jednak w tej chwili nie może być pewnym swojego miejsca w rotacji na playoffs. Potencjał jednak wciąż jest ogromny, wystarczy spojrzeć co robił w swoim debiucie – istne szaleństwo!

Co istotne, w drodze po swoje marzenia Matisse nie przestał walczyć na innych polach – ukończył studia, spędza mnóstwo czasu z rodziną oraz zajmuje się fotografią! Jego zamiłowanie sztuką warte jest jego unikatowego, artystycznego imienia, które otrzymał na cześć ulubionego malarza swojego ojca:

Zostałem nazwany na cześć artysty Henri’ego Matisse, to daje mi poczucie wyjątkowości (…) kiedy robisz coś inaczej ludzie nie wiedzą, jak zareagować. Myślę, że to dlatego zaliczam tak wiele przechwytów, ponieważ ludzie nie oczekują po mnie, że zachowam się w taki sposób. Dlatego właśnie kocham koszykówkę i fotografię – bo to są dwie dziedziny, w których mogę kreatywnie wyrazić siebie. Mimo iż tak bardzo się różnią.

Dla mnie osobiście Thybulle’a nie da się nie lubić. Oto najlepszy dowód:

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Sixers.pl

[Mateusz Filipiak]

14 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    I za to uwielbiam ten portal, że właśnie kolejne nazwisko z kategorii “no, słyszałem, nie wiem czy poznałbym z twarzy” stało się człowiekiem z krwi i kości. Dzięki za to co robicie!

    (45)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Mi Mattise wpadł w oko od razu, wyróżniający się rookie, trójki sypie broni, fruwa to gracz kalibru gwiazdy za parę lat

    (2)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Napisałem wam #gwiazdybasketu na fb moje spostrzeżenia odnośnie dream team 92 a dziejszymi all starami. Fajnie myślę by było podjąć temat Pozdrawiam

    (0)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Ci rookie to mają ciężki chleb w NBA. Chłopak zarabia tak niewiele, że nie stać go na ogrzanie domu, siedzi i układa klocki w kapturze. Rękawiczki niech jeszcze założy, bo mu palce odmarzną. Zresztą, to nie jest chyba wyłącznie problem pierwszoroczniaków, rzekomy multimilioner Kevin Garnett miał swój program (może nadal ma?), gdzie też nie było centralnego.

    A tak na serio- highlighty z Bostonem są świetne! Na miejscu Kemby powiedziałbym Stevensowi, że muszę kupę, a poszedłbym do szatni się wypłakać.

    (-2)
    • Array ( )

      Byłem na piwku z Silverem wczoraj, mówił że dokończą nawet jak sam będzie miał grać, bo szekle dla reptilian się muszą zgadzać. #TakByło

      (2)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Oby odniosl sukces, chociaz w dzisiejszej NBA, ktora staje sie coraz bardziej ofensywna, defensywne umiejetnosci nie sa tak bardzo doceniane niestety…

    (4)

Skomentuj Bandwagoner Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu