fbpx

Michael Jordan: El Aficionado

28

Żyjąc w dzisiejszym świecie, w którym dostępność rozmaitych dóbr kultury jest wysoka, przyzwyczailiśmy się do tego, że wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Film? Proszę bardzo. Piosenka? Oczywiście. Książka? Trzymaj, dźwięk czy tekst? W fajnym wywiadzie z Marcinem Prokopem (youtube) mówił o tym Paweł Jóźwicki, producent muzyczny i A&R (czyli po koszykarsku taki trochę skaut) z koncernu BMG. Dziś już nie musisz spędzać długich godzin przed telewizorem, żeby wysłuchać ulubionego utworu czy zobaczyć teledysk, nie nagrywasz po raz wtóry klipów na kasetę video, bo nawet kaset, jako takich, w powszechnym użyciu już nie ma. Nawet tak popularne na przełomie wieków pliki mp3 straciły już dzisiaj na atrakcyjności, bo komu by się chciało zgrywać to wszystko, przechowywać, opisywać… Dziś jedyne czego potrzebujesz to internet.

Są jednak, przynajmniej dla takiego odbiorcy jak ja, dzieła ponadczasowe. Filmy, zapisy koncertów, dokumenty, które ogląda się zawsze, kiedy jest ku temu okazja. Leci? Oglądamy. Lot nad kukułczym gniazdem, Zielona Mila, Kevin sam w domu, Miś… albo, bardziej koszykarsko: Coach Carter, He Got Game lub Space Jam. Siadam i oglądam, bo go akurat nadają. Macie podobnie? Jeśli jesteśmy rówieśnikami (30+) to pewnie tak.

Tego rodzaju podejście mam również do Michaela Jordana. Bo on, jak wspomniane filmy, też jest ponadczasowy. To, że nie jestem odosobniony, widać było po wynikach, jakie wykręcał The Last Dance po swojej premierze na Netflixie. Leci Michael? Oglądamy. Nawet moja żona czekała na kolejny odcinek, tydzień w tydzień. A co tam żona! Sam LeBron James pochwalił się ostatnio nadrabianiem filmowych zaległości. Nazwał to “zadaniem domowym”:

Nie tylko LeBron miał zadanie domowe. Swój post wrzucił 15. października, a ledwie dzień wcześniej pojawił się na youtube smakowity godzinny wywiad z Jordanem, do którego obiecałem sobie, że wrócę, jak tylko znajdę kilka chwil wolnego. Polecam go oczywiście w całości, ale kilka fragmentów postanowiłem dla Was przetłumaczyć, dla zaostrzenia apetytów.

#O byciu uważanym za najlepszego zawodnika w dziejach

Jeśli zapytasz ludzi za 20 lat, jestem praktycznie pewien, że LeBron mnie pobije, bo to będzie zależeć od tego, kto będzie brał udział w tym głosowaniu. Jest jak jest, nie obnoszę się z tym, nie staram się nikomu wetrzeć w twarz tej opinii, bo będąc sportowcem starasz się być po prostu najlepszy w swoim fachu. [MJ]

MJ napomknął też o tym, że ciężko porównywać ze sobą zawodników, którzy pochodzą z innych er w koszykówce i nigdy ze sobą nie grali. Ostatecznym kryterium nie powinna być również liczba zdobytych pierścieni.

Ja mam 6 tytułów, Bill Russell ma 11. Czy on jest przez to lepszy? Czy ja jestem? [MJ]

Ta opinia MJ’a jest w pewnym sensie zbieżna ze zdaniem samego LeBrona Jamesa, który po zdobyciu ostatniego pierścienia powiedział, że MJ był przez całe życie dla niego inspiracją i wzorem i niech fani rozstrzygną kto jest ich numerem jeden.

#O życiu w erze social media

Dla kogoś takiego jak ja, podobnie będzie też np. z Tigerem Woodsem, nie wiem, czy dałbym radę w czasach twittera i innych, gdzie nie masz całej swojej prywatności, a coś, co czasem wydaje się niewinne, może zostać źle zinterpretowane. […] Tiger wszedł na szczyt po tym jak ja zakończyłem już swoją karierę. W jego czasach i później mieliśmy już twittera, social media i wszystko to, co odziera cię z prywatności do stopnia w którym zaczynasz już w zasadzie na ujawnianiu tej prywaty zarabiać.

Zjawisko, o którym mówi Michael Jordan dowcipnie komentował już swego czasu znany aktor George Clooney, który w wywiadzie dla magazynu Esquire stwierdził, że gdyby jego młodość przypadała na czasy świetności social media, zdecydowanie zbyt dużo byłoby w internecie zdjęć i nagrań, jak wywlekają go nieprzytomnego z jakiegoś podrzędnego baru. Bo dziś każdy może być paparazzi. Pewnie z tego właśnie względu gwiazdy pokroju LeBrona, czy ostatnio Giannisa Antetokounmpo, wyłączają się w całości z uczestnictwa w mediach elektronicznych podczas playoffs. Żeby nie czytać, nie komentować, nie widzieć. Skupienie na zadaniu, to wszystko, co ich pochłania. Aczkolwiek, patrząc na to z drugiej strony, o ile większy mógłby być wpływ MJ’a na kulturę popularną gdyby miał do dyspozycji również media elektroniczne w swoim czasie? Czy może byłoby odwrotnie, może His Airness zniknąłby w gąszczu innych informacji?

#O byciu trenerem

Czy trenowałeś kiedyś jakichś zawodników? Czy byłeś trenerem?

Nie, nigdy. Nie mam cierpliwości. Największym problemem z mojego punktu widzenia na współzawodnictwo, jest to w jaki sposób ja patrzyłem na grę, jak postrzegałem rywalizację. Dziś jest zupełnie inaczej. Proszenie jakiegoś chłopaka, żeby spojrzał na grę moim sposobem byłoby… nie fair wobec tego dzieciaka, kazać mu to wytrzymać. […] Trenowanie to raczej nie coś, co sam mógłbym nerwowo wytrzymać.

#O swoim ojcu, decyzjach i baseballu

Tata zawsze powtarzał: zanim podejmiesz decyzję, zatrzymaj się, zrób pauzę i powiedz sobie “Co jeśli?” Cel tego jest taki, że jakakolwiek podjęta decyzja będzie mieć konsekwencje. Analizuj wszystkie za i przeciw. […] Dziś to co sprzedaje się najlepiej to skandale. Nie żyję w zamknięciu, bojąc się robić czegokolwiek ze strachu co pomyślą inni, idea tego, o czym mówił mój ojciec jest taka, żeby być w stanie poradzić sobie z konsekwencjami tych decyzji. […] Ważne, żeby robić to, co sam uważasz za słuszne.

Wiele osób może osądzać różnie moje czyny, ale ja uważam, że zawsze podejmowałem dobre decyzje. Z mojej własnej perspektywy. Dla mnie, gra w baseball była świetną decyzją, bo pozwoliła mi wrócić z jeszcze większą pasją. Widząc miłość z jaką oddają się grze zawodnicy Minor League, zarabiający 1500$ na miesiąc, pozwoliło mi poukładać sobie wszystko w głowie. […] Dzięki temu mistrzostwa zdobyte podczas drugiego three peat znaczyły dla mnie o wiele więcej niż pierwsze 3.

#Link do wywiadu

Cały cytowany materiał znajdziecie tu:

Miłego oglądania.

[BLC]

*aficionado to (z języka hiszpańskiego) miłośnik, wielbiciel. Często w ten sposób określa się też amatorów cygar.

28 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Zabrał bym gównażerii Twittera Facebooka instagrama i inne społecznościowe badziewia. Zostawilbym telegazete i wypuścił Magic Basketball i Pro Basket. No i w piątki w przeglądzie jakiś dodatek. Zobaczyliby co znaczy każda nawet krótka informacja. Ile to radości.

    (42)
    • Array ( )

      Masz rację. Ja jeszcze nakazałbym używania aluminiowych sztućców w barach.

      (19)
    • Array ( )

      Ted, rozumiem Twoją frustrację social mediami, bo nie masz ani pracy, w której są one istotne ani znajomych, z którymi możesz mieć przez nie kontakt, ale wyobraź sobie, że są ludzie, którym się one przydają.

      Zresztą sporo ludzi nie ma tv, więc tej Twojej ukochanej telegazety to nigdy i tak nie zobaczą o ile nadal w ogóle istnieje.

      (-17)
    • Array ( )

      W mojej pracy nie potrzebuje socjal mediów. Komunikuje się ze znajomymi i wspolpracownikami w tradycyjny sposób. Uważam tylko ze socjal media za coś co wnosi za dużo rzeczy zbędnych i niepotrzebnych. Oczywiście dostęp do informacji jak najbardziej ale rzetelnej i prawdziwej. A takich na tych mediach zresztą jak i na tradycyjnych jest mało. Pozdrawiam.

      (27)
    • Array ( )

      xD jeśli pamiętasz to wiesz że dostęp do informacji z NBA był na wagę złota. Informacje przychodzily zza oceanu nawet po tygodniu. Nawet nasi wspaniali komentatorzy NBA Szaranowicz Łabędź nie mieli za wiele tych informacji A jak wspaniale komentowali koszykówkę. Na piątkowe popoludnie człowiek czekał cały tydzień bo był godzinny skrót meczu. Wyniki z telegazety. O tym że Phoenix awansowało do finału w 93 dowiedziałem się z wiadomości sportowych o 20 następnego dnia. Nie miałem telefonu ani tv z telegazeta. Kazda informacja z gazety była wycinana i składana. O dostępie do statystyk nie było mowy. Znalo się 10 może 20 najlepszych na koniec sezonu. Nba witala w Europie i to było coś wspaniałego. Kto tego wtefybdoswiadczyl doceni to. I mimo tych utrudnień wspomni to z nostalgią.

      (28)
    • Array ( )

      @Ted, tradycyjny sposób, to jest – listownie? Bo chyba nie jakieś nowoczesne głupoty w stylu dzwonienia? Ach, jak za dzieciaka był jeden telefon na poczcie na całe miasteczko to były czasy…

      (3)
    • Array ( )

      Xxx się bez sensu. To prawda że social media wprowadzają i bezsensowna papka informacyjna wprowadzają więcej chaosu do życia. Prawdą jest też to, że ułatwiają komunikację i kolejną prawdą jest to, że bez nich też znakomicie byśmy sobie wszyscy radzili. Jak ktoś uważa, że świat by się zawalił to musi mieć cholernie nudne życie.
      PS.: mówi to człowiek, który urodził się mając już komputer od najmłodszych lat

      (4)
    • Array ( )

      Anonim ale z Ciebie glupi, zarozumialy buc. Nie znasz czlowieka a zarzucasz mu brak znajomych i ponure zycie. Nie mierz wszystkich swoja miara. Chcesz prowadzic internetowa ekshibicje? Chcesz kolekcjonowac internetowych “przyjaciol? Prosze bardzo ale nie obrazaj ludzi ktorzy bardziej niz Ty szanuja wlasna prywatnosc.

      (5)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Z filmów koszykarskich dla mnie zdecydowanie najlepszym jest “Biali nie potrafią skakać”. Fabuła jak fabuła, ale widać, że robił go ktoś, kto ma pojęcie o grze w kosza. Plus świetne ujęcia z boiska. Uwielbiam ten film.

    (23)
    • Array ( )

      Świetny film. He got game jeszcze lepszy. Nie rozumiem tylko zachwytów nad Coach Carter.

      (4)
    • Array ( )

      Jeszcze Blue Chips, który stawiam na równi z WMCJ. Aż się dziwię, dlaczego w kontekście filmów o koszykówce prawie wcale się o nim nie mówi a admin przytoczył choćby bardzo przeciętny IMO “Coach Carter”.

      (0)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Jordan w latach 90 bez internetu i tych wszystkich social media byl najslawniejszym czlowiekiem na swiecie .Strach pomyslec kim bylby dzisiaj.
    Ps.Jordan jest najlepszym zawodnikiem w dziejach i dobrze o tym wie ,kazdy to wie.

    (38)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Określanie kogoś GOAT nigdy nie jest obiektywne i sprawiedliwe, ale wiem jedno – ciężko znaleźć zawodnika, który w swojej erze budziłby taki szacunek i strach jednocześnie i o którym nieco starsi “królowie NBA” (Magic i Bird) wypowiadaliby się z takim uznaniem niejako przyznając, że ich zdetronizował.
    Obecnie nie ma zawodnika, który w sposób tak jednoznaczny rządziłby ligą i zdobywał mistrzostwa

    (8)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Znowu…najlepszy był, jest…oglądam koszykówkę od 1989 roku i nie widziałem, Wilta, słabo Kareema, Bidra mało..Russella nic…ale zapewniam Was że najlepszym koszykarzem od 1989 roku jest Jordan którego nie znosiłem i nie lubię, ogrywał moich Jazz z Malonem i też pomagali mu sędziowie, ale był lepszy od Jamesa i całej reszty. Uważam że talentem mógł by mu dorównać tylko Durant ale charakter nie ten i zdrowie inne. I choćby przyszło tysiąc atletów to umiejętności Jamesa czy przecenianego Kobasa – jedno mvp!! to inna bajka.

    (8)
    • Array ( )

      Tez nie znosilem Jordana, bylem fanem Lakers i Magica, wydawalo mi sie ze MJ ma taka przewage atletyzmu nad wszystkimi, ze to jest nie fair i co to za problem byc Jordanem skoro sie tak lata jak on ;)) hehe ale po latach, najpierw docenilem go za niesamowita gracje, miekkosc i ekspresje w ruchach, co widac na slo mo( porownaj to z drwalem LBJ sila+atletyzm ale gdzie tam do kocich skokow Jordana) potem dostrzeglem jego boiskowe iq, intuicje gdzie sie wcisnac, w ktora strone skoczyc zeby go nie zablokowali ani nie nacieli na offense, w jakim kierunku uciekac przed defensywa, a potem za ta chorobliwa ambicje i zadze zwyciestw.
      Btw najebalem sie trochę i sie rozpisalem

      (14)
    • Array ( )

      @Ted

      Była wielka trójca na J. Jackson, Jordan i Johnson. Dla tych, co nie wiedzą – Michael Johnson, ten sprinter. Faceta kryjącego całą siatkę kryminalistów o światowym zasięgu do tego nie mieszajmy.

      (-2)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    M.J. by nie istniał. O tym że jest w Vegas czy AC. wiedziały każdy. Jego przygody z Chuckiem w Barcelonie 92 ni byłyby nieśmiałą legendą ale udokumentowanymi faktami. Został by zjedzony przez mrówki Social media. Nic nie stało by się mitem. A może to MJ zjadłby socjale i byłby większy niż teraz? Kto wie. Czasy się zamieniają. Postrzeganie też. Ja w 1997 byłem świadkiem bójki między dwoma graczami 30+ o to kto jest lepszy Larry czy Magic. Było to na przedmieściach Indianapolis. Obaj adwersarze byli dość ciemnej karnacji. Przypomnę że to było tuż po flue game. Laska kibicowska na pstrym koniu jeździ.

    (3)
  7. Array ( )
    Fan filmu Nad obręczą. 7 listopada, 2020 at 22:18
    Odpowiedz

    Uwielbiałem czasy gdy zawodnicy NBA byli naszymi bohaterami. W latach 90 każdy zespół miał swojego bohatera,znałem każdy skład bo katowałem NBA Live , potem nieprzespane noce przy playoff i allstar game. Mcdays,garnett,kidd,Carter,Duncan,rodman,Regi Miller,peny,starks,van hore,Jordan, moi bohaterowie na zawsze, dzięki chłopaki za fajne czasy,a byłem wtedy nastolatkiem. Wiele bym dał za to aby obejrzeć ich w akcji na żywo.nie było wtedy mnie stać na to,to było coś poza zasięgiem zwykłego chłopaka z blokowiska. ciągle marzę o spotkaniu z Jordanem,wierzę że kiedyś się spełni ….po to są marzenia 🙂

    (1)

Skomentuj T Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu