fbpx

Mistrz jest tylko jeden

6

qw

spurs 113 warriors 100

Ani jednej ofensywnej zbiórki nie zaliczyli gospodarze, tak bardzo Steve Kerr, niegdysiejszy podopieczny Gregga Popovicha bał się kontrataku “dziadków” z San Antonio.

Na Waszym miejscu nie wspominałbym o wieku, bo choć tercet: Tony Parker, Manu Ginobili, Tim Duncan ma łącznie 107 lat, są dobrze zakonserwowani, a zgraniem przewyższają resztę ligi razem wziętą. A propos, wczoraj wymieniona trójka zawodników odniosła wspólnie 501. zwycięstwo. Tym razem nad dotychczasową rewelacją rozgrywek Golden State Warriors.

Pierwsza połowa równo. Wymiana ciosów, żywe tempo gry i mniej więcej połowa rzutów lądująca w koszu.

Różnicę stanowił, no właśnie, poziom zgrania. Bo choć siła ogniowa Warriors stanowi przedmiot zazdrości i utyskiwań rywali, chłopaki na tym etapie popełniają również masę strat. W starciach z przeciętnymi rywalami uchodzi im na sucho, przeciwko trafiającym z dystansu, zmotywowanym mistrzom nie ma takiej opcji. Co z tego, że Warriors rzucali celniej, skoro Spurs oddali aż 23 rzuty więcej.

Spurs odjechali z wynikiem na 14 oczek pod koniec trzeciej kwarty. “Manu cyrkowiec” wrzucił layup, następnie Leonard wymusił przechwyt i zaliczył wsad, na co raz po raz próbował odpowiadać Klay Thompson, autor 29 punktów.

Obserwacje:

# Cory Joseph to nowy pupil Popovicha. W San Antonio od czterech sezonów i chyba w końcu zapracował na zaufanie sztabu szkoleniowego. Nominalnie trzeci rozgrywający, kolejny niski gracz w stylu kontuzjowanego bohatera ostatnich finałów Patty Millsa. Zagryza zęby, walczy na zasłonach, nie odpuszcza. Nie myśli o sobie, nie zastanawia – po prostu błyskawicznie wykonuje polecenia, pcha piłkę do przodu, po obwodzie, rzuca gdy nadarzy się sposobność. Wczoraj jego priorytetem było uprzykrzyć życie Stepha Curry i przydać chłopakom energii. Mecz zakończył z dorobkiem 11 punktów i 4 asyst.

# Kawhi Leonard wyrasta na kozaka. Do właściwego systemu gry dodaje skupienie i nieprzeciętne warunki fizyczne.

# Spurs wracają do dyspozycji, jakiej od nich oczekujemy. Pod nieobecność centra Tiago Splittera niepokoi nieco przymusowa ilość minut spędzanych na parkiecie przez Tima Duncana, ryzyko kontuzji 38-latka rośnie, ale na szczęście Brazylijczyk powinien powrócić do składu na przestrzeni najbliższych dni.

BOOM!

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

6 comments

  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Oj tam, przegrać z mistrzami to żaden wstyd. Moim zdaniem i tak będą w pierwszej trójce z jakimiś 55 wygranymi. Fajnie by było zobaczyć ich razem w finałach konferencji 😀

    (18)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Ilu 25 latków w NBA ma staty jak Tim czy Manu? Oni chyba starzeją się inaczej niż reszta 😉
    100 lat biegania po parkietach NBA.
    Podejrzewam, że nawet 45 letni Tim dalej będzie w stanie dostarczać double double co wieczór 😉

    (3)
  3. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Timmy nie ma przypadkiem 801. double-double? Tak mi się coś kojarzy.

    Szkoda, że nie pojawił się artykuł o meczu Dallas-Kings. Głównie ze względu na osiągnięcie Dirka (9 miejsce w punktach wszech czasów), które moim zdaniem jest dużo ważniejsze niż pudła Bryanta.

    (5)

Skomentuj LarryLegend Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu