fbpx

Najlepsi role-players w historii NBA

30

fc

Graczy NBA zasadniczo można podzielić na trzy kategorie. Pierwsza z nich to franchise-player. Prawdziwy kombajn. Gość, który robi różnicę. Jest jak Schwarzenegger w Commando, zdolny samemu rozstrzygać o losach meczów. Ich znak rozpoznawczy (jeden z wielu) to własne kicksy. Większość z nich dorobiła się już obuwia sygnowanego własnym nazwiskiem. Kolejnym dowodem ich wartości są kontrakty tłuste niczym świąteczny karp w galarecie.

Kwoty przyprawiające przeciętnego zjadacza chleba o zawrót głowy są powodem dla którego większość ambitnych zawodników aspiruje do grona franchise-playerów. Niestety, ligowa czołówka to elitarny klub. Na drugim biegunie ligowej hierarchii znajduje się ligowy plankton, czyli goście, którzy drżą za każdym razem, kiedy władze ligi ogłaszają okres transferowy. Z przyspieszonym biciem serca śledzą doniesienia o kolejnych “potencjalnych zainteresowanych” gwiazdami w ich drużynie, bo wiedzą, że to najprawdopodobniej oni będą przystawką do tego dania głównego, dlatego firmę “Przeprowadzki 24/7” mają w komórce na szybkim wybieraniu. Czasem zdarza im się przebłysk formy, ale nie czarujmy się, dla generalnych managerów NBA są warci tyle ile brakuje do salary-cap. To jednak wciąż gracze NBA i zamieniłbyś się z nimi na życie bez mrugnięcia okiem.

Gdzieś pośrodku tego całego galimatiasu umieścić można trzecią grupę zawodników: role playerów i to właśnie im poświęcę niniejszy artykuł. To gracze, których zadaniem jest sprawić, że kupiona za grube miliony gwiazda będzie lśnić pełnym blaskiem. Cisi zabójcy, którzy robią robotę “nie szukając poklasku i nie unosząc się pychą”. To właśnie dzięki nim patrzysz na ligową tabelę i widząc bilans ulubionej drużyny powtarzasz sobie w duchu “tak, to ma sens, trener wie, co robi”. Jeśli trzeba wyłączyć jakiegoś snajpera, wejść i trafić albo po prostu zebrać kilka bezpańskich piłek, who you gonna call? Role players!

Poniżej przedstawiam mój top wszech czasów takich właśnie zawodników. Macie swoich kandydatów? Zapraszam do wpisywania propozycji w komentarzach.

#Bruce Bowen

mistrzostwa: 2003, 2005, 2007
klubowi partnerzy: Duncan, Robinson, Ginóbili, Parker

Obrona jest wszystkim. Gość umiał okazjonalnie przymierzyć zza łuku, ale jego wartość uwidaczniała się dopiero na bronionej połowie. Ośmiokrotnie wybrano go do All-NBA Defensive Team, z czego 5 razy do All-NBA First.

[vsw id=”6KTa6TTzOa4″ source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3 4

30 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Rodman to imho “rebound phenomenon”. Ja przeczytałem w jednej z książek, że liczył ilość obrotów jakie piłka robiła o odbiciu od obręczy to już wiedziałem, że to niezykły gracz.

    (23)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Bardzo fajnie napisany artykuł! Gdybym miał kogoś dodać to chyba K.C. Jonesa, który bardzo mocno przyczynił się swoją agresywną obroną na obwodzie do dominacji Celtics, a dziś wspomina sie prawie tylko o Russellu i Havlicku.

    (5)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Artykuł genialny. Dobry temat to jedno, ale język jakim jest pisany… Franchise-player; po prostu z tym trzeba się urodzić. Myśl o książce na temat koszykówki bo może to być hicior.

    (6)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Jest Andersen a nie ma Iguodali? Jak dla mnie Iggy jest chyba najlepszym “zadaniowcem” biegającym w dzisiejszych latach po parkiecie

    (12)
  5. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    He he… Rondo w Mavs… i znowu Kobasek nie pozyskal nikogo do swojego tonacego okretu 🙂
    Tak jak Mark Cuban mowil parelat temu LA powinno wprowadzic amnestie na kontrakt Kobe… gdyby zrobili to pare lat temu to mieliby szanse na niezly zespol juz teraz, a tak to dopoki Kobe nie odejdzie LA bedzie przegrywac..

    (-5)
  6. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    @Vino… ha ha ha
    na serio… ?

    Ok. mozemy sie zalozyc, bo LA nie ma szans na PO.. chyba, ze Kobe zmieni styl gry i ograniczy liczbe rzutow do 20 na mecz…

    (4)
  7. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Damn it!
    Zapomnieliście o prawdziwej perełce z ławki, gracza który robi naprawdę dużą różnicę, grając po 15-20 minut na mecz.
    Patty Mills.
    Mówi Wam to coś ? Co za głupie pytani3 ;]
    Najlepszy strzelec Olimpiady w 2012 roku(średnia 21,2). Wyprzedził chociażby Duranta, czy swojego kolegę klubowego Manu Ginobiliego.
    Przypomnę :
    -w tym sezonie ponad 10,2 ppg, w niecałe 19 minut na boisku. 42% zza łuku. majstersztyk.
    Świetny Role-player, grający niewiele. Robi niezłą robotę z ławki, co ja gadam, jest niesamowity. Lubie oglądać tego zawodnika, już od początku w Portland wiedziałem że to jest wielki talent. Ale dane statystyczne mówią same za siebie. No i San Antonio Spurs, czyli obok Jordanowskich byków najlepsza drużyna jaką przyszło mi oglądać, na przestrzeni lat. SAS po prostu potrafili wykrzesać z niego ile się dało i idealnie wykorzystać w swoim systemie. Jakby poszedł do innego klubu nie miałby szans odgrywać podobnej roli jak w Spurs. Także powinno się raczej mówić – SAS wychowali kolejnego świetnego role-playera SOBIE, bo potencjalnie taki np. Mills nie byłby tak dobry w żadnym innym teamie. Powtarzam fantastyczny role-player.

    ehem, [mysle ze gdyby takiego lamba wyslac do spurs, mielibysmy podobny efekt, graty]

    (6)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    mówimy o HISTORII NBA ? serio ? :]

    bo jesli “historia”, to taka lista nie moze się obyć bez takich graczy jak Booby Jones, Cedric Maxwell, Sam JOnes, Dennis Johnson, Bill Bradley, Tom Heinsohn etc.

    Chris Andersen… o, panowie… :]

    (3)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    @ wielomozny pan p
    Generalnie się zgadzam, zwłaszcza co do Bobby`ego Jonesa, że jego brak przy umieszczeniu Birdmana boli. Jednak Sam Jones ani Tom Heinsohn nie byli role-playerami! Jones był jedną z najlepszych dwójek swoich czasów, a Heinsohn superrezerwowym, kimś znacznie więcej niż role-player, który ma jedno, dwa zadnia na boisku.

    (1)

Skomentuj dzaf Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu