fbpx

NBA retro: Dave Cowens, ostatni grający trener w NBA

35

Były środkowy Celtics jest jak dotąd ostatnim zawodnikiem, który łączył w drużynie funkcje gracza i szkoleniowca. Było to już ponad 40 lat temu, w sezonie 1978/79. Dziś reguły płacowe nie zezwalają na taki manewr, ponieważ wynagrodzenie trenerów nie liczy się w salary cap. Byłby to zatem prosty manewr, żeby zatrudnić LeBrona jako trenera a Franka Vogela jako asystenta i cyk! Pieniążki zaoszczędzone. Nie mówmy jednak o hipotetycznych machlojach. Pomówmy o graczach-trenerach. Z całą pewnością nie brak w dzisiejszej NBA zawodników, którzy poraziliby sobie w takiej roli. Na myśl przychodzi mi chociażby Shane Battier, który przed każdym meczem dostawał te same materiały co sztab szkoleniowy. Rajon Rondo potrafi tak czytać grę, że antycypuje wydarzenia na boisku:

Inni? Tony Parker i Manu, którzy często rozrysowywali zadania dla kolegów za przyzwoleniem Popa. LeBron, Kobe, oni też by dali radę (aczkolwiek gra według zasad Bryanta mogłaby się skończyć dla niektórych nerwicą i orką gorszą niż u coacha Thibbsa). A Jason Kidd? Na wakacje 2013 jechał jako weteran Knicksów, garnitur na jesień kupował już jako trener Brooklynu. Mistrzostwa zdobyte przez debiutujących w roli szkoleniowców Steve’a Kerra i Tyronna Lue pokazują, że granica między jednym a drugim rzemiosłem jest w zasadzie bardzo cienka.

Grających trenerów było do tej pory w NBA aż czterdziestu, ale przez ostatnie 50 lat zaledwie 6. Jedynymi, którzy w tej roli wywalczyli tytuł byli Bill Russell (1968 i 1969) i Buddy Jeanette (1948). W tym wpisie chciałbym się jednak skupić na ostatnim z nich, Dave Cowensie.

Cowens, ikona Boston Celtics, zdobył nagrodę MVP za sezon 1972/73, a w 1974 i 1976 wywalczył mistrzostwo. Jako grający trener był daleko od sukcesów takiego kalibru, do tego stopnia, że po eksperymencie z ławką trenerską na jeden sezon (bilans 27-41) wrócił do gry tylko jako zawodnik. Za trenerkę wziął się ponownie w latach 90’tych.

Cowens był ulubieńcem kibiców Bostonu i twarzą drużyny w erze post-Russellowskiej, zanim nastały czasy Larry’ego Birda i spółki. Jako zawodnik Cowens święcił największe sukcesy pod gwizdkiem trenera Toma Heinsohna, który jednak zrezygnował z pracy w 1978. Zastąpić go musiał inny ex-zawodnik Bostonu, 40-letni Tom Sanders, ale wyniki osiągane przez niego nie były zadowalające (21-27). Żółta kartka zmieniła się w czerwoną, gdy kolejny sezon rozpoczął od dwóch wygranych w 14 spotkaniach i wówczas zdecydowano, że zastąpi go trzydziestoletni Dave Cowens. Postanowiono zaoszczędzić w ten sposób trochę grosza.

John Y Brown, właściciel, wywalił Sandersa i nie chciał już płacić ani centa więcej nikomu innemu. Wtedy poprosił mnie o bycie trenerem, bez żadnej podwyżki za dodatkowy stres i obowiązki. Zrobiłem to by oddać mu przysługę, ale przede wszystkim dla kolegów. Żaden z nas nie chciał uczyć się nowego systemu gry w środku sezonu, a w przypadku zatrudnienia trenera z zewnątrz to byłoby nieuniknione. [Cowens]

Boston pod Cowensem nieznacznie się dźwignął, ale dalej był raczej przeciętną ekipą, notując w tamtym okresie wyniki na poziomie 29-53 (Sanders+Cowens).

Cowens, który przez siedem lat z rzędu grał w All-Star Game nie otrzymał powołania w 1979, zaliczając spadek średnich z poziomu 19/14 na 17/10. Trzeba mu oddać, że jako trener pozostawał aktywny, rozegrał 66 z 82 spotkań, spędzając na boisku średnio 37 minut.

Byłem po prostu zawodnikiem tej drużny i nagle z dnia na dzień stałem się jeszcze jej trenerem. Zabawne w byciu grającym trenerem jest to, że nie możesz sprawować tych dwóch funkcji równocześnie, więc nie mogłem szkolić kiedy zakładałem na plecy jersey. Wówczas stery przejmował Bob McKinnon do spółki z KC Jonesem. Byli asystentami już wcześniej i zachowali posady. Dla mnie to było jednak za dużo. [Cowens]

#Jednak nie

W kolejnym sezonie posadę trenera objął Bill Fitch, doświadczony kandydat z Cleveland. Celtowie wspięli się wówczas na poziom 61-21, ale dosyć istotnym szczegółem jest tu pojawienie się w zespole pewnego hardego blondasa z Indiany.

Cowens, który na powrót wystąpił w ASG, zdecydował się po sezonie zawiesić buty na kołku, co dało podwaliny pod dwa kolejne nabytki kadrowe: Kevina McHale’a i Roberta Parisha. W ten sposób rozpoczęła się zupełnie nowa era w historii tej drużyny.

Cowens wrócił do NBA dwa lata później, ale już nie do Bostonu, a do Milwaukee. Rozegrał dla nich 40 spotkań w sezonie 1983/84, dostarczając średnich na poziomie 8/7. W latach 90’tych wrócił do NBA w roli trenera, prowadząc zespoły Charlotte Hornets i Golden State Warriors między 1996 a 2001. Wcześniej liznął rzemiosła jako asystent w San Antonio Spurs. W tej roli pracował również w Detroit między 2006 a 2009.

#The others

Wspomniałem wcześniej Billa Russella, który ze wszystkich grających trenerów odnosił największe sukcesy. Rolę zawodnika i szkoleniowca łączył w latach 1966-69, w ciągu trzech swoich ostatnich sezonów w NBA. Red Auerbach zrezygnował z funkcji w 1966 i rozważał rozmaite kandydatury na swe miejsce. Na krótkiej liście, prócz Russella pojawiali się Bob Cousy, Frank Ramsey i Tommy Heinsohn. Cousy i Ramsey odmówili z przyczyn osobistych. Heinsohn powiedział wprost, że nie wyobraża sobie trenować kogoś takiego jak Bill Russell, bo niczego nie jest w stanie mu przekazać (później objął posadę trenerską po Russellu). Wybór zawęził się zatem do jednego nazwiska.

Russell, jak pisałem wcześniej, wywalczył dwa tytuły łącząc zadania zawodnika i trenera, ale kiedy odchodził, zostawił zespół zdemolowany, nie tylko brakiem najważniejszego gracza, ale i szkoleniowca. W przypadku Russella trudno mi jednak jednoznacznie rozstrzygnąć, czy dwa tytuły były wynikiem jego zmysłu trenerskiego czy może faktem, że Celtowie w tamtych czasach byli po prostu jak koszykarski samograj. Późniejsze epizody Russella na ławce trenerskiej obnażyły jego braki w rzemiośle.

Warto również wspomnieć o grających asystentach, bo to, w kontekście opisywanych w artykule przypadków, zdecydowanie historia najnowsza. Mowa tu o Mike’u Dunleavym w rozgrywkach 1989/90 i Tree Rollinsie w latach 1993/95. Rollins dołączył do Orlando w wieku 38 lat i po 15 latach rozegranych w NBA. Był asystentem Briana Hilla i mentorem młodego Shaqa. Gdy trzeba było, zakładał spodenki i grał.

Shaq leczył jakąś drobną kontuzję i pewnego razu, po treningu, coach Hill powiedział, że mam wyjść i grać. W szatni okazało się, że to nie żart. Jersey już na mnie czekał. [Rollins]

Dorobek Rollinsa to 96 meczów sezonu regularnego i 17 playoffs. W 1995 rozstał się z graniem na dobre, ale wciąż pracował jako szkoleniowiec, najpierw w Magic, a potem w Washingtonie i Indianie.

Przypadki Dunleavy’ego były bardziej sporadyczne. W 1985 zakończył karierę, młodo, bo jako 31-latek. Zmusiły go do tego bóle pleców. Trzy lata później dołączył do Bucks jako asystent coacha Dela Harrisa, dla których wystąpił w sumie w siedmiu spotkaniach na przestrzeni dwóch lat. Kogo z obecnych graczy widzielibyście najbardziej na ławce trenerskiej po zakończeniu kariery?

[BLC]

35 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Spoko art, dzięki.
    CP3, Luka Doncič;)
    I może jeszcze: którego ze szkoleniowców (lub asystentów) wiedziałbyś na parkiecie?
    Tim Duncan.

    (4)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    No, doczekałem się w końcu kogoś naprawdę “retro”, jak prosiłem. A tak a propos, to pamiętam jeszcze Wayna “Tree” Rollinsa. Ksywa mówi sporo o jego mobilności, no, ale facet był wtedy prawie w moim wieku obecnie, czyli jest usprawiedliwiony.

    (5)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    nie czytałem, ale daję kometa żeby sponsor nie sapali i już zabieram się do lektury odpowiedniej dla mojego wieku hyhy ?

    (3)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    teraz przeczytałem i dzięki za art. kilku rzeczy nie wiedziałem. myślałem, że covens był mniej istotnym członkiem ekipy celtów, a tu proszę mvp. raz jeszcze danke i więcej proszę. sezon ogórkowy czy playoff, nieważne. historia ważna.

    (1)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    No i Miami ma 3:0 🙂 ależ to byl pokaz siły w 4 kwarcie. Zniszczyli Bucks przegrywając jeszcze w 3q różnica 12pkt. Szok 🙂 let’s go Heat !!

    (5)
    • Array ( )

      Lebron wygra ligę jesli otoczy sie strzelcami na obwodzie. To jest lekcja z historii a nie żadne fanaberie. Sympatia admina do Lbj (moja zreszta tez nie powinna przeslaniac oczu). Najbardziej wybitny podkoszowy nie pomoze. Z Avery Bradley jakos jeszcze to szlo. Bez niego jest i bedzie lipa.

      (2)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    W sumie ciekawe czy jakby dzisiaj Duncan wszedł na boisko to dawałby radę;) z drugiej strony doświadczeniem i ustawieniem mógłby nadrabiać braki atletyczne.

    (2)

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu