fbpx

NBA retro: James Worthy – godny mistrzostwa

20

Michael “Air” Jordan do dziś powtarza, że gdyby miał zagrać jeden mecz decydujący o losach świata to do drużyny wziąłby: siebie, Scottiego, Magica, Olajuwona oraz… Jamesa Worthy. Dlaczego właściwie tego ostatniego? Sprawdźmy wspólnie! 

Jeśli lubisz wspominać “stare, dobre czasy” i cenisz zawodników, którzy w playoffs dają z siebie 120%, to nad Twoim łóżkiem powinno wisieć zdjęcie tego człowieka. Choć pewnie osobiście przyszedłby i je zdjął, bo unikał błysków fleszy i rozgłosu. O to było jednak ciężko, bo 17.6 punktów z sezonu zasadniczego w playoffs zamieniał na 21.1 przez co Magic Johnson określił go jako “jednego z pięciu najlepszych graczy w historii playoffs”. Jego postawę na parkiecie znakomicie określało samo nazwisko, bo czy zawodnik może mieć lepsze cechy niż “godny” czy też “pełen wartości”?

Skazany na NBA

Już w czasach licealnych James Ager Worthy był nazywany “przyszłą gwiazdą NBA”. W 1979 roku wygrał ze szkolną ekipą mistrzostwo stanu, został wybrany do reprezentacji U-19 (złoty medal na mistrzostwach świata) i rozpoczął studia na University of North Carolina. W pierwszym sezonie w barwach Tar Heels zawodnik złamał kostkę i opuścił połowę rozgrywek, ale rok później doprowadził uczelnię do finału NCAA, w którym jego ekipa uległa Indiana Hoosiers.

W następnym sezonie mierzący 206 cm Worthy zdobywał ponad 15 punktów na mecz i razem z młodziutkim Michaelem Jordanem i Samem Perkinsem zameldował się w kolejnym finale. W spotkaniu przeciwko Georgetown skrzydłowy zdobył 28 oczek i w ostatnich sekundach zaliczył decydujący przechwyt, przez co Tar Heels wygrali 63:62.

James został wybrany najlepszym zawodnikiem Final Four i przystąpił do draftu w 1982 roku, rezygnując z ostatniego roku studiów. Nie było zaskoczeniem, że został wybrany z numerem 1. przysługującym Los Angeles Lakers. Był to jedyny przypadek w historii NBA, by aktualni mistrzowie dysponowali najwyższym pickiem (efekt transferu z Cleveland Cavaliers w 1979 roku).

Pokorna gwiazda

W nabitym talentem składzie LAL nasz bohater nie mógł od razu błyszczeć. Podstawowym niskim skrzydłowym był Jamaal Wilkes, który ze średnią 21 punktów na mecz mógł być spokojny o miejsce w piątce. Jamesa ciężko było jednak posądzać o pychę i bez słowa sprzeciwu został rezerwowym.

Chociaż był numerem 1. draftu, postanowił uczyć się od Wilkesa i zaakceptował swoją rolę. Udowodnił tym, że jest nie tylko graczem zespołowym, ale że ma mentalność zwycięzcy. Większość debiutantów by narzekało i marudziło, ale on tego nie robił [Magic Johnson]

Gdy już wchodził z ławki, to wyglądał jak weteran “Showtime” Lakers. Elegancko rozumiał się z resztą drużyny, był niesamowicie szybki, gibki i podrywał publiczność efektowną grą z kontry, które kończył wsadami a la Statua Wolności. Jako debiutant notował 13.4 punktów (na skuteczności 58%) oraz 5.2 zbiórek, przez co został wybrany do All-Rookie First Team. Niestety, w kwietniu złamał nogę i nie mógł wspomóc drużyny w playoffs ani też przegranych finałach przeciwko 76ers.

W kolejnym sezonie coach Pat Riley przesunął Worthy’ego do wyjściowej piątki, ustawiając go na “silnym skrzydle” w miejsce kontuzjowanego Kurta Rambisa. Efekt? Choć rzadko dostawał więcej niż pół godziny gry, wykręcał linijkę 14.5/6.3/2.5  a gdy Rambis wrócił do zdrowia, Worthy znów bez słowa udał się na ławkę. Jako rezerwowy w playoffs dostarczał 17.7 punktów, a finałowej serii przeciw Celtics znów był starterem!

Skrzydłowy zapisał się w pamięci kibiców na ogół zwycięskimi pojedynkami z McHalem czy Maxwellem oraz fantastycznym rzucaniem. Nie co dzień zdarza się, by koszykarz zdobywał w finałach 22 punkty na mecz przy skuteczności 64%, w tym imponujące 11/12 i 14/17. Celtowie okazali się jednak za silni, choć mimo to Worthy zaczął być wymieniany wśród gwiazd NBA.

Big Game James

Sezon 1984/1985 był wielką krucjatą Lakers, której celem było wyszarpanie tytułu za wszelką cenę. By zmazać piętno porażki z dwóch ostatnich lat, Riley gotów był na każde poświęcenie, każdą stratę w ludziach. I to dosłownie, ów słynny zamordysta właśnie wtedy zaczął używać podstawowych zawodników najdłużej jak się dało. Nawet uszkodzenie rogówki nie było wystarczającym powodem by dać odpocząć Worthy’emu, który w następnym spotkaniu (i wszystkich pozostałych do końca kariery) musiał grać w charakterystycznych goglach.

W playoffs LAL gładko rozprawili się kolejno z Phoenix, Portland i Denver. Duża w tym zasługa Worthy’ego, który im wyższa stawka meczu, tym bardziej okazale się prezentował. W finałach Lakers wzięli rewanż za ubiegły sezon, pokonując Celtics 4-2, w tym dwukrotnie w Boston Garden, a Worthy ze średnią 23.7/4.5/3.2 uzyskał przydomek “Big Game James”.

W kolejnym sezonie skrzydłowy podwyższył obroty do 20 punktów na mecz, a w lutym zaliczył pierwszy z siedmiu występów w Meczu Gwiazd. Wydawało się, że nic nie powstrzyma Lakers przed obroną tytułu, ale w finałach Zachodu niespodziewanie ulegli w pięciu meczach Houston Rockets. Jak możecie się domyślać, nikt w fioletowo-złotej organizacji nie był zadowolony z takiego wyniku. Jesienią 1986 roku uruchomiono najwyższe obroty od początku do końca. Worthy rozegrał wszystkie 82 mecze w wyjściowej piątce, spędzając na parkiecie 34.5 minut. Ze średnią 19.4 punktów był po Magicu drugim strzelcem drużyny, która osiągnęła bilans 65-17 i bez większych problemów dotarła do finałów NBA.

Bigger Game James

W pierwszym meczu Worthy udowodnił, że zasługuje na swój przydomek (33/9/10) prowadząc LA do zwycięstwa 126:113. I choć w wygranych przez Boston meczach 3 i 5 zaliczał skuteczność na poziomie 31 i 33% i tak został jednym z ojców sukcesu (średnie finałowe 20.7/5.3/4) jakim była wygrana 4-2 i tytuł mistrzowski.

W sezonie 1987/1988 Riley nie zamierzał zdejmować nogi z gazu. Jeziorowcy ponownie uzyskali najlepszy bilans w lidze (62-20) przez co mieli kłopoty z koncentracją i zdrowiem, które uwydatniły się w playoffs. W pierwszej rundzie łatwo odprawili San Antonio, ale za to Utah stawili zaciekły opór. Po trzech spotkaniach Jazz objęli prowadzenie 2:1 i wyglądało na to, że po drugim meczu w Salt Lake City będą jedną nogą w finałach konferencji. Lakers uratował rzecz jasna bohater tekstu, zdobywając w dwóch kolejnych meczach odpowiednio 29 i 27 punktów, wyciągając zespół na prowadzenie 3:2.

W szóstej grze Jeziorowcy srodze zawiedli, przegrywając 80:108. Dość powiedzieć, że Karl Malone zdobył tyle punktów, co Magic, Kareem i AC Green razem wzięci. Worthy’emu również oberwało się w prasie za swoje 4 oczka, ale w siódmym meczu Big Game James wrócił do swojej dyspozycji: zdobył 23 punkty i nawet wspaniały występ Stocktona (29 punktów 20 asyst) nie powstrzymał gospodarzy przed awansem do finałów konferencji.

Biggest Game James

Seria przeciw Dallas Mavericks wcale nie była łatwiejsza. Na własnym parkiecie Lakers radzili sobie dobrze, ale gdy seria przenosiła się do Teksasu, stawali się bezsilni wobec ataków Marka Aguirre i Dereka Harpera. No i co? Na szczęście mieli w swoich szeregach Worthy’ego (23/6/5/2 plus 57% z gry) i Magica Johnsona (19/6/14) których wspomagał Byron Scott. I choć byli bliscy wyszarpania zwycięstwa w game 6. to ostatecznie potrzebny był siódmy mecz, w którym team z Kalifornii wygrał 117:102.

Nothing eazy!

Potwornie wymęczeni dwiema ciężkimi seriami Lakers w finale natrafili na fizycznych Detroit Pistons. Ci, jak zapewne pamiętacie z lekcji historii, nie zamierzali nikomu dawać taryfy ulgowej. “Bad Boys” pokonali po drodze Bulls i Celtics, byli pewni siebie, gotowi zmiażdżyć kolejne legendy, by sięgnąć po swój pierwszy tytuł. Jak wyszło? Podopieczni legendarnego Chucka Daly zaskoczyli LAL w game 1. Głównie za sprawą świetnie dysponowanego Adriana Dantleya (34 punkty 14/16 z gry). Momentalnie pojawiła się presja wyniku, trzeba było przed wylotem do Detroit ogarnąć Game 2. by nie stracić nadziei na obronę tytułu. Zespół ponownie wyratował z opresji James Worthy notując linijkę 26/10/6. W kolejnym spotkaniu zaliczył 2 oczka mniej i dzięki jego postawie Lakers objęli prowadzenie 2:1.

Idąc dalej LAL ponownie nie znaleźli odpowiedzi na fantastycznego Dantleya, który poprowadził Pistons do wygranej w dwóch kolejnych meczach. Game 6 było najciekawszym starciem w całej serii. W trzeciej kwarcie Isiah Thomas, który minuty wcześniej zwichnął kostkę, zdobył rekordowe 25 punktów (!) wyprowadzając Pistons na prowadzenie. Na minutę przed końcem Detroit miało przewagę 4 punktów i posiadanie piłki. Wydawało się, że wrócą do Michigan jako mistrzowie NBA, jednak za sprawą Byrona Scotta i (rzekomo) faulowanego Abdul-Jabbara wydarli zwycięstwo 103:102. W The Forum po raz trzeci w odstępie kilku tygodni rozegrano game 7. Bohaterem ponownie został Worthy (fenomenalne 36/16/10) który za swe zasługi odebrał także statuetkę MVP Finałów.

Ostatnie lata

Kolejny sezon był dla Jamesa pierwszym z czterech, w których grał ponad 36 minut na mecz. W LA wszyscy szykowali się na three-peat, ale w obliczu kontuzji Scotta i Johnsona nawet średnia 25.5 oczek Worthy’ego nie powstrzymała Pistons przed zwycięstwem w Finałach 4-0. W sezonie 1989/1990 skrzydłowy został wybrany do All-NBA Third Team, ale Lakers dotarli zaledwie do II rundy playoffs.

Następne rozgrywki (1991) James zaczął z przytupem. Przed listopadowym meczem w Houston zawodnik został aresztowany po próbie zamówienia do hotelu prostytutki. Gracz wyszedł za kaucją i dołączył do drużyny w II kwarcie, zdobywając 24 punkty i pomagając wygrać spotkanie po dogrywce. Niemniej taki incydent u jednego z najspokojniejszych i najbardziej kulturalnych zawodników w historii był czymś niebywałym. Ostatecznie przyczynił się też do rozwodu Jamesa z żoną Angelą. W tym samym sezonie Worthy osiągający najlepsze w karierze 21.4 punktów, po raz ostatni pojawił się w finałach (1-4 przeciw Chicago Bulls) choć z uwagi na kontuzję kostki jego minuty były mocno ograniczone.

“Big Game James” występował w NBA jeszcze przez 3 sezony, zanim udał się na zasłużoną emeryturę. Jego wieloletni trener stwierdził wówczas:

Według mnie nie było i nie będzie lepszego niskiego skrzydłowego niż James i uważam, że ludzie go nie doceniali. Zawsze był takim cichym gościem, ale gdy był u szczytu formy, to gwarantuję wam, że nie nikt nie miał do niego podejścia [Pat Riley]

W grudniu 1995 roku Lakers zastrzegli jego numer (#42). Kilka miesięcy później Jamesa Worthy’ego wybrano do grona 50 najlepszych zawodników w historii NBA. W 2003 roku został wprowadzony do koszykarskiej Hall of Fame. Dziś komentuje dla nas mecze Lakers i choć ostrość zmysłów przytępił upływ czasu, widać wyraźnie że wciąż gra w nim rywalizacja z Boston Celtics.

Autorem tekstu jest Czytelnik imieniem Jędrzej.

20 comments

  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Wielki zawodnik, przez wielu niedoceniany, ale mi się wydaje że to efekt uboczny gry w jednej z najlepszych drużyn w historii, grał u boku Magica, KAJ i AC Greena. propsy za tekst

    (21)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Magic to Worthy, and two easy points. Tak, mniej więcej, wyglądał “Showitme” Lakers. Z Magic ’em rozumieli się niesamowicie, choc, jak sam mówił, granie z Magic’ iem wyglądało tak, że biegało się z rękami gotowymi do przyjęcia piłki, bo czasami nie widzieli podania, tylko po prostu piłka sama lądowała w dłoniach.

    (8)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Zawsze bardzo go lubiłem. Mój typ gracza. Cichy, spokojny, zawsze grający na 100%. Taki klasyczny player’s player, czego dowodem opinie tych, którzy mieli okazję grać z nim lub przeciw niemu.

    (4)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    myślę, że piątka: James, Bryant, Durant, Garnett, Shaq spokojnie by ich powiozła. Nie od dziś wiadomo, iż Majkelowi od kilku lat się troszeczkę “odkleja” 🙂

    (-8)
    • Array ( )

      No z pewnością, szczególnie biorąc pod uwagę, że każdy z twojej piątki jest wyraźnie gorszy od swojego rywala w piątce podanej przez MJ. Może z wyjątkiem LBJ, który jest wszechstronniejszy w ataku od Pippena – tyle, że Pippen zgasiłby jego zapędy ofensywne jak peta, a w obronie LBJ nie miałby żadnych szans grając przeciwko Scottiemu.

      Bryant – Jordan, to w ogóle nie ma o czym mówić.
      Shaq – Olajuwon, tym bardziej. To największa dysproporcja umiejętności w obu składach.
      Magic i Worthy także daliby sobie radę z Duncanem i Garnettem.

      (2)
    • Array ( )

      James vs Magic z calym szacunkiem dla Magica jednak + dla Jamesa
      Bryant vs Jordan – nawet Majkel mówi, że Kobasek miałby z nim szansę wygrać. Choć Kobaska nie trawię+ Jordan
      Durant vs Pippen dla mnie równowaga z małym wskazaniem na Duranta.
      Garnett vs Worthy – sorry ale tu zdecydowany + dla Garnetta
      Shaq vs Olajuwon – Sorry Shaq w prime jest najlepszym centrem all time + Shaq

      Nie mówiąc o tym, że drużyna jordana nie grozi wogóle rzutem za 3 pkt

      Mówimy o prime każdego gracza, a zapominasz, że Lebron, Bryant i Garnett w swoim prime to gracze w obronie elitarni, a Durant i Shaq conajmniej dobrzy.

      Przestań żyć wyidealizowaną przeszłością i przejrzyj na oczy 🙂

      (-3)
    • Array ( )

      Rerekumkum brałeś coś? Z tego składu Jordana jedynie sam Jordan był lepszy od swojego odpowiednika, reszta to przewaga w składzie wymienionym przez walczyka. Sentymenty Jordana do kolegów z zespołu by go zgubiły, niejeden skład by ich spokojnie ograł.

      (-2)
    • Array ( )

      @walczyk

      Trochę odpłynąłeś. Nawet bardziej niż trochę.

      “nawet Majkel mówi, że Kobasek miałby z nim szansę wygrać. “.
      Kto wypowiedział na ten temat dosyć znane słowa “not even a contest”?

      “Sorry Shaq w prime jest najlepszym centrem all time”
      Może i tak – tyle tylko, że wybitnie jednowymiarowym. Jest po prostu większy i silniejszy. To wszystko. Olajuwon zjada go na śniadanie pod względem wszechstronności. Umie atakować, rozgrywać, rzucać z dystansu (Shaq poza trumną jest jak dziecko we mgle) i przede wszystkim w odróżnieniu od Shaqa umie bronić na poziomie wybitnym. No i nie mówiąc o tym, że pod względem motoryki to zupełnie inna półka.

      “Garnett vs Worthy – sorry ale tu zdecydowany + dla Garnetta”

      W takim zestawieniu tak. Ja bym raczej wypuścił Magica na Garnetta i Worthy’ego na Duncana. Pippena natomiast przeznaczył do wyłączenia z gry LBJ.

      Cały dowcip polega na tym, że w twojej piątce rozgrywającym może być w zasadzie tylko LBJ, reszta jest zauważalnie słabsza w tej roli. Wyłączenie Jamesa oznacza koniec marzeń drużyny o zwycięstwie.

      W zespole Jordana masz Magica, Pippena oraz Olajuwana, którzy co jak co, ale potrafią rozgrywać piłkę. Jordan oczywiście też, ale w jego wypadku mógłbym się założyć, że ostatnią rzeczą, o jakiej myślałby na boisku, to asysty 😉

      “Lebron, Bryant i Garnett w swoim prime to gracze w obronie elitarni,”

      Co do Garnetta się zgadzam. Co do pozostałych dwóch – przejrzyj na oczy. Ani jeden, ani drugi za bardzo pojęcia o bronieniu nie mają. A z pewnością nie przy zestawianiu ich z Jordanem, Olajuwonem, czy Pippenem.

      (5)
    • Array ( [0] => subscriber )

      @Rerekumkum
      – Shaq jest większy i silniejszy, i robi w rim taki rozpierdziel, że ten skład Jordana musiałby go notorycznie podwajać. Już to samo przy takim obwodzie dało by kolosalną przewagę zespołowi walczyka
      – Po co piszesz o Duncanie jak była mowa o Durancie? A Magic na Garnetta to chyba najgłupszy pomysł z jakim można wyskoczyć, KG w prime by miał by tam taką sielankę, że głowa mała.
      – Pippen nic by nie zrobił Jamesowi, dodatkowo nie mógłby go w ogóle kryć na obwodzie, bo musiałby regularnie rotować w okolice trumny i do Shaqa.
      – Wyłączenie Jamesa nic Ci nie da przy takim potencjale ofensywnym, pomijając że Jamesa się nie da wyłączyć. Przy jego dominacji na scoringu i przeglądzie pola + passing skills to by obrona była bezradna kompletnie.
      – To już Garnett dużo lepiej rozgrywa niż Olajuwon, więc co to za argument?
      – “”Ani jeden, ani drugi za bardzo pojęcia o bronieniu nie mają””
      Widać, że pojęcia o obronach w koszykówce tutaj to jedynie nie masz Ty. LeBron w prime to jeden z najlepszych defenderów w historii na skrzydle, ba nawet teraz w obecnym sezonie gra elitarny defens w 17 roku na parkietach. W prime miał dużo większy impakt od takiego Jordana. Bryant to przereklamowany defender już prędzej, ale nawet on za młodu był elitarny w m2m, Jordanowi mocno by uprzykrzył życie.

      (-3)
    • Array ( )

      @matrix
      “Shaq jest większy i silniejszy, i robi w rim taki rozpierdziel, ”

      Olajuwon radził sobie ze Shaqiem bez większych problemów. Był od niego znacznie szybszy i zwinniejszy, mimo sporej różnicy lat. Ponadto HO był całkiem dobry w przechwytach. No i przede wszystkim Shaqa nie trzeba podwajać, jeśli odetnie się go od podań w trumnie. Poza trumną Shaq jest równie przydatny, co Longley.

      “– Po co piszesz o Duncanie jak była mowa o Durancie?”

      Na telefonie źle przeczytałem. Ale w takim wypadku to już w ogóle nie ma co mówić o rywalizacji. Durant w składzie oznacza trzech gości nastawionych głównie na punktowanie, jeden na obronie i jeden uniwersalny. Bez wątpienia to błąd – zamiast Duranta powinien być właśnie Duncan.

      ” A Magic na Garnetta to chyba najgłupszy pomysł z jakim można wyskoczyć”

      Z tej piątki tylko Garnett ma szansę pokryć Magica. Nikt inny nie da sobie rady. Bo i też nikt inny w tej drużynie nie umie bronić na odpowiednim poziomie. A Magic to kluczowy gracz w tej drużynie.

      “Pippen nic by nie zrobił Jamesowi,”

      Chyba sobie teraz żarty stroisz. Pippen wyłączy LBJ jak światło w kuchni. LBJ nie umie grać zbyt dobrze przeciwko agresywnej obronie 1 na 1, po drugie jest od Pippena o wiele wolniejszy.

      “– To już Garnett dużo lepiej rozgrywa niż Olajuwon, więc co to za argument?”

      To można skwitować tylko w jeden sposób: LOL. Chyba nigdy nie widziałeś Olajuwona na boisku. Cyferki to nie wszystko.

      “LeBron w prime to jeden z najlepszych defenderów w historii na skrzydle”

      Teraz to już nie sposób tego uznać za coś innego, niż zwykły trolling.

      “Bryant … Jordanowi mocno by uprzykrzył życie.”

      Aha. Musiałby się najpierw nazywać Gary Payton. Albo jeszcze lepiej Dan Dakich. Ale na pewno nie Kobe Bryant.

      (0)
    • Array ( [0] => subscriber )

      @Rerekumkum
      – Olajuwon nigdy sobie nie radził z Shaqiem, co z tego że był zwinniejszy jak Shaq fizycznie go dominował? A gadanie, że nie trzeba go podwajać jak się go odetnie od podań to jak gadanie, że Jordana można olać, wystarczy pilnować, żeby nie dostał piłki. Nie odetniesz zawodnika od podań, bo to niewykonalne, szczególnie przy takim talencie, więc dajmy sobie spokój z takim bzdurnym teoretyzowaniem.
      – No właśnie z Durantem to 3 gości na obwodzie, którzy w ofensywie potrafią wszystko. Nie ma żadnego sposobu, żeby to wybronić.
      – Garnett nie będzie krył Magica, bo on jest podkoszowym, a Magic gra na obwodzie. Poza tym była mowa o obronie w drugą stronę, gdzie team Jordana traci, choćby dlatego że ma takich przeciętniaków defensywnych jak Magic i takiego średniaka na tle innych jak Worthy.
      – Pippen wyłączyć LeBrona to może tylko w Twojej głowie, James jest dużo za silny i za szybki, żeby go wyłączyć. Pomijając już to co mówiłem o tym, że Scottie notorycznie musiałby uciekać do środka i rotować przy trumnie, więc LeBron miałby pełno miejsca na ataki, rzut i otwieranie pozycji partnerom. O żadnym bawieniu się w 1on1 nie ma mowy. A pisanie, że jest od Pippna o wiele wolniejszy to oczywisty trolling, jest dokładnie odwrotnie więc nie przekłamuj rzeczywistości proszę.
      – Olajuwon byl rewelacyjnym kreatorem i playmakerem, ale Garnett był o 2 klasy lepszym passerem.
      – Jak dla Ciebie LeBron nie był wybitnym obrońcą to proponuje pooglądać PO za czasów Heat i zastanowić się dlaczego grali tak elitarnie w D jak LeBron pojawiał się na parkiecie. Potem dlaczego przez 6 lat był wybierany do najlepszych piątek obrońców i regularnie mówiono o nim jako kandydacie na obrońcę roku w NBA w okresie jego prime. Już pomijając jeden z lepszych jeśli nie najlepszy w historii finałów defensywny performance w 2016 roku.
      – Młode Kobe w m2m bronił zajebiście, a grając przeciwko Jordanowi by jeszcze bardziej się zmotywował, więc nie próbujmy tworzyć mitów, że Jordan by miał spacerek.

      (0)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzieki Jedrzej – na poczatku myslalem ze dosc mocno skrociles koncowke bo bardzo ciekawym poczatku i przyblizeniu nam kilku sezonow, ale w zasadzie nie ma co skupiac sie na dluzszym opisywaniu historii gracza kiedy powoli zwija do bazy (w zasadzie glownie bedac totalnie zajezdzamy przez Riley’a przez lata)!

    Super tekst!

    (3)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzięki za art, właśnie czytam biografie MJ i jest sporo informacji o James’ie za czasów kiedy grali razem przed NBA. Pozdro

    (3)

Skomentuj John Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu