fbpx

NBA retro: Maurice Stokes – worst case scenario

33

Gdyby żył, przed kilkunastoma dniami obchodziłby 87. urodziny i być może, jako legenda NBA, podpytywany byłby ochoczo w różnych ligowych kwestiach jak Bill Russell i inni nestorzy koszykarskiego rodu NBA. Ale to nie jest historia z tych “żyli razem długo i szczęśliwie”.

Jest niewiele przypadków takich jak kazus Stokesa, gdy poza-koszykarska, czy może lepiej post-koszykarska część życiorysu zawodnika przyćmiewa jego boiskowe dokonania. OK, jest to możliwe na przykład w przypadku gdy przeciętny zawodnik staje się legendarnym trenerem, ale w przypadku Stokesa ta klisza również nie ma zastosowania.

Maurice był zawodnikiem zapowiadającym się wybitnie. W NBA, dokąd trafił z drugim numerem draftu 1955 roku, wybrany przez Rochester Royals, spędził jedynie trzy sezony. Za każdym razem nominowany był do All Star Game, ponieważ w jego meczowym zasięgu były występy na poziomie 20/20/5. Niestety, w ostatnim meczu sezonu 1957/1958 podczas wjazdu na kosz wszedł w kontakt z innym zawodnikiem, przez co upadł na parkiet uderzając się w głowę i tracąc przytomność. Ocucono go solami trzeźwiącymi i przywrócono do gry.

Trzy dni później, po zdobyciu 12 punktów 15 zbiórek i dwóch asyst w przegranym meczu playoffs przeciwko Detroit Pistons, zawodnik doznał ataku padaczki w samolocie. Dalsze badania wykazały encefalopatię, czyli nieodwracalne uszkodzenie mózgowia na skutek upadku. Diagnoza brzmiała jak najgorszy wyrok: paraliż do końca życia. W jego przypadku, czyli 24-letniej gwiazdy NBA “do końca życia” okazało się dosyć krótkim okresem, bo 12 lat później jego cierpienia zakończył definitywnie atak serca.

Zanim jednak to nastąpiło, załamany Stokes trafił pod skrzydła kolegi z drużyny Jacka Twymana, który stał się jego opiekunem i prawnym reprezentantem. Tę historię możecie zresztą obejrzeć w filmie Maurie z 1973 roku, jednym z tych mniej znanych koszykarskich obrazów. Jest nawet na youtube, proszę bardzo:

#Bogu co boskie…

Historia Stokesa i jego dalszej walki z piętrzącymi się codziennymi trudnościami była już poruszana wielokrotnie w koszykarskiej blogosferze. W niniejszym artykule chciałbym jednak spojrzeć na Stokesa inaczej niż na budzącego współczucie pechowca. Nie chcę skupiać się na jego słabości, a wręcz przeciwnie. Chciałbym zaprezentować go jako budzącego respekt przeciwników koszykarskiego wirtuoza, bo takim był. Ten tekst będzie laurką jego kariery, nie epitafium.

#Francis alumni

Maurice był studentem Saint Francis University i spędził dwa lata w NCAA. Jego średnie nie mogły przejść bez echa: 23.1 punktów 26.5 zbiórek w pierwszym sezonie, podwyższone na 27.1 / 26.2 w kolejnym. Wciąż jeszcze był to dla czarnoskórych okres przecierania szlaków, wszak Stokes trafił do ligi ledwie pięć lat po tym jak NBA otwarła swe podwoje dla Afroamerykanów.

Średnie Coopera w drugim roku spowodowały, że obwołano go MVP w prestiżowym, acz ustępującym rangą rozgrywkom NCAA, National Invitational Tournament. Z takim koszykarskim CV nikogo nie dziwiło, że chętnych do wybrania go w drafcie 1955 roku nie brakowało. Poszedł z dwójką do Rochester Royals i warto wspomnieć, że był to najwyżej jak dotąd wybierany ciemnoskóry, nie licząc Waltera Dukesa, który poszedł poza kolejnością, jako tak zwany pick terytorialny w 1953 roku.

Wybór Waltera Dukesa przez Knicks był efektem ciekawego mechanizmu, funkcjonującego w NBA na przełomie lat 1950-1960. Drużyna mogła poświęcić swój wybór, żeby poza kolejnością wybrać zawodnika ze swojej okolicy. Gdyby dziś funkcjonowało coś takiego, byłby popłoch i armagedon.

Innym ważnym wyborem tamtego lata był dla Rochester Royals Jack Twyman, sześć pozycji niżej od Stokesa.

#Od pierwszych minut…

Od pierwszych minut w uniformie NBA Stokes jawił się jako wielki talent. Statystyki na poziomie 17/16/5 tylko to potwierdzały. Zdobył nagrodę Rookie of The Year, a także nominację do All-Star Game, jak również do All-NBA Second Team. Mimo iż Royals nie zakwalifikowali się do playoffs, Stokes zakończył sezon jako siódmy w głosowaniu na MVP, za gwiazdami takimi jak Bob Pettit, Paul Arizin, Bob Cousy, Mel Hutchins, Dolph Schayes i Bill Sharman.

To, co wyróżniało Stokesa na tle innych zawodników, to to że był bardzo sprawny i szybki. Przy wzroście 201 cm był też bardzo silny, przez co z powodzeniem mógł kryć również dużo postawniejszych od siebie rywali. Jego przegląd pola również budził respekt. Ze wszystkich zawodników o wzroście powyżej dwóch metrów w tamtych rozgrywkach, Stokes zaliczał najwięcej asyst, pozostając jednocześnie pierwszym zbierającym NBA!

W drugim sezonie powtórzył te statystyki, niestety Royals wciąż niezbyt liczyli się w stawce, bo jedyny istotny talent, jakim dysponowali to Stokes i Twyman. Maurice w swoim drugim występie w All-Star Game otarł się o triple double (19/12/7) i pewnie zostałby MVP, gdyby Zachód zwyciężył w tym spotkaniu. W głosowaniu na MVP tym razem zakończył na szóstej lokacie.

#Do Cincinnati

W trzecim sezonie w NBA Royals przenieśli się do Cincinnati, ale wcale nie była to największa zmiana. Ta nastąpiła w jakości ich gry, po pozyskaniu byłego środkowego Lakers Clyde’a Loveletta, który wspomógł Twymana i Stokesa w boju o playoffs. Stokes wciąż dokładał coś do swoich meczowych średnich i wciąż piął się w górę drabinki MVP. Na koniec sezonu notował 17/18/6 a głosowanie zakończył jako piąty. Był to sezon, w którym między 8 a 17 listopada zaliczył serię 4 triple-doubles z rzędu, osiągając w tych spotkaniach średnie 19.5/21.3/10.8. Monstrum. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to cholerne spotkanie z Minneapolis na zakończenie tamtego sezonu.

#Powidoki

Przypominał Magica Johnsona. Umiał pakować piłkę do kosza. Był jednym z pierwszych, którzy dawali sobie radę na wszystkich pozycjach. To był kompletny zawodnik. Po prostu [Red Auerbach]

Był zawodnikiem bardzo atletycznym. Świetny w grze pod obręczą, bardzo szybki jak na swój wzrost, przewyższał rywali dzięki wyskokowi i szybkości [Oscar Robertson]

Licznik kariery zatrzymał mu się na 202 spotkaniach, w których uzyskał łącznie 3315 punktów 3492 zbiórki i 1062 asysty, co daje średnie 16.4/17.3/5.3. Jest członkiem Hall Of Fame.

[BLC]

33 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Ciekawa sprawa z tym pickiem terytorialnym, na szybko patrząc w tym roku Zion trafiłby do Cleveland a Ja mógłby być wyrwany przez Charlotte… Ciekawe też jakby to wpłynęło na skauting graczy z Europy, bo tylko tych możnaby było być pewnymi że nikt ich nie ukradnie poza kolejnością.

    (0)
    • Array ( )

      Skończyło by się tak że największe talenty grały by w zespołach że swojej okolicy a draft ograniczał by się do zawodników z Europy i tych którzy w swojej okolicy nie mają zespołu w NBA.

      Nawet nie wiedziałem że coś takiego było!! Ogromny plus! ?

      (8)
    • Array ( )

      Liczyło się miejsce urodzenia czy zamieszkania czy edukacji czy co? Kobe w 76ers 🙂

      (1)
    • Array ( )

      Po pierwsze, to Zion nie trafiłby do Cleveland, a Ja nie trafiłby do Charlotte. Ani Zion ani Ja nie mogliby w ogóle być pickiem terytorialnym i niżej wyjaśnię dlaczego.

      Pick terytorialny był rzadkością. Przez kilkanaście lat skorzystano z tego 23 razy, a w niektorych sezonach nawet zdarzało się, że nikt się na to nie decydował.

      Polegał on na tym, że jeżeli uczelnia znajdowała się w promieniu 80km od areny, na której rozgrywał swoje mecze profesjonalny zespół, to mógł on zrezygnować ze swojego picka i w zamian wziąć takiego gościa.

      Teraz pomyślcie, że mało która uczelnia z czołówki mieści się w “pobliżu” jakiegokolwiek klubu.

      (3)
    • Array ( [0] => contributor )
      PATRON

      przy okazji, właśnie gdzieś przeczytałem,że jeden z bliźniaków Adama, Jan, podpisał kontrakt ze śląskiem. będę mu kibicował.

      (1)
    • Array ( [0] => contributor )
      PATRON

      tak tak, słyszałem
      p.s.
      o ile pamiętam,to jakieś równe 2 lata temu obiecałeś,że nasmarujesz coś konkretnego o Adamie…
      jeśli coś było, to już biję się w pierś,ale … nie wydaje mnie sie…
      nie daj się prosić 🙂

      (0)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Nigdy nie napisałem komentarza, ale wziąłem sobie do serca uwagę, że responsywność na artykuły jest tragiczna. Samemu jestem twórcą i wiem jak cieszy każdy komentarz, lajk itp. Trzymajcie się chłopaki i świetna robota z tymi historycznymi, czyta mi się je zdecydowanie przyjemniej niż wyniki czy NPAW. Takie moje historyczne zboczenie :V

    (5)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    @kmn byly takie deklaracje, ale nie z mojej strony. Od razu, na goraco po Jego smierci wiele osob prosilo o taki tekst, ale ze wzgledu na moj maly zwiazek emocjonalny z polskim basketem nie za bardzo czulem sie na silach i ja takich obietnic nie skladalem.

    (3)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    mój komentarz na dziś: ja jestem stary i lubię retro więc proszę pisać dalej z przyjemnością bede czytal

    (2)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Retro super chociaż wolałbym poczytać o kimś z lat 80 i 90, bo lata wcześniejsze to już dla mnie prehistoria.. High five man!

    (1)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Lubię artykuły retro. Historia buduje świadomość nie tylko jako kibica nba, ale ogólnie jako człowieka. Trzymajcie tak dalej!?

    (0)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Ciekawy artykuł, zapomniałem o nim chociaż oglądałem film. bardzo lubię kącik retro, lubię dowiedzieć się czegoś z przed okresu gdy zacząłem oglądanie NBA czyli od batalii Chicago : Detroit w playoffs tych przegranych przez Chicago, jak ja wtedy nienawidziłem tych Pistons. oglądałem z kasety vhs nagrywane przez kolegę z telewizji zbiorczej na kanale screensport, a potem dsf, tak tak było coś takiego , taki protoplasta kablówki teoretycznie piractwo praktycznie legalne 🙂

    (1)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Taki pomysł. Może jakiś artykuł o zawodnikach co zrobili sobie krzywdę lub zmarli na parkiecie? Swoją drogą, jeśli mógłbym wybierać, jak umrzec, to Czyż nie była by to piękna śmierć na parkiecie? Oddać zwycięski rzut i umrzeć.

    (0)

Skomentuj Fen Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu