fbpx

Phil Jackson: “przez chwilę chciałem oddać Kobe za Granta Hilla”

17

Nie wiemy dokładnie co się wydarzyło, ale po przeprowadzce z wypoczynkowego Orlando do przemysłowego Detroit “Big Ben” dostał skrzydeł. Z rzemieślnika przemienił w jednego z najlepszych defensorów NBA, na dodatek zarabiającego skromniutkie 4 mln dolarów za sezon, co pozwoliło menedżerom z Motor City zatrudnić dalsze wzmocnienia. Tak oto do składu dołączyli kolejno: Chauncey Billups, Rip Hamilton, Tayshaun Prince i Rasheed Wallace tworząc jeden z najbardziej charakternych zespołów XXI wieku. Pozbawieni supergwiazdy dominowali defensywą. W 2004 roku wygrali ligę bijąc w finałach tegoż samego Kobe oraz Shaqa, Gary’ego Paytona i kuśtykającego Karla Malone, a rok później minimalnie ulegli San Antonio w siódmej grze finałów.

A Grant Hill? Drastycznie stracił na wartości ograbiony przez kontuzje. W czterech kolejnych sezonach wystąpił łącznie w 47 (!) spotkaniach, a jego średnie w tym okresie wyniosły 15 punktów i 6 zbiórek. Długo się kurował, na nogi w wieku 35 lat postawił go dopiero sztab medyczny Phoenix Suns. W lidze grał do czterdziestki, ale umówmy się, przyszedł do NBA jako następca Michaela Jordana, a skończył jako świetnie wymuszający szarże walczak. Ot i cała historia, mam nadzieję, że się podobało, hehe.

 

 

 

 

1 2

17 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Hahhah podobało 😀 ten artykuł to dobry przykład, że można zrobić artykuł o niczym… i o niczym artykuł 😀

    (46)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Błędem jest nie doceniać zasług Granta Hilla.
    Można śmiało powiedzieć że Lebron to opancerzona wersja tegoż zawodnika.
    Trochę nijaki ale zawsze rzucał 20/7/7.

    (28)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    sszkoda mi było Granta Hilla czasem miałem wrażenie, że niepotrzebnie przechodził do Orlando byc może nie miałby tych wszystkich kontuzji. Kiedyś pamiętam było mnóstwo porównań i przypisywania zawodników do konkretnych pozycji w takiej sytuacji Grant Hill był prawdziwym protoplastą pozycji niskiego skrzydłowego, oczywiście wcześniej pojawił sie Pippen, a poźniej LJ, ale to Grant Hill łączył w sobie takiego książkowego niskiego skrzydłowego, który wykorzystywał raz warunki fizyczne dwa sporo techniki. Był sezon w którym przez jakis czas był drugim najlepszym strzelcem ze srednią 26 punktów, pamiętam mój monitoring na 265 na telegazecie, a raczej 267.

    (17)
    • Array ( )

      Yhhhh, telagazeta. Na tym wlasnie nosniku informacji “oglądalem ” zaraz po powrocie ze szkoly finaly Rockets – Magic. Yhh…. gimby nie znaju…

      (9)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Myślałem że po tym jak kobe ogłosił koniec swojej kariery przestaniecie na tym portalu wypisywać tyle na jego temat. Ja rozumiem, że będąc fanem można być deczko stronniczym ale bez przesady.

    (-9)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    @mld

    To byly piekne czasy kiedy sie ogladalo wynik heat kontra knicks na telegazecie.serio. albo powtorke portland kontra heat na tvp2 o 15 dwa dni po meczu?

    (3)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    265 strona to dopiero później – wcześniej, przez parę lat, NBA w telegazecie była na 235 jeśli dobrze pamiętam. Jak się mylę niech ktoś mnie poprawi… A sam Grant Hill? Z mojego ulubionego pokolenia. Fajny zawodnik, taki grzeczny chłopak, ale kariery nie zrobił na miarę swoich możliwości i oczekiwań wobec niego. Pomijając rujnujące go kontuzje, może właśnie dlatego, że był za grzeczny…?

    (1)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Młodzi się nie znają 😉 Grant Hill – w tamtym czasie był megagwiazdą (wygrane głosowania do ASG) – a swoja grą zachwycał niejednego. Już w roku debiutu (sezon prawie bez Jordana) został okrzyknięty godnym następcą MJ.
    Rozwijał się modelowo jako gracz i jako lider. Dominował na swojej pozycji – i decydował o sile Pistons. Kobe wciąż był nieopierzonym prospektem – pierwsze sezony głownie siedział na ławie – kilkukrotnie w meczach o stawkę pokazywał, że nie jest gotów – ale (za)bardzo chce (oczywiście miał także przebłyski wielkości – ale kto mógł podejrzewać co będzie potem).
    Teraz z perspektywy dalszej części ich karier, kiedy Kobe stał się Mambą, a Grant dogorywał (no bo inaczej nie można nazwać jego kariery w trakcie i po kontuzjach – biorąc pod uwagę hype i oczekiwania) – pomysł ten jawi się nam czysta niedorzecznością – ale wówczas był całkiem logiczny.
    Przypomnijcie sobie co mówiono – o ówczesnym Orlando – T-Mac + Hill= murowany conntender. Jak było można poczytać na wikipedii …

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu