fbpx

Pionierzy z Europy: kto przetarł szlak dla Doncica i spółki

41

Już ponad 30 lat minęło odkąd drzwi do NBA uchyliły się dla koszykarzy ze Starego Kontynentu. Gdy startował sezon 2019/2020, NBA w swych rejestrach notowała 108 obcokrajowców, w tym aż 62 Europejczyków. Licząc po piętnaście miejsc w składzie, potrzeba aż czterech drużyn by pomieścić ich wszystkich. Nie jest to co prawda rekord frekwencji, bo ten padł w rozgrywkach 2016/2017 i kolejnych, gdy mieliśmy 113 zawodników spoza USA. Niemniej, europejska szkoła basketu cieszy się coraz większą renomą za oceanem. Aż 10 z 38 uczestników ostatnich dwóch All-Star Game posługuje się paszportem innym niż amerykański. To jeszcze nic! Aż pięć z ostatnich siedmiu pierwszych wyborów draftu to obcokrajowcy! Zobaczcie sami:

  • 2019: Zion (USA)
  • 2018: Ayton (Wyspy Bahama)
  • 2017: Fultz (USA)
  • 2016: Simmons (Australia)
  • 2015: KAT (Dominikana/USA)
  • 2014: Andrew Wiggins (Kanada)
  • 2013: Anthony Bennett (Kanada)

Zaznaczmy jednak, że wszyscy oni “po bożemu” przeszli klasyczną drogę przez NCAA. Co do Europy, nie da się zaprzeczyć, że największą reklamą tutejszego basketu jest obecnie Luka Doncić. W poniższym artykule postanowiłem zebrać tych, którzy przetarli dla niego ścieżki.

#Początki

W drugiej połowie lat osiemdziesiątych USA z wolna zaczynało majaczyć na horyzoncie najlepszych graczy z Europy. Ich napływ zwiększał się w latach dziewięćdziesiątych, kiedy do ligi trafiły pierwsze wielkie gwiazdy, by ustabilizować się w kolejnej dekadzie na stałym, wysokim poziomie. Jeszcze na przełomie wieków dawało się odczuć pewną dozę nieufności co do reprezentantów Starego Kontynentu, wywodzącą się z ogólnego mniemania, że są to zawodnicy “miękcy”. Pewnego rodzaju przełomem był wybór Andre Bargnani’ego z numerem pierwszym draftu 2006. Niemniej, dominujący w Eurolidze włoski ogier daleki był od dominacji w NBA. To były już jednak nowe czasy. Chcąc prześledzić cały proces od początku, cofnąć musimy się do lat 80’tych i pewnego Bułgara imieniem…

#Georgi Glouchkov i pierwsi giganci

Phoenix Suns przygarnęli go w 1985 roku, niemniej nie przetrwał on w NBA nawet pełnego sezonu. W tym samym drafcie co Bułgar, do NBA dostał się również Hiszpan Fernando Martin, wybrany przez NJN, ale nigdy dla nich nie zagrał. Rok później podpisał kontrakt z Blazers i tam pojawiał się w “garbage time” w sezonie 1986/1987. Warto wspomnieć, że był to wielokrotny mistrz Europy, a nie jakiś zagadkowy dryblas. Niemniej, jego epizod za oceanem szybko dobiegł końca i po roku wrócił na stare śmieci, do Realu. Kilka rund draftu później (wtedy były inne zasady) Atlanta Hawks pozyskali Arvydasa Sabonisa, ale wybór unieważniono, bo nie miał jeszcze 21 lat.

Powtórny wybór Sabo nastąpił w drafcie 1986 roku, tym razem za sprawą Portland Trail Blazers. Nie możemy również zapominać Drazena Petrovicia, który również wybrany został w 1986, niemniej jego debiut (co było typowe dla Europejczyków wybieranych w tamtych latach) opóźnił się do sezonu 1989/1990. Na marginesie, debiut Sabo miał miejsce dopiero w sezonie 1995/1996, prawie dekadę po wyborze.

Petrović, którego ego dorównywało umiejętnościom, po debiutanckim sezonie w NBA zdobył mistrzostwo świata w Argentynie (ZSRR drugie, USA trzecie). Zanim wybrano go w drafcie zdołał też wywalczyć mistrzostwo Euroligi w 1985 i 1986 roku. Co ciekawe, tytuły te wywalczył ze swoim klubem KK Cibona przeciw Realowi Martina i Żargilisowi Sabo.

#Green Card Team

Zielona karta to nieoficjalna nazwa grupy zawodników, która dotarła do NBA z Europy Wschodniej na rozgrywki 1989/1990. Prócz wspomnianego Petrovicia byli to Aleksander Wołkow, Vlade Divac, Sarunas Marciulionis i Zarko Paspalj.

Wszyscy ci gracze mieli na szyjach medale z Seulu, gdzie na podium Jugosławia wyprzedziła ZSRR i USA. Ich kariery potoczyły się bardzo różnie. Paspalj, nominowany do pierwszej piątki Eurobasketu w 1989 roku “przetrwał” w San Antonio Spurs dokładnie 28 spotkań. Wołkow pograł w Atlancie trzy sezony (jeden cały przesiedział przez kontuzję) by w 1992 roku wrócić do Włoch, do drużyny Reggio di Calabria.

Dobrze odpalili za to Vlade Divac i Sarunas Marciulionis. Pierwszy szybko zaadaptował się w Lakers, skąd trafił do Charlotte w głośnej wymianie za nastoletniego Kobe Bryanta. Notował wówczas statystyki na poziomie 16/10/4. Najlepsze lata spędził jednak w Sacramento, jako członek “Showtime Kings” z Jasonem Williamsem i Chrisem Webberem. W 2001 roku wystąpił nawet w All-Star Game.

Z kolei utalentowany ofensywnie Marciulionis notował średnio 18.9 punktów w barwach Golden State roku pańskiego 1992, ale problemy zdrowotne wydatnie skróciły jego karierę i po sezonie 1996/1997, jako zawodnik Nuggets, zawiesił buty na kołku.

Przypadek Petrovicia był przypadkiem szczególnym. Dołączył do ekstra mocnych Blazers, ale Rick Adelman nie darzył go zbyt wielkim zaufaniem, ograniczając jego rolę do typowych zadań dla rezerwowego spot-up shootera.

W życiu nie grzałem ławy i w Portland też nie mam zamiaru [Petrović]

Szansę, o którą zabiegał, otrzymał po transferze do New Jersey Nets. W najlepszym okresie zdobywał dla nich 22.3/3.5/2.7, wchodząc do All NBA Third Team! Niestety, błyskotliwie rozwijającą się karierę w 1993 roku przerwała śmierć w wypadku samochodowym na terenie Niemiec.

#Toni Kukoc

Mówiono o nim “Cudowne Dziecko”. Jako 21-latek został MVP mistrzostw świata 1990 roku. Był także MVP i królem strzelców Euroligi. Z tymi papierami wyłuskał go Jerry Krause z 29. wyborem drugiej rundy draftu 1990. Tak jak w przypadku wspomnianych wcześniej zawodników, debiut Kukoca opóźnił się. Były problemy z uzgodnieniem jego kontraktu, gdyż w Bennetonie Treviso miał on status mega-gwiazdy i dominatora europejskich parkietów. Koniec końców, zawitał w Chicago na sezon 1993/1994, gdzie bardzo szybko stał się robiącym różnicę sixthmanem.

#My giant

Grzechem byłoby pominięcie przy okazji takiego wpisu ulubieńca kibiców, wielkiego Gheorghe’a Muresana. Jego historię przedstawiłem kiedyś w osobnym wpisie, do lektury którego zachęcam. Okazuje się, że kariera koszykarska może rozpocząć się nawet w takim miejscu jak dentystyczny fotel, więc nigdy nie traćcie nadziei idąc do stomatologa na kontrolę! Zwłaszcza, jeśli mierzycie 207 centymetrów w wieku 14 lat…

#Czas doręczenia

Pamiętacie film “Cast Away”, gdzie Tom Hanks ląduje na bezludnej wyspie? Był tam również wątek doręczanych paczek. Taką paczką, która trafiła do adresata po latach był właśnie Arvydas Sabonis, który na debiut czekał całą dekadę. Rozpoczynając karierę za oceanem w wieku 30 lat, litewski kolos (221 cm/130 kg) miał już zjechane kolana i 15 lat w profesjonalnym baskecie za sobą.

Lekarz w Portland powiedział, że po samych zdjęciach rentgenowskich należy mu się miejsce z kopertą na klubowym parkingu. Nie myślcie sobie jednak, że Sabo był wówczas jakimś strupem. Do USA leciał jako MVP hiszpańskiej ACB i zdobywca Pucharu Euroligi! Rywalizację o nagrodę ROTY przegrał z Damonem Stoudamirem (później grali razem w Blazers) a wyścig o Sixth Man w Tonim Kukocem.

Świetnie wyszkolony technicznie Sabo był ulubieńcem kibiców Portland, gdzie zakończył karierę w wieku 38 lat. Mimo iż wchodząc do NBA nie był już tą samą bestią co na IO w Seulu, to swoją formą zapracował solidnie na wejście do koszykarskiej Galerii Sław. Nieco krócej na szansę w NBA czekał inny podkoszowy, Dino Radja. Wybrany w 1989 roku grał w Celtics w latach 1993-1997, w najlepszym czasie będąc zawodnikiem kalibru 20/10.

#Dirk Nowitzki

Od Sabonisa płynnie przejdę do Dirka Nowitzkiego, którego większości naszych czytelników przedstawiać nie trzeba, dlatego ograniczę się jedynie do rekomendacji jego alfabetu na naszych łamach. Pod “A” Barkley opowiada jak Dirk przed NBA skopał zad Pippenowi… Było to podczas europejskiej trasy pokazowej drużyny gwiazd, złożonej między innymi z Barkleya, Jordana i Pippena. Osiemnastoletni wówczas Dirk dawał się we znaki obronie Jankesów przez całe spotkanie. Zresztą, Charles Barkley tam był, więc lepiej Wam opowie:

Michael, Scottie… kilku chłopaków kalibru MVP. Dirk miał wtedy 18 lat, a były to czasy, gdy Scottie miał opinię najlepszego obrońcy na świecie. No więc (Dirk) kopał nam dupsko. Miał jakoś 25 punktów w połowie. Ja i Michael mówimy, „Scottie, stary, musisz trochę podkręcić”, a on „Człowieku, wyłączę go z gry w drugiej  połowie”. Dirk skończył mając 52 punkty. Pytam się go więc „Stary, kim ty jesteś do cholery?” Zaczął mówić, miał wtedy 18-19 lat, pytam go gdzie gra, a on, że musi iść do armii. Mówię „Człowieku, nie możesz iść do armii!”

#Nowa era

Drzwiami, które uchylili wymienieni dotychczas wymienieni zawodnicy, coraz śmielej zaczęli przechodzić kolejni zawodnicy. U progu XXI pierwszego wieku perspektywa była już nieco inna niż dekadę wcześniej. Prócz wspomnianego akapit wyżej Dirka, Predraga Stojakovicia i innych, szansę w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych świetnie wykorzystali też Zydrunas Ilgauskas czy Sasha Danilović. Po nich nastali dobrze znani kibicom Manu Ginóbili i Pau Gasol.

Zanim wytkniecie obecność Manu, wszak piszemy o Europejczykach, śpieszę wyjaśnić, że umieściłem go tutaj niejako honorowo, ponieważ trafił do USA z parkietów Starego Kontynentu. Przez trzy lata między draftem a debiutem zdołał wywalczyć mistrzostwo Euroligi i MVP ligi włoskiej. Z kolei w 2002 roku wraz z reprezentacją Argentyny utarł nosa Team USA na mundialu, będąc zawodnikiem pierwszej ekipy, która pokonała USA z kadrowiczami z NBA na pokładzie. Dzięki takim zawodnikom jak on stopniowo budowało się zaufanie do europejskiej szkoły koszykówki, które procentuje dzisiaj.

Wybrany w 2001 roku Pau Gasol bez kompleksów wszedł do najlepszej ligi świata, zgarniając nagrodę Rookie Of The Year. Presja była silna, ponieważ poszedł wysoko, z trzecim wyborem po nieszczęsnym Kwame Brownie i Tysonie Chandlerze. Powodem tego kredytu zaufania był świetny sezon w barwach Barcelony. Tacy zawodnicy jak Nowitzki i Gasol wywołali pewnego rodzaju “europejską gorączkę”. W jej wyniku z bagażem oczekiwań do NBA wjechało kilku graczy, którzy ligi nie zwojowali, a sztandarowym przykładem niech będzie tu Darko Milicić.

Oczywiście nie są to wszyscy zawodnicy, którzy trafili do NBA z Europy między Glouchkovem a Donciciem. Celem niniejszego artykułu było jednak przybliżenie tych, którzy w największym stopniu zbudowali most zaufania między Stanami a Starym Kontynentem. Inni świetni gracze, jak Tony Parker, Marc Gasol, Serge Ibaka, Marcin Gortat, Goran Dragić i wielu, wielu innych nie budowali tego mostu w moim mniemaniu, a po prostu po nim przeszli, umacniając dobrą opinię o baskecie w Europie. Luka Doncić, a przed nim Giannis Antetokounmpo i Kristaps Porzingis, to nowa fala zawodników, która sprawia, że wysoki wybór Europejczyka przestaje dziwić i powszednieje. Trzymamy kciuki, by ta passa trwała dalej! A nuż widelec kiedyś zobaczymy za oceanem któregoś z Was!

[BLC]

41 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Dziwi mnie brak wspomnienia o AK-47, który kręcił 5×5.

    Co do ulubionego europejczyka, to moim był Peja. Ogólnie Kings mieli bardzo ciekawą kadrę w tamtym okresie i przyjemnie się ich oglądało z popisami Białej Czekolady. Szkoda, że zagrali razem chyba tylko jeden sezon gdy oboje byli starterami.

    Z drugiej strony, na Divacia, to mogę jedynie patrzeć oglądając GoZ gdzie go ciągle wyśmiewają.

    (19)
    • Array ( )

      Zgadzam się, cały artykuł czekałem na Kirilenko i się nie doczekałem 😀

      (2)
    • Array ( )

      Nie przesadzaj. W wieku 28 lat się jakoś specjalnie nie wybijał na tle innych i nawet we własnym zespole nie był największą gwiazdą. Jasne, nie wiadomo co byłoby z nim później gdyby nie wypadek, ale się go wywyższa i zapomina, że pewnie nie kontynuowałby kariery w NBA.

      (-7)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Czytając między wierszami można dostrzec, jak bardzo hamowana była kariera europejskich zawodników i jak głupi Amerykanie nie doceniali europejskiego narybku. Ile to razy czytałem, że Jerry Krause odkrył Toniego? Odkrył mistrza świata, europy i MVP tych rozgrywek. Serio? 59 wybór w drafcie? Po prostu inni GMowie zrobili z siebie idiotów. Dziś jest inaczej. Dziś najważniejsze wyróżnienia sezonu regularnie trafiają w ręce europejczyków. Ale pomyślcie – jak piekielnie dobry musiał być Dirk Nowitzki, że jego status super gwiazdy nie był zagrożony jego pochodzeniem.

    (34)
    • Array ( )

      Mądrego to aż miło poczytać. Ten hype na odkrycie 59 numeru draftu, mvp.. cóż za pogarda dla białego europejczyka przez GM’ów

      (15)
    • Array ( )

      Ciężko aby GMowie wyżej cenili europejczyków niż miejscowych z racji, że europejska koszykówka sobie nie radziła z reprezentacjami amerykańskich uczelni.

      “Dziś najważniejsze wyróżnienia sezonu regularnie trafiają w ręce europejczyków”
      Jeżeli “regularnie” oznacza dla Ceibie jedynie 2019 roku, to masz rację, bo w innym wypadku, to sorry, ale przed poprzednim sezonem, to był tylko jeden przypadek zdobycia MVP i ROTY oraz parę przypadków zdobycia DPOY w całej historii NBA. 6th men zdobył jedynie Kukoc w 96 r. i nie było przez 23 lata żadnej powtórki.

      (1)
    • Array ( )

      Dobra, zapomniałem o Detlefie Schrempfie, bo wydawało mi się, że gość urodził się w USA u niemieckiej rodziny, ale on tam trafił dopiero w liceum, więc raz, że europejczyk, który pokazał na studiach, że potrafi grać poszedł jako 8 nr draftu, to był pierwszym europejczykiem, który zdobył jakąkolwiek nagrodę w NBA w postaci “szóstki” roku.

      Jak ktoś udowodnił, że potrafi grać, to miał szacunek, a że europejczykom było ciężko, to sorry, ale przecież reszta świata była traktowana tak samo. Olajuwon nigdy by w topce draftu nie poszedł gdyby nie grał wcześniej w NCAA.

      (3)
    • Array ( )

      Dirka przykład nietrafiony, miałby inaczej sporo antyfanów. Został wybrany przez słaby zespół, zespół w którym nikt nie chciał grać. Zwłaszcza Ci zawodnicy, którzy znali swoją wartości i mogli sobie pozwolić na sugestie swoim menedżerom. Nieistotne było to, ze to Texas i niskie podatki. Kiedyś było kilka drużyn, w których nikt nie chciał grać Dallas, Denver, Sac, SF, Vancouver, można by zaliczyć tam rowniez Toronto. Ogólnie problemem były różne aspekty: daleko od domu, zimny klimat, mały rynek. W NBA jak coś ktoś znaczył mógł wybierać. Dziś się trochę pozmieniało media są wszędzie, a kiedyś nie zawsze byli co najwyżej lokalni. Kasa jest w każdym klubie niewspółmiernie większa.
      Musimy spojrzeć realnie na karierę Dirka gra w słabym zespole pozwoliła mu się rozwinąć. Na pewno praca i usposobienie bardzo mu pomogło. Był taki moment, ze naprawdę zastanawiałem się nad tym aspektem kwestia bycia Niemcem i funkcjonowania jakby nigdy nic. Jeśli ktoś się tak zachowuje to, albo udaje, albo chyba nie jest świadom czym była 2WS, a i kazda tak prawde mówiąc. Nie chce za bardzo rozwijać tego wątku, bo to nie czas i miejsce, ale sama swiadomosc daje do myślenia

      (-6)
    • Array ( )

      ….jeszcze dodam na koniec, ze Barkley niepochlebnie się wypowiadał w stronę Dirka. Wiadomo to Barkley jeżeli powyższy cytat jest prawdziwy i ten co swojego czasu czytałem na łamach Probasketu (bodajże) to cały Barkley. Tak czy siak pamietam Dirka w Dallas za młodego i szału nie było. Wysoki szczupły z rzutem to wszystko. O tyle to było nowe dla NBA, ze był to jeden z pierwszych o ile nie pierwszy 7 stopowiec z dobrym rzutem każdym rzutem oczywiscie. Jednak rzuty to nie wszystko, obrona noga wiadomo, bo słaba fizyczność/atletycznosc. Zbiórka tez słaba później trochę poprawił np w zastawiania tablic. Nie w tym rzecz by go całkiem skrytykować tylko warto spojrzeć na pryzmat gry w NBA biorąc pod uwagę wiele aspektów. Dallas wiele zawdzięcza Dirkowi, ale tez wiedzieli kogo biorą to była przemyślana inwestycja.

      (3)
    • Array ( )

      Sprawdź sobie w słowniku co znaczy “rasizm”. Rasizm, to jest w Polsce, a nie w NBA w stosunku do białych europejczyków.

      Co do pochodzenia Dirka, to po kilkudziesięciu latach, to ból tyłka mają dalej tylko Polacy. Reszta świata ma wywalone czy ktoś jest Niemcem, Ruskiem itd., a w Polsce, to często się słyszy same obraźliwe epitety na ich temat.

      (0)
    • Array ( )

      To prawdziwa opowieść o Dirku, Barkleya opowiadającego tę historię można obejrzeć na YT.

      (1)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Drogi twórco artykułu super opis
    Lecz zapomnieliście o Finaliści NBA uczestniku ALL STAR Detlef Schrempf

    (13)
    • Array ( )

      Nie zapomnialem o nim. Mam jego koszulke. Ale on przeszedl droge przez NCAA, mieli go zeskautowanego jak swojaka, dlatego go tu nie ma.

      (14)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Limit 3 graczy z poza USA powinien obowiązywać w NBA. Za dużo białasasów biega po parkietach. W Bostonie w latach 80 czasami grało i 5 jednocześnie. Kiepsko się to oglądało.

    (-19)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Pamietamy? Był tam tez taki jegomość i a propos…. Wilsona

    Ciekawe jak bardzo jest to kwestia polityczna np Spalding produkowany w Chinach, Wilson na miejscu – nie wiem rzucam myśl.
    Swoją drogą grałem różnymi piłkami rowniez Rawlings I Wilsonem mówię o tych najlepszych, bo tam tez kilka rodzajów. Powiem szczerze, ze jakościowo to górna półka. Zwłaszcza Wilson tym bardziej, ze zawsze mogą zaprojektować ja na nowo pod NBA uprzednio robiąc badania i wywiad wśród koszykarzy.
    Tak jak przy ostatniej zmianie tez miałem mieszane uczucia jak i całe srodowisko koszykarskie tak przy projekcie pt. Wilson jestem zaciekawiony.

    (4)
    • Array ( )

      Biały nie potrafię skakać. Chociaż teraz dzięki wspomaganiu farmakologiczmemu wszystko możliwe.

      (-3)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Niejaki Pétur Guðmundsson z Islandii został wybrany w drafcie w 1981 roku. Co prawda grał w NCAA…

    (0)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Sabonisa uwielbiałem w nba live 2003 trafiał wszystkie trójki z każdej pozycji XDD nie wiem jak to było możliwe

    (2)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Sabonis w wieku 40 lat jeszcze mvp euroligi zdobyl 😀 co by bylo jak by ten gosc poszedl do nba w wieku 20 lat to glowa mala.

    (2)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Mój zespół All Star złożony z rodowitych Europejczyków . 1.Parker, 2.Doncic 3.Kirilenko. 4.Dirk 5.P. Gasol Rezerwowi. 1. Rubio, 2Bodiroga (nigdy nie zagrał niestety w NBA, wg mnie mega Kozak), 3 Stojakovič, 4 Porzingis , 5 Sabonis until M. Gasol Perrovic
    Drazen może nie do końca doceniony ale to prehistoria dla mnie. Chciałbym zobaczyć taki mecz Team USA vs Team Europe . Może kiedyś NBA2K pomyśli nad takim rozwiazaniem, jak stworzenie zespołu all time Europe. ŚP Adam Wójcik gdyby był w swoim Prime kilka lat później też miałby szansę na grę w NBA. Swego czasu interesowali się nim Clipers ale już było za późno ,, Chciałbym zobaczyć jakiegoś Polaka w NBA , ale nie zanosi się chyba zbyt szybko ! Pozdro

    (-1)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    temat pod art historia piłki do kosza w nba i poza, inne ligi, podwórkowe gumowe itd
    historia wilson spalding wilson w nba

    (0)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Zabraklo Christiana Welpa, czolowego zawodnika Repry Niemiec i Bayer Leverkusen, Mistrza Europy, ktory gral w NBA w latach 1987 – 1990. Luola Denga z Wlk. Brytanii. No i oczywiście Lampki,ktory gdyby w czasie gry w NBA dolozyl do kosmicznego talentu, jak na wysokiego gracza,chocby polowe pracowitosci Gortata ezis bylby pewnie Allstarem.

    (0)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    Autor tekstu staje się nie być świadomym faktu, iż pierwszym Europejczykiem w NBA był Islandczyk Pétur Guðmundsson. Debiutował w sezonie 1981-2.

    (0)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    Pierwszym Europejczykiem dla mnie, z którym się po europejsku utożsamiałem i z tego powodu mu kibicowałem – był Detlef Schrempf. Dzięki niemu moja ulubiona drużyna byli Supersonics. Dodatkowo ich mecze często puszczali tez w niemieckich kanałach sportowych, a w połowie 90-tych z meczami NBA w PL było raczej słabo

    (0)

Skomentuj turborekin Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu