fbpx

Podsumowań słów kilka, czyli NBA Finals 2013 w pigułce

15

To już jest koniec… tegoroczne finały NBA dostarczyły oglądającym potężnej dawki emocji, za co winni jesteśmy ukłony obu drużynom: rewelacyjnie poukładanym Spurs, ale także, a może przede wszystkim mistrzowskim back-to-back Heat.

Myślę, że były to jedne z lepszych finałów ostatnimi laty, a Game 6. trzeba już teraz zaliczyć do klasyków historii ligi. Każdy gracz dał z siebie wszystko, a nam pozostało pochwalić postawę co niektórych:

Kawhi Leonard – zaczynamy od chyba największego odkrycia tych Finałów. 21-letni skrzydłowy San Antonio okazał się graczem nie tyle kluczowym, co najpewniej grającym, opanowanym i wykonującym swoje zadanie nawet gdy siadała psycha pozostałym kolegom. W całej tej wojnie nerwów, człowiek uspokajał się gdy chłopak miał piłkę w rękach, a to mówi dużo o jego potencjale na przyszłość.

Przed rozpoczęciem serii, wielu “specjalistów” twierdziło, że LeBron przejedzie się po Kawhi jak po naoliwionym udzie grubej murzynki.  Nic bardziej mylnego. “Leonidas” nie tylko krył zaciekle Jamesa, ale momentami, szczególnie w końcówce meczu szóstego wydawało się, że ostatecznie zmęczył i złamał wolę The Kinga. Z sukcesami walczył na deskach, zastawiał, sporadycznie ogrywał 1-na-1 i literalnie nie popełniał błędów!

Kolejnym aspektem, którego nie wolno nam przeoczyć jest znaczenie rzutów za trzy w tej serii. Warto przypomnieć rekord San Antonio w Game 3, gdzie zaaplikowali rywalom aż 16 celnych trójek. Mecz życia zagrali wtedy Danny Green i Gary Neal. Pierwszy zanotował odpowiednio 7/9 zza łuku, a wchodzący z ławki Neal zainkasował 24 punkty, w tym 6/10 za trzy.

Jeszcze w Game 5 – Green został samodzielnym liderem jeśli chodzi o liczbę trafień z dystansu w serii finałowej. Tym samym pobił rekord należący poprzednio do Raya Allena.

[vsw id=”j3JSWmM8F9E” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Na przestrzeni siedmiu meczów wielu oglądaliśmy znakomitych strzelców, a każde trafienie z dystansu otwierało przestrzeń na parkiecie i można powiedzieć, zmieniało przebieg pojedynku. Gdyby w ostatnich dwóch spotkaniach, w decydujących fragmentach szczęście opuściło Mike’a Millera, Shane’a Battiera i Raya Allena nie byłoby fety w American Airlines Arena. 

czytaj dalej >>

1 2

15 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    SUPER ART! DZIĘ-KU-JE-MY : ) Fajnym pomysłem też było zamieszczenie gifu, dawajcie częściej jak będzie jakiś super dunk czy super zagranie w meczu. Pozdrawiam, wielki fan tego portalu i koszykówki.

    (11)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    “przypadek? Nie sądzę” hehe
    Kurde jestem mega zaskoczony formą Leonarda i według mnie jest przekotem ale no offense gdyby trafił 2/2 w końcoówce szóstego meczu to by pozamiatał Miami ;OO

    Super finały, bardzo eskcytujące
    Propsy dla fanów spurs-nie antyfanów miami
    Pozdrawiam.

    (7)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Niesamowite finały,uważam,że najlepsze na przestrzeni ostatnich 7 lat.Choć nie jestem ultrasem Spurs,to kibicowałem im do samego końca i jestem bardzo zawiedziony tym,jak się to skończyło. Wojnę nerwów wygrało Miami,przegrali m.in. Danny Green i Manu Ginobili. Pierwszy po zaliczeniu życiowego występu i pobiciu rekordu spalił się psychicznie,a drugi zwyczajnie zawiódł.Jego strata w ostatniej minucie pogrzebała nadzieje Spurs. Seria była niesamowicie wyrównana,gratulacje za Heat , choć osobiście uważam,że tytuł powinien trafić w ręce Spurs w Game 6. “Niewykorzystane okazje lubią się mścić”…

    (3)
  4. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Danny spalil sie psychicznie?!
    co Ty gadasz..Le Flop byl chyba zalamany w Game6 przez 3kwarty 3-11 bodajze, za bardzo fizyczna obrona heat nie pozwolila mu na oddanie swoich rzutow,
    gdyby Allen nie uratowal by dupy miami w Game6 bylo by pozamiatane i wygrala by druzyna ktora na to zasluzyla. nikt nie zmieni mojego zdania ze Papa Stern i sedziowie wygrali final dla Le Flopa!

    (-24)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    @PaF1k Musisz być chyba psychofanem Spurs… Sorry ale o Greenie pisali już nawet w kontekście MVP, a to co grał w G6 i G7 to po prostu no porażka. Tragedia. Degradacja totalna. Z bohatera do zera… będzie miał chłop nad czym myśleć w te wakacje, bo takie rzeczy niestety działają na psychikę jak kop w jaja, co najmniej. Podobnie Manu; ale on miał tylko jeden mecz na hero mode…
    Zresztą w G6 i G7 padake i siano grali też Allen (G6 – 40 minut i tylko 9 punktów, ok na miare zwycięstwa, ale to nie był dobry występ. To był słaby występ i fuks w odpowiednim momencie… G7 najlepiej pominąć milczeniem i udać że Allen na mecz nie dojechał), Bosh (G6 – 10 punktów i raptem może jedna naprawdę dobra akcja, poza tym no… pralka… G7 – ok robił swoje w obronie, ale 0 punktów, to coś co ciężko skomentować.). Niestety dla nich obu to w koszykówce wygrywa ten go natrzaska więcej punktów, więc gracz który nie zdobywa punktów gra zły mecz. Allena ratuje ta trója – ale to naprawdę był fuks, bo do tego momentu to Allen grał chyba jeden z najgorszych meczów w karierze. Niestety to pewnie ten wiek i zmęczenie…

    Zaś LeBron… w G6 przez trzy kwarty grał źlę, potem w Q4 zaliczył chyba czwartą kwartę życia, ok w końcówce dopadło go zmęczenie i błędy. Ale czy on ma mieć do siebie pretensje? Gdyby nie jego 16 punktów to Spurs już w sumie mieli misia, 10 punktów przewagi na początku 4 kwarty przy takiej grze całego Heat? To oni już w sumie mogli w myślach pierścienie mierzyć…
    G7… To już popis LeBrona i Wade’a, z pomocą Chalmersa… Allen i Bosh zagrali fatalnie, Bosha ratuje tylko obrona; ale czy napewno? Gdyby Duncan trafił te wolne to byłoby nieciekawie… a Allen… cóż Allen pewnie woli zapomnieć że w ogóle grał w tym G7… Mike Miller pewnie też…
    A LeBron… cóż LeBron może się teraz rozwalić na leżaczku i mieć gdzieś hejterów, bo on swoje zrobił i opinie dzieciaków mają dla niego pewnie niewielkie znaczenie… ot możecie mu pobiec po drinki i książki nosić na plażę i tyle…

    A Tim Duncan… czy mi się wydaje czy on wyglądał na wkurzonego? Bo to byłby pierwszy raz w historii…

    (4)
  6. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Jeszcze 4 lata temu, w początkach mojego zainteresowania NBA, byłem strasznym hejterem LBJ. Dzi ś, po tych kilku latach oglądania NBA dostrzegam, że jedyne na co zasługuje ten gość, to szacunek. Gratulacje dla Miami i SAS.

    (0)
  7. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Ekstra seria. Jestem za Heat, ale gdyby im się nie udało, cieszyłoby mnie to, że taka LEGENDA jak Duncan zdobyła u schyłku kariery kolejny tytuł wraz z Parkerem i Gionblim, którzy już kilka lat temu wygrywali jako SAS finały 🙂

    (1)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Finał wspaniały.
    Sezon się skończył. Teraz trzeba samemu pobiegać na boisku, bo idą wakacje.
    Sprzyjający czas na streetbol i trenowanie wsadów.
    POZD

    (3)

Skomentuj No. Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu