fbpx

Quin Snyder: trener z piekła rodem

29

Sezon NBA to kawał czasu i po zakończeniu rozgrywek często łapię się na tym, że nie pamiętam jak to wszystko wyglądało w listopadzie, grudniu. Kilka faktów dla przypomnienia:

-> Orlando Magic weszli w sezon z bilansem 6-2 w pierwszych pięciu spotkaniach notując 590 punktów – rekord organizacji. Evan Fournier był MIP pierwszego miesiąca.

-> Blake Griffin w październiku oddawał rzuty na wagę zwycięstwa w barwach LA Clippers.

-> W składzie Cleveland Cavaliers byli: Isiah Thomas, Jae Crowder, Iman Shumpert, Dwyane Wade, Derrick Rose.

-> W playoffs eksperci ESPN widzieli Clippers, Denver i Detroit. Za to zespół Utah po utracie Gordona Haywarda powszechnie skreślano…

Low point

Jazz po dwóch miesiącach sezonu osiągnęli bilans 11-11. W grudniu kontuzji doznał Rudy Gobert, wskutek czego wygrali tylko 5 z kolejnych 15 spotkań. W połowie stycznia dostali manto od tankujących wściekle Atlanta Hawks. Gobert wspomina, że tego wieczoru pomyślał:

OK, nie ma opcji żebyśmy dostali się do playoffs. Nie da się wygrać tylu meczów z rzędu. Przegraliśmy z Atlantą!

Innego zdania był trener Quin Snyder, który podczas burzliwej dyskusji w szatni orzekł co następuje:

Wychodzicie na parkiet i gracie. Walczycie o piłkę. Nie przejmujcie się tabelą i innymi głupotami. To moje zmartwienie.

Zwycięstwo w kolejnym meczu z Detroit gracze Utah wyszarpali po dogrywce, w hali przeciwników. Zarówno Donovan Mitchell jak i Gobert wskazują ten mecz jako przełomowy punkt dla bieżącego sezonu, a na autora sukcesu równie zgodnie typują coacha Snydera.

Gdyby po fatalnym meczu w Atlancie przyszła i porażka w Detroit, uważam, że opowiadalibyśmy dziś zupełnie inną historię [Gobert]

Utah sezon zakończyło serią 26 zwycięstw w 32 meczach awansując z piątego miejsca i eliminując w playoffs rozstawione numer wyżej OKC…

Diabeł przy linii bocznej

Miał na sobie drogi szary garnitur i dobrane pod kolor zagraniczne pantofle. Lat na oko miał ponad czterdzieści. Usta jak gdyby krzywe. Gładko wygolony. Brunet. Prawe oko czarne, lewe nie wiedzieć czemu zielone. Brwi czarne, ale jedna umieszczona wyżej niż druga.

Wiem, że matura z polskiego już dawno za Wami, ale ten opis demonicznego Wolanda z “Mistrza i Małgorzaty” zawsze przychodzi mi do głowy gdy patrzę na Snydera krążącego wzdłuż linii bocznej. Rozwiany włos, spojrzenie tyleż zafrasowane co szalone, uśmiechu rzecz jasna brak.

W środku sezonu, przy 14-punktowym prowadzeniu Jazz w starciu z Magic, niespełna minutę przed końcem spotkania, wtargnął na boisko by wyjaśnić sędziemu jego błędy. Wygrażającego pięściami w kierunku arbitrów Snydera ściągał z boiska rookie Mitchella, który na konferencji prasowej powiedział:

Podobało mi się to. Uważam, że ta sytuacja świetnie pokazała pasję jaką ma w sobie trener.

Nie tylko wygląd coacha Jazz i jego temperament są iście diabelskie, ale również to co potrafił wycisnąć z obecnej drużyny na boisku. W tym przypadku druga runda to był maks o optymistycznym wydźwięku, szczególnie, że atak i rozegranie Utah, od czasu kontuzji Ricky’ego Rubio, spoczywały na barkach faceta, który nie może legalnie napić się piwa. Trener Snyder już nie z takimi sytuacjami mierzył się w swojej bogatej karierze. Pomimo tego, że ma dopiero 51 lat był już na szczycie i spektakularnie spadł na dno, powoli odbudowując swoją pozycję w trenerskim światku, a jego droga do Jazz wiodła między innymi przez Moskwę i D-League.

Złoty Chłopiec

W czasach uniwersyteckich Snyder nosił barwy Duke i w ciągu czterech lat aż trzykrotnie znalazł się w Final Four NCAA. Kończył studia jako pierwszy rozgrywający z dwoma tytułami naukowymi w kieszeni – z psychologii i politologii. Pominięty w drafcie, pierwsze trenerskie szlify zdobywał jako asystent swojego teścia, Larry’ego Browna w Los Angeles Clippers. Pomimo, że małżeństwo nie przetrwało próby czasu, to trener mistrzowskich Pistons z 2004 roku, do dziś wypowiada się o byłym zięciu z sympatią i szacunkiem. Po jednorocznej przygodzie z NBA kolejne nauki Snyder znów zdobywał od najlepszego z najlepszych pełniąc funkcję asystenta Mike’a Krzyzewskiego przez sześć długich lat na uniwersytecie Duke.

W wieku 32 lat dostał swoją szansę na stanowisku trenera w Missouri Tigers, trzy lata później grał w Elite Eight a po kolejnych czterech, z bilansem 42-42, w obliczu skandalu, kończył swoją przygodę z uczelnianą koszykówką. Powrót na szczyt wydawał się wówczas równie trudny jak złapanie boa dusiciela w Bydgoszczy.

Skandal w Missouri

Początek końca Snydera w Missouri wiąże się z postacią jego podopiecznego, Ricky’ego Clemonsa, który najpierw pobił swoją byłą dziewczynę, a następnie po pobycie w więzieniu i otrzymaniu zawieszenia, oskarżył uczelnianych asystentów o wręczanie mu czeków i pieniędzy, a trenera o przekazanie mu licznych markowych ubrań. Snyder przyznał się do… dwóch par butów i pary spodni zdecydowanie odrzucając pozostałe insynuacje. NCAA prowadziło dochodzenie w tej sprawie prawie dwa lata, a atmosfera skandalu nie wpływała dobrze na wyniki drużyny. Zaczęły pojawiać się pogłoski, że trener pozwalał zawodnikom na zbyt wiele, że więcej było w Missouri imprez, niż treningów. Cała sytuacja znakomicie wpisuje się w niedawny artykuł BLC dotyczący rekrutacji do amerykańskich uczelni. W każdym razie Snyder tak skomentował sprawę:

Czysto teoretycznie, ale jeśli jeden z moich graczy spóźni się na lot w Boże Narodzenie, aby wsiąść do kolejnego samolotu potrzebuje dopłacić 75 dolarów, a ja widzę go na lotnisku bez pieniędzy, to co mam zrobić? Znajdujesz się wtedy w niemożliwej sytuacji, etycznie i moralnie.

Otrzymując wypowiedzenie z Missouri Quin Snyder miał 39 lat, a w głowie jedną myśl – to koniec kariery, którą budował przez wiele lat. Zaszył się w swoim domu w North Carolina mówiąc:

Większość z nas postawiona na piedestale upadnie. To nie jest realna sytuacja. Byłem nazywany najlepszym młodym trenerem Ameryki, mówiono też o mnie, że jestem fatalnym coachem. Prawda zapewne leży pośrodku, ale ona akurat nikogo nie interesuje.

Czas na popełnianie błędów

Gdy jednak pojawiła się oferta powrotu do trenerskiego fachu, trener Q zdecydował się ją przyjąć, choć prowadziła przez koszykarski czyściec: D-League. Rękę do Snydera wyciągnęli włodarze Austin Toros, drużyny stanowiącej zaplecze San Antonio Spurs. Miliony z kontraktu zamienił na 75 tysięcy rocznie, samoloty na autobusy, popularność medialną w Missouri na całkowitą anonimowość w Teksasie. Jak sam mówi, miał czas by popełniać błędy, skupić się nie tylko na wynikach, ale przede wszystkim na rozwoju młodych graczy.

W każdym roku swojej pracy prowadził drużynę do fazy playoffs, a wielu graczy do NBA, wśród nich znaleźli się Ian Mahimi, Alonzo Gee czy Malik Hairston. Byli zawodnicy Toros podkreślają, że trener potrafił budować chemię w zespole i sprawić, że będąc drużyną posiadającą najwięcej rookies w D-League wciąż walczyli o najwyższe cele.

To trener, który rozumiał, że pewne zwyczaje muszą zostać w drużynie stworzone. W ogólnym rozrachunku myślę jednak, że na jego pracy w Toros skorzystaliśmy bardziej my, niż on sam [Gregg Popovich]

Przystanek Moskwa

Po tym jak ponownie zasłużył na szacunek zaangażowaniem w Austin, sięgnęli po niego 76ers, dla których pracował w sztabie zajmującym się rozwojem młodych zawodników. Następnie został asystentem trenera Lakers. Pracując w Los Angeles poznał Ettore Messinę, który również znajdował się wówczas w szerokim sztabie Mike’a Browna. Panowie znakomicie rozumieli się zarówno na tle zawodowym jak i prywatnym, i tak zrodził się dość szalony na tym etapie kariery pomysł, by Snyder na rok został asystentem CSKA Moskwa trenowanej przez legendarnego Włocha. Po aferach w Missouri i stopniowemu powrotowi do profesjonalnej koszykówki łatwo zrozumieć rozterki Snydera, który przed podpisaniem kontraktu postanowił zasięgnąć rady Popovicha.

Po prostu jedź tam, szeroko otwórz oczy i zachwycaj się każdego dnia.

Jak usłyszał, tak zrobił, by wraz z Messiną doprowadzić zespół ze stolicy Rosji do Final Four Euroligi i mistrzostwa kraju.

Wiele rzeczy, które robimy w Utah jest zapożyczonych. Mogą wyglądać na nowatorskie, ale takie nie są. Ktoś stosuje je po prostu w innym kraju, na innym kontynencie.

Po krótkim “stażu” u Messiny, Snyder znów miał okazję uczyć się od podopiecznego Popa gdy do sztabu Atlanty Hawks przyjął go Mike Budenholzer.

Utah Jazz – kto nie broni, ten nie gra

Każda dobra drużyna powinna mieć swoją tożsamość. Naszą jest obrona.

Rudy Gobert odebrał w tym roku statuetkę dla najlepszego obrońcy, zaraz po mamie, wzruszony podziękował swojemu trenerowi, za wiarę w jego umiejętności od samego początku pracy w Utah. Snyder uczynił z Francuza defensywną kotwicę, która z zadziwiającą gracją potrafi przejąć krycie, wyjść z pomocą do niższego gracza czy ustać na nogach w grze jeden na jeden przeciwko graczom pokroju Joela Embiida.

Obrona Jazz to oczywiście zasługa całego zespołu, a praca trenerska to znacznie więcej niż możemy “podsłuchać” podczas meczowych przerw. Ponoć Snyder trzyma pod poduszką zeszyt z setką trzyliterowych skrótów dotyczących konkretnych zagrywek. Messina śmiał się, że dla zrozumienia przedmeczowego raportu o obronie pick-and-rolla, który przygotował dla niego Quin potrzebował ekspertów z NASA.

Większymi minutami na boisku zawsze nagradzam graczy, którzy ciężko pracują w obronie.

Prawdopodobnie dlatego w składzie wciąż pozostaje Thabo Sefolosha czy Royce O’Neale. Także wybrany w drafcie Grayson Allen powinien czuć się w Utah doskonale.

Drugim filarem Jazz, oprócz ciężkiej pracy w obronie polegającej na realizowaniu systemu trenera, jest dobry kontakt Snydera z zawodnikami. Trener zaprasza ich do swojego domu na obiady, długo rozmawia, nie tylko na tematy koszykarskie. W wywiadach doceniają jego inteligencję i nowatorskie podejście do gry wszyscy byli i obecni podopieczni, od Korvera do Mitchella. Indywidualne podejście do zawodników przekłada się również na rozwój poszczególnych koszykarzy. Rubio opuszczając wilczą watahę wyglądał tragicznie, Crowder płakał po momencie “bezsystemowej” gry u boku LeBrona. Mitchell był pierwszoroczniakiem, a Joe Ingles… nie jestem pewien czy Ingles w większości drużyn w ogóle dostałby szansę na pokazanie swoich umiejętności.

Znów na szczycie

Quina Snydera jako kandydata do tytułu Trenera Roku wskazywali Kevin Durant i Kobe Bryant, który w rozmowie z USA Today wystawił mu piękną laurkę:

Quin musi zacząć być darzony szacunkiem, na który zasługuje. Jego praca wciąż nie jest odpowiednio dostrzegana. Dokonał niewiarygodnej rzeczy. Gdyby pojawiły się jakieś wątpliwości wśród wybierających trenera roku, to po prostu w przyszłym sezonie prawo do głosowania powinno zostać im odebrane [Kobe Bryant]

Jak to wszystko się skończyło, doskonale wiemy. Macki Black Mamby zapewne sięgają już po głosujących na trenera Raptors, przepraszam, Detroit. Z kolei nie sądzę by Snyder był nieszczęśliwy z takiego obrotu sprawy, po czasach Missouri mocno chroni swoją prywatność, stawiając w blasku fleszy zawodników, na siebie biorąc odpowiedzialność za wyniki. W przyszłym sezonie trzymam kciuki za Jazz, a Wy?

[Grzegorz Szklarczuk]

29 comments

    • Array ( )

      Zaiste i brawa za Wolanda. Miło widzieć, że można wtrącić w tekst o koszykówce coś ponad ziomalstwo:)

      (14)
    • Array ( )

      Dawno już nie czytałem na tym portalu, aż tak dobrego tekstu (co wcale nie oznacza, ze reszta nie jest dobra, tylko ten jest rewelacyjny, ale i tak BLC na pierwszym miejscu w moim osobistym rankingu). Świetna robota Grzesiu 😀

      (8)
    • Array ( )

      ja się cieszę, że nie będę musiał słuchać tych “komentatorów” CAVS co 2-3 dni…
      ulubiony zawodnik (grający) w ulubionej ekipie! yeeeeey!

      (-1)
  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Bardzo dobry artykul przedstawiajacy sylwetke trenera ktorego metody bardzo cenie. Jak widac musial przejsc przez kilka etapow aby z powrotem wrocic na szczyt w hierarchii trenerskiej NBA. Do tego mial bardzo dobrych nauczycieli od ktorych mogl sie nauczyc fachu. Bardzo lubie tego typu artykuly na GWBA, mozna sie wiele dowiedziec i przy okazji sie zainspirowac 🙂

    (13)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Jeśli miałbym być chorągiewką po tym sezonie, bo Lebron odszedł… Kibicowałbym Jazz, najpierw oczarował mnie Mitchell, teraz podoba mi się Grayson w summer league… Do tego fajna paczka graczy, ale ja mam przecież Smitha! Ten koleś wie jak poprawić humor.

    (17)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Jak na reptilianina bardzo słabo się maskuje. Powinien zainwestować w lepszą powłokę humanoidalną.

    (6)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Doebany art fest! Gratuluję autorowi, mnóstwo merytorycznego przekazu, przypomniały się te najlepsze spod pióra BLC, oby więcej takich szczególnie w off season!

    (1)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Bardzo dobry tekst, naprawdę dobrze się czytało. Za takie materiały cenię ten portal. Czekam na więcej!

    (1)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Propsy za porównanie do Wolanda 🙂 świetny artykuł i trener. Szkoda tylko, że Utah się nie bardzo wzmocnilo w te lato.

    (1)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja trzymam do 20 lat 🙂
    Mailman i Stock robili robotę.
    Szkoda tylko, że MJ zabrał im pierścienie.

    (2)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Genialny artykuł. Gratulacje dla twórcy.
    Ale ma drugie dno.
    Zdajecie sobie sprawę jakie piętno odcisnął na organizacji NBA Popovich?
    Praktycznie wszystkie nazwiska trenerów u których asystował Snyder są połączone z Popem. W praktyce to juz chyba trzecie pokolenie w lidze. Ciekawe jak wyglądała by liga gdyby dawno temu Popovic do niej nie zawitał..

    (2)

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu