fbpx

Ready or not, here they come

20

top

Pamiętam końcówkę ubiegłego wieku całkiem dobrze. Irracjonalny strach przed “pluskwą milenijną” zaczął kiełkować jakieś trzy lata wcześniej i mieszał się w zbiorowej świadomości z ogólnym poczuciem dekadencji, budując swoisty nastrój jubileuszowego fin de siècle. Klimat ten, przynajmniej z mojej perspektywy, osiągnął swoje apogeum około roku 1998, kiedy na topie była świeżo wydana “Garage Inc.” zespołu Metallica, w kinach szalał Szeregowiec Ryan, a na pierwszej PlayStation triumfy święcił Solid Snake ze świetnej gry Metal Gear Solid. Każdy dzieciak z boiska znał na pamięć dialogi z He Got Game i chociaż gówno wiedział co to artretyzm, to dałby się pokroić za takie Jordany jak te, które w pamiętnej scenie sprawił sobie Denzel Washington. Sto pięćdziesiąt z podatkiem, niech go czort…

[vsw id=”JYtMgbsip14″ source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

NBA też miała wówczas swoją pluskwę milenijną, która związana była z osobą, jakżeby inaczej, Michaela Jordana. Kariera His Airness niebezpiecznie zbliżała się ku końcowi, a przynajmniej ta jej część, która związana była z czerwonym trykotem chicagowskich Byków. Od ładnych paru lat trwały poszukiwania godnych następców MJ’a. Ciężaru tego porównania nie uniósł Grant Hill ani Penny Hardaway i było jeszcze stanowczo za wcześnie by cokolwiek sensownego powiedzieć o młokosach z draftu 1996, więc wszyscy nerwowo rozglądali się na boki. I wtedy, jeden po drugim, zjawili się oni- Tracy i Vince. Bezczelnie młodzi i diabelsko utalentowani…

Pomimo iż łączyły ich więzy rodzinne, ich drogi do NBA były zupełnie różne. Dziś, po kilkunastu latach od debiutu, znamy doskonale przebieg ich kariery. Wtedy, na przełomie wieków, tylko jedną rzecz wiedzieliśmy na pewno: że ci dwaj mogą dać koszykarskiemu światu zupełnie nową jakość. I bardzo chcieliśmy się dowiedzieć jaką…

#Młodzieńcza odyseja T-Mac’a

Tracy urodził się w malutkim Auburndale na Florydzie, w połowie drogi między Orlando i Tampa Bay. Byt jego rodzinie zapewniał matczyno-babciny tandem Melanise-Roberta, imający się rozmaitych zajęć (chociażby praca w Disneylandzie), byleby tylko mieli co włożyć do garnka. Ponad ich siły było jednak wyrwanie się z toksycznego środowiska, pełnego typowych dla czarnej społeczności niebezpieczeństw. Tracy, podczas swych młodzieńczych lat, omal nie stracił życia w strzelaninie, w której udział brał udział narzeczony jego kuzynki, a jadąc na rowerze do szkoły codziennie mijał rudery, w których gnieździli się uzależnieni od cracku narkomani. Jak zwykle bywa w takich wypadkach, szybko zdał sobie sprawę, że jeśli nie będzie dobry w sporcie, to chyba w niczym, bo innej szansy nie dostanie.

Kiedy byłem młodszy nienawidziłem koszykówki, baseball był moją miłością, śniłem o byciu gwiazdą Little League World Series [T-Mac]

1

Zmianę nastawienia przyniosły pierwsze treningi koszykarskie, kiedy zdał sobie sprawę jak dobry jest i jak łatwo mu to przychodzi. To wtedy zaczął myśleć o NBA. By zrealizowac ten scenariusz nie wystarczyło jednak polegać na własnych predyspozycjach. Zaczęła się ostra harówka.

Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, co czyni tych graczy tak wyjątkowymi. Nie widzą tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, pobudka o 5:30, wyjście na bieżnię, siłownia, praca na boisku przez 3-4 godziny, każdego dnia… tego ludzie nie widzą. [Chance McGrady, brat]

1

Obdarzony niesamowitym talentem McGrady szybko przekraczał kolejne granice koszykarskiego rzemiosła, jednak jego gra wyraźnie kontrastowała z tym, co prezentował poza boiskiem. Scysje z kolegami i trenerami nie przysparzały mu dobrej prasy, jednak wszystko miało ulec poprawie kiedy trener Joel Hopkins zaproponował mu przejście do Mount Zion Christian Academy.

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3

20 comments

  1. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    Od samego początku wiadomo, że BLC 🙂
    Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem, że Vince jest spod skrzydeł Deana Smitha. Niestety szanse na pierścień u Cartera już dosyć niskie, a szkoda bo zasługuję jak mało kto. Takiego Melo nie będę załować jak nie zdobędzie, ale Carter zasługuję równie mocno jak np. zasługiwał Malone.

    (71)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Bardzo dobry artykuł!
    W sumie to się wzruszyłem na końcu jak wspomniałeś o pierścieniu VC. Zdajesz sobie sprawę, że Vince może odejść bez pierścienia .. Przypominasz ułamki z jego kariery . Pozdrawiam BLC
    Wesołych Świąt! 😀

    (20)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    to wlasnie ‘przez’ Vince’a zaczalem kibicowac Toronto. Myslalem, ze mi przejdzie jak on odejdzie ale jednak co mecz zaslaniam wynik na nba.com i wlaczam skrot bo milosc tam pozostala. Ale Vince oprocz Gortata jest jednym z niewielu ktorych statystyki sprawdzam po kazdym meczu po dzis dzien…

    PS. ile to sie czlowiek okombinuje zeby nie zobaczyc wyniku a wlaczyc skrot…

    (18)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajowy art 😉 śledziłem ich karierę od początku. Niesamowicie efektowna przygoda. Vince od początku wymiatał, T-Mac potrzebował czasu i sprzyjających warunków. Bardzo mu kibicowałem ale obawiałem się że pewnego poziomu nie przeskoczy. Na szczęście moje obawy szybko się rozwiały 😉 W Houston oglądanie go to sama radość. Fajna historia fajnych zawodników. Będzie mi ich brakowało.

    (7)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Świetny artykuł o dwóch niemalże ikonach NBA. Postacie doskonale znane każdemu koszykarskiemu wyjadaczowi i na pewno warte zapamiętania. Wsady Cartera, kunszt T-Maca i stare dobre Toronto… Świetna retrospekcja.

    (4)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    I takie artykuły powinny być częściej, szacun dla redakcji.
    Oglądając video vince/tracy przypomniałem sobie dlaczego ubzdurałem sobie prawie 20 lat temu że zrobie windimila choćby nie wiem co..
    Tak to się dzieje jak pozwalasz dzieciakom oglądać nba i raptors 99:)
    Tak vince i tracy dominowali umysły ludzi.
    MJ mnie zaraził niewyleczalną chorobą w 93 i z każdym fade awayem z ręką na twarzy obrońcy rzucałem mu tekst jak mj z najlepszych lat, kiedy piłka lądowała w siatce.
    Tak samo zaraził mnie vince w 99 i choć z pewnych względów rozstałem się z basketem po 2002,
    dopiełem przyrzeczenia z 99 i windimila zrobiłem (tylko raz w życiu mi się udało).
    Może to wydawać się śmieszne marzenie zrobić zwykły dunk ale jako dzieciak tak nie myślałem.
    tylko moje stawy/kręgosłup/kolana tego żałują , bo przy 175cm wzrostu i zasięgu 225 stojąc było to
    zadanie dość czasochłonne do realizacji i mające konsekwencje….szczegulnie jeżeli nie masz talentu do skakania bo 50cm od których zaczynałem ledwo mogłem musnąć siatkę paznokciami,
    a jak stawałem centralnie pod koszem i patrzyłem w górę to wydawało się wręcz niemożliwe.
    Ale po niespełna 15 latach spełniłem obietnice złożoną sobie tego wieczoru w 99 oglądając Cartera pierwszy raz.Szczerze muszę się przyznać ze zapomniałem z czasem powodu dlaczego tyle uwagi poświęcałem pracy nad vertikalem i obsesji dlaczego wypruwam flaki aby zrobić zajebisty wsad, ale dzięki wam moge w pełni zamknąć ten rozdział życia i choć od pamiętnego dunka mineły prawie dwa lata mogę wreszcie rzec “udało się ,zrobiłem to”.
    Dobra kończę bo się rozpisałem i sentymenty mnie atakują, idę pyknąć sobie w mgs1 jak już jestem w klimatach końca ubiegłego wieku.

    P.S Czy ktoś może mi powiedzieć nazwe utworu z vince/tracy zaczyna się ok. 55 sekundy i zajeżdża troch transformersami.

    Pozdro

    P.S II Sory za błędy wciąż piszę na uszkodzonym ekranie i nie widzę co napisałem w większości.

    (9)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Takie artykuły, wspominające minione, ale jednak nie tak strasznie odległe czasy, uświadamiają mi, że należy doceniać wszystkie formy wybitności bez względu na to czy jest się kibicem Lakers, Celtics czy Knicks itp. Swoje kariery zaraz skończą wielcy zawodnicy jak Kobe, KG, Timmy czy Dirk. Zanim się obejrzymy na parkietach już nie będzie D-Wade’a, LeBrona, Parkera. Trzeba doceniać ich wielkość, bo takie momenty się nie powtórzą. Peace

    (5)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Perfekcyjne, Vinceowi tak jak T-Macowi pierścień należał się jak psu buda. Mówcie co chcecie ale dziś takich zawodników już nie ma…

    (3)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    No Vince – pomimo braku pierścienia może być traktowany jak gracz spełniony. Wykorzystał co dostał, nie udało się z pierścieniem.
    Co inego T-Mac. Gracz o wydawałoby się nieograniczonych możliwościach ofensywnych, który grał najlepiej w wieku, kiedy inni dopiero wchodzili w swój prime. Niestety kontuzje i poddawana w watpliwość etyka pracy i trudności we wpasowaniu go w zespół spowodowały, że jest to gracz z grupy “woulda shoulda”.

    (3)

Skomentuj T-Mac Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu