fbpx

Rip Hamilton idzie do pracy

23

Jedenaście tysięcy: tylu ludzi odwiedza średnio dziennie GWBA, tylu Malezyjczyków szturmowało niedawno centrum handlowe by kupić przecenionego Iphone’a. Tyleż samo osób złożyło się poprzez crowdfunding na zamek we Francji. O jedenaście tysięcy zmalała też według GUS liczba obywateli naszego kraju w 2017 roku oraz tyle mieszkańców ma Coatesville – miasteczko w Stanach, w którym uczeń szkoły podstawowej Richard Hamilton Junior uwierzył, że jest najlepszym koszykarzem na świecie.

Richard Hamilton Senior

Od dzieciństwa powtarzał swemu synowi, że zostanie profesjonalistą. Nagrywał wszystkie jego mecze, tworząc domową biblioteczkę zawierającą ponad trzysta kaset. Oddał siedmiolatkowi własny przydomek – Rip, twierdząc, że każda supergwiazda potrzebuje ksywki. Rip: to brzmiało dumnie: rozrywać, rozdzierać, a może łacińskie requiescat in pace, czyli spoczywajcie w pokoju (boiskowi przeciwnicy). Etymologia tego pseudonimu jest jednak zgoła inna, ponoć Hamilton Senior bobasem będąc, zwykł zrywać z siebie pieluszki, za co rozzłoszczona matka ochrzciła go Ripem właśnie.

Miałem osiem lat kiedy ojciec ogłosił wszystkim, że zostanę graczem NBA i zaczął wysyłać mnie co lato na koszykarskie obozy. Każdy w mieście śmiał się mówiąc, że nie mam szans, że niby czemu mam być tym pierwszym, któremu się uda? Powstał nawet lokalny dowcip, czemu Rip jedzie na trening? Żeby go okradli (ripped off).

Śmiechy szybko ustały, gdy Hamilton zaczął udowadniać swoją wartość na lokalnych boiskach ogrywając dosłownie wszystkich. Jego atutami od początku były szybkość, znakomity rzut z półdystansu oraz żelazna kondycja. Ani przez moment nie stawał, kiedy inni łapali oddech on biegał kółeczka w poszukiwaniu okazji do rzutu. W okolicy stał się gwiazdą oraz uwierzył, że jest najlepszy do czasu gdy trener powiedział mu, że na wschodzie stanu jest taki chłopak i ludzie gadają, że to przyszły All Star, a nazywa się…

Kobe Bryant

Pierwszy mecz między dwoma przyszłymi mistrzami NBA odbył się w marcu 1995 roku. Szczególnie czekał na niego Rip, który chciał udowodnić temu urodzonemu w czepku lalusiowi z prestiżowej Lower Merion, że to on jest najlepszy w stanie, tfu, na świecie. Kiedy jednak weszli na boisko:

Byłem najwyższy w swojej drużynie, patrzę a po drugiej stronie staje dzieciak mojego wzrostu, w dodatku sporo cięższy. Początek meczu, minął mnie crossem i rzucił trójkę. Od pierwszego posiadania wie się czy ktoś umie grać czy nie [Hamilton]

Drużyna Bryanta wygrała, a Richard przekonał się, że przed nim jeszcze długa droga do NBA. Każde kolejne spotkanie obu panów to była wojna: żadnych uścisków, żarcików, łokcie radośnie latały w powietrzu odnajdując drogę do łuków brwiowych czy żeber. Poza parkietem szesnastolatkowie zaprzyjaźnili się, często będąc współlokatorami np. przy okazji AAU All Star Team.

Dla dobra swej relacji unikali gry jeden na jeden. Razem przyjechali też na turniej McDonald’s All-American i tam, przed meczem postanowili rozstrzygnąć raz na zawsze spór kto jest lepszy. Oczywiście na boisku zameldował się od razu Hamilton senior z kamerą (gdy to przeczytałem oczy mi się zaświeciły z nadzieją obejrzenia tego nagrania). To mógłby być biały kruk podobnego kalibru co słynny trening Dream Teamu. I wtedy doczytałem wywiad do końca:

W pierwszej akcji mnie sfaulował. Powiedziałem “faul” on zaprzeczył. Usiedliśmy i zaczęliśmy się kłócić, minęło 10-15 minut. Później nie zgadzaliśmy się kto ma dostać piłkę w ataku. Wkurzeni zeszliśmy z boiska i tyle było z naszej gry jeden na jeden [Hamilton]

Po pojedynkach z Kobe nadszedł czas na kolejne, poważniejsze zadanie – Rip miał zastąpić Raya Allena w Connecticut Huskies pod wodzą trenera nazwiskiem…

Jim Calhoun

Rip, byłeś dobrym graczem w liceum, ale żeby stać się wielkim na tym poziomie musisz nauczyć się korzystać z pomocy kolegów. Widziałeś co robił Ray? Nauczę Cię tego samego – coach Calhoun podczas pierwszego spotkania z Hamiltonem

Calhounowi zajęło nieco czasu wdrożenie Ripa do swojego systemu, ale koniec tej historii był spektakularny. Zdobywając 27 punktów 7 zbiórek i 3 asysty Hamilton doprowadził Huskies do zwycięstwa w finale NCAA przeciwko Duke, w których występowali Elton Brand (#1 draftu) Trajan Landgon (#11) Correy Maggete (#13) i William Avery (#14).

Po trzech latach spędzonych na uczelni Rip miał rozpocząć spełnianie swoich marzeń związanych z NBA, wśród których znajdowała się gra przeciw zawodnikowi o imieniu…

Michael Jordan

Wyobraź sobie, że jesteś dobrze zapowiadającym się poetą i trafiasz pod skrzydła despotycznego egocentryka, Adama Mickiewicza, który każdą intelektualną potyczkę z tobą traktuje jak emigracyjny pojedynek słowny ze Słowackim. Czytaj: bardzo ku##a poważnie. Tak czuł się mniej więcej młody Rip, siódemka draftu 1999, wybrany przez Washington Wizards, gdzie z nieodłącznym cygarem w gębie czekał na niego Michael Jordan.

To był mój idol. Mogłem studiować jego grę, oglądać jak trenuje każdego dnia, zadawać mu pytania. To było niepowtarzalne doświadczenie.

I choć trener ostrzegał by nie wchodzić z Jordanem w żadne dyskusje i zakłady, raz młody Hamilton zadał o jedno pytanie za dużo.

  • Mike, nie przyjąłbyś mnie do Jordan Brand?
  • Moje buty są dla All Starów chłopcze.

Wróciłem do domu i patrząc w lustro pomyślałem: Rip, wszystko będzie OK. Wrócisz jeszcze do niego jako All-Star i powiesz: gdzie są moje buty?

Tak też się stało, Hamilton został trzykrotnie powołany do Meczu Gwiazd i obecnie posiada jedną z największych kolekcji unikatowych Jordanów w świecie NBA, ale żeby do tego doszło, musiał trafić do rodziny…

Detroit Pistons

W stolicy USA Hamilton radził sobie całkiem nieźle, u boku Jordana zaliczył sezon na poziomie 20 punktów przy skuteczności 43%. Włodarze Wizards postanowili jednak zamienić wciąż perspektywicznego Ripa na będącego w swym prime Jerry’ego Stackhouse’a. No i co? Przez osiem kolejnych lat Hamilton reprezentując Tłoki nie zszedł poniżej średniej 15 punktów w sezonie będąc liderem punktowym swojej drużyny. Natomiast trapiony przez kontuzje Stackhouse, tylko przez rok utrzymał swoją wybitną formę (29.8 ppg)

Gdy agent powiedział mi, że zostaję wymieniony za Jerry’ego, jednego z najlepszych strzelców NBA, pomyślałem, że Detroit musi na mnie naprawdę zależeć. Czułem, że nie ma z czym zwlekać, że muszę stać się wielkim już teraz [Rip]

Ponoć już pierwsze treningi pokazały Hamiltonowi co stanowi prawdziwą siłę Pistons – nawet na treningu nikt nie pozwalał na zdobycie prostych punktów. Gdy już minąłeś Billupsa i przyklejonego do ciebie Tayshauna Prince’a pod koszem czekał ubiegłoroczny Defensive Player of The Year – Ben Wallace. Pod okiem trenera Ricka Carlisle’a dotarli do finałów konferencji.

Oto nadszedł czas Pistons, których reklamowym sloganem, ale i rzeczywistą tożsamością stało się hasło “Goin’ to Work”. Stery w zespole przejął słynny Larry Brown i jego zawodnicy, wraz z całym miastem zabrali się do pracy, której zwieńczeniem miało być mistrzostwo. To opowieść o Ripie Hamiltonie więc z ciężkim sercem odpuszczam póki co temat Pistons zostawiając Was z niesamowitą zapowiedzią pierwszej piątki drużyny z Detroit przed meczami z Nets:

Wkrótce na drodze Ripa i spółki do mistrzowskiego pierścienia stanął pierwowzór gry Hamiltona…

Reggie Miller

To ojciec chrzestny mojego stylu gry. Biegania po zasłonach, nieustannego ruchu bez piłki, rzeczy, których większości graczy nawet nie chce się próbować. Wszystkie sztuczki, których się od niego nauczyłem będę miał teraz okazję wypróbować przeciw niemu na parkiecie.

W każdym z sześciu spotkań tej serii Hamilton przewodził drużynie w zdobyczach uzyskując średnio ~24 punkty na mecz. Rick Carlise próbował przeciw niemu różnych sztuczek, do krycia desygnował najlepszego wówczas obrońcę ligi Rona Artesta, ale nic nie zatrzymało formy strzeleckiej Ripa. W dodatku Reggie został ograniczony do 9.3 punktów. Cóż, różnica trzynastu lat dzieląca obu zawodników, przy ich wymagającym nieustannego ruchu stylu, była aż nadto widoczna. Miller po zakończonych playoffs pogratulował Ripowi słowami:

Powodzenia, graj tak dalej, nie ma już wielu takich, jak my.

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

23 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Jeżeli wynik 11 tysięcy odwiedzających jest wykazany przez te same ośrodki, które oceniły, że Houston osiągnie zaledwie 55 zwycięstw w sezonie (wobec realistycznych 62-65), to śmiało możecie dorzucić sobie około 14-17%. To tyle, Antoni woła z kuchni dodając z rozczarowaniem: Hamilton nigdy nie robił na mnie wielkiego wrażenia.

    (-8)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Błędem Pistons były zmiany kadrowe po 2004 i odejście Wallace’a do Bulls. Gdyby nie to mogliby spokojnie do 2010 roku dominować tym składem.

    (20)
    • Array ( )

      “Cóż, różnica trzynastu lat dzieląca obu zawodników, przy ich wymagającym nieustannego ruchu stylu, była aż nadto widoczna.”

      (10)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    PS. A masz admin jakieś marzenie lub cel dotyczący liczby odwiedzających? Czy obecna liczba to jakiś rekord czy raczej norma, czy są jakieś tendencje (rosnące, constans, spadkowe). Czy Twoim zdaniem 20 tys. jest realne? No i na koniec życzę powodzenia, żeby nigdy nie było mniej niż to 11tys.

    (8)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Szkoda że Detroit nie ma już tożsamości 🙁 tak naprawdę to obecna drużyna nie słynie z niczego taka sobie szara organizacja ani firmowej obrony ani ataku czy chociażby zaangażowania pozostaję mieć nadzieję że coś się ruszy w tym sezonie jak każdy będzie zdrowy

    (5)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    reggie jackson to nie jest point guard który zaprowadzi Tłoki do chociażby finałów konferencji.
    Jak dla mnie podobny kaliber co Teague, Dinwiddie , dragic = PG na poziomie 16-18 pts +6ast co wg mnie troche nieporozumienie jak na zawodnika który inicjuje większość akcji. Ja rozumiem że są drużyny w których PG nie ma nawet 5 ast, ale to są drużyny typu Boston czy San Antonio , gdzię gra się kolektywnie- piłka przechodzi przez kilku zadowników żeby dotrzeć do najlepszej pozycji. A nie że jestes głównym kreatorem akcji i zdobywasz 5 ast.
    A Jackson jest słaby jak dla mnie, nadaje sie na drugi garnitur jak dla mnie w druzynie z aspiracjami mistrzowskimi – no ale kto by z s5 przejść na ławę? Chyba tylko kumaci weterani typu Parker, Dirk czy Carter

    (5)
    • Array ( )

      Parker nigdy nie był pierwszą opcją, Carter zszedł na ławę gdy mu dynamika, zdrowie, ogólnie poziom gry zjechał. Nie mówiąc już o Nowitzkim, który będzie grał z ławy dopiero w wieku 40 lat.

      Dla mnie ideałem jeśli chodzi o przewartościowanie swojej roli i zejście do poziomu rezerwowego (mimo, że mógłby wciąż być drugą a może nawet pierwszą w tankującym teamie opcją) jest Iguoadala w GSW. Przecież on był szykowany na wieloletnią gwiazdę Sixers, robił świetne statsy, a jednak w wieku 30 lat, wciąż będąc w swoim prime uznał, że bycie małym trybikiem w GSW jest warte więcej niż próba dostania się do ASG czy all nba third team (a miał na jedno i drugie szanse).

      (8)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Bardzo lubiłem tamtych Pistons. Wcześniejszych, z przełomu lat 80- tych i 90- tych również. Sporo podobieństw między tymi zespołami – super defensywa, gra świetnie ułożona przez dobrych trenerów, znakomite wywiazywanie się z ról, brak graczy z nadmiernie nadmuchanym ego… Teraz przykro patrzeć co się dzieje w Detroit.

    (14)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Super artykuł. Dzięki!
    Ale to była ekipa. Świetna defensywa. Kwintesencja koszykówki. Twarda walka, twarda obrona.
    Moja ulubiona drużyna tamtego dziesięciolecia.
    I wygrana Piston pomimo dominacji Shaqa, nawet Ben miał z nim mega ciężko.

    (5)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Super sie czyta. Wszystko płynnie przechodzi. Mega styl pisania.

    A adminowi chodzi o 11 tysiecy unikalnych odwiedzajacych. A ci mogli odwiedzic strone nawet 10 razy kazdy. Wiwc tych wyswietlen jest “troszke” wiecej.

    (3)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Świetny artykuł, ech pamiętam jak dziś finały 2004 i szacunek, jakim darzyłem Tłoki mimo, że zbili moich Jeziorowców i ulubionego wtedy Shaqa.

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu