fbpx

Robert Covington: Trust The Process

30

Szesnaście punktów, pięć zbiórek, dwa przechwyty. Nie, to nie dorobek Roberta Covingtona z ostatniego meczu z Milawaukee, tylko suma jego zdobyczy z debiutanckiego sezonu w Houston! Odkąd trafił do Sixers w 2014, notuje 13.1 punktów 5.8 zbiórek 1.6 przechwytów przy 36% skuteczności zza łuku. A oto jak wyglądała jego droga do NBA:

#Na ratunek Covington

Nowy Orlean, połowa lutego 2014, All-Star Weekend. Za oknami już głucha noc, ale na hali wciąż słychać dźwięk odbijanej piłki. To Robert Covington i Dwight Howard ćwiczą koszykarskie drille. Howarda przedstawiać nikomu nie trzeba. O Covingtonie wtedy mało kto słyszał. Rockets trzy razy do tej pory (7 na przestrzeni sezonu) wzywali go już z D-League, a ile się z tych występów w sumie uzbierało, mogliście przeczytać na początku niniejszego artykułu.

Dla obu wymienionych zawodników, następnym po treningu meczem miał być All-Star Game, Dwight Howard był rezerwą WEST zaś Covingtona powołano do D-League All-Star Game. Reprezentując barwy ekipy Prospects (D-League dzieli się na Prospects i Futures, nie na Wschód i Zachód) poprowadził ich do zwycięstwa 145-142, a dla siebie wywalczył tytuł MVP. Każde z tych wydarzeń, “Mecz Gwiazd”, ligowe powołanie, trening z bardziej uznanymi koszykarsko kolegami, dzielenie szatni z Hardenem, Howardem, Linem czy (świetnie się wówczas spisującym: 16.5/5.5/4.0) Chandlerem Parsonsem, stanowiło dla Covingtona dodatkowy ładunek motywacji. Niemniej, osiem miesięcy po nowoorleańskim Weekendzie Gwiazd, Rakiety wypowiedziały jego umowę. Podobno opuszczał treningi… nóg. Taki żart, ale popatrzcie sami:

Nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś stawiał na nim krzyżyk. W drafcie 2013 nie było chętnych na jego usługi. Wcześniej, gdy kończył liceum też nie narzekał na nadmiar ofert. W podstawówce przez 4 lata bezskutecznie próbował załapać się do drużny. “Nie tym razem, Robert” było czymś, co słyszał bardzo często. Tym razem jednak los się doń uśmiechnął, chociaż być może nie jest to sprawiedliwe stwierdzenie, bo nie oddaje ogromu pracy włożonego we własny sukces.

Nie minęły trzy tygodnie, a był już zawodnikiem 76ers. W przeciwieństwie do Rakiet, tam każda noga była w cenie, nawet świeżo wydraftowana połamana szkita Embiida, więc nie było problemu. Tak zakończyła się walka Covingtona o znalezienie swojego miejsca w lidze. W listopadzie podpisał tłusty kontrakt. A jakie są początki tej historii?

#Illinois

Urodził się w Bellwood, 14 grudnia 1990. Jego rodzice od początku dbali, żeby nie mieszał się w kłopoty i wiedział, co w życiu ważne. Wychowywali go w myśl zasady “walcz o swoje, wywalony drzwiami wstań, otrzep się i spróbuj wejść oknem”. Przydały mu się te nauki, jako że nie załapał się do szkolnej reprezentacji w piątej, szóstej i ósmej klasie. W siódmej drogę do “kariery” zamknęła mu matka, stwierdzając “z takimi stopniami zapomnij o treningach, popraw się, wrócimy do tematu”. Tak jest, Teresa trzymała chłopaka krótko.

Szczęśliwie, wraz ze wzrostem ocen, wzrost zanotował również sam Covington, co zwróciło na niego uwagę kilku trenerów AAU. Jednym z nich był Kevin Dockery, który do dziś pozostaje jednym z powierników Covingtona. To on namówił go do zaprzestania treningów futbolu amerykańskiego i skoncentrowania się na koszykówce. W ostatniej klasie popularny RoCo notował 18 punktów, 11 zbiórek i 7 bloków (!) na mecz, za co wybrano go MVP West Suburbian Conference.

Robert był już wówczas gotów rozpocząć karierę w NCAA, brakowało mu tylko jednego istotnego czynnika: ofert. Wielu skautów zwracało uwagę przede wszystkim na brak masy i siły, kiepski drybling i “niedociągnięcia” w drużynowej defensywie:

#Mamy tu zawodowca

Pomocną dłoń zaoferował Kevin Dockery, który wykorzystując swoje kontakty szepnął o Covingtonie tu i ówdzie uniwersyteckim trenerom i działaczom. Czy był to czynnik decydujący? Trudno stwierdzić; niemniej, wyczekiwany listonosz przyniósł w końcu dwa listy. Z Sacramento i Tenneessee. Poważniejsza ofertą była ta druga, ze względu na pewien kredyt zaufania, jaki okazywała drużyna zawodnikowi. Po prostu rozmawiali z nim poważnie. Istotną postacią w procesie naboru do Tigers był Dana Ford, który wcześniej miał już okazję oglądać Covingtona na treningu pokazowym. Po objęciu posady asystenta trenera, Johna Coopera, szepnął mu to i owo. Gdy obaj pojechali na spotkanie z zawodnikiem, Cooper był pod wrażeniem “Mamy tu zawodowca!”- wykrzyknął.

Słowa te okazały się prorocze, dość powiedzieć, że już w pierwszym semestrze w barwach Tigers Covington otrzymywał telefony od osób próbujących namówić go do przenosin na inną uczelnię. Pozostał jednak wierny Tenneessee, gdzie pracował nad siłą i defensywą. Miał też pewien problem, który na wcześniejszym okresie kariery często przypisywano LeBronowi: w decydujących momentach oddawał piłkę kolegom, zamiast rzucać. Zmagał się z tym od liceum, mimo iż jego ówczesny trener realizował taktykę, którą sam nazywał “Rob, rzucaj do cholery!”

Nie zmienia to faktu, że już w drugim roku gry dla Tenneessee Tigers przewodził drużynie w zbiórkach (7.5 rpg) FG% (.500) trójkach (.465) i cieszył opinią drugiego gracza Ohio Valley Conference ze średnimi 13/7.5/1.2. Rok później poprowadził Tigers do finału turnieju OVC i zapisał w Top-15 wszech czasów uczelni, notując blisko 18 pkt i 8 zbiórek. Niestety, po porażce w turnieju Cooper opuścił posadę szkoleniowca, co trochę podłamało Covingtona, ale nie tak jak kontuzja kolana, która przekreśliła jego szanse w drafcie tamtego roku. Statystycznie dalej był tym samym graczem, ale skauci się na to nie nabrali. Raporty mówiły:

Brak mu rutyny przeciw rywalom na najwyższym poziomie, jest nieco zbyt pasywny, dyskusyjny potencjał na miarę NBA.

Wśród 60 osób mających prawo wyboru nie znalazł się ani jeden GM chcący w 2013 postawić na Covingtona, jednak jeszcze tej samej nocy podłamany chłopak odebrał telefon od Daryla Moreya i propozycję gwarantowanego kontraktu w D-League, i to na dwa lata.

#Z Rio Grande do NBA

W pierwszym roku gry w D-League, Covington zdobył honory Rookie of the Year i All-NBA D-League First Team. Jego średnie 23 punktów i 9 punktów warte były 3 telefonów od Rockets, ale na parkiecie spędził łącznie ledwie 34 minuty.

Daryl Morey był pod wielkim wrażeniem gry Covingtona i wiązał z jego osobą spore nadzieje. Niestety, po zakończeniu sezonu potrzebował miejsca w składzie na innych zawodników. Wtedy do akcji wkroczył Sam Hinkie, dobrze się z Moreyem znający. Pierwszy rok w Sixers stanowił niesamowity kontrast wobec tego, jak wyglądała współpraca RoCo z Houston. Ponad 30 minut na mecz i powyżej 13 punków czyniło zeń jednego z liderów tej przebudowującej się ekipy. Obecnie mówi się o nim, że jest jednym z filarów tej organizacji, czołowym zawodnikiem obok Embiida, Saricia i Simmonsa, ogniwem łączącym młodzież z weteranami pokroju Redicka i Amira Johnsona. W tym sezonie zdobywa życiowe 13/6/2 a Sixers po raz pierwszy od lat są na fali wznoszącej i realnie walczą o playoffs. Czy im się uda?

[BLC]

P.S: Idolem Covingtona od zawsze pozostaje Scottie Pippen, na cześć którego nosi numer #33.

30 comments

  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Głowę też ma ok, zdarza mu się pudłować rzut za rzutem i nie rezygnuje. Zdarzało mi się myśleć “tylko nie rzucaj!” jak widziałem go w rogu i akurat wpadało.
    Zadaniowiec, który zna swoją rolę. Wszystko co osiągnął, osiągnął dzięki ciężkiej pracy i widać to na boisku. Lubię takich zawodników.

    (66)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Te wszystkie media społecznościowe zabijają ducha ligi. Kiedyś gdy dostęp do informacji był utrudniony każda wiadomość o gwiazdach przeczytana w Przeglądzie, Pro Baskecie, Magic Basketballu była ciekawa i interesująca. Statystyki ,zestawienia były czymś pożądanym. W przypadku statystyk ok ale te wszystkie ciekawostki z Twittera Facebooka są denne i nijakie.

    (-22)
    • Array ( )
      pominiety w drafcie 22 stycznia, 2018 at 18:31

      Nie wiem co jest grane, ale kiedy rządziła telegazeta wiedziałem więcej niż teraz. 🙂

      (12)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Pojawily sie juz wyniki konkursu kalendarzowego na stronce? Czy cos przegapilem? ..
    Sorry ze nie na temat.

    Covington daje rade 😉

    (-3)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    A ja sie przyczepie i wypunktuje: pierwszy babolek to nazwa stanu – Tennessee zamiast Tenneessee, w gąszczu tych podwojeń wkradło się o jedno “e” za dużo :). Druga rzecz która zwróciła uwagę – chociaż może czegoś nie zrozumiałem – to fragment: “Wśród 60 osób mających prawo wyboru (…)”. Troche sugeruje jakby w drafcie istniało 60 osób, każda reprezentująca inny klub. Domyślam się, że chodziło o 60 picków z których żaden nie został przeznaczony na RoCo, ale trochę dziwnie napisane.
    Oczywiście to tylko językowe drobnostki, które nie zmieniają faktu, że świetnie sie czyta Twoje arty! Cieszę się, że współtworzysz GWBA i przybliżasz nam sylwetki takich graczy na których pozornie wielu z nas nie zwróciłoby uwagi (prócz fanów drużyny i freaków :D).

    A propos samej treści i zawodników tego typu – po takich historiach myślę sobie, że w NBA nie ma zawodników słabych – są tylko tacy, którzy nie dostają szans lub nie odnajdują się w systemie. Ostatnio coraz więcej słychać o zawodnikach z kategorii “no-name” którzy potrafią błysnąć w odpowiednich warunkach, vide Covington.

    (8)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    ostatni gif ze Scotti’em xD kto gościa kojarzy, ten wie, że w takiej sytuacji lepiej dodać piłkę na drugie skrzydło xP

    (21)
    • Array ( )

      To się chyba nazywa „normalny ruch”. Sam tak robiłem niezliczoną ilość razy, a widzę ten Gif ze Scottiem po raz pierwszy w życiu.

      (2)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajna historia, powinna uczyć innych że warto iść swoją upatrzoną drogą!!ludzie ambitni , pracowici i nie zakochani w sobie zawsze w cenie!!ile było talentów którzy są dziś tylko dodatkiem do ligi….a pracusie są na ich miejscu..Covington > Beasley….i wielu innych.

    (3)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    „Wśród 60 osób mających prawo wyboru nie znalazł się ani jeden GM chcący …” czy ktoś to wytłumaczy ?
    W każdej drużynie jednym wybierającym jest gm, a drugim ktoś inny ? Zawsze wybierają dwie osoby (i tylko te dwie, bez rozmów w klubie) ???
    Oj blc, tłumacz się bo słabo, slabo.

    (-7)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Warto wspomnieć, że w profilu na insta ma opis:
    Humble Yet Hungry. My story would have broken anyone else if they live it. Yet I stand TALL!

    (2)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    “(…)Jego średnie 23 punktów i 9 punktów warte były 3 telefonów od Rockets…”.
    Chyba trzeba poprawić na 9 zbiórek, tak tylko dam znać.

    (-3)
    • Array ( [0] => administrator )

      Krytycznym okiem spójrz też czasem na siebie kolego.
      Czytam Twoje uwagi, przynajmniej masz pewność, że nie trafiają w próżnię. pzdr

      (4)
    • Array ( [0] => subscriber )

      @Wuja W jaki sposób? Jak można popsuć komuś rzut? Jeśli przymuszaliby go do zmiany mechaniki rzutu (O_o) to wystarczyłoby wrócić do poprzedniej, skoro “umiał”. Trafiać w NBA nie jest tak łatwo jak w NCAA, a nie widzieliśmy go jeszcze na parkiecie tej lepszej ligi bez kontuzji barku. Jakieś krótkie filmiki, na których rzuca w dziwny sposób, wali niedoloty czy trafia w kant tablicy nie znaczą nic poza tym, że sieją ferment.
      Te pierwsze mecze niby nic nie znaczą, bo kontuzja, ale znacznie ostudziły oczekiwania (przynajmniej moje 😉 ) względem niego… Jedynka draftu, ale bez tej całej presji z tym związanej – w jego drużynie już są inni młodzi zawodnicy, mający robić różnice w tym sezonie względem poprzedniego (Embiid, Simmons), a w klasie draftu #2 skupia na sobie większość uwagi.

      (0)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Po cholerę Dwight i Rob pokazują dłońmi gest o którym nie mają pojęcia- rozumiem, że chcą być fajni, ale niech się pławią w hip-hopowych gestach paluchami, bo to ich poletko

    (-1)

Komentuj

Gwiazdy Basketu