fbpx

Sensacyjny finał NCAA, buzzer beater Krisa Jenkinsa

23

tope

Sensacją zakończył się dzisiejszy mecz o uczelniane mistrzostwo kraju. Rzutem na taśmę tegoroczne zmagania zakończył niejaki Kris Jenkins zostając nieśmiertelnie wpisanym do listy wielkich bohaterów amerykańskich. Nie codziennie piszemy o lidze NCAA więc może krótko o obu zespołach:

Villanova

W szeregach Wildcats próżno szukać wielkich, indywidualnych talentów. Grają zadziorny, biegany basket, często wystawiając na parkiet grupę czterech obrońców. Niezwykle mobilni, agresywni w obronie, z automatu przejmują każdą zasłonę na obwodzie, pod koszem próbują wychodzić przed zawodnika rywali licząc, że nawet gdy uda się dograć mu piłkę, kolega zdąży pomóc/ podwoić. Wymuszają w ten sposób solidną liczbę strat, skutecznie wybijając przeciwników z rytmu i niwecząc ich założenia ofensywne.

Mają jednego bangera, jest nim student ostatniego roku Daniel Ochefu. Nabity, wielkie dłonie, rozmiarami w sam raz na centra NBA, tylko skilla mu brakuje, a raczej koordynacji. Nie podasz mu piłki w biegu, nie jest najszybszy na otwartej przestrzeni.

Ich główną osią ataku pozycyjnego jest trójka, którą biją w turnieju na niewyobrażalnej (49%) skuteczności. No cóż, trzeba Wam wiedzieć, że w lidze NCAA linia za trzy znajduje się bliżej, bo 6.3 metra od kosza.

North Carolina

Oglądacie NBA więc wiecie, że nowoczesny basket zorientowany jest na grze obwodu. Splash Brosy, point-forwardy, combo guardy, kozłujące piłkę trzymetrowe AntetoDuranty, nawet młodzi środkowi jak Davis czy KAT palą siatkę z sześciu metrów. No cóż, nie Tar Heels. Tutaj dominują podkoszowi: w szczególności Brice Johnson, Kennedy Meeks i Isaiah Hicks. Panowie regularnie wygrywają pojedynki zbiórkowe stąd nawet gdy nie siedzą im dalekie rzuty, potrafią zdominować spotkanie.

Najważniejszą postacią NCU jest tegoroczny prospekt NBA Brice Johnson. Silny skrzydłowy, 206 cm, ostatni rok na uczelni, 22 lata w tym roku. Widzę go w pierwszej dwudziestce czerwcowego draftu, byłby może poszedł wyżej, ale jest dość szczupły w barach, co ogranicza jego fizyczny potencjał. Z pewnością zasługuje na szansę w zawodzie. Gdybym miał go do kogoś porównać byłby to ktoś między Taj Gibsonem i Amirem Johnsonem. Świetnie zbiera, porusza wokół obręczy, oddaje “wysokoprocentowe” rzuty. Na początku roku zaliczył spotkanie ze zdobyczami 39 punktów i 23 zbiórek!

[vsw id=”IecoZS1vCMY” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

W finale dostaliśmy więc pojedynek Goliata z Davidem po kursie karate. Pozostawało pytanie czy obrońcy Tar Heels (Marcus Paige i Joel Berry) udźwigną presję ze strony zadziornych Wildcats… Jak wyszło?

one lucky shot deserves another

“Jeden szczęśliwy rzut zasługuje na kolejny” – zwykł mawiać klasyk. Po dobrym otwarciu i słabszej dyspozycji w drugiej połowie NCU gonili, na niecałe dwie minuty do końca doszli na 64-70. Brice Johnson zebrał niecelny rzut kolegi i raz jeszcze odegrał na obwód, w ten sposób deficyt spadł do trzech oczek.  Za chwilę błąd popełnił świetny Ryan Arcidianoco, Johnson wkleił dwa punkty z wyskoku i na minutę do końcowej syreny różnica wynosiła 1 punkt. Po przerwie na żądanie faulowali, Phil Booth trafił dwukrotnie, i na 35 sekund znów trzeba było odrabiać 3 punkty…

ncuu

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

23 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Końcówka godna meczu o mistrzostwo, godna NBA!
    Obecność Michaela fajnie pokazuje jak gracze są przywiązani do swoich uczelni.

    (68)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    ten koleżka który wypadł z obrony jak dostawali tróje na remis powinien mieć zabrane stypendium…no ale wygrali:P to ten sam co potem wkleil 3? bo jak tak to podwójne stypendium dla niego:P

    (16)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Piękno koszykówki w całej okazałości, nie ubrudzone pieniędzmi i reklamami i fochami lebronów i innych koni… This is why we Play!

    (13)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Finał jak z filmu ! Zastanawia mnie dlaczego prospecty które mają iść w top 10 draftu coraz rzadziej trafiają do najlepszej czwórki. Kiedyś dla przykładu jak Kentucky dominowało to “dali” do ligi Wall’a, DeMarcusa czy Bledsoe. Teraz nie wiadomo, czy jakiś finalista NCAA trafi do ligi, a jak trafi to z odległym numerem.

    (37)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Aktualnie NCAA to przeczekalnia dla najlepszych (od kiedy wprowadzono bana na NBA od razu po szkole średniej). Najlepsi nie chcą ryzykować kontuzji grając w najlepszych teamach, gdzie wymaga się 110% zaangażowania w czasie March Madness, gdzie są “starzy i upierdliwi” trenerzy, którzy trenowali aktualne gwiazdy ligi, itd.

    Spokojnie odczekać swoje, pójść z dobrym numerem w drafcie (to już ~20 mln $ na debiutanckim kontrakcie przez te 4 lata), podpisać umowę z Nike lub Adidasem i tyle. NBA to biznes.

    (18)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Ciekawa sprawa, może bardziej starają się uwydatniac indywidualnie takie zawodnika żeby poszedł z jak najwyższym numerem?
    A takie drużyny, które nie mają jakiegoś super utalentowanego gracza mocniej skupiają się na grze zespołowej, wygrywaniu.

    (9)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    już półfinały, w których Nova i Heels rozniesli przeciwników, zapowiadały thriller w finale. comeback Heels niesamowity, ale Koty w ostatniej akcji zachowały zimną krew.

    raczej nikt z nich nie pójdzie w tym drafcie, w następnym może się znaleźć Jalen Brunson, ale wygląda mi osobiście na kolejną werrsję Jimmera Fredette’a, więc również i jemu sukcesów w NBA bym nie wróżył.

    przede wszystkim jest to sukces Jaya Wrighta, coacha Villanovy, młodego, rzutkiego, oblatanego faceta z doskonałym wpływem na zawodników. Stworzył zespół, nie zajmując się specjalnie produkcją prospektów do NBA, w czym celują inni, dla których jest to źródło budowy brandu i zysków. Nova celowała w zwycięstwa, a nie hype, no i się powiodło. jesli komuś będzie mało meczu finałowego, zachęcam do obejrzenia półfinału Cats-Sooners, w którym można popatrzeć na wzorowo przeprowadzaoną defensywną taktykę ograniczenia gwiazdy zespołu p[rzeciwnego [Nova vs Buddy Hield]. to też robota Jaya Wrighta. zdecydowanie jest to MVP tego sezonu w piłce uniwerysteckiej.

    zgadzam się z redaktorem, że Brice Johnson pójdzie w loterii. sądze, ze w tej pierwszej połowie. owssem, nie jest to zawodnik przesadnie zbudowany, ale jednocześnie ma wiele zalet, które w NBA są cenione, zwłaszcza dzisiaj : jest wysoki, ma zasięg, spory potencjał w materii obrony pick n roll plays, niezła praca nóg, świetny nos do zbiórek ofensywnych, umiejętność szukania pozycji w ofensywie, a także obiecującą mechanikę rzutu w półdystansu.

    pójdzie też Marcus Paige, który róznie wyglądał w regular season, ale w MM był już w bardzo dobrej formie, zwłaszcza jego strzelba za 3 pts, na którą specjalnie zwracano uwagę, bo Paige nie jest typem świetnego atlety i aby zaistnieć w NBA będzie musiał dysponować perfekcyjną techniką. Ktoś na pewno go weźmie, bo jego leadership, a także umiejętnośc znajdowania najlepszej formy na najważniejsze mecze, to są cenione zalety. poza tym, 4 lata pracy z Royem Williamsem mają swoją wymowę. pewnie gdzieś pod koniec stawki, ale obstawiałbym, że będzie w tym naborze i zadebiutuje w NBA w przyszłym sezonie.

    (0)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    @ Jurgacz

    z “finalistów NCCA” do ligi wejdzie na pewno Brice Johnson i to w zapewne wysokim numerem.
    wysoko pójdzie też Buddy Hield z Oklahoma Sooners, którzy odpadli w pófinale.
    tych dwóch graczy zapewne znajdzie się w owej top 10 czerwcowego naboru.
    zatem, nie jest tak źle.

    część szkół jest nastawiona nie na produkowanie zwycięstw, a jesli tak, to mimochodem, ale prospektów własnie. ci zawodnicy, którzy idą do NBA w czołówce draftów zwykle nie są najlepsi nawet w NCAA. Sprzyja takie sytuacji reguła one and done, czyli możliwośc zgłoszenia się do draftu już po jednym sezonie w uni-baskecie.

    w drafcie najpierw idą więc ci, którzy mają największy talent i perspektywy [z pkt widzenia skautów, GM i ekspertów], a dopiero potem ci, którzy są gotowi tu i teraz, ale upside mają średni albo niewielki.
    tak więc, wielu zawodników z top10 draftu w college ball widzimy w bardzo wczesnej fazie rozwoju, przez co nie są to zwycięzcy [najczęsciej] ze swoimi zespołami, bo na to za wcześnie. ich wysoka pozycja w drafcie, to wypadkowa oceny ich potencjału. skautów NBA nie obchodza specjalnie statsy, wyniki z zespołem i tym podobne rzeczy. Oni oceniają jak dobry dany chłopak może być za 3-4 lata i ile można z niego wykrzesać w kombinacie pod nazwą NBA.

    takim własnie przyjkładem jest wspomniany tutaj Ben Simmons. jego LSU w ogóle nie weszło do Turnieju. pozornie klapa i wstyd, bo drużyna była przyzwoita. Tyle że nikogo z NBA to nie interesuje, bo Simmons ma talent spotykany raz na dekadę.

    koszykówka to sport zespołowy, jak wszyscy wiemy i rozumiemy.
    dodatkowo w NCAA trener ma wyższą pozycję, więc nie mamy systemów gwiazdorskich.
    tutaj ciągle sport jest ponad biznesem, podczas gdy w NBA najpierw jest biznes, a potem sport.
    to kolejny powód, dla którego zespołu z najbardziej hypowanymi prospektami nie zawojowują
    Turnieju. po prostu, dominacja trenerów stawiających na taktykę i przeforosowujących własne zdanie
    często nie daje przyszłym gwiazdom NBA zbyt dużego pola do popisu.

    a do tego, NCCA Tournament opiera się na systemie KO, a więc przegrywającuy odpada. w takiej formule wszystko się moze zdarzyć. m.in dlatego duża częśc publiczności przedkłada Turniej ponad playoffs NBA. tam się gra best of seven, wiec szansa na sensację jest niewielka, niekiedy serie są dośc jałowe, bo dominacja jednego zespołu nad drugim wlecze się przez 4 mecze, a czasami przez 5, bo faworyt akurat robi sobie drzemkę, albo chce wygrać serię na swoim parkiecie i na tym zarobić, wieć przedłuża sztucznie rywalizację, aby móc wrócić do własnej hali.
    nawet 7-meczowe serie nie zawsze są świetne.

    w NCAA nie ma kalkulacji.
    w każdym meczu, KAŻDE posiadanie jest ważne, ma swoją range i znaczenie. Każdy mecz decyduje o być albo nie być. W takiej formule zdecydowanie rosną szanse zespołów twardych psychicznie i zgranych, podobnych właśnie Villanovie. system i jego niezawodnośc stają się istotniejsze od posiadania prospektów, które mają potencjał gwiazd NBA.Tymi gwiazdami będą za kilka lat, w opisywanym momencie zwykle mają tylko niesamowity talent, a to za mało, najczęsciej, aby rozjeżdzać świetnie przygotwane, ambitne, inteligentne zespoły prowadzone przez nierzadko znakomitych coachów.

    no i… dla chłopaków z Villanovy ten Turniej będzie najpiękniejszym czasem w ich sportowym życiorysie. Wielu z nich zapewne nie będzie w kosza grać zawodowo. Dla prospektów idących do NBA – ten Turniej niewiele znaczył, oni będą zarabiać miliony i rywalizować w najlepszej lidze świata. Zatem, ci pierwsi grali z największą motywacją i świadomością, ze to ich koszykarski peak. z tego m.in wynikają sukcesy takich teamów jak Nova.

    (30)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    # wielmożny pan P
    Nic dodać nic ująć, świetnie wszystko podsumowałeś :). Swoją drogą to takie przewrotne, że niektórzy ten turniej zapamiętają na całe życie a inni będą zarabiali niebotyczne pieniądze i bili się o laury już w NBA.

    (2)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    jakkolwiek potoczą się dalsze losy Krisa Jenkinsa – ten RZUT na pewno będzie wspaniałym wspomnieniem, którego z pewnością nawet wielu profesjonalnych graczy będzie mu zazdrościć :]

    a jak już mowa o relacjach na linii szkolna koszykówka – NBA, to właśnie mamy niespodziewaną informację,ze Thin Maker najpewniej zgłosi się do tegorocznego draftu.

    Maker ma 7 stóp, i ciągle rośnie, i przy tym swoim wzroście swobodnie czuje się za linią 3 punktów, świetnie zmienia kierunek w koźle, umie “zmieniać biegi” jak shooting guard, ergo : przy tym wzroście i zasięgu – jego potencjał może być niezmierzony.

    szkołę średnią skończył rok temu, a ostatni sezon spędził na jakiejś policealnej uczelni, więc reguła “one and done” jest zachowana i nic nie stoi na przeskodzie, aby zgłosił swoją kandydaturę do naboru. Jesli naprawdę do tego dojdzie, to Maker może zostać wybrany nawet z 2 numerem [ bo przy wszystkich jego zaletach i potencjalnych możliwościach pozycja Bena Simmonsa jako nr jest niezaprzeczalna, bez względu na to kto będzie wybierał pierwszy].

    (3)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    @marcin

    dzięki :]

    owszem, jest to przewrotne.
    ale i piękne na swój sposób.

    cokolwiek będą robić w życiu zawodnicy Villanovy, ten mecz, ten Turniej, zapamiętają na całe życie. ma to w sobie jakąs nutę romantyzmu. Wielu graczy NBA z sentymentem wspomina – czytałem i słyszałem o tym w wywiadach – czasy koszykówki szkolnej. Byli beztroscy, liczyła się tylko gra w kosza, kumple, zabawa. Rywalizacja, ale i radość. w NBA już tego nie ma, większośc nie jest gwiazdami, przesiaduje na łąwce rezerwowych, nie czuje już uwielbienia ze strony kibiców, z ktorymi bezpośrednio się kiedyś kontaktowali, a dzisiaj są jak za szybą; czas spędzają głównie na podróżach i w hotelach, szukając koncentracji i głównie dbając o wyspanie się. NBA to po prostu żmudna, mało atrakcyjna, ale doskonale płatna PRACA. obowiązek. Nie ma w niej wiele przyjemności i czystej frajdy, jaką odczuwali w high school czy college’u.

    w NBA jest tylko jeden Kobe Bryant. w high school 90 % rezerwowych graczy NBA było w swoim otoczeniu “Kobem Bryantem”, każdyu z nich czuł się “jak Kobe Bryant”. teraz w NBA są ‘regular dudes” , nawet jesli są zawodowcami. Niewazne czy podpierasz ściany na balu czy na potańcówce wiejskiej. Podpieranie ściany zawsze smakuje cierpko.

    (7)
  12. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    “Hard work beats talent when talent doesn’t work hard”… Jeden z moich ulubionych cytatów. I właśnie dlatego niech GMs się zastanowią nad wyborami w drafcie. Ja rozumiem jaranie się mega utalentowanym Simmonsem, i może pominięcie go w pierwszej trójce draftu byłoby co najmniej kontrowersyjne, ale wybierający z dalszymi numerami powinni dać szanse takim graczom, jak właśnie z drużyn finałowych. Nie bez powodu tam trafili, i jestem zdania, że zainwestowanie w takich graczy może zwrócić się lepiej niż w gwiazdy NCAA, bo oni to naprawdę docenią. 1% talentu, 99% pracy. Tyle w temacie. 🙂

    (3)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    A ncaa robi na turnieju grube miliony i główni aktorzy mają z tego tylko wspomnienia… Dlatego pojawiają się głosy o zniesieniu reguły one-and-done, gdyby jej nie było, simmons walczylby o Rookie of the Year, a nie zmarnował cały sezon na uczelni, której nie potrafił/nie chciał wprowadzić do turnieju.

    (0)
  14. Array ( )
    Odpowiedz

    @mathewskyterror

    one and done łatwo obejśc – każdy gracz high school może ten jeden sezon spędzić na grze w zespole profesjonalnym, jak np Emanuel Mudiay w Chinach albo Brandon Jennings w Lottomatice we Włoszech. TYle że mało kto się na to decyduje.

    NCAA to jednak marka – atmosfera, świetny trenerzy, a do tego GMs NBA chętnie zaglądają na boiska uniwersyteckie, wiele mogą się dowiedzieć o zawodnikach od akademickich coachów, których mają w telefonie i często są po imieniu. Skauci z NBA zwreacają uwagę nie tylko na talent sportowy, ale i na osobowośc, styl bycia. troublemakers lądują zwykle nisko w drafcie.

    zatem, wg mnie one and done zostanie.
    owszem, NBA to biznes, NCAA też zarabia, ale nikomu w Ameryce nie zależy na osłabianiu koszykówki amatorskiej, bo wszystko działa w systemie naczyń połączonych. siła profesjonalnego baksetu wynika także z poziomu zespołów szkolnych, tam się wszystko zacczyna. early entry nie było optymalnym rozwiązaniem, na jednego Garnetta czy LeBrona Jamesa wypadało kilku młodych chłopców, którzy zrobili to przedwcześnie. Rozgrywki akademickie budzą ogromne zainteresowanie, szkoły świetnie pracują z prospektami, z nieuformowanych dzieciaków tworzą – czasami nawet w jeden rok – ludzi rozumiejących lepiej życie, świat i koszykówkę także. siła uniweryteckiego basketu jest nieocenioną wartością w tym systemie.

    (2)

Skomentuj Marcin Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu