Stephon Marbury: płacz zwycięzcy!
Stephon Marbury nigdy nie zdobył tytułu mistrzowskiego w NBA, a jego historia bardzo podobna jest do tej, którą zafundował nam Allen Iverson.
Piekielnie szybki, piekielnie atletyczny i uzdolniony ofensywnie streetballer, któremu nie w głowie było układanie się pod zespół. Przez lata jechał na potencjale i tym, co dostał od natury. Jechał grubo i to przez sam środek jezdni: silny, skoczny, błyskawiczny, cross miał jak żyleta i trafiać za trzy seriami też potrafił.
[vsw id=”Q2ztkmnf8zs” source=”youtube” width=”425″ height=”344″ autoplay=”no”]
Kiedy jednak zaczęło robić się pod górkę i jasnym stało, że “w pojedynkę” nigdy nie będzie zwycięzcą, a jego boiskowy egoizm i wybuchowy charakter staje kolejnym zespołom na drodze do zrobienia kroku w przód -> Stephon… wytaułował sobie logo własnej firmy na łysej głowie.
Krótko po tym wyleciał z ligi (nie przyjął kontraktu za “minimum dla weterana”) z łatką “zdolny, ale tuman, nie nadaje się do zespołowej koszykówki”.
Traf chciał, że promując swą markę Starbury trafił do Chin, gdzie rzecz jasna przywitano go z otwartymi ramionami. Gwiazdy tego pokroju (swego czasu w NBA potrafił zdobywać 24 punkty i 8 asyst na mecz) w tamtych czasach nie oglądano w CBA czyli chińskiej wersji najlepszej ligi świata.
~~
W Chinach występuje od stycznia 2010 roku. Od sezonu 2011/12 związany jest z Beijing Ducks, którzy pod jego wodzą przez trzy lata zdobywali dwa tytuły mistrzowskie. Po pierwszym triumfie postawiono mu złoty pomnik. Doprawdy nie wiem co zrobią teraz.
W szóstym spotkaniu serii finałowej 37-letni Marbury zaliczył 28 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst. Po zwycięstwie zawodnik nie mógł opanować łez. I nie zrozumie go ktoś, kto niczego w życiu naprawdę nie pragnął. Piękny obrazek.
Bo w życiu chodzi o to, by odnaleźć swoje miejsce!!!
Grunt polega na tym, że się odnalazł. W NBA sam talent to za mało, zwłaszcza gdy twoje przysposobienie oddala go od laurów i spycha w kąt. Tam nie było miejsca na jego nieposkromione ego. Przynajmniej w chińskiej lidzie jego kariera będzie miała najprawdopodobniej “Happy End”.
dobry ziomuś !
gdy jego*
….. Pamiętam Go za czasów , gdy grał jeszcze w Nba…. Świetny zawodnik, tylko trochę egoistyczny… Ale najważniejsze , że nareszcie odnalazł swoje miejsce…..
byly punkty po tym jak sam sobie podrzucil ?
piękny i wzruszający artykuł.Dzięki 😀
@marbury nie było, pamiętam ten ASG chyba najlepszy w historii.
Murbury własnie taki klasyczny przykład zawodnika, który grał egoistycznie a i tak zdobywał paradoskalnie dużo asyst
pepe więcej kropek stawiaj
Jeden z moich ulubionych zawodników. Sto razy bardziej cenię takiego egoistycznego Marburego od jakiegoś lalusiowatego Lebrona. Gościu przynajmniej miał styl i był prawdziwą gwiazdą, nie to co dzisiejsze pseudogwiazdeczki…
Szkoda, że nie w NBA, ale tak też dobrze, jeśli się odnalazł. 😀
NIESTETY … ALE TA LIGA JEST MADE IN CHINA – JAKOŚĆ … BYLEJAKOŚĆ – BYĆ MOŻE PŁACZE BO ZDAŁ SOBIE SPRAWĘ, ŻE SPIER…IŁ FINISZ SWOJEJ KARIERY.