fbpx

Tim Hardaway: najlepszy crossover mojego dzieciństwa NBA

24

Bohater dzisiejszej opowieści powszechnie uznawany jest za ojca chrzestnego “killer crossovera” kojarzycie? Tego granego na dwa kozły: bam-bam. Atakujesz w stronę drugiego kozła. Tim Hardaway ma już co prawda 52 lata, jest biologicznym ojcem semi regular, quasi gwiazdy New York Knicks Tima Hardawaya Juniora, ale jestem przekonany, że nawet dziś zwiódłby swego syna tym zagraniem.

Tim Senior jest też pięciokrotnym All-Starem, drugim najmłodszym w dziejach graczem NBA, który przelał na swe osobiste konto 5000 punktów i 2500 asyst. 183 centymetrowy, krępy chłopak z nisko osadzonym środkiem ciężkości oraz smykałką do klepania piłki. Trochę to będzie obraźliwe, ale wyobraźcie sobie JJ Barea na sterydach, szybszego i bardziej dynamicznego. Obaj cholernie niewygodni do krycia, a przecież Tim mijał typów i krzyczał “in your face” w gębę Charlesa Barkleya w erze, gdy obrońcom wolno było robić z rękami o wiele więcej niż obecnie.

Run TMC

Z czternastym numerem draftu 1989 roku wybrali go dzisiejsi hegemoni, czyli Golden State Warriors. Wywodzący się z ulic południowego Chicago chłopak psychikę miał mocną, na parkiecie nie bał się nikogo, a stricte koszykarsko był samowystarczalny. Sam kreował akcje dla siebie i kolegów więc już jako pierwszoroczniak osiągnął 14.7 punktów 8.7 asyst oraz 2.1 przechwytów. W drugim sezonie wraz z Mitchem Richmondem i Chrisem Mullinem elektryzowali publikę znad zatoki szybkim, strzelanym basketem. Kibice nadali im nawet pseudonim “Run TMC” czyli biegający Tim, Mitch i Chris. W pierwszym meczu sezonu 1990-1991 Run TMC zdobyli łącznie 99 punktów. Mullin 38, Hardaway 32 (i 18 asyst) Richmond 29. Przy okazji, był to najwyżej punktowany mecz w historii sezonu zasadniczego, Warriors pokonali Denver Nuggets 162:158!

W wielkim skrócie, dopóki w wieku 27 lat nie dopadła go kontuzja kolana (równie karkołomny styl co D-Rose sprawił, że opuścił cały sezon) Tim był graczem na poziomie 25/10 (!) trzykrotnie występując w All-Star Game. Po kontuzji musiał określić się na nowo (świadczy o klasie zawodnika) stracił na szybkości, ale technika… no właśnie, technika pozostała.

W lutowym okienku transferowym 1996 roku do Miami sprowadził go Pat Riley, który dokładnie w tamtym sezonie “przejął władzę” w klubie z South Beach i jak wiemy dzierży ją do dzisiaj. W debiucie Tim dostarczył 20 punktów i 9 asyst, a już dwa miesiące później Heat startujące z ósmego miejsca ulegli rozstawionej z jedynką, legendarnej edycji Chicago Bulls (72-10). Takie niby kozaki, obrona wspominana do dziś, a tymczasem w pierwszym meczu Hardaway załadował im 30 punktów w tym 5/10 zza łuku…

Uwierzcie, że ówczesne 5/10 z dystansu to nie to samo co dzisiejsze, tego rodzaju występy nie zdarzały się często. A że popełnił przy tym 9 strat, a na drugą połowę przypadły tylko 4 oczka, to już inna rzecz.

MVP candidate

No dobrze, gdy jako wyjściowy rozgrywający trafiasz do nowego zespołu w końcówce lutego, próżno myśleć o wielkim zgraniu i wielkich sukcesach, ale już rok później, mając przepracowany z chłopakami obóz przygotowawczy? Rok później Hardaway był wymieniany jako kandydat do MVP (20.3 punktów 8.6 asyst 1.9 przechwytów) prowadzący Miami do najlepszego bilansu w historii klubu (61-21). Ostatecznie został powołany do All-NBA First Team lecz Heat w finale konferencji… ponownie zostali zmieceni przez cholernego Michaela Jordana idącego po piąty tytuł mistrzowski.

Kolejny sezon także na poziomie: 55-27 zespołu oraz 19/8/2 Tima jednak w I rundzie nadziali się na partyzantkę New York Knicks. W czwartym spotkaniu pobili się niegdysiejsi koledzy z Charlotte: Alonzo Mourning i Larry Johnson, obaj zostali zawieszeni na decydujące starcie i w ten sposób Heat odpadli.

I tyle! Okres świetności przeminął. Dalsze losy starzejącego się, 32-letniego Hardawaya naznaczyły kontuzje… słabł, zwalniał, lecz koszykówkę niezmiennie kochał i kolejnych pięć sezonów w lidze dumnie rozegrał. Trzy w Miami, następnie epizody w Dallas, Denver i Indianie jako mięsko transferowe i mentor młodzieży.

O przepraszam, po drodze w roku 2000 roku Hardaway wraz z Mourningiem reprezentowali Team USA na turnieju olimpijskim w Sydney, skąd jak wiadomo przywieźli złoty medal. Pamiętacie na pewno wsad śmierci Vince’a Cartera. Tim grał trzecie skrzypce na rozegraniu, za plecami Jasona Kidda i Gary’ego Paytona.

Lata wcześniej, w 1994 roku miał reprezentować USA na mistrzostwach świata w Kanadzie (gdzie latali młody Shaq i Shawn Kemp) ale plany pokrzyżowała wspomniana wcześniej kontuzja kolana.

0/17

Być może Wam umknęło, ale Hardaway jest autorem najgorszego rzutowego występu w historii NBA. W 1991 roku, przeciwko T-Wolves zanotował skuteczność 0/17 rzutów z gry! Cóż, żeby przestrzelić piętnaście rzutów i rzucać dalej, trzeba być bardzo pewnym siebie. Hardaway zawsze grał ostro…

Temper, temper

Jako 35-letni stateczny weteran, wzór dla młodego narybku Denver Nuggets (sprowadzono go w miejsce sprawiającego problemy wychowawcze Nicka Van Exela) z wściekłości rzucił na parkiet monitorem. Za brak hamulców został ukarany dwoma meczami zawieszenia i grzywną.

Homofob

W 2007 roku, cztery lata po zakończeniu kariery, przekonała się o tym cała Ameryka. W wywiadzie radiowym podczas All Star Weekend, Tim bezceremonialnie oświadczył, że nie znosi homoseksualistów. Otwarcie zadeklarował, że gdyby któryś z kolegów z drużyny był gejem – zrobiłby wszystko, aby go z pracy wyrzucić. W efekcie to jego NBA wyrzuciła z sali, a klub CBA, któremu menedżerował, zerwał z nim kontrakt. Hardaway do dziś robi wszystko by naprawić swój publiczny wizerunek. Zażarcie kibicuje całemu środowisku LGBT, przeprasza, mówi o nawróceniu.

Retired jersey

W 2009 roku Miami Heat zastrzegli jego numer. Dziesiątka Hardawaya wisi dumnie pod kopułą American Airlines Arena. Tuż obok #33 Alonzo Mourninga oraz #32 Shaquille’a O’Neala. Nieco dalej powieszono pamiątkowe #23 Michaela Jordana (za zasługi dla dyscypliny) oraz #13 Dana Marino (legendarny quarterback NFL przez 16 lat reprezentujący Miami Dolphins)

No i jak? Wierzę, że choć część z Was zapamiętała Tima jak należy. Przed 25 laty (!) liczył się dla mnie wyłącznie Anfernee, ale po latach doceniam obu “braci” Hardaway. Jeśli mamy tutaj fanów Tima, jego oryginalny swingman jersey marki Mitchell & Ness znajdziecie w polskim sklepie Bludshop

Tim-Hardaway-Swingman-jersey

24 comments

    • Array ( )

      Tim był dobry, ale Penny był lepszy.
      Btw są pierwsze wyniki do ASG. Luka Doncić jest drugi. Daaaaamn bwoi!!

      (6)
  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    I tak królem crossover’u zostanie na wieki wieków AI3. To co robił ten koleś było nie do podrobienia. Przy okazji, fajnie byłoby zrobić jakiś felieton, wychodziłby na przykład co tydzień i opisywałby jedną legendę NBA. Co o tym myślicie? Pierwszy byłby mój ulubiony gracz Dr.J co wy na to???

    (-7)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Coś pięknego, ten moment gdy Hardaway krzyczy prosto w twarz Barkleya ”in your face”. Nie rozumiem dlaczego dzisiaj tak nie można :/ . A co do samej gry Tima jestem pod mega wrażeniem, lata 90′ były na prawde pięknym czasem dla NBA

    (17)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Apropo zastrzezonego nr 23 MJa w Miami mozecie podrzucic fotke jak to wyglada? Bylem na meczu w styczniu 2018 z Bucks i za cholere tej koszulki nie widzialem. 🙁

    (1)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Na podstawie filmiku Heat vs Bulls ( i wielu innych temu podobnych ) niech ktoś mi wyjaśni na czym polega fenomen obrony lat 90 ?? Pierwsza linia mijana jak pachołki a akacja zakończona lay upem przy statycznych podkoszowych. Proste rzuty po wyjściu po jednej zasłonie. Ospałe przekazanie krycia. Gra bardzo prosta kończona się po izolacjach lub jakimś p’n’r. Podobne wnioski miałem po obejrzeniu finału Bulls vs Lakers z roku 1990 bodajże. Czemu w tamtej grze zdaniem wielu osób dzisiejsi gracze nie robili by tego samego co w obecnych latach a 183 centymetrowy Tim po poważnej kontuzji robił sobie co chciał. Dla ścisłości jestem rocznik 1986 i oglądam NBA od dawna ale gloryfikacja tamtych lat przy pomniejszaniu obecnej NBA bardzo mnie razi w oczy. Pozdrawiam i poproszę o obiektywizm.

    (6)
    • Array ( )

      Zgadzam się w 99%. Ten jeden procent to zasady gry obowiązujące kiedyś vs dziś. Uwierzcmi na słowo (pewnie większość. Z was tutajwie), że głupi hendczek robi gigantyczna różnice. Grało się ciężej bez dwóch zdań. Sądzę że mikry curry po pierwszym wjeździe po kosz dostalby takiego elbowa od oakleya czy Davisa że więcej by się tam nie pokazywał. Poza tym masz 100%,racji. Mniejsze wybieganie/niższe wyskakanie/ gorsze rzucanie z dystansu. Lata 90 są złota era nba bo był Mike bo była Barcelona 92 bo byli wielcy zdrowi i napakowani murzyni których popularność urosła w siłę bo rasizm się skończył bo powstały komputery internety i mega w Ch.. Globalizacja itp itd.

      (10)
    • Array ( )

      Ryborak
      Słowo klucz – sentyment. Niedawno oglądałem finały konf. zach. Suns-Rockets z lat 90 tych. Było kilka łokci Barkleya, dużo upychania się pod koszem ale – z łatwością mijana pierwsza linia i łatwe layupy. Akcje baaardzo powolnie prowadzone. Przyszedł mój siostrzeniec i jego pierwsze pytanie – czemu oni tak powoli biegają? Ci co gloryfikują lata 90te mówią – Curry czy inny Lillard dostaliby od Oakleya z łokcia i już więcej nie weszliby po kosz. Ale ja mam wątpliwości czy taki Oakley w ogóle zdążyłby dobiec z łokciem.

      (5)
    • Array ( )

      Prawda jest banalna – sentyment, ale też MJ jako genialny produkt marketingowy ( chyba najlepiej rozpoznawalny sportowiec na świecie w tamtych czasach), dużo bardziej brutalna gra, no i stworzenie opowieści o wielkich ( dosłownie i w przenośni) herosach takich jak Shaq, Ewing, Olajuwon czy Robinson.
      No i oczywiście trzeba wziąć poprawkę na rynek byłych państw bloku wschodniego – nagle otrzymaliśmy dostęp do mitycznego Zachodu, kolorowej rzeczywistości, całego tego przepychu, a nic nie było bardziej kolorowe, bardziej widowiskowe niż NBA.
      Poza tym spora część z nas wtedy zakochała się w koszykówce, sami graliśmy wg tamtych zasad ( czyli osławione już ” piłka może przejść, zawodnik już nie”).

      (2)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Majki nie do końca się zgodzę jeśli chodzi o handczek. On nie dawał możliwości uderzenia gracza po rękach, łapania w pół itp. Była to możliwość wchodzenia w kontakt z obrońcą, kontakt którego obecnie gracze szukają. Podejrzewam, że przy dzisiejszej rozwiniętej ofensywie, umiejętności wymuszania faulów, była by to kopalnia punktów. Zgodzę się co do Barcelony i ogólnego boomu. Ale to się wiąże z tym o czym mówi kiluminati – z sentymentem. I w 100 % jestem w stanie zrozumieć ludzi co mówią, że woleli tamte czasy, tamta gra bardziej im odpowiadała itp to totalnie nie rozumiem stwierdzeń, że tamci gracze byli lepsi czy, że obecni nie dali by sobie rady !!?
    Sprawa przytoczonych łokci- podchodzące już pod sferę jakiegoś mistycyzmu. Właśnie o to mi chodzi, że oglądając cały mecz z tamtych lat nie rzuca się to w ogóle jakoś w oczy. Pierwsza linia jest mijana a gracz wysoki często stoi i się przygląda albo próbuje skoczyć do bloku w ten sam sposób jak jest to robione dzisiaj.
    Zarzucanie, że jest brak obrony- jak bronić graczy którzy na każdej pozycji są wszechstronnie wyszkoleni ? Zagrania którymi najlepszych graczy z lat 90 na pozycjach obwodowych 9 ( różne, movsy, crosy itp) ma obecnie opanowane większość gravczy- bo tak są szkoleni, do tego dochodzi ostry kozioł i rzut, który jest na niewyobrażalnym poziomie w porównaniu do lat poprzednich. Jak kryć zawodników co jak zostawisz miejsce- rzuci, podejdziesz – minie. taktyka zespołowa poszła niewyobrażalnie do przodu- wymienność pozycji, przenoszenie piłki na stronę słabą, ekstra pasy itp. Moim zdaniem to się nazywa postęp. Czytałem ostatnio wywiad z asystentem trener reprezentacji Polski- Arkadiuszem Miłoszewskim, byłym zawodowym graczem. Mówił, że jak patrzy na swoje dawne mecze to się łapie za głowę widząc ile miał pozycji do oddania rzuty a tego nie robił. I to w jakimś stopniu obrazuje tą zmianę jako widzi się obecnie na parkietach i to nie tylko NBA.

    (9)
  6. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Tim miał rację albo może raczej naturalny, zdrowy i ogląd na homo ale niestety został złamany przez politpoprawność i lobby LGBTRTVAGD. Powiedzmy sobie szczerze – 80% ludzi tak myśli ale dla świętego spokoju o tym głośno nie gada.

    No i efekty są takie, że dziś różnej maści transy (i udawane transy) niszczą kobiecy sport (biegi, zapasy, handball i inne).

    No ale ciiiii….! Przecież jest super! Bawmy się! Kumbaya! 🙁

    (3)

Komentuj

Gwiazdy Basketu