fbpx

Tom Thibodeau: pracoholik bez pracy

21

Witajcie, pisząc niedawno o Joakimie Noah nawiązywałem do filozofii pogodnego Ericha Fromma. Do naszego dzisiejszego bohatera Toma Thibodeau znacznie lepiej pasuje prekursor behawioryzmu Burrhus Skinner oraz jego dzieło “Poza wolnością i godnością”. Obawiam się tylko, że Thibs w pewnym momencie swej trenerskiej przygody zapomniał, że według terapii behawioralnej na człowieka znacznie lepiej działają wzmocnienia pozytywne (nagrody) niż wszelakie kary i pokrzykiwania. Zapraszam do lektury, Grzesiek.

Dobro i zło: bajka o dwóch wilkach

Miałem mieszane uczucia patrząc na 32-letniego Ryana Saundersa zbijającego piątki i oblewanego napojami przez  zawodników po swej pierwszej w karierze wygranej. Z jednej strony taka zażyłość w szatni nie wróży dobrze dyscyplinie, z drugiej intensywność z jaką grała wataha w tym meczu przewyższała znacznie ostatnie mecze za czasów Thibsa.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli, trzymam kciuki za Ryana, najmłodszego szkoleniowca NBA od 1978 roku (jest młodszy niż 42 zawodników ligi) niech zmierzy się z legendą ojca i buduje własną. Pamiętajmy jednak, że wszyscy cieszą się gdy jest dobrze, gdy wygrywa się mecze, jednak przyjdzie i czas na porażki. Sfrustrowany czwartym faulem KAT już w pierwszym spotkaniu odepchnął Saundersa i przeklął. Młodej gwiazdce prędzej ręka by uschła niż podniósłby ją na Toma Thibodeau.

Najbardziej boję się uproszczonej narracji jaką uwielbiają stosować media skupione wokół świata NBA. Młody, sympatyczny, świetnie ubrany syn legendy klubu zastąpił wrednego, starego, okrutnego krzykacza w za dużej marynarce. Dla mnie: ambitny lecz niedoświadczony trener, wszedł w buty dobrego, pełnego pasji szkoleniowca.

Tommy prywatnie

Ponoć przed udzieleniem wywiadu Thibodeau stawia trzy warunki: mają się odbywać na osobności, nie poruszamy tematów osobistych, rozmawiamy wyłącznie o koszykówce i treningu. Tak w skrócie można też przedstawić całą medialną postać Thibsa. Wra z czwórką rodzeństwa wychował się w New Britain w stanie Connecticut, pełnym imigrantów z Włoch i Polski zatrudnionych na trzy zmiany w przemyśle metalurgicznym. Aż 17% mieszkańców deklaruje pochodzenie polskie, miastem partnerskim dla New Britain jest Pułtusk, a jego honorową obywatelką Violetta Villas.

Koledzy z czasów licealnych wspominają Toma jako żartownisia i bawidamka, który lubił dobrze zjeść, byle nie za drogo. Jak na rasowego skąpca przystało, przez lata trzymał w skarbonce pieniądze z Pierwszej Komunii. W podrywach pomagała mu burza gęstych, czarnych loków w stylu czeskiego hokeisty z Pardubic. Na boisku walczył zaciekle, ale wcale nie skupiał się na obronie, lubił rzucić za trzy choć występował nominalnie jako silny skrzydłowy. Niski wzrost nadrabiał siłą i nieustępliwością.

Rodzina i przyjaciele nazywali go zdrobniale Tommy, zapewne tak zwracała się do niego także i narzeczona Debbie, miłość jeszcze z czasów studiów. Już nieśli suknie z welonem, już Cyganie czekali z muzyką, a niektórzy goście zdążyli wysłać prezenty gdy Thibs zerwał zaręczyny na sześć tygodni przed ślubem!

Nie ma w moim życiu miejsca na kobietę jeśli zamierzam być dobrym trenerem – miał zwierzyć się Thibodeau swojemu ówczesnemu szefowi, Johnowi Galarisowi

Pracoholik

60-letni Tom Thibodeau nie ustatkował się do dziś, nigdy nie miał żony, nie ma też potomstwa. W tym wieku może być mu ciężko porzucić ulubione, starokawalerskie nawyki. W znalezieniu kobiety przeszkadza mu także aparycja rzeźnika, ukochany czarny dres adidasa noszony przy każdej okazji (miejmy nadzieję, że ma ich kilka sztuk) brak zainteresowań i przede wszystkim: chorobliwy pracoholizm od momentu podjęcia pierwszego stanowiska.

Nie znam trenerów ze zbilansowanym życiem. Nigdy nie patrzę na zegarek. Kiedy praca jest skończona, to znaczy, że jest skończona [Thibs]

A jak to widzą podopieczni?

Myślę, że on w ogóle nie śpi [Taj Gibson]

Pytany raz za razem o swoje hobby Thibodeau postanowił zażartować z dziennikarzy i wmówił im, że wśród jego pasji znajduje się literatura staroangielska i malarstwo olejne, którego dzieła kolekcjonuje.

Nie wiem czy to dobrze czy źle, on nie ma wielu zainteresowań. Właściwie… to nie ma żadnych [Arne Duncan, były podopieczny]

Głównym zajęciem Thibsa jest obsesyjne oglądanie taśm z meczów NBA, często na kilku ekranach jednocześnie i sporządzanie notatek odnośnie konkretnych graczy, szczególnie gwiazd drużyny przeciwnej. Mania ta zaczęła się już podczas pracy dla uczelnianej drużyny Harvardu w latach 1985-1989. Robota dla bostońskiej uczelni miała jeszcze jedną zaletę: w granicach Nowej Anglii swoje zespoły prowadzili słynni szkoleniowcy Rick Pitino i Jeff Van Gundy w Providence oraz Jim Calhouns w Northeastern’s. Treningi rozpoczynały się o różnych porach i Thibs swoim starym Chevette pokonywał 50 tysięcy mil rocznie by zdążyć podpatrzeć warsztat wszystkich panów i zadbać o rozwój swoich graczy.

Byłem szczęściarzem otrzymując pracę w Bostonie. Wszyscy trzej to trenerzy formatu Hall of Fame. Już wtedy widać było, że są wyjątkowi, przez sposób w jakim wygrywają i trenują [Thibs]

Drive

Thibodeau zawdzięcza Bostonowi, a właściwie artykułowi zamieszczonemu w popularnym Boston Globe jeszcze jedno odkrycie: historię trenera Billa Musselmana, swojego przyszłego mentora z czasów pracy dla Wolves w latach 1989-1990.

To niesamowite, poznałem go dzięki artykułowi z gazety. Był dobrym trenerem, świetnym nauczycielem, mentorem, liderem. Skupiał się na szczegółach. Bill to prawdziwy perfekcjonista, a praca u niego pozwoliła mi nauczyć się reguł panujących w NBA.

Staż w mroźnym Minneapolis był zaledwie początkiem podróży Thibodeau po miastach posiadających swoje kluby w NBA. Spurs, 76ers i w końcu Knicks. W sztabie kompletowanym przez Jeffa Van Gundy miał być początkowo koordynatorem video jednak szybko zwiększono jego zakres obowiązków.

Był zdecydowanie za dobry robić jedynie to czego od niego wymagałem. Nie minęło wiele czasu i zacząłem ufać we wszystko co mówił [Jeff Van Gundy]

W trakcie wspólnej pracy Thibs nakłonił Van Gundy’ego między innymi do zatrudnienia początkującego skauta… Steve’a Clifforda. Główną zasługą Thiboudeau była obrona Knicks, która w sezonie 2000-2001 zatrzymała 33 kolejnych rywali poniżej 100 punktów, co w dzisiejszym NBA wydaje się kuriozum. Podobno na wzór ówczesnego składu Knicks wzorował swoich Bulls, często używając ich przykładu w przemowach w szatni.

NFL czy NBA

Znakiem firmowym Thibodeau, przynajmniej do czasu prowadzenia Wolves, była obrona. Pełniąc funkcję asystenta Doca Riversa w Bostonie, znacznie przyczynił się do sukcesu Wielkiej Trójki zakończonego zdobyciem mistrzostwa. Zaledwie szesnaście porażek w sezonie, średnio 90 punktów straconych w meczu (2 miejsce w NBA) najlepszy defensywny rating. W finale przeciwko Lakers, Kobe w trzech pierwszych spotkaniach rzucał swoje 30 punktów przy 46% skuteczności by w ostatnich trzech meczach zaliczyć 21.3 punktów na 34% skuteczności.

Pamiętajmy, że w składzie Bostonu byli wybitni obrońcy jak Kevin Garnett czy Tony Allen, ale był również i Paul Pierce, a prawda jest taka, że do wybitnych jednostek po tej stronie boiska nie należał…

Thibs stanowił istotną część naszej drużyny. Uczyliśmy się od niego pasji. Techniki defensywne, które nam pokazał… myślę, że jego obecność w Bostonie zapoczątkowała we mnie mentalność obrońcy. Stworzył system, w który uwierzyliśmy od pierwszego dnia [Pierce]

Podobne opinie wygłaszają znani i lubiani: Taj Gibson, Shane Battier, Luol Deng, Yao Ming.

Na czym polegał wspomniany system? W dużym skrócie pochodził od filozofii zaczerpniętej od trenera Johna Killile’a. Nacisk na obronę jeden na jeden, szczególna koncentracja na zawodnikach bez piłki. Zmiana strategii w zależności od wiedzy zawartej w przedmeczowych raportach. Dla kontrastu podczas treningów rządziła powtarzalność, schemat.

Rivers i Thibs byli postrzegani w szatni Celtów jako dobry i zły glina, co już pewien sposób nobilituje Thibodeau, wyróżnia go spośród pozostałych asystentów. Doc w wywiadzie dla… Boston Globe mówił wprost:

Obronę mogę powierzyć Tomowi i się nią nie przejmować. W wielu sprawach przypomina to system panujący w futbolu amerykańskim. Jest kilka kwestii na których mi zależy i on to wie. Nie muszę zdzierać głosu podczas każdej przerwy [Doc Rivers]

Zabawne, że Tom Thibodeau ma zupełnie inny pogląd na rolę trenera i jego zadania. Zapewne idea sprawowania kontroli nad każdy aspektem zespołu doprowadziła go do objęcia samodzielnego stanowiska w Chicago i rozszerzenia kompetencji w Minnesocie, co jak wiemy, zakończyło się katastrofą.

Nie rozumiem skąd się to wzięło, to nie NFL. Podział na guru ataku czy obrony. Nie rozumiem tego. Według mnie, jesteś po prostu trenerem koszykówki [Thibodeau]

Zamordysta

Za kadencji Thibodeau w Chicago wspomniany już Joakim Noah otrzymał nagrodę Defensive Player of the Year, 22-letni D-Rose został najmłodszym MVP w dziejach ligi, a sam Thibs został wyróżniony tytułem Trenera Roku. Byki tak naprawdę pierwszy raz od czasów Jordana stały się realnym kandydatem do tytułu, co nigdy nie spełniło się głównie przez kontuzje podstawowych graczy. Dochodzimy tu do podstawowego problemu Thibsa, którym jest rotowanie składem w sezonie regularnym.

W latach 2011-2012 Luol Deng hasał po parkiecie średnio 39.5 minuty. Rose już jako debiutant spędzał na boisku 35.3 minuty. Granie tylko podstawową piątką mogło powodować kumulację zmęczenia i pogłębianie mikro urazów. Ponadto hamowało rozwój młodych graczy, sprawiało, że rezerwowi nie czuli gry, nie potrafili brać na siebie odpowiedzialności gdy za faule spadali pupile szkoleniowca.

Weźmy przykład: wytransferowany do Minnesoty w listopadzie Robert Covington, czołówka ligi jeśli chodzi o obronę indywidualną, tak się spodobał Tomowi, że już w swym pierwszym meczu w nowym klubie na placu boju spędził 41 minut. Trzy takie mecze na przestrzeni 4 dni w grudniu sprawiły, że pauzuje do dziś. Bo nie tylko o liczbę minut chodzi…

Thibodeau od swych ludzi wymagał dużej intensywności także podczas treningów, które większość graczy wspomina jako “mordercze przeprawy”. Luol Deng ponoć przyszedł na pierwszy sparing by zapoznać się z halą i oddać kilka rzutów…. inny plan miał Thibs, który przeprowadził go przez najcięższą zaprawę w życiu, jeśli wierzyć słowom zawodnika. Po otrzymaniu podobnej dawki wycisku Noah miał rzucił w kierunku swojego oprawcy:

Wiesz co, Thibs? Gdybyśmy nie wygrywali meczów, naprawdę mocno bym cię znienawidził. Uwierz mi Jo – odparł trener – w stosunku do ciebie czuję to samo.

TimberBulls

Nie każdemu podchodziły metody Thibodeau, który oprócz rygoru fizycznego codziennie darł się wyzywając swoich podopiecznych / milionerów. Nie każdy chciał się podporządkować, a coach zapominał, że ma do czynienia z dorosłymi, dumnymi ludźmi. Jimmy Butler wspomina, że w ciągu pierwszego roku wspólnej pracy trener nigdy nie odpowiedział mu na “dzień dobry”. Gibson narzekał na nieustającą presję psychiczną jakiej był poddawany, a Rose utyskiwał na to, że trener nigdy nie traktował go jako równorzędnego partnera do rozmowy. Zabawne, że wszyscy wrócili pod skrzydła Toma, gdy ten zapragnął stworzyć przedziwną hybrydę byka i wilka w Minnesocie.

Zwolniony ze stanowiska w Chicago nasz bohater pierwszy raz od wielu lat spędził z rodziną święta i wakacje, nie potrafił jednak całkowicie odciąć się od świata NBA. Udzielał konsultacji trenerskich tak różnym organizacjom jak będący na dnie Kings Georga Karla, szarpiącym się w środku tabeli Hornets Clifforda, ale i będącym na szczycie Spurs czy Warriors.

Kluby zyskiwały pochodzącą z zewnątrz opinię na temat swoich systemów, a Thibs gromadził informacje, które zamierzał wykorzystać w przyszłości. Swoją wiedzę przekazywał też zawodnikom podczas indywidualnych treningów. Dla Yao Minga latał specjalnie do Chin.

Mamy w kraju takie powiedzenie: Jedyny problem jaki możesz mieć z trenerem występuje wtedy, gdy trener nie ma żadnych problemów względem ciebie. Tom to bardzo szczery człowiek. Powie ci to, co myśli, bez względu na to kim jesteś [Yao]

Battle lost

Niestety, w Minnesocie nastąpiła kumulacja wszystkich złych cech Thibsa. Młode gwiazdki nienawykłe do wojskowego drylu marnowały swój potencjał. Grupa weteranów ściągnięta z czasów Chicago broniła się postawą na boisku, ale dodatkowo dezorganizowała hierarchię w szatni. Jimmy Butler ze Świeżaka ewoluował w mrocznego Brokuła, a jego saga równać się może jedynie z losami Carmelo Anthony’ego. Firmowa obrona w świecie nieustającej kanonady za trzy i zmian w sędziowaniu przestała przynosić korzyści. Zwycięstw jak nie było wśród Leśnych Wilków, tak nie ma, a awans do playoffs z ósmego miejsca to zdecydowanie zbyt mało.

Thibsa zwolniono w przedziwnym momencie, gdy wyniki zespołu się unormowały a Butler odjechał kwestionować pracę Bretta Browna i rugać Joela Embiida. Wyobrażam sobie Thibsa w motelowym pokoju, gdzieś wśród bezdroży Connecticut. Czarny dres adidasa zabrudzony keczupem. Otoczony pustymi opakowaniami po pizzy, brudnymi kubkami z marną kawą, Tom ogląda wszystkie mecze swoich poprzednich drużyn zastanawiając się gdzie do cholery popełnił błąd. Na jego rachunku bankowym wciąż leżą zarobione miliony, z którymi nie ma pojęcia co zrobić. Ot, smutny mężczyzna na przymusowym odwyku.

[Grzegorz Szklarczuk]

21 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Thibs przyczynił się do rozwoju Rose’a (Zdobycie MVP), ale moim zdaniem również to on jest po części odpowiedzialny za tyle kontuzji tego zawodnika. Na szczęście dla nas fanów Rose się odrodził, choć oczywiście już nigdy nie będzie MVP. Wilki niszczył konsekwentnie choć zawodnicy w tych czasach to trochę mięczaki. W każdym bądź razie nie widzę dla niego miejsca w obecnej NBA.

    (31)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Dać robotę drugiego trenera..niech walczy dalej nikt nigdy nie powiedział że jest złym drugim trenerem i to chyba jego jedyna szansa na NBA..bo facet nie czuje ludzi kompletnie, myśli że to maszyny do orania ,a i szacunku za wiele do nich nie ma..dobry brygadzista w polskiej fabryce….i teraz która ekipa w lidze ma najgorszą obrone???/brać ŚWIRA!!!!

    (39)
  3. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Pingwin jest dobrym trenerem i to jest fakt. Niestety zbyt ostrym jak na dzisiejszych lalusiów grających w NBA bo teraz mamy wszystko takie miętkie i bezjajeczne.
    Ale Pingin jest też człowiekiem pogubionym i skoro sam poświęcił swoje życie koszykówce to tego samego oczekuje od zawodników i po prostu ich zajeżdża. Efekty owszem widać i były spektakularne ale nie da się takiego poziomu utrzymać bez negatywnych konsekwencji. Kerr po rekordowym sezonie skończonym porażką w finale zrozumiał co oznacza optymalizacja zarządzania energią.
    Szkoda, bardzo wielka szkoda, że Pingwin nie doszedł do takiej refleksji i nie wycofał się z brnięcia dalej. Myślę, że odpowiednia doza zamordyzmu w dzisiejszym koszu pozwoliłaby ulepić solidną armię i lać mięczaków równo. Tylko że taka armia – jak każda – musi mieć też czas odsapnąć, łyknąć piwka, ograbić tubylczą ludność i wykorzystać ich kobiety – innymi słowy zasmakować w efektach sukcesu i nabrać ochoty do dalszej bitki. U byków i u wilków tego po prostu zabrakło.

    (36)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Wiele racji w tym artykule, to co mnie zaskoczyło to sam moment zwolnienia TT. Wydawało się, że sytuacja po transeferze Butlera się ustabilizowała, wyniki sukcesywnie zaczęły się poprawiać pomimo problemów z urazami Teague’a, Rose’a czy Covingtona. Zespół częściej wygrywał niż przegrywał, rezerwowi grali więcej i więcej wnosili do gry zespołu. Wydawało się , że coach się zreflektował co miało dobry wpływ na drużynę i bam zwolnienie, wydaje się, że wcześniej było lepiej to zrobić.

    (2)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Ciekawy artykuł, ale raczej jednostronny. Obejrzałem większość meczów Wolves za kadencji Thibsa i niestety przez te ponad dwa lata nie powstał żaden konkretny plan gry, niewiele jest powodów do pochwał. Mecze były wygrywane przebłyskami pojedynczych graczy [awans do play off to nie wynik świetnej pracy Thibsa, tylko efekt pozyskania Butlera], ofensywa stała pod znakiem braku wyćwiczonych schematów i zespołowości, a defensywa – jak wspomniał autor – trąci myszką, w dzisiejszej NBA nie jest już tak skuteczna jak za czasów Bulls. Do tego dochodzą fatalne rotacje i wydzieranie się cały mecz z kwaśną miną [i proszę tu nie wspominać o byciu soft i dzisiejszych gwiazdkach, bo o nieustannej ‘motywacji’ negatywnej wypowiedział się ostatnio nawet Giannis, porównując Kidda do Budenholzera – nieustanne wydzieranie papy po prostu nie zdaje egzaminu].

    (0)

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu