fbpx

Vernon “Mad Max” Maxwell – historia prawdziwa

19

Przeszło dziewięć lat piszemy tutaj o NBA i sam się dziwię, że żaden z felietonistów nie opisał jeszcze losów Vernona Maxwella, czyli popularnego Mad Maxa. Facet był na tyle szalony, że po pierwszym meczu, pierwszej rundy playoffs 1995 roku (startujący z szóstego miejsca Rockets zostali mistrzami NBA) obraził się na drużynę, nie zjawił na drugi mecz i nie odbierał telefonów. Chwilę później Rockets zwolnili go z obowiązku pracy, więcej już w barwach ekipy Houston nie wystąpił. Rozumiecie to? Gość miał wówczas 29 lat, notował średnio 13.3 punktów 2.6 zbiórek oraz 4.3 asyst i 1.2 przechwytów. Przez znakomitą większość sezonu występował w pierwszej piątce i to na obu pozycjach obwodowych. Fakt, że rotację i minuty podkradł mu sprowadzony w okienku transferowym Clyde Drexler, ale żeby od razu sabotować playoffs?

Mad Max

193 cm wzrostu, osiemdziesiąt i parę kilogramów, gracz w stylu dzisiejszego Patricka Beverleya, tak samo intensywny, głośny, szczekający, nieustępliwy w obronie. W odróżnieniu od Beverleya, Maxwellowi zdarzało się jednak zdobywać od czasu do czasu po 30 punktów, a raz pod nieobecność Olajuwona wbił nawet 51 punktów Cleveland Cavaliers! Graczem był bardzo kompetentnym, ale miał też ciemną stronę, przykładowo:

  • siłą musieli go wyprowadzać z hali, bo wściekł się na arbitra
  • trzepnął w twarz natrętnego kibica w Portland (sprawdź nagranie poniżej)
  • jak wynika z policyjnych raportów wiele razy kładł łapy na własną żonę
  • zdarzyło mu się także popchnąć policjanta

A oto autorski wywiad z Maxwellem, który swego czasu przeprowadzić miał kolega Przemek, reprezentujący fanpage OPOwieści z NBA:

Zostałeś wybrany w II rundzie draftu (nr 47) przez Denver Nuggets, a następnie sprzedany do San Antonio Spurs. Jak pamiętasz tamten dzień?

– Robiłem wszystko, żeby dostać się do NBA i nie skupiałem się na niczym innym.

Debiutancki sezon zakończyłeś ze średnią 11.7 punktów i niewiele zabrakło ci do All-Rookie Team. Jaką notę wystawiłbyś sobie za tamten rok spędzony w San Antonio?

– Trzy z plusem

W kolejnym sezonie Spurs wytransferowali cię do Houston. Byłeś zadowolony z tego ruchu?

– Byłem zadowolony z tego, że jadę do Houston i cieszyłem się z tego.

W Rockets stałeś się jedną z kluczowych postaci ówczesnej rotacji, a twoja kariera wzniosła się na kolejny poziom. Co się stało?

Po przeprowadzce do Houston trafiłem na bardzo komfortowe warunki do dalszego rozwoju. Mogłem robić swoje. Znalazłem się we wspaniałym miejscu i zespół zadbał o to, żebym miał wszystko, czego potrzebuję. Bardzo dużą rolę odegrał w tym trener Don Chaney.

Co było niezwykłego w trenerze Chaneyu? Mieliście dobrą komunikację, czy też jego taktyka pasowała do twojego stylu gry?

Tak, pozwolił mi robić swoje, skupić się na grze, i tak właśnie zrobiłem.

Jaki był najlepszy mecz w karierze Vernona Maxwella? Ten przeciwko Cavs, w styczniu 1991, kiedy rzuciłeś 51 punktów, w tym trzydzieści w czwartej kwarcie?

To był dla mnie wielki wieczór, nigdy go nie zapomnę. Jeden z lepszych momentów, poza zdobyciem mistrzostwa NBA.

Tamten mecz był potwierdzeniem, jak dobry był to sezon w twoim wykonaniu. Zdobywałeś średnio 17 punktów. Byłeś częścią kwartetu „17+ punktów na mecz” razem z takimi graczami jak Hakeem Olajuwon, Otis Thorpe czy Kenny Smith. Kwartet, który był podstawą przyszłego, mistrzowskiego zespołu. Czy już wtedy, w tamtym zespole była chemia, czy było jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić?

Trzymaliśmy się razem, poznawaliśmy, wiedzieliśmy co każdy lubi robić. W zespole była już harmonia. Znaliśmy się i zgrywaliśmy zarówno w defensywie jak i ofensywie. Znaliśmy swoje role i to miało znaczenie w tym, co robiliśmy i dlaczego odnosiliśmy sukcesy.

Rzucałeś najwięcej trójek w latach 1991 – 1993. Tak narodził się pseudonim „Mad Max”. Wytłumacz mi, dlaczego nie pojawiłeś się w konkursie 3-Point Contest w ramach All-Star Weekend? Chociaż raz?

(śmiech) Wiesz co, wydaje mi się, że NBA zrobiła to, gdyż nawet nie myśleli o tym, żeby „Mad Max” pojawił się w tym konkursie. To było dla mnie dziwne, ale nie chciałem o to walczyć. Prowadziłem w klasyfikacji trafionych rzutów za trzy przez dwa lub trzy sezony. Nie zadawałem pytań, ale domyślam się, że moja reputacja była powodem ich decyzji. Nie byłem pocieszony, ale dalej robiłem swoje.

Jakim liderem był Hakeem Olajuwon? Wspierał was jedynie na sali treningowej i w trakcie meczu, czy też uczestniczył w waszym życiu poza parkietem?

Był świetnym liderem. Przewodził przykładem. Był zawsze przy mnie, gdy tego potrzebowałem. Świetny kolega z zespołu i człowiek. Uwielbiałem z nim grać.

Sezon 1993-94. Co zmieniło się w zespole, że udało się wam sięgnąć po mistrzostwo NBA? Nowi gracze? Mentalność? Inne czynniki?

Mogę powiedzieć, że motywowaliśmy się i wszyscy wiedzieli, co należy zrobić. Mieliśmy kilku nowych graczy, takich jak Robert Horry, Mario Elie czy Carl Herrera. Poza tym byliśmy razem przez długi czas, znaliśmy się i tak właśnie zaczęliśmy tamten rok. Wiedzieliśmy, że to będzie wyjątkowy rok.

W sezonie regularnym wygraliście 58 meczy i zajęliście pierwsze miejsce w Midwest Division. Pokonaliście Blazers w 4 meczach. W półfinałach konferencji spotkaliście się z Phoenix Suns, z Charlesem Barkleyem i Kevinem Johnsonem. Siedem meczów. Trudna seria, prawda?

Przegraliśmy dwa pierwsze mecze w naszej hali. Roztrwoniliśmy 18 punktów prowadzenia w pierwszym meczu i 19-20 punktów w meczu numer dwa. Ktoś wspomniał, że mieliśmy zadyszkę. Potem był wielki mecz numer trzy. Wygraliśmy. Losy serii odmieniły się i wygraliśmy całą rywalizację. Bardzo trudną rywalizację.

4-1 z mistrzami pick&rolla, Karlem Malone i Johnem Stocktonem, a potem – finały. Marzenie się spełniło?

Byliśmy bardzo podekscytowani. Nigdy nie myślałem, że będę grał w finałach NBA. Niesamowite uczucie. Czułem się spełniony.

Jak ciężka była rywalizacja z New York Knicks?

Oba zespoły miały podobny styl gry. Chcieliśmy ich pokonać, a oni nas. Mieliśmy podobne składy. Derek Harper – Kenny Smith. Ja – John Starks. To był świetny pojedynek. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, wiedzieliśmy że skończy się w siedmiu meczach. Musieliśmy utrzymać obrany kurs i mieć nadzieję, że wrócimy do domu na mecz numer siedem. Przewaga parkietu bardzo nam pomogła.

Najbardziej pamiętny moment finałów?

Prawdopodobnie trójka w końcówce, która pozwoliła odskoczyć nam na osiem punktów. To był dla mnie wielki moment.

Nowy sezon, nowe warunki. Jak czułeś się, kiedy Rockets pozyskali w wymianie Clyde’a Drexlera?

Źle się z tym czułem. Osoba z pionu kierowniczego przyszła do mnie i rozmawialiśmy o tym. Byłem przygnębiony. Rozwiązałem to w niewłaściwy sposób. Powinienem zachować się bardziej profesjonalnie niż to, jak postąpiłem, ale nie można cofnąć czasu.

Spędziłeś sześć sezonów w Houston Rockets: 14,9 punktów i 4,3 asysty na mecz. Lepsze i gorsze momenty. Nowy przystanek: Philadelphia 76ers. Jak traktowałeś relację z Jerrym Stackhousem? Mentoring, czy rywalizacja?

Byłem mentorem. Był i jest dla mnie jednym z najlepszych przyjaciół. Nie było między nami rywalizacji. Kochałem go, jak młodszego brata. Ma niesamowitą osobowość.

Ponownie zostałeś graczem Spurs, potem występowałeś w innych sześciu zespołach. Jak wspominasz tamten czas?

To jest rzeczywistość bycia zawodnikiem NBA, i tyle.

W tym roku przypada 25. rocznica pierwszego mistrzostwa zdobytego przez Houston Rockets. Czas spotkania z kolegami z zespołu, rozmów o tamtym sezonie. Jak wygląda życie po NBA dla graczy ze składu Rockets z sezonu 1993-94?

Trudno mi wypowiadać się za innych. Mam cudowne życie, nie mogę narzekać.

Wychowałem się na NBA z lat 90-tych i nie ukrywam, że mam duży sentyment do basketu z tego okresu. Twarda, fizyczna gra. I oczywiście trash-talk. Wiem, że lubiłeś potyczki słowne z MJ’em i Garym Paytonem, więc pewnie znaleźliby się w twoim All-Time Trash-Talkers Team, prawda?

Oni na pewno. Jedni z najlepszych graczy uprawiających trash-talk w historii ligi.

Czyli mamy ciebie, MJ’a, Gary’ego… wciąż masz dwa wolne miejsca. Kogo wybierasz?

John Stockton i Anthony Mason.

Dziękuję za rozmowę

A my za wywiad!

https://www.facebook.com/opowiesciznba/

19 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Świetny artykuł! Przydałoby się coś o największych trash talkerach w historii ligi jeśli nie było tego wcześniej

    (3)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajnie jakby taki obrońca siadł teraz na Hardenika na przykład…Przy zachowaniu ówczesnych przepisów, rzecz jasna…

    (8)
    • Array ( )

      Przy zachowaniu ówczesnych przepisów taki Hardenik też grałby zupełnie inaczej….
      Nie da się tak porównywać. Fakt, że wtedy była bardziej zacięta obrona, ale też inne wyszkolenie techniczne, tempo i sposób gry.

      (2)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Pamietam te finaly…masakryczna obrona …z tego co pamietam to wyniki nie przektaczay 90 pkt…to jeszcze czasy jak w domu byl jeden telewizor w duzym pokoju…budzik na 2:00 ciastka i herbata zeby nie zasnac?

    (10)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Pamietam te finaly…masakryczna obrona…zdaje sie ze wyniki oscylowaly ok 85-90 pkt…pamietam ze ogladalo sie na jedynym tv w domu , nie zaglosno zeby starych nie pobudzić hehe

    (0)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    ależ houston wtedy miało zjebisty skład hakeem -mad max -k. smith -horry i otis thorp. mój ulubiony zespół wszech czasów

    (6)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Stockton to był cichy gnojek taki z wyglądu grzeczniutki ,a jeden z najw. cwaniaków, no i wredny obrońca , nikt nie lubił być kryty przez niego.

    (15)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Moja pierwsza koszykarska miłość ehhh, że tak to się skończyło w Houston. Drexler miał u mnie takiego minusa jak stąd do tamtąd

    (1)
    • Array ( )

      nie przesadzajmy. dobrze pamiętam Maxwella i był to typowy role player. Nie ma szans by w jakimkolwiek okresie NBA (no może w latach 40-50 gdy byłby forpocztą czarnoskórych graczy) stał się gwiazdą ze ścisłego topu ligi.

      (0)
    • Array ( )

      No było. A że nie byłeś świadkiem tamtych wydarzeń i nie doświadczyłeś tamtych emocji to pozostaje ci tylko zgorzkniała, pasywno agresywna postawa i rzucanie pseudo sarkastycznego żarciuku “kiedyś to było”. Dziś “przycięliby” Maxwella do grzecznych standardów ligowych i byłby niezłym rollsem albo nie grałby wcale.

      (1)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    NBA oglądałem już trochę wcześniej ale to był mój pierwszy finał w całości oglądany po nocach…prawie się poryczałem po 7 meczu…i te pudła (mojego ukochanego) Johna Starksa…LATA 90′ RZĄDZĄ!

    (2)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    George Mccloud też dużo trójek rzucał w latach 90-tych. Jest kilku ciekawych zawodników których historie można opisać. Antonio Mcdyees, Jamal Mashburn, Terell Brandon, Alan Houston i wielu innych

    (2)

Skomentuj drizzden Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu