fbpx

Wielkie nadzieje, fatalny błąd: wspomnienie Jaya Williamsa koszykarza NBA

42

Słysząc głosy, że organizm Ziona Williamsona może nie wytrzymać przeciążenia i chłopak będzie zmuszony awaryjnie zakończyć karierę, przypomniała mi się pewna historia. A właściwie dwie. Jej bohaterami także są absolwenci Duke, którym również wróżono wielką karierę w NBA. Niestety, w ich przypadku przygoda z ligą faktycznie zakończyła się o wiele za wcześnie. O pierwszym z nich mogliście czytać tutaj:

O drugim będzie ów tekst. Jason David Williams przyszedł na świat w 1981 roku w New Jersey, czyli rok wcześniej niż nasz Admin. Od małego wykazywał smykałkę do sportów, występując w kilku szkolnych drużynach. W liceum grał w piłkę nożną, siatkówkę i szachy, ale zdecydowanie największy pociąg czuł do basketu. Przez 4 lata liceum był pierwszym rozgrywającym, a w maturalnej klasie wybrano go m.in. najlepszym licealistą stanu oraz powołano do prestiżowego Meczu Gwiazd McDonald’s All-American, w którym zdobył… 20 punktów.

Wielkie nadzieje

Poczynania Jaya od dawna śledzili skauci NCAA toteż chłopak dostał sporo ofert stypendialnych. Wybór padł na Duke University, od wielu lat dowodzonych przez trenera Mike’a Krzyzewskiego. Co ważne, jako freshman Jay szybko złapał wspólny język z kolegami z szatni, wśród których byli między innymi Mike Dunleavy Junior, Shane Battier czy Carlos Boozer.

I choć ekipa nie zdołała zakwalifikować się do Final Four w 2000 roku, Blue Devils powszechnie uznawano za jedną z najlepszych uczelnianych drużyn. Duża była w tym zasługa Jasona, który uzyskiwał średnie 14.5 punktów 4.2 zbiórek 6.5 asyst 2.4 przechwytów oraz 2 bloków. Był w zasadzie kompletnym rozgrywającym: miał pierwszorzędny przegląd parkietu, prędki pierwszy krok, był zwrotny, skoczny, a do tego potrafił rzucać zza łuku. Nade wszystko koszykówka sprawiała mu autentyczną radość.

Do dziś mówię, że nikt nie kochał gry w kosza bardziej niż Jason [coach Collins, asystent Krzyzewskiego]

W drugim sezonie notował już 21.6 punktów i 6.3 asyst, prowadząc zespół do uczelnianego mistrzostwa w 2001 roku. Zgarnął przy tym wszelkie indywidualne wyróżnienia, tak samo zresztą w następnym sezonie, choć Duke odpadło wówczas w regionalnych półfinałach z Indiana Hoosiers.

Mówcie mi Jay

W 2002 roku Williams ukończył studia i przystąpił do draftu NBA. Nietrudno się domyślić, że jako najlepszy zawodnik NCAA miał zostać wybrany z wysokim numerem. Wyprzedził go tylko wielki Yao Ming, nasz bohater jako “dwójka” trafił do Chicago Bulls. Wówczas poprosił, by zwracać się do niego Jay, bo w NBA był już jeden Jason Williams ksywa operacyjna “Biała Czekolada” może ktoś pamięta.

Tego lata pojechał także z reprezentacją USA na mistrzostwa świata w 2002 roku, gdzie Amerykanie zajęli co prawda  odległe szóste miejsce, ale Jay w decydujących spotkaniach z Argentyną i Jugosławią nawet nie ściągał dresów. Brak zaufania selekcjonerów nie zniechęcił włodarzy Chicago szukających nowego lidera, takiego na miarę Michaela Jordana (no cóż, poszukiwania trwają do dziś). W każdym razie Williams był kolejnym graczem (wcześniej zbawienia szukano w osobach Eltona Branda, Rona Artesta i Brada Millera) w którym Bulls upatrywali “kamienia węgielnego nowej epoki”. Jay otrzymał nawet szafkę należącą niegdyś do Jordana, która stała pusta od czasu odejścia MJ-a.

No i co? W meczu otwarcia sezonu 2002/2003 pokonali Boston 99:96, a ich nowy rozgrywający w 33 minuty zaliczył linijkę 13/7/7. Niestety od następnego spotkania jego skuteczność rzutowa zaczęła spadać i musiał dzielić się minutami z grającym do niedawna Jamalem Crawfordem. Jay bynajmniej się nie załamywał i gdy celność zawodziła, pomagał drużynie kreowaniem akcji czy niezłą obroną.


W sumie, pierwszy sezon przyniósł średnie 10/3/5 notowane w czasie 26 minut, dzięki czemu Jay został wybrany do All-Rookie Second Team. Stał się także nowym ulubieńcem fanów. Aby jednak w pełni wykorzystać swój potencjał, musiał pracować. Priorytetem było wzmocnienie nóg, na których ból i ociężałość skarżył się od kilku miesięcy. Bądź co bądź żaden rookie nie jest przyzwyczajony to intensywności 82 meczów NBA.

Zły przykład z Jordana

Inną rzeczą uprzykrzającą życie Jaya była gromada ludzi dookoła, mówiąca mu co może robić, a czego nie. Wiadomo, 22-latek u progu wielkiej kariery, zgarniający 3.5 miliona dolarów za sezon, w dodatku chętny do pracy nad sobą, a tu ktoś mu jeszcze mówi, jak ma żyć? W swojej książce „Life Is Not an Accident: The Memoirs of Reinvention” wspomina:

Chciałem – nie, potrzebowałem – podejmować decyzje samodzielnie, mieć trochę kontroli nad własnym życiem. Symbolem tego była dla mnie Yamaha R6 [Williams]

Zawodnik przyznawał, że wielkie wrażenie robił na nim widok Michaela Jordana, który także był fanem dwóch kółek. Williams nie brał wcześniej żadnych lekcji jazdy i nie miał uprawnień, jak mówi: wystarczyły mu „pieniądze i arogancja”. Ten drugi czynnik z pewnością wziął górę, bo przecież kontrakt z Bulls zakazywał mu jeżdżenia motorem. Niedługo potem poznał grupę, która nocami ścigała się na jednośladach po ulicach Chicago. Jay nie opamiętał się nawet, gdy jeden z jej członków uległ poważnemu wypadkowi.

Zmarnowałem to wszystko!

19 czerwca 2003 roku Williams, wracając ze spotkania z agentem, trzykrotnie pokręcił manetką gazu, aż w końcu usłyszał dziwny dźwięk. Pomyślał, że to coś ze skrzynią biegów i chciał zapanować nad gwałtownie przyspieszającym pojazdem. Chwilę potem przednie koło oderwało się od jezdni, a ułamek sekundy później tylne także straciło przyczepność. Williams, by uniknąć upadku do tyłu i przywalenia przez motocykl, z całej siły docisnął przód yamahy do podłoża. Niestety, było już za późno, żeby zobaczyć słup, w który wjechał z całym impetem. Jay uderzył w niego lewą stroną, wyleciał w powietrze i upadł na ziemię, czując, że nie jest w stanie ruszyć dolną połową ciała. Był przekonany, że oto uszkodził kręgosłup.

Zacząłem płakać i bić w ziemię pięścią. Krzyczałem: zmarnowałem to wszystko! Zmarnowałem to wszystko! [Williams]

I tak mógł mówić o olbrzymim szczęściu -> nie był sparaliżowany. Cudem uniknął także amputacji lewej nogi, w której doszło do przemieszczenia kolana, zerwania wszystkich więzadeł i nerwu w stopie, oderwania ścięgna udowego od kości oraz pęknięcia tętnicy. Do tego doszło przemieszczenie miednicy oraz rozejście spojenia łonowego.

Wyglądało to jak rany, które widywałem u żołnierzy wracających z pola bitwy. Jakby wszedł na minę [chirurg zajmujący się przypadkiem Williamsa]

Na dnie

Po wypadku Williams wrócił do Karoliny Północnej i zamieszkał w pobliżu Duke. Co prawda żaden z kolegów z drużyny Bulls do niego nie zadzwonił, ale zarząd zachował się bardziej niż w porządku. Byki wykupiły resztę kontraktu Jaya (choć mogły od niego po prostu odstąpić) i pomagały w opłacaniu rachunków za leczenie. Jay musiał na nowo nauczyć się chodzić i nawet długotrwała rehabilitacja nie gwarantowała powrotu do sprawności. Nie mógł żyć bez koszykówki, a świadomość, że sam jej siebie pozbawił, wpędziła go w depresję oraz uzależnienie od środków przeciwbólowych i alkoholu. To popchnęło go do ostateczności –> wbił nożyczki w nadgarstek, próbując otworzyć żyły aż do łokcia, ale uratowała go matka.


Dzięki nieludzkiej wytrwałości i samozaparciu zawodnik po latach był w stanie nie tylko wstać z wózka, ale nawet wrócić do basketu. We wrześniu 2006 roku podpisał niegwarantowany kontrakt z New Jersey Nets, jednak organizacja rozwiązała go przed startem sezonu. Williams nie dał za wygraną i dołączył do Austin Toros w D-League. Niestety, organizm nie wytrzymał obciążenia; zawodnik znowu zerwał więzadło udowe. To był koniec realnego myślenia o powrocie do koszykówki.

Nie oznacza to jednak, że Williams całkowicie rozstał się ze sportem. Już po wypadku pracował jako analityk i komentator, a obecnie jest cenionym ekspertem ESPN do spraw koszykówki uniwersyteckiej. Dobrze widzieć, że chłop się nie poddał, choć ludzie pewnie nigdy nie przestaną rzucać do niego zaczepek w stylu „kup sobie kolejny motor”.

Jak według Was mogły potoczyć się losy Jaya, gdyby nie feralna jazda na motorze? Myślicie, że mógłby stać się gwiazdą NBA? Kimś na miarę np. Kyle’a Lowry?

Dajcie znać w komentarzach!

[Jędrzej]


[admin] dopisek być musi, a jakże. Jedna rzecz: przykro patrzeć na wczorajszy tekst Grzegorza na temat Coby White’a, który doczekał się aż 5 komentarzy. Fajnie, że wchodzicie i czytacie, naprawdę, ale to nas zmusza do refleksji nad kontynuacją pisania historii zawodników.

42 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    To ze ktos nie komentuje, nie oznacza, ze nie czyta. Od kilku lat ,zagladam codziennie na GB. Czytam kazdy artykul. A komentowalem moze 3 razy.

    (127)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Admin, co za gość, płaczek jakich mało.
    Zamiast “normalnie” poprosić o zwiększenie ruchu w komentarzach pod danym artykułem, ten wylatuje z szantażem na poziomie podstawówki. Aż się wierzyć nie chce, że rocznik ’82.

    (54)
    • Array ( )

      Admin prosil juz nie raz, nie dwa – widocznie to nie przynioslo zamierzonych skutkow, wiec zmienil narracje.

      Niesamowite ze Polacy przyczepia sie zawsze, do byle czego, byleby sie przyczepic.

      Ile uzytkownikow jest urazonych tonem wypowiedzi – przez internet -_-

      #PoliszMentality

      (-4)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Często go widuję w studiu ESPN, on i Chris Broussard to dwóch ostatnich komentatorów, którzy zamiast drzeć japę mówią konkretnie i na temat. Szkoda go, a z drugiej strony nikt mu żadnej krzywdy nie zrobił, start kariery miał lepszy niż dobry, wystarczyło ciężko pracować, a po pracy leżeć w basenie z koktajlem w ręce. Aż dziwne, że tak kumaty gość skończył w taki sposób. To nie żaden Boogie czy inny debil, tylko wygadany, inteligentny facet. Dziwny jest ten świat.

    (15)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Co do wcześniejszego tekstu o Coby White jak dla mnie czyta się takie artykuły naprawdę bardzo fajnie podobnie jak dzisiejszy a że jest to trochę co innego niż pompowanie balonika LAL to ludzie czytają a mniej komentują

    (13)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    @Admin: odnosnie twojego dopisku…

    szkoda ze nie bierzesz do siebie tego czytelnicy pisza i co by chcieli zebys zmienil w tym portalu.
    Wszystkie pomysly zlewasz

    To teraz nie jęcz.

    gratisowo Ci napisze:
    Kalendarz meczy (wystarczy na 1 dzien do przodu, ale chyba nie ma problemu zeby byl na tydzien, caly sezon)
    Box Score z meczu lub chocby link do niego na ESPN czy innej stronie
    Top gracze z danego meczu i ich linijka pod opisywanym meczem

    jako opcja, link/w tresci : krótkie i długie skróty

    (22)
    • Array ( )

      A tak przez ciekawość po co ci to? Istnieje taki twór jak nba.com i tak prawie wszystko że swojej listy znajdziesz. Jeszcze są statystyki 🙂
      Ten portal dziala na zasadzie subiektywnych opisów spotkań i innych artykułów. I po to ludzie tu wchodzą…

      (2)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Przepraszam, może się czepiam, ale nie ma więzadła czy ścięgna udowego, a ponadto ścięgno i więzadło to dwie zupełnie różne rzeczy.

    (3)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Przykra historia ale mam wrażenie że to kolejny przyklad wybujałego ego młodych ciemnoskórych sportowców, nie dość że olał warunki kontraktu to wybrał maszynę która do dziś zbiera żniwo wśród nie tylko niedoświadczonych ale i wśród motocyklistów z większym stażem , wiem co mówię, jezdzilem R6 i w żadnym wypadku to nie jest dobry pomysł na początek przygody z jednośladami

    (6)
    • Array ( )

      @Majkel298 Nie twierdzę, że to to samo. Jay zerwał więzadła w kolanie (poboczne i krzyżowe), a oprócz tego ścięgno udowe, zwane też czworogłowym bądź ścięgnem mięśnia czworogłowego uda. Dla jasności: chodzi tu o fragment tkanki będący “przyczepem” mięśnia udowego do rzepki kolanowej. Pozdrawiam wszystkich czytelników i dzięki za feedback 🙂

      (4)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Byłem w 2002 roku w Chicago, bardzo duże nadzieję były w związku z jego wyborem w drafcie. Pamiętam, że zaraz na początku sezonu grając przeciwko Jasonowi Kiddowi zanotował solidne triple double na 26 pkt, poprowadził Chicago do zwycięstwa, wyglądał bardzo obiecująco. Z biegiem sezonu przygasł. Szkoda chłopa, ale tak wybrał. Dobrze, że mimo wszystko odnalazł się w życiu, a jego historia może być przestrogą dla innych młodych, wiedzących lepiej.

    (8)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Również w imieniu swoim i innych czytelników proszę, by nie ryzygnowac z cyklu artykułów o zadownikach. Na pewno macie wgląd w liczbę odsłon tych tekstów. Po prostu nie zawsze czytelnik czuje potrzebę ich komentowania. Wierni czytelnicy szanują Waszą pracę, ale widocznie nie każdy ma czas/chęć/pamięć o tym by je jeszcze rzeczowo skomentować. Bo jeśli to mają być komentarze na siłę, typu: “pierwszy” “drugi” itp to czasami lepiej przeczytać, spędzić ten czas na stronie, ale nie silic się na wymuszony komentarz. Standardowe pozdrowienia dla redakcji! 🙂 no offence!
    PS: Admin, kiedy Twoim zdaniem Lakers z żółto-fioletowych przeobrażą się w tych wymarzonych złoto-purpurowych? :p Nawiązuje tu do Twoich ostatnich słów, bo chyba jeszcze wciąż za wcześnie na ten “tytuł” dla nich.

    (4)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Adminie, odpowiadam. Przeczytawszy tekst o Cobym, wpadłem właśnie na taką myśl – trzeba coś napisać, tekst odkrył przede mną nową barwną postać w NBA. Tylko wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, że co ja mogę dodać? – nie widziałem gościa na oczy. Niech odwieczni polscy fani Bulls trochę się postarają, bo Chicago to od dłuższego czasu drugi plan tej ligi dla obiektywnego widza. Nie było na co ponarzekać, to i nikt się nie odezwał. Pozdrawiam. Nie przestawajcie pisać!

    (6)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Dobry artykul! Zawsze takie historie sklaniaja mnie do refleksji, jak latwo mozna zaprzepascic dana szanse. W tym momencie mysle o swoim malym synku, jakie to wazne zeby miec kogos odpowiedzialnego obok siebie, ktory doradzi i podpowie co jest dobre a co zle. Moze gdyby Jay Williams mial kogos takiego obok, kto by mu odradzil taka jazde, znalibysmy troche inna (lepsza?) historie Bullsow..

    Mlodziezy uwazajcie na siebie i myslcie 5 razy o swoich wybrykach!

    (3)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    Bardzo lubię historię o zawodnikach i to nie tylko te związane z basketem i wyjściem z problemów, ale właśnie takie smaczki. Szkoda chłopa bo z taką wolą walki mógł namieszać. Ehhh #co_by_było_gdyby?

    (1)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    Szkoda gościa. Zapłacił za swoją głupotę wielką cenę. Ech… Fajny tekst. Pozdrowienia dla autora.
    ps. Przypominam o trwającym konkursie bez nagród. Szczegóły w poprzednim tekście.

    (0)
  14. Array ( )
    Odpowiedz

    Prośba do Szefa tej strony. Proszę o wklejenie informacji o której dokładnie zamieścił tekst na stronie co bym konkurs do końca przeprowadził. W końcu zwycięzca musi być. Poza tym pierwsza edycja. To wiadomo, prestiż spory więc wszystko musi być tiptop a nie jakieś no i ch.j no i cześć. Z góry dzięki.

    (3)
  15. Array ( )
    Odpowiedz

    Taki Boston to można oglądać. Widać, że chłopakom się chce. Nie przeszkadza im pan “Zapatrzony w Siebie Irving”. W końcu wydaje się, że mają porządnego rozgrywającego – nie niziołka IT, ani primadonnę KI. Kemba świetnym obrońcą nigdy nie był i nie będzie ale na razie przynajmniej chemia jest i gra się zazębia.
    Bucks chcieli ich rozstrzelać zza łuku ale trójka im nie siedzi.
    Giannis znów chwilami bezradny. Skupia obrońców ale z dala od kosza jest mało efektywny.

    (3)
  16. Array ( )
    Odpowiedz

    Uwielbiam GWBA i te artykuly o zawodnikach ,ale prosze was kochani admini , nie robcie rzeczy typu proszenie o komentarze bo to jest sztuczne i dziecinne. <3

    (2)
  17. Array ( )
    Odpowiedz

    Admin – nie macie może opcji, żeby sprawdzić ilość wyświetleń danego artykułu?
    Ludzie nie komentują, bo co mają napisać, jak nie wiedzą nic na temat gościa? “Fajny ten Coby White, życzę mu dobrze”?
    Wiadomo, że po włożeniu sporej ilości pracy w tworzenie artykułu chciałoby się uzyskać jakiś feedback. Zastanowiłbym się mocno nad ocenianiem artykułów za pomocą kciuków, tak jak w przypadku komentarzy. Jeśli boicie się, że ktoś wyłapie za dużo kciuków w dół – zawsze można dać opcję samego tylko lajkowania.
    Artykuły bardzo fajne, róbcie dalej co robicie!

    (13)
  18. Array ( )
    Odpowiedz

    Curry ponad miesiąc przerwy.
    Ma złamaną rękę. Zobaczymy jak spisze się drużyna pod jego nieobecność.
    Strasznie szkoda mi obecnych Warriorsów .

    (1)
  19. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Admin już są 23 więc jest lepiej. Niektórzy chyba tutaj nie rozumieją, że nie tylko klikalność się liczy, ale właśnie też samo udzielanie się klikających, które później można przełożyć na większy $ od reklamodawców, bez których nie byłoby tego portalu. Tylko…co wtedy będziemy czytać? Think about it 😉

    (0)
  20. Array ( )
    Odpowiedz

    Dobry tekst, ciężaru MJ-a nikt nie uniesie a duże pieniądze i próba oderwania się od rzeczywistości nie mogła się skończyć dobrze

    (0)

Skomentuj Pike Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu