fbpx

Bobby Hurley: za szybki nawet na Dream Team

24

W jego Toyotę 4Runner wbił się stary Buick, pędzący drogą bez włączonych świateł. Hurley, jadący bez pasów, wyleciał z samochodu na zewnątrz.

99% takich wypadków kończy się śmiercią [jeden z lekarzy opiekujących się Hurleyem]

Oprócz zerwanych więzadeł w kolanie i połamanego nadgarstka (dwa kluczowe stawy dla koszykarza), Hurley doznał złamania pięciu żeber, zmiażdżenia krtani, zapadnięcia obu płuc, pęknięcia łopatki i jednego z kręgów i był solidnie potłuczony. Zdołał się wykurować i spędził w lidze jeszcze kilka lat, ale nigdy już nie powrócił do pełnej sprawności. W Sacramento, jako rookie był nominalnym starterem, ale po wypadku nigdy już nie wyszedł z roli rezerwowego. Z ligą pożegnał się w styczniu 1999, a statystyki z jego kariery, czyli 3.8 ppg i 3.3 apg zupełnie nie przystają do potencjału, jaki w nim widziano. No cóż, nie każda historia kończy się happy endem.

Dziś Hurley jest trenerem Arizona State i nie rozpamiętuje wypadku, za który sprawca, Daniel Weiland, przeprosił go dopiero po 18 latach.

Dałem sobie spokój, myślę, że to była po prostu nieuwaga z jego strony, nie miał intencji skrzywdzenia kogokolwiek… [Hurley]

Może i nie, ale kurde, Bobby… wierzę, że szalone lata 90-te z Tobą w pełnej dyspozycji byłyby jeszcze bardziej widowiskowe.

[BLC]

~~

Masz androida? Pobierz naszą appkę mobilną i przeglądaj GWBA wygodniej!
https://play.google.com/store/apps/details?id=com.headcoder.mgwba

1 2

24 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    “Za szybki na dream team”- czyli jednak da się pokonać tą legendarną obronę lat 90 szybkością. Kto wie, może jednak Golden State 2016 pokonałoby Bulls ’96?

    (43)
  2. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    No cóż, jazda bez pasów to też trochę jego nieuwaga.

    Najbardziej szkoda takich talentów, można powiedzieć zmarnowanych, przez jakieś zdarzenia nie zależne od nich samych.

    (12)
  3. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    I takich koszykarzy powinniśmy żałować…
    To nie z jego winy był wypadek, a ucierpiał na tym cholernie.
    Czemu żałujemy najbardziej i najgłośniej tych, którzy ćpają, chleją – tych którzy sami sobie robią krzywdę?
    Nie wiedziałem nawet o istnieniu takiego Bobiego, ale teraz go zapamiętam na pewno.
    Wielki Szacun!
    BLC dzięki 😉

    (28)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Gość: Tommy: 7.1 ppg, 6.1 apg, 1.8 rpg, 37% z gry, 80% FT, 26 min/mecz. Raz miał double-double, 5 meczów na poziomie 10+ pkt.

    (21)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Niezły artykuł, nigdy nie słyszałem o tym meczu, jako że bardziej interesowały mnie zawsze bieżące wydarzenia z NBA a jej historię poznawałem raczej powierzchownie. Nasunęły mi sie dzięki niemu myśli a propos odwiecznych kłótni dotyczących tego, że rzekomo kiedyś grali prawdziwy, męski basket a dzisiejsze ekipy nie miałyby najmniejszych szans w starciu z ówczesnymi twardzielami. Przykład tego małego, białego rozgrywajka pokazuje, że równie dobrze mogłoby być odwrotnie. Koszykówka po prostu ewoluowała, poszła w innym kierunku. Tacy gracze jak np Malone czy Ewing w takim samym stopniu mogliby zdominować dzisiejszych zawodników swoją siłą, jak Curry, Paul czy Westbrook mogliby zdominować tamte legendy swoją szybkością i zwinnością, na które oni na pewno nie byliby przygotowani. Tak samo jak nie byli gotowi na Hurleya w tym feralnym meczu 😀

    (6)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    “No cóż, nie każda historia kończy się happy endem.

    Dziś Hurley jest trenerem Arizona State”

    Ja tu widze happy end 😀

    (1)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Gdyby nie rozpad ZSRR i Jugosławii, “Dream Team” wcale nie byłby taki “dream”. Gdyby Marciulionis, Sabonis, Volkov i reszta mogli grać w jednej drużynie, poważnie zagroziliby Amerykanom. Tak samo Vlade Divac i Drazen Petrovic. ZSRR pokazało, co można zrobić z USA (m. in. Robinson, Richmond, Majerle) w 1988.

    (-1)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    @ julius – w 1988 – jak wcześniej grali w reprezentacji “college Kids” właśnie. W 1992 – zawodowcy w tym wielokrotni mistrzowie NBA – pod wodza wybitnego trenera. Może nie wygrywali by średnio 40 pkt. ale wynik mógłby tylko jeden. Widziałem to na żywo w TV, a potem z trenerem roztrząsaliśmy niemal każdy mecz na VHS (wiecie co to ? 😉 – więc wiem, co mówię 😉 To była koszykówka zespołowa najwyższej próby grana przez mistrzów nad mistrzami w fenomenalnej formie fizycznej.
    Oni byli lepsi pod każdym względem, a ich rywale do tego często traktowali ich jak nadludzi.
    W 1992 DT był nie do pobicia. Kropka.
    Co do Hurleya – to wówczas (1992) był prospekt na miarę następcy Stocktona – ocena graczy DT była najlepszą rekomendacją.
    BLC – napisał mało drastycznie – to był niemal śmiertelny wypadek – np. zapadniecie się płuc- to stan krytyczny. Ponad pól roku w szpitalu, kilkanaście operacji ponad rok rehabu. Sukcesem był powrót to zawodowej gry. Sukcesem na miarę Mistrzostwa Świata.
    To moim zdaniem najbardziej jaskrawy przypadek gracza z rodziny “wouldda/shouldda”.
    A co do jazdy bez pasów: w USA od lat 80 montowano powszechnie poduszki powietrzne ogromnej wielkości (tzw. Full Bag) – które zgodnie z fałszywym, acz powszechnym i istniejącym do dziś przekonaniem mają wystarczyć (bo są duże, amerykańskie…). Do dziś duża część amerykanów nie używa pasów, choć przepisy (i zdrowy rozsądek) tego wymagają (od późnych lat 90 dopiero).
    Działanie Bobbiego – to nie głupota, ale zwykła praktyka tamtego czasu.

    (3)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    @idoru- ależ oczywiście, że byli nie do pobicia, natomiast nie wygrywaliby tak łatwo. Poza tym, wśród “college kids” w ’88 było kilku przyszłych All-Stars, a mimo to przegrali z ZSRR.

    (0)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    @ julius – clou to jest fakt że w 88 w Team USA grali zieloni ok. 20 latkowie (amoatorzy z NCAA) których kilku zostało potem AS (a chyba tylko Admirał i Richmond więcej niż raz). A W drużynie Radzieckiej – grały same wygi (w praktyce sami zawodowcy z najlepszych lig Europy), co znali się jak łyse konie. W 1992 – DT to były wygi nad wygami, każdy (za wyjątkiem Laetnera) kilkukrotnym AS. A i jeszcze jedno: w 88 Sabas był sprawny. W 1992 bardziej przypominał tego “kloca” który grał potem w Portland w każdym zagraniu kipiąc koszykarskim IQ i żalem za utraconą sprawnością …
    A Team z 88 ograł także w pojedynkę Oscar Schmidt w turnieju przedolimpijskim… więc nie porównujmy gruszek z jabłkami 😉

    (0)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Myslalem ze juz wiem wszystko o dzisiejszej NBA oraz ze ogarniam lata 90-te. Jako fan nigdy o bohaterze artykułu nie słyszałem… Zaskoczyłeś mnie obnażeniem mojej niewiedzy i poziomem artykułu 🙂 dołączam sie do bandwagonu. Zajebisty art, 10/10. #BLCMVP

    (5)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    Swoją drogą ciekawe dokąd zaszliby Bulls, gdyby na motocyklu chyba jeszcze przed swoim rookie season nie rozwalił się Jay Williams… I tak gdybać można sobie w nieskończoność…

    (1)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    Watson – dokąd zaszliby Celtics, gdyby nie śmierć Lena Biasa . Apropo pasów – takiego szczęścia po ich niezapięciu i wylocie z auta nie miał pół roku wcześniej Drażen Petrović…

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu