fbpx

Biali, którzy nie musieli skakać: Chris Mullin

19

Od dawna miałem w planach napisać o nim artykuł, a Wasze komentarze dały mi tylko kopa do pracy. Blisko 18 tysięcy punktów, 4 tysiące zbiórek i asyst. Zazwyczaj w tej serii opisuje niziutkich, zwinnych, błyskawicznie przebierających nogami rozgrywających. Mullin to zupełnie inny typ zawodnika. Prawie 2 metry wzrostu i 90 kg wagi, ale skakać nie musiał wcale. Pracował głową, techniką, trójką. Na co komu latanie nad obręczą, kiedy jesteś królem parkietu. Poznajmy historię pełną emocji, problemów alkoholowych i czystych trafień. Oto jak nikomu nie znany białas stał się gwiazdą basketu oraz członkiem legendarnego Dream Team I.

Brooklyn in my game

Mullin przyszedł na świat na Brooklynie w 1963 roku. Nie było jeszcze klubu Nets, a koszykarskie życie Nowego Jorku skupiało się w pękającej w szwach Madison Square Garden, gdzie swoje mecze rozgrywali Knicks. Bohaterami koszykarskiej sceny byli Walt Frazier i Earl Monroe. Królowie życia, zapewniający rozrywkę całemu miastu. Właśnie tych dwóch zawodników podglądał od małego młody Chris.

Jego idolem był również Larry Bird oraz John Havlicek, na którego cześć sam nosił numer 17. Jako zawodnik Mullin słynął z twardego i nieustępliwego charakteru, które ukształtowało jego dzieciństwo. Jako młodziak podróżował na Bronx i Harlem, gdzie większość stanowili Afroamerykanie. Domyślacie się, że białemu dzieciakowi z Brooklynu w tamtych czasach nie było łatwo przedostać się na boisko, a co dopiero złoić miejscowym wirtuozom streetballu tyłki w prawdziwym meczu.

Ministrant

A w łojeniu czyjegoś tyłka był naprawdę niezły. Zaczynał w turniejach diecezjalnych, szkołę średnią zmienił z uwagi na lepszy program koszykarski. A ponieważ rósł ponad rówieśników, a w łapie miał automat, zdobywał furę punktów wkrótce zostając uznanym najlepszym graczem licealnym stanu.

Podczas jednego z letnich obozów wypatrzył go niejaki Lou Carnesecca, członek Hall o Fame. To on namówił Chrisa by dołączył do lokalnego St. John’s University. Pierwszy sezon: 16.6 punktów czyli rekord szkoły wśród freshmanów. Kolejny sezon to awans do Final Four oraz 20 punktów w każdym meczu. Trzy lata uczelni przyniosły trzykrotne powołanie do All-American Teams, odpowiednika All-NBA Teams w lidze NCAA. Jednym słowem: kosił niesamowicie. Popatrzcie:

Alkohol

Po takiej karierze na studiach, tylko wojna nuklearna mogła powstrzymać go od wysokiego wyboru w drafcie, do którego przystępował tuż po wygraniu nagrody Johna R. Woodena, dla najlepszego gracza akademickiego. Z jedynką jego ukochani Knicks zdecydowali się na Patricka Ewinga, Mullin został wybrany z siódemką, przez najbardziej aktualnie znienawidzoną drużynę NBA, Golden State Warriors.

W Oakland z pozycją w drużynie nie poszło mu już tak łatwo. W liceum i na uczelni był prawdziwą gwiazdą na której spoczywał ciężar zdobywania punktów. Tutaj, przez pierwsze 3 sezony jego rola ograniczała się grania jako spot-up shooter. Co nie zmieniało faktu, że jego wartość dla drużyny była ogromna. Średnio 16.4 punkty, 2.5 zbiórki, oraz 3.3 asysty na 49% wieszczyły mu świetlaną przyszłość. Momentem przełomowym była zmiana na stanowisku trenera, w zespole pojawił się Don Nelson, a Chris został przesunięty na niskie skrzydło.

Niestety, nieustający ciężar psycho-fizyczny, monotonia zawodu koszykarza oraz nie najlepsze wzorce poskutkowały uzależnieniem od alkoholu. Na nic zdały się lata edukacji chrześcijańskiej, rady oraz prośby najbliższych. Popijał w samotności. W końcu przyznał się trenerowi. Opuścił kilkanaście treningów, po czym został zawieszony i udał się na odwyk.

Run TMC

Nie złamało go to, a wręcz przeciwnie, po tym okresie przypadają największe triumfy Mullina. Przez 5 sezonów z rzędu, licząc od 1988 zdobywał średnio przynajmniej 25 punktów i 5 zbiórek w każdym meczu! Jego gra miała wymierny wpływ na to, że przez te 5 lat Wojownicy ani razu nie opuścili Playoffs. Razem z Mitchem Richmondem i Timem Hardawayem tworzyli zabójcze trio pod pseudonimem „Run TMC”.

Korzenie nazwy sięgają do popularnej hip-hopowej grupy Run-D.M.C i tak jak D.M.C i Run wchodzili w bit, tak Mullin i spółka wchodzili w głowy przeciwników. Zero litości. Zabójczy, firmowy, ostry jak przecinak crossover Hardawaya, kompleksowe wyszkolenie Richmonda i fenomenalny Mullin jak sekator przecinali kolejne gałązki, które napotkali na swojej drodze. Duża w tym zasługa, Chrisa, który w tym czasie 5 razy był nominowany do All Star Game, dwa razy do All-NBA Second Team i raz do All-NBA First Team. Ta ostatnia nominacja zbiegła się w czasie z innym dosyć istotnym wydarzeniem, nie tyle dla samego Mullina co dla całego koszykarskiego świata. Rok 1992, legendarny „Dream Team”. Jordan, Pipen, Stockton, Bird, Magic, a wśród nich chłopak z Brooklynu. Jak niszczarka, złapali i wypluli w skrawkach wszystkich swoich przeciwników, sięgając po złoty medal igrzysk olimpijskich.

1993

Czemu ten rok jest tak ważny? Bo to właśnie od tamtej pory zaczęły się problemy Mullina. Don Nelson zdecydował się na wymianę, dzięki której pozyskał „jedynkę”, czyli Chrisa Webbera. Od tego czasu, zaczęły się również zdrowotne problemy świeżo upieczonego złotego medalisty igrzysk. Scenariusz zawsze był ten sam. Kontuzja, dramatyczna walka o powrót, kilka meczów i kolejna kontuzja. To wszystko przyczyniło się do tego, że jego wkład w zwycięstwa stawał się coraz mniej zauważalny, a do on sam został wrzucony do szuflady podpisanej “zadaniowiec”. Jego minuty topniały jak lód w 30 stopniowym upale, co w końcu musiało zaowocować transferem. Niestety NBA to biznes. W 1996 wylądował w Indiana Pacers za Ericka Dampiera i Duane Ferrella.

Jego kariera pod wodzą kolegi z Dream Teamu, Larrego Birda powoli chyliła się ku końcowi. Jedynym pocieszeniem było zwalczenie urazów. Po transferze, Chris wystąpił we wszystkich 82 spotkaniach, osiągając średnio 11.3 punktów w meczu, wydatnie przyczyniając się do awansu Pacers do finałów konferencji, gdzie dostali w papę od Bulls. Od następnego sezonu jego miejsce coraz wydatniej zajmował Jalen Rose, a Mullin powoli usuwał się w cień swojej, jakby nie patrzeć pięknej, ale gorzko-słodkiej kariery.

Ball is life

Jeżeli myślicie, że od tamtej pory grzecznie siedzi przy kominku oglądając seriale to grubo się mylicie. Pracował jako asystent i w kierownictwie Golden State Warriors. Następnie zwerbowali go Sacramento Kings, ale żadna z tych posad nie dawała mu pożądanej satysfakcji. Pewnego dnia w 2015 roku myśląc o swojej złamanej w pewnym punkcie karierze, złych nawykach czy alkoholu, wygodnie leżał na swojej skórzanej kanapie. Cały domowy mir diabli wzięli kiedy z mocą armaty zadzwonił jego telefon.

Wyrwany ze swoich przemyśleń Mullin nie spodziewał się raczej, że to dyrektor uczelni St. Johs, który prawdopodobnie ponownie da mu radość w życiu. Zaoferowano mu posadę głównego trenera. Umówmy się, St.Johs z jednej z najlepszych drużyn NCAA za czasów Mullina stali się bardzo miernym zespołem, ale już jego w tym głowa, żeby ten stać się zmienił. Może wpajać młodym adeptom basketu, będącym u progu dorosłego życia wartości, dzięki którym nie pogubią się w swoim życiu, a do tego dysponuje potężnym autorytetem. W pierwszym sezonie, osiągnęli fatalny bilans 8-24, ale już w tym poprawili się o 6 wygranych, co pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Do dziś rzuca lepiej niż zawodowcy z NBA

Patrząc na karierę tego zawodnika, czuć ogromny podziw, ale również niedosyt. Uczucia mieszają się jak w mikserze, a to dlatego, że pomimo tylu przeciwności losu potrafił być tak fenomenalnym zawodnikiem. Dla wielu może być przykładem, który nie poddał się w chwilach zwątpienia. Zawsze walczył o to, żeby być panem sytuacji, czy to w życiu, czy na boisku. Niesamowicie inteligenty gracz, który rozkładał swoim wyszkoleniem technicznym na łopatki połowę ligi. Facet, który może być skarbnicą tego jak postępować w życiu i po prostu dobry człowiek, walczący ze swoimi słabościami, po prostu Biały, który nie musiał skakać.

[Adam Szczepaniak]

Na koniec łapcie ofertę wyprzedażową Square Shop PL. Jeśli szukacie łapci na lato, mają kilka fajnych pozycji w dobrych cenach:

http://www.gwba.pl/Square-Promo

19 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja miałbym taką prośbę, czy dałoby radę zwiększyć czas pomiędzy dodawaniem kolejnych artykułów? chodzi o to żeby doprowadzic dyskusje, która ewentualnie wywiązuję się podartykułami do końca. Gdy ktoś teraz napisze coś ciekawego pod poprzednim artem, jest mała szansa na uzyskanie odpowiedzi.Dzięki, pozdrawiam

    (-43)
    • Array ( )

      Gościa wybrali do Dream Teamu… Chyba wystarczająca rekomendacja.

      (45)
    • Array ( )

      Pozwól, że spytam: ile masz lat, pamiętasz go, śledziłeś NBA i jego grę na bieżąco, czyli w tamtych czasach, czy znasz go tylko z Youtube’a?

      (4)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Świetne są te artykuły ala Stare Kroniki NBA. Genialnie się to czyta i można bliżej poznać ciekawe historie z życiorysu koszykarskich legend. Ogromny szacun za wkład i serce, które czuć w tych tekstach. Gdyby zebrać wszystkie te historie i anegdoty o tych tuzach ówczesnego basketu, zgarnęlibyście Panowie miliony za wydany bestseller. Świetna robota i czekamy na więcej !

    (4)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Dostali w papę od Chicago.Tylko,że redaktorze było 4-3 i mecze były wyrównane,więc nie rozumiem tego zdania.Napisane bez przemyślenia,żeby było.

    (-2)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Akurat buty na lato które wrzuciliście to chyba na jesień bo przewiewność 0% w nich więc powodzenia w chodzeniu w 30 stopniach

    (0)
  5. Array ( )
    wielmozny pan P 26 maja, 2017 at 15:54
    Odpowiedz

    na osobny artykuł zasługuje temat treningów, jakie przeprowadzał Chris Mullin walcząc z uzależenieniem i już później.

    wielogodzinne, ekstremalne sesje rzutów do kosza i dźwigania cięzarów, oto co wyciągnęło tego dżina z butelki, w którą nieszczęsliwie wpadł.

    (10)

Skomentuj Pootie Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu