fbpx

Facundo Campazzo: nie chciałem żałować, że stchórzyłem

16

Facundo Campazzo znalazł czas przed wylotem do Stanów, żeby opowiedzieć dziennikarzom o swoim spełniającym się marzeniu o grze w NBA, nadziejach oraz wyzwaniach na kolejny sezon. Ten 29-letni argentyński rozgrywający próbował już szczęścia w drafcie NBA, ale w 2013 nie znaleźli się chętni, żeby zaofiarować mu angaż. Dziś, mając ze sobą worek trofeów z Euroligi, hiszpańskiej Liga Endesa i sukcesy międzynarodowe, dołącza do ekipy Denver Nuggets.

Podsumowując go tylko za rok 2019 i 2020 mamy:

  • Mistrzostwo Hiszpanii 2019
  • Puchar Hiszpanii 2020
  • Super Puchar Hiszpanii (2018-2020)
  • MVP Finałów Ligi Hiszpańskiej (2020)
  • All ACB League First Team (2019 i 2020)
  • MVP Pucharu Hiszpanii
  • MVP Super Pucharu Hiszpanii (2019, 2020)
  • Srebro na Mundialu w Chinach

Facundo Campazzo będzie trzynastym Argentyńczykiem w NBA. Do Stanów przyjeżdża w towarzystwie żony Consueli i córki Sary. Kibice na całym świecie cieszą się, że będą mogli oglądać jego wielki talent na najznamienitszej z koszykarskich scen. Bo to, że Campazzo jest koszykarskim fenomenem na arenie międzynarodowej, nie podlega żadnym wątpliwościom.

#Czy dociera do ciebie to, co wydarzyło się w ostatnich dniach?

To z NBA jeszcze do mnie nie dotarło, to coś o czym śniłem, ale mierzenie się w ostatnich dniach z tym wszystkim, przeprowadzka całą rodziną, lokum, ubrania itp… kompletny chaos. Ale jestem dobrej myśli, czekam aż cała nasza trójka będzie już w nowym miejscu przygotowana na całą tę zmianę w naszym życiu.

#Ta sytuacja była dosyć złożona i daleka od normalności. Gdyby nie zawirowania pandemiczne, kontrakt podpisywałbyś w lipcu, a potem spokojnie zaczynał sezon na przełomie października i listopada. Teraz praktycznie z madryckiego parkietu trafiasz do szatni Nuggets, zmieniasz koszulkę i zaczynasz preseason, a za trzy tygodnie normalne rozgrywki. Niezłe tempo…

Tak jak mówisz. Niestety, nie żyjemy w idealnym świecie, więc wyszło tak, że grałem jeszcze ostatnie trzy miesiące w Madrycie, to coś czego bardzo chciałem początkowo uniknąć, żeby nie szkodzić ekipie. Decydując się na to nie wiedziałem jeszcze jak zakończy się sprawa z NBA, więc stresowałem się, chcąc uniknąć jakichś komplikacji. Muszę jednak powiedzieć, że koledzy z Madrytu zareagowali na tę sytuację bardzo dobrze, pozwolili mi się zaaklimatyzować i w ogóle. Początkowo chciałem uniknąć tych trzech miesięcy, ale patrząc w kalendarz dzisiaj nie zamieniłbym ich na nic innego, bo były bardzo owocne.

#Co sprawiło ci w ostatnim czasie największą trudność?

Najgorsze było to funkcjonowanie z dnia na dzień. Trudno było nawet położyć się spać, odpocząć, bo w głowie wciąż analizowałem wszystkie możliwe scenariusze, dobre i złe. Ta niepewność była najgorsza. Trudno było też zebrać się na trening czy mecz, dlatego, że początkowo nie nastawiałem się na to, że jeszcze dołączę do drużyny, a okazało się, że gram w każdym meczu. Ale koledzy bardzo mi pomogli i wiele mi ułatwili. Na samym boisku było już łatwiej, człowiek koncentrował się na tym, żeby dobrze grać, wykonać zadanie. Aczkolwiek musiałem przełamać się nieco, żeby grać na maksa. Jeśli jednak bujałem za dużo w obłokach, żona z rodziną umiała sprowadzić mnie na ziemię.

W swoim liście pożegnalnym do kibiców Realu użyłeś słowa “sen”. Kiedy on się rozpoczął i kiedy NBA pojawiła się w twoim życiu?

Gdy byłem chłopcem i grałem w kosza z chłopakami z dzielnicy… kiedy układaliśmy podest, żeby doskoczyć do obręczy i zrobić wsad, chcieliśmy być jak Vince Carter… albo oglądaliśmy nagrania ze Stevem Nashem, Jasonem Kiddem, Tracym McGradym… zawodnikami, którzy brylowali w tamtych czasach. Cały pokój miałem oplakatowany. Niektóre z tych plakatów wiszą do dzisiaj, ale większość wyrzuciła już moja mama. To wtedy, za dzieciaka, wszystko się zaczęło. Wówczas to marzenie zaczęło we mnie wzrastać. Z biegiem lat tylko przekonywałem się do tego, że chcę grać w basket. Po Municipal, Unión Electrica i Peñarol przyszedł czas na Real.

“To była niesamowita przyjemność występować u Twego boku” – Campazzo

Gdy dołącza się do takiego zespołu jak Real, masz wrażenie, że jeśli tu się pokażesz z dobrej strony, to jest szansa, że trafisz do NBA. Pomógł również Mundial 2019, gdzie dobrze wypadliśmy z reprezentacją i każdy zawodnik, który udanie się zaprezentował mógł liczyć na różne propozycje. Wtedy mniej więcej NBA zaczęła mi znów chodzić po głowie, nie chciałem później mówić, że zakończyłem karierę i nie spróbowałem. Rodzina, którą stawiam zawsze na pierwszym miejscu, okazała mi wsparcie i jakoś to wspólnie pchaliśmy do przodu.

Wcześniej, jeszcze za czasów gry w Peñarol, używałeś określenia “obsesja” w kontekście gry w NBA. Z draftem nie wyszło, trafiłeś do Madrytu i twierdziłeś, że ten rozdział już zamknięty. Czy Mundial był tu punktem zwrotnym w kwestii chęci gry za oceanem?

Z pewnością bardzo pomógł. Duża scena, ogromne zainteresowanie, gra piłką… ale byłem też świeżo po odnowieniu kontraktu z Realem, w owym okresie żaden klub NBA nie wykazywał mną zainteresowania. Ale minął Mundial, dobrze wypadliśmy i mówię “warto spróbować”, zróbmy wszystko tak, żeby potem nie mówić, że można się było postarać bardziej.

Jak myślisz, dlaczego wypadło na ciebie, dlaczego się udało? Zawsze było w związku z tobą jakieś “ale” począwszy od wzrostu, który krytycy zawsze ci wypominali…

No cóż, to sport wysokich, więc jeśli pojawia się gracz niższy, musi dać z siebie odpowiednio więcej, pracować nad swoją fizycznością, wyróżniać się, przez dłuższy czas zachowywać szczyt formy. Zawsze musiałem mierzyć się z takimi komentarzami (odnośnie wzrostu) odkąd zacząłem grać w basket. Pewnego dnia powiedziałem sobie po prostu “gram żeby zamknąć im gęby”. Nie jest to jednak cała prawda, ponieważ moja motywacja jest pozytywna. Gram, bo to kocham, to mi wychodzi i tylko to umiem robić. Moi krytycy zawsze koncentrowali się na kwestii wzrostu, obrony i rzutu za 3. Natomiast ja swoją dzisiejszą pozycję budowałem krok po kroku, nie pominąłem żadnego etapu, dużą pomoc otrzymałem od agenta, Claudio Villanuevy, który zawsze dobrze mi doradzał. Przede wszystkim jednak dużo pracowałem. Harowałem jak wół, żeby znaleźć się tu, gdzie jestem.

#A gdyby chętnych było więcej? Dlaczego Denver?

Było więcej chętnych, rozmawiałem z Timberwolves, z Pablo Prigionim i byli zainteresowani. Były telefony z Nowego Jorku. Myślę, że padło na Denver bo to najmocniejsza z tych ekip, gotowa walczyć o najwyższe cele tu i teraz. Mają duży poziom talentu i świetnego trenera w osobie Mike’a Malone. Najwięcej wagi przykładam teraz do adaptacji […] to inna liga, inny poziom, będę musiał wspiąć się na wyżyny, poprawić swoją grę. Tu gra się inaczej. To najważniejsza rzecz, na jakiej się teraz skupiam.

Kwestia narodowości kolegów też pewnie miała znaczenie, co? Jedna gwiazda serbska, druga kanadyjska…

Tak oczywiście. Denver jest, można śmiało powiedzieć, zespołem o tożsamości bardzo międzynarodowej. Bardzo się cieszę na myśl o dołączeniu do zespołu. Nie znam Nikoli czy Jamala osobiście, ale graliśmy przeciw sobie w reprezentacjach. Łatwiej będzie przełamać lody.

#Jakiej roli w drużynie upatrujesz dla siebie?

Przede wszystkim skupię się na obronie, jak zawsze czyniłem w nowych klubach w początkowym okresie. Chcę wnosić na parkiet energię, wolę walki, wszystko to, co nie wychodzi zawsze w statystykach, a jest solą koszykówki. W poprzednich klubach przyzwyczajony byłem do tego, żeby grać dużo z piłką w rękach, tu będzie inaczej, muszę poprawić grę bez piłki, mówię to głośno. Na tym się skupiam, ale jest wiele rzeczy do poprawy.

Co w NBA budzi twoją ciekawość, może lekki strach? Czego najbardziej chcesz doświadczyć na własnej skórze?

Wszystkiego po trochu. Przez sześć lat grałem w Madrycie, wielkim klubie, byłem w czołówce FIBA. Ale jechać na mecz do Madison Square Garden czy Staples Center albo grać przeciw Stephenowi Curry’emu… to jeszcze dla mnie nieodkryte doświadczenia. Interesuje mnie ligowa codzienność. Jak zawodnicy budują tak wysoką formę, jak żyją z dnia na dzień, jakie mają nastawienie psychiczne, jak pracują… To wszystko bardzo mnie intryguje.

#Kto zacz

Za oceanem, czekając na przybycie Facundo, mówi się o nim jako o Milosu Teodosiciu w wersji turbo i bardziej atletycznej. Zastrzeżenia budzi jego wzrost (180 cm) i skuteczność zza łuku, w najlepszym europejskim sezonie kształtująca się na poziomie 39%, ale zwykle niżej. Z pewnością będzie potrzebował trochę czasu by fizycznie i kondycyjnie doszusować do kolegów ze szczebla NBA. Niemniej, woli walki i umiejętności ofensywnych, tak penetracyjnie jak i w kwestii podań mu nie brak.

Sezon NBA startuje 22 grudnia.

[BLC]

16 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie mogę doczekać się już sezonu. Tyle ciekawych zmian i nowych nabytki! Camoazzo pokazał na mundialu kawał koszykówki, dawno takiej finezjii nie było w NBA!

    (6)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie chce być złym prorokiem, ale przed przyjściem Teodosicia do NBA było podobne, ogromne nadzieje tu może być podobnie.

    (9)
    • Array ( )

      NBA, to pomijając już poziom rywalizacji, to znacznie wyższy poziom chociażby ze względu na ilość spotkań do rozegrania, ich długość, a także samego boiska, które jest chyba większe i ma inne linie za 3. W Europie gra się chyba na zasadach WNBA.

      (-8)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja mam obawy jak jeden z kolegów który przypomniał Teodosica. Raz że trener nie za bardzo chcieal mu dawać grać to jednak trochę inaczej gra się w NBA. .. Nie wiem czy gość fizycznie będzie w stanie usatac w obronie bo w ataku raczej sobie poradzi… Trzymam kciuki

    (3)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Wydaje mi się, ze Facundo jest jednak zdecydowanie twardszy niż Teodosic. Nie chodzi mi o podatność na kontuzje, ale charakter. Nie będzie „pękał” przed próbującymi go zdominować mentalnie przeciwnikami. Wiadomo, w obronie będzie ciężko 180cm i niska masa tu nie pomogą, ale gdyby grał napastliwie, powiedzmy w stylu Stocktona, to się wybroni. Spodziewam się kilku akcji w top ten i jestem bardzo, bardzo ciekawy jego współpracy z Jokicem. Będzie śmiesznie jak Nikola będzie rozgrywał i podawał do Facundo?

    (7)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Pamietajmy że przechwyty tez się liczą jako gra w obronie, a ten gość na pewno umie grę czytać. W odniesieniu do Teodosicia, który dostał się do NBA już jako zaawansowany wiekowo facet, który nadrabiał techniką, co niestety nie zawsze pomaga w unikaniu kontuzji, a Campazzo jest w swoim „prime”, również ma technikę na poziomie, do którego wielu czarnych braci nie będzie miało nigdy podejścia, to jest nabity jak lufa karabinu. Życzę mu wielkich sukcesów, myśle ze oglądanie go w kreowaniu akcji na zmianę z Jokerem, będzie nie lada gratką dla wielu oglądających NBA, oby tylko zdrowie dopisało. B.

    (8)
    • Array ( )

      Teodosic miał 30 lat, był jeszcze większą gwiazdą w Europie i nie poradził sobie. Campazzo ma 29 lat, więc argument wieku z dupy. Nabity jak lufa karabinu? Raptem 85 kg, w nba biorą tyle na biceps. Wzrost 180… Przy całej sympatii, ale moim zdaniem skończy jak Huertas

      (8)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja z kolei jestem bardzo ciekaw jego gry z Nikolą. Dwóch tak łepskich facetów na boisku będzie bardzo ciekawym doświadczeniem. Denver może być jednym z mocniejszych faworytów do Finałów.

    (2)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Szybko skończy się na graniu ogonów po kilka minut w meczu i wróci do Europy gdzie jest gwiazdą. Czy ktoś sobie wyobraża aby Campazzo pokrył Curry’ego, Lillarda, Irvinga czy Westbrooka. Brakuje mu 10 cm wzrostu i 20 cm rozpiętości ramion, tego nie przeskoczy nawet wysokim koszykarskim IQ.

    (3)

Skomentuj Mirek z Ostrzeszowa Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu