fbpx

Isaiah Rider – mistrz

16

Isaiah “J.R.” Rider przyszedł na świat w 1972 roku w Oakland w Californii, miejscu do którego po II wojnie światowej napłynęła większość afro-amerykańskich robotników zatrudnionych w przemyśle zbrojeniowym. Łagodny klimat i liberalne rządy sprawiły, że Oakland i okolice stały się jednym wielkim tyglem kulturowym, co z kolei przełożyło się na poziom przestępczości, najwyższy w całych Stanach.

Piszę o tym nie bez kozery, gdyż jak się przekonacie JR Rider nie jest tylko i wyłącznie dobrym bohaterem tej opowieści, a pochodzenie musiało wywrzeć na nim spore piętno. Od dziecka był wysportowany, radził sobie zarówno w kosza jak i baseball, a że wyrósł z niego chłop na schwał (196 cm) ostatecznie wybrał basket. Do tego, pokaźna muskulatura uczyniła go jednym z najbardziej atletycznych chłopaków na dzielni. Problem w tym, że ledwie zaliczył liceum i mimo fantastycznych warunków fizycznych, z samymi dwójami nie załapał się do koledżu. Wkrótce też wyleciał ze szkoły policealnej, a do sądu wpłynęła przeciw niemu sprawa o pobicie. Na szczęście skończyło się na zawiasach. W szkółce letniej za uszy naciągali mu średnią by mógł uzyskać minimum potrzebne na wyższą uczelnię. Oczywiście nie dał rady, ale po odwołaniu do komisji edukacji – jako obiecujący sportowiec, w kolejnym semestrze był już w składzie uniwersytetu w Nevadzie. Dlaczego wzięli do składu przygłupa? Oto dlaczego…

[vsw id=”tjTTWzPMhjQ&feature=related” source=”youtube” width=”600″ height=”485″ autoplay=”no”]

Jak widać na parkiecie radził sobie doskonale, ale poza boiskiem nie było już tak dobrze. Nieustannie pisano na niego skargi. Że jest agresywny, zaczepia innych i ściąga na sprawdzianach. Któregoś razu spędził noc w więzieniu za to, że rzucił mlecznym szejkiem w twarz kasjera. Dostał waniliowy, a przecież wyraźnie prosił o truskawkowy. Mimo to, jako doskonały talent nie miał problemów z dostaniem się do NBA. Minnesota Timberwolves wybrali go z 5. numerem w drafcie 1993 roku. Przed nim byli tylko: Penny Hardaway, Chris Webber, Jamal Mashburn i wielkolud Shawn Bradley.

JR zaczął znakomicie, załapał się do All-Rookie first team, wygrał konkurs wsadów i wciskał sporo punktów. Drugi sezon miał jeszcze lepszy, zdobywając średnio ponad 20 punktów na mecz. Tyle, że strasznie kłócił się z trenerem. Na jego korzyść przemawiał jednak ten rzut… rzut tamtej dekady.

[vsw id=”nxblJIAbGIc&feature=player_embedded” source=”youtube” width=”600″ height=”485″ autoplay=”no”]

Kolejny sezon? Więcej kłótni i napaść. Tak jest, JR potraktował z buta menedżera baru, który na dodatek okazał się być kobietą… Wkrótce został zatrzymany za posiadanie marijuany. A trzy tygodnie później aresztowano go za hazard na ulicy w Oakland. Tego już było za wiele, Timberwolves wysłali go do Portland. Jego trzy sezony w Blazers można podsumować następująco: w sezonie 97′-98′ miał średnią prawie 20 punktów/mecz, dostał kolejny wyrok za posiadanie narkotyków i trzy-meczową karę za oplucie kibica. Wymienione incydenty musiały jednak ujść uwadze genialnym właścicielom Atlanty Hawks, którzy zaproponowali wymianę Ridera za swojego czołowego gracza Steve Smitha.

Efekt? Hawks z czwartego miejsca w playoffs spadli na samo dno, w kolejnym sezonie wygrywając zaledwie 28 spotkań. Pobyt Ridera w Atlancie miał oczywiście swoje ciekawe akcenty: opuszczone treningi, groźby śmierci pod adresem Dikembe Mutombo oraz więcej aresztowań. Władze NBA próbowały skierować go na terapię antynarkotykową, ale odmówił. Poszedł dopiero, gdy rypnęli mu karę 200 tysięcy dolarów za palenie trawy w pokoju hotelowym w Orlando. Kiedy któregoś razu spóźnił się na mecz, zawieszono go na 3 spotkania. Po tym incydencie JR domagał się zwolnienia. Hawks przystali na tą propozycję z ulgą. Tylko kibice byli rozczarowani. Hawks przez kolejnych dziewięć lat nawet nie powąchali playoffs.

To byłoby na tyle. Rider nigdy nie powinien już był wystąpić na parkietach zawodowej ligi. Jednak zaintrygowani ogromem jego potencjału Los Angeles Lakers uwierzyli, że Phil Jackson będzie potrafił utrzymać go w ryzach, podobnie jak kiedyś stało się z Dennisem Rodmanem. Mitch Kupchak aż zacierał ręce z podekscytowania. Niemal za darmo udało im się pozyskać wielki talent. Nawet JR zdawał się być zadowolony. Nareszcie wracał w swoje rodzinne strony… Rezultat? Średnia 7,6 punktów, spóźnienie na mecz z San Antonio i pięcio-meczowe zawieszenie za brak przystąpienia do antynarkotykowego testu. Phil nie wziął go do składu na playoffs, ale Lakers i tak zdobyli tytuł. W ten sposób JR został najbardziej niezasłużonym mistrzem NBA wszechczasów.

Na koniec szansę dali mu Denver Nuggets, wrzucał 40% oddawanych trójek, ale coś musiało być na rzeczy bowiem zwolniono go po 10 spotkaniach. Wtedy złożył przysięgę, że jeszcze do NBA powróci. Do dziś tego nie uczynił, ale dzięki Wikipedii mamy małą listę jego highlightów:

* W 2006 został oskarżony o porwanie. Wciągnął do samochodu kobietę wbrew jej woli. Mimo, iż otrzymał sądowy zakaz zbliżania się do tej dzielnicy, kilka tygodni później spowodował w niej wypadek chcąc uniknąć kontroli policyjnej. * W 2007 przyznał się do posiadania ko%ainy oraz próby ucieczki przed policją. Został skazany na 7 miesięcy aresztu. * W 2008 znaleziono u niego broń palną, na którą rzecz jasna nie miał pozwolenia. Próbował też ukraść auto. Dwa miesiące później skazano go za nieprzestrzeganie postanowień sądu, przekazywanie policji fałszywych informacji oraz jazdę z nieważnym prawkiem. * W 2010 zatrzymany za napaść na własną narzeczoną, a parę tygodni później za porwanie swojego jednomiesięcznego synka. Tak jest moi drodzy, JR Rider ma na koncie więcej spraw o porwanie niż tytułów mistrzowskich, ale pierścień na palcu nosi. A teraz powiedzcie to Charlesowi Barkleyowi…

[vsw id=”JNR_CQceUDg” source=”youtube” width=”600″ height=”485″ autoplay=”no”]

16 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    a tak w ogóle, zabawna rzecz: Hawks wygrali więcej spotkań w skróconym sezonie 98/99 (31-19) niż w normalnym, gdy dołączył Rider (28 z 82, jak napisaliście:). Pamiętam tamtych Hawks ze Smithem, Mutombo i Blaylockiem, siali niezły postrach na zachodzie. Może i źle zrobili, że sezon wcześniej oddali Laettnera, którego do Dream Teamu IV też za darmo przecież nie powołali. Może to nie był skład na mistrza, bo wiemy kto wtedy rozdawał karty w lidze, ale na solidne 50 wygranych na bank.

    (0)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    gosc rzucal sobie po 20 punktow od niechcenia..slawa,kasa i jak w wileu takich przypadkach bywa chora glowa i goraca krew;/;/jakis czas temu mailem okazje zobaczyc z nim wywiad w ktorym przyznawal sie do swoich bledow,zapewnial ze zmienil sie na lepsze…i chcialby wrocic znow do NBA:p no $?;p

    (0)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    @ Gość;)
    zobacz kolego, Ty masz rację i ja mam rację. nie możemy obaj mieć racji? a no możemy:) prawdę napisałeś, Laettner był jedynym niezawodowcem w Dream Team One. Ale w 1998r. powołano na MŚ FIBA w Grecji tzw. The Dirty Dozen, który licząc kolejno byłby właśnie czwartym dream teamem. Chłopaki jednak nie zagrali przez lockout. Ale skład był gotowy, i gdyby wystartował, tworzyliby go tacy wymiatacze jak:
    Tim Duncan, Tim Hardaway, Vin Baker, Gary Payton, Terrell Brandon, Kevin Garnett, Tom Gugliotta, Grant Hill, Allan Houston, Christian Laettner, Glen Rice oraz Chris Webber.
    no złoto raczej w kieszeni:)

    (0)

Skomentuj BLC Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu