fbpx

Biali, którzy nie musieli skakać: Mark Price

14

Wiem, że weszliście tutaj w oczekiwaniu na old-schoolowy tekst przywołujący sylwetkę kozaka z lat 90-tych, ale najpierw pan Collin Sexton. Właściwie żaden pan, gówniarz z rocznika 1999! Mixtape doskonale odzwierciedla jego szaloną naturę i wielki talent. 188 centymetrowy atleta, od miesięcy w strukturach młodzieżowej kadry USA. Na koncie statuetka MVP mistrzostw świata U17! Wychodził z ławki automatycznie podnosząc poziom energii i intensywności. Nie potrzebuje zasłon, jest szybszy i bardziej plastyczny niż Dennis Schroeder, ale do kierowania zespołem jeszcze chyba nie dorósł, hehe. Agresor, kiedy widzi obręcz chcę ją urwać. Nieokiełznany niczym Russell Westbrook, pasja i żądza mordu bije z oczu. Nie mogłem się powstrzymać, żeby Wam go pokazać, łapcie:

That’s all we do, buckets around here. Nothing but buckets, yo!

 

No dobra, lecimy!

Biali, którzy nie musieli skakać: Mark Price

Historia faceta, który w równaniu sławy znalazł się po złej stronie barykady. Miejsce było dobre, ale czas zły. Miał być za wolny i nadmiernie kalkulujący, żeby grać w basket na poziomie NBA. A gdy już się załapał wieszczono mu status transferowej zapchajdziury. Jak to uniósł? Zapraszam do lektury.

Samolot do Georgii

Urodził się w malutkim i przytulnym mieście, Bartlesville, w Oklahomie. Co ciekawe, w tym samym miejscu na świat przyszedł zakiszony gdzieś w słoiku Emeka Okafor. Pamiętacie? Kawał chłopa, wspólnie z Chrisem Paulem tworzyli fajny duet w Nowym Orleanie. Wracając do Price’a, nie miał łatwo od samego początku.

Z racji parametrów nie zwracano nań uwagi, musiał krzyczeć, prosić trenerów, walczyć o przynależność. Jego marzenia o grze zawodowej brzmiały jak żart, pamiętajmy: NBA lat 80-tych było na wskroś siłowe, oparte na fizyczności, a nastoletni Mark oscylował w granicach 180 białych jak mąka centymetrów.

Tak na przykład Jordan miał łapy jak czerpak do żyta i plastyczność kota dachowego, a i tak musiał w liceum poczekać aż urośnie. Gdyby nie wzrost powyżej pupy by nie uskoczył. W przypadku Marka było inaczej, wyróżniał się łbem, koszykarskim IQ i techniką. To podobało się trenerom, mało to razy słyszałeś zza linii bocznej gromkie: “uspokój grę”?

Kolejno musiał zademonstrować, że odnajdzie się w starciu z dwumetrowymi kolosami. Spisał się na tyle dobrze, że z rodzinnej Oklahomy wysłano go samolotem do Georgii, gdzie stypendium sportowe zaoferowało Georgia Tech. Tak oto rozpoczęła się jego przygoda z całkami nieoznaczonymi i pozostałymi urokami uczelni technicznej. Oczywiście żartuję, priorytetem był basket, szkoła “wydała na świat” m.in. Chrisa Bosha, Imana Shumperta, Derricka Favorsa czy Stephona Marbury.

Shooter

Price od zawsze miał w łapie procę i generalnie rozumiał jak to powinno wyglądać i działać na parkiecie. Wzrost nie był żadną wymówką. W swym pierwszym sezonie na uczelni zdobywał przeszło 20 punktów w meczu, a trójki ciskał na 44% skuteczności.

Dalej kazano mu się bardziej skupić na robieniu gry, średnie zjechały do 15-17 punktów, ale skuteczność była jeszcze lepsza (50-53%). Studiował pełne 4 lata, wieczorami na parkiecie wojował z umięśnionymi olbrzymami, rankiem z matematyką. Do dziś jest dumą uczelni, która zawiesiła jego jersey pod kopułą McCamish Pavilion, gdzie może go oglądać prawie 9 000 fanów.

Za wolny na NBA

Biorąc pod uwagę jego karierę na uczelni powinien być pewnym wyborem pierwszej rundy draftu, jednak eksperci skutecznie obniżyli jego pozycję, aż do drugiej rundy i 25. picku, z którym sięgnęli po niego Cavaliers. Swoją drogą, przed nim poszli między innymi #2 Len Bias #3 Chris Washburn, #4 Chuck Person… znacie prawda?

Mówiąc o drafcie z 1986, warto zauważyć, jak beznadziejne były to wybory. Spośród 24 nazwisk I rundy tylko dwóch jest naprawdę godnych zapamiętania, jedynka czyli Brad Daugherty, Dell Curry i ostatni pick czyli Arvydas Sabonis. Pomiędzy nimi było 21 graczy. Dwóch nie zagrało w NBA nigdy, a reszta to maksymalni zadaniowcy. Ironią losu jest fakt, iż w kolejnych rundach zgromadził się prawdziwy talent: Mark Price, Dennis Rodman, Drażen Petrović, Jeff Hornacek, Kevin Duckworth…

Nie wiem czy to kwestia szczęścia czy przypadku, ale skauci Cleveland wykonali kawał roboty wybierając Marka. W uporządkowanych strukturach NBA, mogąc skupić się wyłącznie na podnoszeniu kwalifikacji koszykarskich tylko poprawił swoje zdolności. Z początku brakowało pewności, a przede wszystkim minut, ale 6.9 punktów i 3 asysty to i tak nieźle jak na gościa z drugiej rundy, prawda? Przełom nadszedł w drugim sezonie, kiedy stał się wyjściowym rozgrywającym: 16 punktów na 54% skuteczności plus rozdawał 6 asyst. Za wolny?

The Shot

W 1988/89 Price jako drugi gracz w historii (po legendarnym Larrym Birdzie) dołączył do klubu 50-40-90. Wiecie o co chodzi: trójki na przynajmniej 40%, 50% z gry i 90% rzutów wolnych. Robił przy tym średnio 19 punktów na mecz, rozdawał 8.4 asyst co zaowocowało powołaniem do All-Star Game. Dodam, że do tej pory jedynie siedmiu ludzi dołączyło do tego „elitarnego” klubu.

Czemu napisałem, że pojawił się po złej stronie barykady? Pamiętacie „The Shot”, czyli legendarny rzut Jordana który zakończył sezon Cavaliers? Trzeci w tabeli Cavs podejmowali szóstych Bulls. Pierwsza runda rozgrywana była do 3 zwycięstw, a po czterech meczach mieliśmy remis 2:2, wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatnim spotkaniu…

Price i spółka grali kompetentny basket, jeszcze kilka sekund przed końcem prowadzili jednym punktem. niestety na ich drodze stanął G.O.A.T.  Sądzę, że niejednemu zawodnikowi tamtych Cavaliers po nocach śni się lewitujący Jordan:

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

14 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    jak ja uwielbiam te serię! uwielbiam czytać i marzyć. bo mimo warunków mi nigdy nie będzie dane stanąć na żadnym parkiecie. pozdrawiam, u propsuje serdecznie

    (14)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie rozumiem kpin z Lena Biasa czy Chucka “Rifle” Persona. Jeśli autor uważa ich za nieznanych, tym gorzej dla niego…

    (4)
    • Array ( )

      Transmisje wszystkich meczów Final Four NCAA w Polsacie Sport.

      Terminarz turnieju:

      noc z soboty na niedzielę polskiego czasu (1/2 kwietnia)
      godz. 00:00 polskiego czasu: mecz półfinałowy Gonzaga – South Carolina
      godz. 02:40 polskiego czasu: mecz półfinałowy North Carolina – Oregon

      noc z poniedziałku na wtorek polskiego czasu (3/4 kwietnia)
      godz. 03:00 polskiego czasu: mecz finałowy

      (1)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    sugerowanie że Chuck Person był anonimowym graczem w NBA a potem pisanie że Kevin Duckworth był prawdziwym talentem…. ej no sorry.
    w tym drafcie wybrany był też Ron Harper, który zanim trafił do Bulls był świetnym strzelcem i na pewno nie zadaniowcem, którym z kolei był wymieniony wśród zawodników godnych zapamiętania Dell Curry.
    czy nie zapamiętano w NBA Scotta Skilesa (nr 22 draftu) bo chyba on ma rekord ligi w liczbie asyst w jednym meczu?

    (7)

Skomentuj Tower_23 Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu