fbpx

Matt Barnes: dekada wzlotów i upadków

18

Jeden z amerykańskich portali sportowych pokusił się ostatnio o zrobienie rankingu wszystkich zawodników z tegorocznych finałów. Jego zajawka brzmiała “Od Matta Barnesa do LeBrona Jamesa, ale kto pomiędzy?” Bohater niniejszego artykułu sklasyfikowany był na ostatniej pozycji ex aequo z Dahntayem Jonesem i opisany słowami “to niemal zbrodnia, że któryś z tych gości zdobędzie w tym roku tytuł NBA”.

#Historia zatacza koło

No cóż, zbrodnia w majestacie prawa, można powiedzieć. Dla większości ekipy Warriors tegoroczna kampania odbywa się pod hasłem zmazania hańby przegranej w poprzednich finałach. Kevin Durant odbywa zaś osobistą wyprawę do panteonu największych graczy w historii i, zdaniem wielu, już jest najlepszym graczem tej ligi:

Jedyny w swoim rodzaju, gracz na miarę generacji. Ma 206 cm wzrostu, rzuca trójki, umie wejść na kosz, zapakuje nad tobą, rzuca z półdystansu… naprawdę, ma tak wiele w swoim arsenale (…) Może być obecnie najlepszym graczem na świecie [Paul Pierce]

No dobrze, a gdzie w tym wszystkim Matt Barnes? Statystycznie, jego wkład w grę jest póki co niewielki. Nie szukając za daleko, jedynie niecelna trójka uchroniła go od zdobycia “tryliona” (w żargonie NBA jest to mecz, w którym jedyną odnotowaną statystyką jest czas spędzony na boisku, reszta to same zera) w meczu numer dwa.

Do Warriors trafił na początku marca, w zasadzie tylko dzięki, albo raczej “przez” kontuzję Kevina Duranta. By zrobić miejsce dla Matta, GSW pożegnali Jose Calderona, zaledwie dzień po podpisaniu z nim kontraktu! Hiszpan nie narzekał, były to najszybciej zarobione 392 tysiące dolarów w jego życiu.

Wracając do Matta Barnesa, jego powrót na “stare śmieci” stanowi udane dopełnienie kariery. Przypomnijmy, w Golden State grał dokładnie przed dekadą i nawet dziś jest zdania, że tamci “We Believe” Warriors rozciągnęliby rywalizację z tegorocznymi do siedmiu spotkań, a zwycięzcą byłby ten, kto oddałby ostatni rzut w serii. Co Wy na to?

#Pani Barnes i sportowe talizmany

Nie muszę Wam chyba tłumaczyć, jak przesądni są koszykarze NBA, bo widzicie to praktycznie na każdym meczu. Buty popisane flamastrem, numer na koszulce, specjalne przedmeczowe rytuały… to wszystko ma znaczenie i traktowane jest jako swego rodzaju magiczny talizman.

Dla wielu kolegów z drużyny, takim talizmanem jest właśnie Matt, będący jedynym ogniwem łączącym obecnych Warriors z tymi z 2007. Sentyment Matta do klubu Wojowników wynika również z przyczyn osobistych. Otóż Golden State to ostatnia drużyna, w której oglądała go grającego jego zmarła matka.

Przypomnijmy, w playoffs 2007 Golden State, ekipa 42 wygranych, pokonała w pierwszej rundzie rozstawionych z numerem pierwszym Mavericks w sześciu grach, by następnie ulec Utah Jazz 1-4.

Fun Fact: istotnym zawodnikiem w ekipie ówczesnych Jazz był niejaki Derek Fisher, obecnie kochanek ex-dziewczyny Barnesa, Glorii Govan.

Gdy końca dobiegło dla Matta koszykarskie lato 2007 i rozpoczął się nowy sezon, otrzymał on telefon, który zmienił jego życie na zawsze. Jego matka zadzwoniła poinformować go, że wykryto u niej raka płuc. Barnes, jak sam wyznał swego czasu w wywiadzie, płakał po tej rozmowie całą noc, jednak na drugi dzień obiecał matce, że razem jakoś przez to przejdą. Nie był to pierwszy raz, gdy los doświadczał ich w ten sposób. Nieco wcześniej wszyscy razem wspierali w walce z nowotworem matkę Glorii i wówczas rodzinie udało się wygrać z chorobą. Tym razem było jednak inaczej. Czwarte stadium, bez szans, mimo najlepszej opieki. Anna Barnes zmarła 26 dni po swej rozmowie telefonicznej z synem. By uczcić jej pamięć założył on fundację Athletes vs. Cancer.

Baron Davis, kumpel z ówczesnego składu, wspomina, że z Anną żył jak z własną ciotką. Cała ekipa była wówczas jedną wielką sportową rodziną. Mama Matta chciała nawet by pochować ją w koszulce Warriors, ale prośba ta nie została ostatecznie spełniona. Stworzono jednak specjalny jersey upamiętniający Annę Barnes.

#Kiss, kiss, bang, bang!

Gdy pisałem wcześniej, że Barnes wrócił “na stare śmieci” nie miałem na myśli tylko i wyłącznie jego powrotu do klubu Warriors. Chodziło mi również o strony rodzinne. Barnes jest z Californi. Urodził się w Santa Clara, gdzie jego stary był jednym z ważniejszych dilerów w okolicy. Po tym jak Henry Barnes wdał się w strzelaninę z dwoma policjantami idącymi do jego domu z nakazem przeszukania, rodzina przeprowadziła się do Sacramento. Tam Barnes grał w futbol amerykański, chodząc do białej (przynajmniej taką miała opinię) Del Campo High School. Jego mieszany rodowód (czarny ojciec, biała matka) był powodem gróźb od lokalnych przedstawicieli Ku Klux Klanu, którzy straszyli śmiercią zarówno Matta jak i jego siostrę.

#Charakterny

Środowisko, w jakim się wychował, z pewnością odcisnęło na nim swe piętno. Dziś Barnes ma w lidze opinię gościa z trudnym charakterem. Nic dziwnego, lista jego przewin jest długa jak paragon z supermarketu. Za obrażanie matki Hardena dostał 25 000 $ kary. Drugie tyle liga wlepiła mu za przepychanki z Ibaką.

Kolejny raz z 25 koła zielonych Barnes wyskoczył po rzuceniu butelką z wodą w publiczność, a takich historii jest więcej i więcej. Matt Barnes zasłynął też przemocą domową, prowadzeniem pojazdu bez uprawnień i groźbami pod adresem funkcjonariusza policji. Jego beef z Docem Riversem, za czasów gry w Clippers, urósł już do miana legendy…

Doc nigdy mnie tam nie chciał, byłem pierwszym transferem lata. Dosłownie nie mógł się doczekać [Barnes]

…a historia z Derekiem i Glorią to materiał na niezłą telenowelę (BTW: słyszeliście, że Fishera zatrzymali ostatnio wiozącego pannę po pijaku?). Barnes był też swego czasu przesłuchiwany przez policję po tym jak rzekomo dusił kobietę w dyskotece i rozdał kilka razów wtrącającym się “do rozmowy” jegomościom. Jako koszykarz Sacramento Kings zaliczył też burdę w Nowym Yorku, do spółki z DeMarcusem Cousinsem. Ogólnie rzecz biorąc, charakterny chłopak.

#Role player

Barnes nigdy nie był materiałem na gwiazdę. Zwłaszcza teraz, grając za plecami Duranta i Iguodali, nie ma co liczyć na dużo minut na boisku. Nie przeszkadza mu to. Nie szuka poklasku, nie unosi się pychą. Robi swoje, ma do tego odpowiednie nastawienie.

Już nigdy nie będę w pełni szczęśliwy, ale ten gniew pcha mnie do tego, by wyjść na boisko i robić różnicę [Barnes]

I powiem Wam jedno. Nawet jeśli niektórzy uważają, że zdobycie przez niego tytułu będzie zbrodnią, to dla mnie, kibicującemu w tej serii LeBronowi, byłoby to swego rodzaju (niewielkie) pocieszenie.

[BLC]

18 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Moim zdaniem, to nie żadna zbrodnia, należy mu się. Wiele razy pokazywał, że jest ważnym ogniwem, dużo razy wspierał kluby w problemach, chociażby Memphis w PO rok temu, ma swoj unikatowy charakter.

    (7)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Po co autor wstawił po raz kolejny wypowiedź Paul “Wheelchair” Pierce’a, jako jakikolwiek argument w rywalizacji LBJ-KD? Ten gość nienawidzi LeBron’a i zawsze będzie starał się wbić szpilkę w jego osobę… To tak jakby słuchać co Isiah Thomas (ten oryginalny) ma do powiedzenia na temat MJ’a…
    LeBron robi 32/12/10 grając w zespole o 2 półki gorszym ale jasne… KD, który ma z 15 łatwych punktów na mecz jest lepszy… O tym, że bierze się pod uwagę Leonard’a już nawet nie wspomnę…
    LBJ > Leo > KD > … > NBA

    (3)
    • Array ( )

      Jeszcze tydzień temu każdy przeciwko Warriors był pyszny i mówił jak to James nie wyjaśni drużyny z Oakland, a teraz nagle usprawiedliwienie, że gra w słabszym zespole… xD

      (22)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Panowie mamy finały – powinniście zalewać nas artukułami o TYM a tu jeden art z opisem meczu – jeszcze na gorąco i potem jakieś małe wzmianki. żadnych konkretnych analiz ani opinii środowiska nba o tym, no nic! co jest ?

    (-3)
    • Array ( )

      To powiedz o czym chciałbyś przeczytać co jeszcze nie zostało napisane.

      (1)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    np Dray dzwonił do KD pogadać o jego przejściu zaraz po przegranym 7 meczu finałów rok temu – takie ciekaostki powinny byc tu a stronie

    (9)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Fisher grał w Jazz? Ciekawy fakt, pamiętam go od zawsze w LA Lakers i potem chwilę w OKC 🙂
    Dobry art, dzięki chłopaki! Czas w pracy milej płynie jak się przeczyta dobrą lekturę 🙂

    (9)
  6. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    “I powiem Wam jedno. Nawet jeśli niektórzy uważają, że zdobycie przez niego tytułu będzie zbrodnią, to dla mnie, kibicującemu w tej serii LeBronowi, byłoby to swego rodzaju (niewielkie) pocieszenie.”
    Podbijam w 100% + Dawid West

    (13)

Komentuj

Gwiazdy Basketu