fbpx

Moses Malone: wielki człowiek o małych rękach

19

Zawodników NBA po zakończeniu kariery można podzielić na kilka kategorii. Jedni najzwyczajniej w świecie już nie grają, więc znikają nam z medialnego horyzontu. Inni wciąż kręcą się wokół ligi, zazwyczaj z trenerskim gwizdkiem lub dziennikarskim mikroportem na piersi. Tych “znikniętych” też można na na kilka różnych grup rozbić. Najprościej na legendy, gwiazdki, szaraków i “popsute zabawki”, czyli tych, których zwichnięte kariery doprowadziły do poważnych problemów życiowych.

Bohater niniejszego artykułu, Moses Malone, za sprawą swojej gry przynależy bezapelacyjnie do kategorii legend. Własna tabliczka w Springfield, którą odsłonił w 2001 roku, świadczy o tym najdobitniej. Niemniej, gdy niesieni falą nostalgii wspominamy najznamienitszych graczy lat 80’tych, trafiamy przeważnie na takie nazwiska jak Jordan, Bird, Jabbar, Johnson, Thomas, Erving i inni, lecz Moses Malone pojawia się w tych wyliczankach nieco rzadziej. Niniejszy artykuł ma za zadanie tę lukę w pewnym stopniu zapełnić, przybliżając sylwetkę tego wspaniałego zawodnika. Raz już próbowałem mu oddać na naszych łamach sprawiedliwość, czyniąc go bohaterem tekstu z serii Mistrzowie Fachu, sprawdźcie jak radził sobie pod tablicami człowiek nazywany Chairman of the Boards. Mistrzów fachu polecam odświeżyć sobie również z innego powodu, znajdziecie tam nieco więcej statystyk, w tym tekście stawiam natomiast bardziej na opowieść, mam nadzieję, że Was nie zanudzę, enjoy.

Mistrzowie fachu: Moses Malone a.k.a. Chairman of The Boards

#Genes

Jeśli mierzyć potencjał wzrostowy dziecka na podstawie wzrostu jego rodziców, to Malone zadatki miał, ale raczej na dżokeja, bo jego staruszkowie nie przekraczali 170 cm. Realia Petersburga w Virginii w połowie lat pięćdziesiątych były niczym w piosence Jaya Z “Hard knock life” i rodzina Mo nie była tu żadnym wyjątkiem. Mama Mosesa szybko rozstała się z ojcem dziecka, bo częściej niż ją przytulał butelkę. Osamotniona próbowała związać koniec z końcem zarabiając poniżej 100 dolarów na tydzień, co wówczas stanowiło poziom niżej-średni.

Mo od samego początku wykazywał smykałkę do sportu, trenując football i koszykówkę ze wskazaniem na to drugie. Od razu było widać, że ma talent do zbierania piłek z tablicy, bo walczył pod obręczami z zaciekłością, jakiej mało kto się po nim spodziewał. Chłopak był bardzo cichy, introwertyczny wręcz, przez co notorycznie brano go za nieśmiałego a nawet mniej inteligentnego niż był w istocie.

Jeśli nie potrafisz się dobrze wysłowić, będą cię brali za głupszego niż jesteś. Moses zdawał sobie z tego sprawę, cholera, on wiedział też że [jako zawodnik] stanowi swego rodzaju produkt. Ten biznes jeszcze tak nie wyglądał w tamtych latach, ale on to zrozumiał na długo przed wszystkimi [anonim]

#Ora et labora

Jego mottem było “im mniejsze grono wokół ciebie, tym mniej gadania i mniej problemów”. Być może to stanowi pewnego rodzaju wyjaśnienie tezy postawionej we wstępie, że Moses często pomijany jest w różnego rodzaju gwiazdorskich wyliczankach, pomimo bycia jednym z boiskowych prominentów epoki w której NBA przerodziła się z ligi na skraju bankructwa w popkulturowy fenomen i maszynkę do zarabiania przeogromnych pieniędzy. Jego boiskowa aktywność w NBA przypadają dokładnie na sezony od 1974/1975 do 1994/1995.

Zanim jednak trafił do NBA, był jednym z tych, snujących się po okolicznych parkach i boiskach, obdartych ale uśmiechniętych dzieciaków, ganiających za pomarańczową piłką do późnych godzin nocnych. Od samego początku marzył o karierze profesjonalisty, a ubijanie kolan na asfalcie miało mu tę drogę umożliwić. Traktował to zajęcie na tyle poważnie, że, jako dziecko, biorąc piłkę pod pachę mówił mamie, że “idzie do pracy”. W biblii, która była jedną z niewielu książek, jakie posiadali w domu, zrobił odręczne notatki. Najpierw napisał, że będzie najlepszym graczem rozgrywek szkolnych w kraju, potem dopisał, że zamierza przejść od razu na zawodowstwo, z pominięciem nauki w koledżu.

45 zbiórek

Podczas rozgrywek szkolnych zebrał w jednym meczu 45 piłek z tablicy, co stanowi zawrotną liczbę nie tylko ze względu to ile tych zbiórek było, ale również na fakt, że ten wysoki dzieciak (ostatecznie osiągnął 208 cm) rączki miał drobniutkie niczym szop pracz. Genetyka, która odpuściła mu ze wzrostem, upomniała się o swoje w tym miejscu. Moses nie był w stanie pewnie złapać piłki jedną ręką, co jak na gościa o jego gabarytach było rzeczą niecodzienną.

Miał jednak Moses silne uda i tyłek nie od parady, dzięki czemu potrafił przepychać się w walce o zbiórkę w pomalowanym. Był smukły, przez co też zwinny, miał boiskowy spryt, dobrą koordynację i siłę, która zaskakiwała walczących z nim przeciwników. Jego szkoła przez ostatnie dwa lata jego nauki, nie przegrała ani jednego spotkania.

#I nie wódź nas na pokuszenie…

Jego wyczyny w rozgrywkach młodzieżowych spowodowały, że zaczęli się nim interesować przedstawiciele rozmaitych uczelni. Dla przedstawiciela Uniwersytetu w Maryland, Leftiego Driessella, o mały włos nie złamał zapisanych w domowej biblii ślubów. Driessell, legendarny coach NCAA, a dzisiaj już nobliwy staruszek (rocznik 1931), zdołał namówić Malone’a do podpisania listu intencyjnego do Maryland. Pozostali rekruterzy odpadli w przedbiegach, gdyż wszyscy popełnili ten sam błąd. Przez wzgląd na biedę, w jakiej Moses się wychował, próbowali po prostu go przekupić, licytując się tylko nawzajem kwotami. Jedynie Driessell zainteresowany był zbudowaniem z Mosesem jakiejkolwiek relacji. Chociaż ze ściągnięcia chłopaka do Maryland nic nie wyszło, ich przyjaźń przetrwała długie lata. Driesell nie tylko pomagał Mosesowi podpisać pierwszy kontrakt w NBA, ale stał się jednym z jego najlepszych przyjaciół, aż do przedwczesnej śmierci zawodnika w 2015 roku. Jak na zrządzenie losu, tego dnia mieli się spotkać.

Był dla mnie jak przyjaciel i syn jednocześnie […] Otrzymałem telefon, [nazwisko nie pada] mówi mi “trenerze, mam złe wieści”. Pytam o co chodzi, więc mówi “jestem w motelu z Mosesem, nie mogłem dostać się do niego do pokoju. Zszedłem więc do recepcji, wpuścili mnie i on nie żyje, leży w swoim łóżku martwy”. Rozkleiłem się i zacząłem płakać. [Driessell]

#Ziemia obiecana

Drużyna Utah Stars z Ligi ABA zaoferowała Mo’ i jego matce coś, czego żaden uniwerek nie mógł. Niewyobrażalne dla nich pieniądze. Za pięcioletni kontrakt zaoferowali mu 3 miliony dolarów, ale popełnili ten sam błąd, co większość uniwersyteckich rekruterów. Myśleli, że tego “mamroczącego czar%ucha” (wyrażenie mumblin’ nig*a, na które natrafiłem w źródle, oddaje jak był przez bogatych białych postrzegany, ze względu na małomówność, południowy akcent i kolor skóry) skusi walizka pieniędzy. W rzeczywistości kontrakt był obwarowany wieloma restrykcjami, gwarantowana kwota zarobków wynosiła “zaledwie” milion, a umowa była skonstruowana w taki sposób, że przy pomyślnym dla klubu splocie okoliczności Moses mógł być ich zawodnikiem nawet przez 12 lat.

Pisałem o walizce pieniędzy, myśląc o całości gaży, w rzeczywistości do samego złożenia podpisu miało Mosesa nakłonić trochę mniej. Właściciel Stars pojawił się w domu Malone’ów z 25 tysiącami dolarów za pazuchą. Kwota ta stanowiła wówczas ponad dwukrotność rocznych dochodów przeciętnego gospodarstwa domowego. Ford Mustang, w zależności od wersji, kosztował wówczas w salonie między 3,3 a 3,7 tysiąca dolarów.

Nie mówię, że oczy się Mosesowi nie zaświeciły, ale do akcji wkroczył wówczas Lefty Driessell. Skontaktował matkę chłopaka z prawnikami Dellem i Lee Fentressami, którzy dużo wnikliwiej niż Moses analizowali umowne zapisy. Wykreślili wszystkie niekorzystne dla zawodnika haczyki i w tej formie kontrakt został podpisany przez Mo’. W ten sposób przejście licealisty na zawodowstwo stało się faktem. O tym jak nietypowa była to wówczas droga świadczy wypowiedź Spencera Haywooda, który przeszedł do NBA po roku na studiach.

Uniwerki istniały po to, żeby wykorzystywać ubogich czarnych. Jeśli nie miałeś bogatej mamusi i tatusia, rzucałeś się na szansę, którą ci dawali. [Spencer Haywood]

#NBA

Po roku w Jazz (statystyki 18.8 punktów /14.6 zbiórek) Malone przeszedł do St. Louis, a już w kolejnym stał się zawodnikiem NBA. Realia epoki były takie, że za wyjątkiem Juliusa Ervinga wszyscy gracze ABA dołączający do NBA traktowani byli jak zawodnicy niższej klasy rozgrywkowej, co miało odzwierciedlenie w ich nowych gażach. Moses był twardym negocjatorem i nie akceptował takiego stanu rzeczy. Dlatego nie stał się zmiennikiem Waltona w Blazers, był za drogi jak na rezerwowego. Zainwestować w niego chcieli Buffalo Braves, ale stała się rzecz ciekawa. Trener Bravesów, Tates Locke, był wcześniej trenerem uniwerku  Clemson i jednym z tych, którzy próbowali pozyskać Mo’ za pomocą łapówki, oferując matce chłopaka samochód. Z uwagi na to, Malone i jego matka, obawiając się jakiejś zemsty, gorszej oferty, mniej minut itp., zaczęli naciskać na Buffalo, którzy po ledwie dwóch meczach posłali Mo’ do Houston, gdzie znalazł swój pierwszy dom w NBA na dłużej.

Pod koniec lat siedemdziesiątych na koncie Malone’a był już rekord zbiórek ofensywnych (7.2) i przeszło 17 zbiórek na mecz. To przełożyło się na statuetkę MVP i milionowe roczne zarobki. O jego trzyletnim kontrakcie, opiewającym na okrągłe 3 miliony mówiono, że jest najlepszym sportowym transferem w kraju. Spora w tym zasługa samego Mo’, ale również reprezentującej go kancelarii, która w gronie swoich klientów miała także m.in… rząd Meksyku. Taki kaliber. Mówiłem, że Malone twardo negocjował.

#Droga do pierścienia i co dalej

Z notujących negatywny rekord Rakiet zrobił Moses drużynę walczącą o mistrza. Niestety dla nich, w 1981 roku musieli uznać wyższość Bostonu (4-2). Za swojej kadencji w Rakietach Malone trzykrotnie został wybrany MVP ligi, przez co jego oczekiwania płacowe też poszybowały w górę. Houston nie było stać na takie fanaberie, na czym skorzystała Philly. Jej właściciel, Harold Katz, upatrywał w Mosesie lekarstwa na ligową supremację Lakersów i Bostonu. Zaoferował Malone’owi 13.2 mln za sześć lat. Nie były to wyrzucone w błoto pieniądze. Sixers w 1983 roku sięgnęli po wymarzony pierścień, pokonując w finale Lakers, a Moses zgarnął MVP Finałów.

Był także mentorem dla Charlesa Barkleya, któremu nawet na pewnym etapie kariery pomagał trzymać wagę. Niezależnie od rezultatów zawsze ciągnęła się za nim zła sława tego gościa, który bierze za dużo z klubowej kasy, na czym cierpią inni. Zostało to nawet wyartykułowane bardzo wyraźnie przez wspomnianego wcześniej Katza, kiedy Moses powrócił do składu po kontuzji kostki i potrzebował kilku kolejek żeby właściwie się rozpędzić.

Finito

Włodarze Philly stwierdzili, kiedy już jego kontrakt dobiegł końca, że Moses już nie rokuje. Grał przecież zawodowo odkąd skończył 19 wiosen, więc ile sezonów te kolana mogły jeszcze wylatać? W 1986 posłali go do Bullets. On w dalszym ciągu był All-Starem. Nie był już MVP-kaliber, nie potrafił rozstrzygać meczów samodzielnie przeciw ofensywom Bostonu czy Milwaukee w tamtych czasach, ale nie można jeszcze powiedzieć, że się skończył. W Bullets notował statystyki na poziomie 22/11, potem w Atlancie 16/10, kolejno w Milwaukee 14/8… Właśnie, jego drugi sezon w Milwaukee, wówczas wyraźnie zjeżdżał do bazy, ale mieliśmy wtedy rok 1993, pierwszy three peat Bulls, a gość był w lidze od połowy lat siedemdziesiątych, grał przeciwko takim legendom jak Havlicek w Bostonie.

Na samym finiszu przewinął się jeszcze powtórnie przez Philly (17/13) i SAS, by ostatecznie zawiesić buty na kołku. Sezon 1994/1995 był ostatnim, gdy pojawiał się na parkietach. Być może to jest w pewnym sensie jego klątwą, że mimo długiej kariery nigdzie nie zagrzał miejsca na tyle, by dorobić się statusu legendy. Reprezentował wszak barwy aż dziewięciu drużyn z ABA i NBA. Zawsze był tym zaciężnym elementem, mającym umożliwić walkę o najwyższe cele. I z tego zadania, pomimo zaledwie jednego pierścienia, wywiązywał się znakomicie.

[BLC]

19 comments

    • Array ( )

      Od groma jest takich graczy, Hayes, Robertson, Baylor (no tutaj było trochę szumu jak zmarł) czy English… Ba, jak ktoś się nie pcha do szeroko rozumianej rozrywki lub trenerki to nawet młodzi emeryci nie są zbyt widoczni w mediach (Wade, Nowitzki czy Gasol).

      (6)
  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Widziałem jakieś jego mecze z lat 80. (m.in. ASG) i zadziwiał tym, że wyglądał jak taki misiowaty, truchtający po boisku wujaszek, a potrafił rzucić jak gdyby przy okazji 30 pkt i zebrać 15 piłek

    (6)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Mało bo
    1 jego gra przypadła na czasy Birda, Magica, Dr J i Jordana
    2 NBA dopiero się rozwijała i nie było mediów społecznościowych
    3 nie był po zakończeniu kariery wszech obecny w mediach
    4 już nie żyje

    (4)
    • Array ( )

      mam w pamięci jego ostatki w nba. na tvp2 puścili meczyk jak grał w spurs. byłem wtedy nastolatkiem bliżej 18nastki. nie pamiętam z kim. pamiętam tylko, że pocisnął na koniec którejś kwarty przez ponad pół boiska. taką mam migawkę w memory.
      szacun panie mosesie 👍

      (2)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzieki BLC nie wiele sie o nim mowi a to top75 jesli patrzyc na osiągnięcia. A na gre to nie wiem, nie widzialem

    (2)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Moses Malone. Konkret gośc. Kuzyn Karla i Jeffa, braci z Utah. Daleki wujek Post Malone. Swietnie się czytało, dzięki.

    (5)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzięki! Też przeczytałem z przyjemnością, dobrze czasem odkodować te legendarne nazwiska których tak naprawdę kompletnie nie znamy z boiska.

    (5)

Skomentuj Lets go gsw Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu