fbpx

NBA: Minnesota Timberwolves i 30 lat rozczarowań

31

Czy są tutaj tutaj jacyś fani Timberwolves? Jeśli tak, to szczerze im współczuję. Chociaż, może nawet nie aż tak bardzo, sam nie wiem. Być może w tym tekście uda mi się to rozstrzygnąć. Ahoj, Minnesoto!

Jeśli znacie kreskówkową twórczość Bartosza Walaszka, to być może pamiętacie jak w jednym z odcinków Kapitana Bomby padają słowa “Ty to chyba lubisz…” gdy strażnicy przychodzą po raz drugi spuścić łomot zakłócającemu ciszę nocną więźniowi.

#Ty to chyba lubisz…

To samo zdanie ciśnie mi się na usta, gdy przeglądając rano wyniki widzę kolejny lanie spuszczone zespołowi Timberwolves. Klub ten, przez 30 lat swojej historii dziewięciokrotnie kwalifikował się do playoffs. Osiem na 9 razy czynili to z Kevinem Garnettem. W dodatku Wilki tylko raz (RAZ!) przebrnęły przez pierwszą rundę playoffs, w 2004, kiedy to doszły do WCF. A potem słuch o nich w postseason zaginął na 13 lat.

Ten wilk wyje z żalu

No cóż… W Minneapolis mieszkają bardzo mili ludzie. Może aż za mili. Gdy fani OKC palili koszulki Kevina Duranta, a fani Lakers jerseye Dwighta Howarda z numerem 12. co robili fani Wilków z koszulkami Kevina Love’a?

No właśnie. Ale przestańmy się już nad nimi pastwić. Mimo iż sukcesów w klubie brak jakichkolwiek, a już na pewno takich na miarę poprzednio zlokalizowanego tutaj zespołu, to nie brakuje w jego 31-letniej historii momentów ciekawych. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych drużyna zapowiadała się całkiem nieźle, mając w składzie dynamiczny duet w osobach Kevina Garnetta i Stephona Marbury. Ale po kolei…

#Young blood

Klub z takimi wynikami jak Wolves regularnie gościł na przedzie kolejki draftu. W 1992 roku trafił im się perspektywiczny Christian Laettner, rok później dynamiczny dunker Isaiah Rider, w 1995 roku dostali Kevina Garnetta, a w 1996 roku Raya Allena. To właśnie ten ostatni posłużył do sprowadzenia do zespołu Stephona Marbury’ego.

Wszystko zapowiadało się pięknie, panowie Kevin i Stephon świetnie się dogadywali. Ich widowiskowy styl był ozdobą meczów, a młodzieńcza fantazja, przejawiająca się m.in. w ubiorze, odcisnęła duże piętno na koszykarskim stylu przełomu wieków.

Wszystko do czasu. W 1998 roku zaproponowano Garnettowi przedłużenie kontraktu opiewające na kwotę 126 milionów dolarów. Ten kontrakt wspominałem już wielokrotnie, jako jedną z kropel, która przelała czarę lockoutu w 1999 roku, ale miał on też bardzo istotny wymiar dla samego klubu. Owszem, zatrzymali KG u siebie, ale zmuszeni byli pozbyć się dobrego Toma Gugliotty (All-Star o średniej 20 punktów) i było jasne, że będą mieć problemy z zatrzymaniem Marbury’ego. Trzeba było kombinować, wybór padł na Joe Smitha.

#Joe Smith Scandal

Ten wybrany z pierwszym numerem draftu 1995 roku zawodnik, podpisał kontrakt jako wolny agent. Władzom ligi coś się jednak nie spodobało, bo ten kontrakt był poniżej wartości zawodnika. I co się okazało? Smith zgodził się pomóc Wilkom w machlojkach i wziął śmieszne pieniądze z obietnicą wyrównania stawki w kolejnych latach. Plan był taki, że Smith dostanie trzy jednoroczne kontrakty poniżej 3 milionów każdy, a następnie wartą 86 baniek długoletnią umowę.

Reguła Birda miała mieć tutaj zastosowanie i pomóc w odnowieniu kontraktu z zawodnikiem dotychczasowego składu bez naruszania salary cap. Wszystko było grubymi nićmi szyte, bo Smith odrzucił wcześniej 80 milionów od Golden State, a teraz zaciągnął się do Wolves za 1.75 miliona. Tłumaczenie, że “chce się bić o mistrza raczej nie wchodziło w grę w tym klubie. Śmierdziało przekrętem na kilometr. Nie z Davidem Sternem takie numery, bardzo szybko się połapał co i jak. Dowalił Wolves karę finansową a do tego odebrał im wybory draftu w latach 2001-2005 (2003 potem oddał). To ich w zasadzie zrujnowało.

W międzyczasie trzeba też było oddać Marbury’ego, bo brakowało pieniędzy żeby go zatrzymać. W marcu 1999 roku poleciał do New Jersey. Tamci Wolves, z całkiem nieźle grającym Smithem i Garnettem, zakończyli sezon z bilansem 52-25, ale odpadli w pierwszej rundzie. Smith podpisał wtedy dwu milionowe przedłużenie za rok, pomimo całkiem niezłych statystyk: 13.7/8.2/1.5. Wychodził wówczas w pierwszej piątce.

#Chytry dwa razy traci

W kolejnym sezonie Joe nieco obniżył loty, a w pierwszym składzie zastąpił go Rasho Nesterović. Niemniej, świetna gra Terrella Brandona na rozegraniu, a także dołączenie do zespołu Wally’ego Szczerbiaka powodowało, że Wilki spisywały się całkiem całkiem. Garnett był już wówczas mega gwiazdą, zajął drugie miejsce w głosowaniu na MVP za Shaqiem O’Nealem. Pięćdziesiąt zwycięstw nie na wiele się jednak zdało, gdyż w pierwszej rundzie playoffs spać położyli ich Blazers 3-1. To był kolejny cierń w koronie klubowych kłopotów. W maju 2000 roku zginął Malik Sealy, co bardzo mocno wpłynęło na przyjaźniącego się z nim KG.

W offseason natomiast rypnęła się cała sprawa ze Smithem, który podpisał trzeci zaniżony kontrakt, tłumacząc w prasie, że ceni sobie grę obok Kevina Garnetta i nie lubi wiązać się długimi kontraktami, bo to go ogranicza. Liga i tak pewnie doszłaby co i jak, ale wszystko przyspieszył spór sądowy Andrew Millera z agencją dla której pracował. Miller był agentem Garnetta i Smitha. Ujawnianie kolejnych dokumentów podczas rozpraw tylko zacieśniało pętlę na szyi włodarzy Wolves.

Ostatecznie prócz kary finansowej i picków afera zakończyła się zawieszeniem właściciela Wolves, Glena Taylora, na rok. Generalny Manager klubu, Kevin McHale, twierdzący, że nie wiedział o niczym, stracił na rok prawo do wykonywania zawodu i 12-miesięczne uposażenie z kontraktu, a Smith wylądował w Detroit z umową na 2.5 mln $. Obiecanych wcześniej 86 już nigdy na oczy nie zobaczył, ale krzywdy nie miał, bo na sezon 2001/2002 Wilki znów przygarnęły go do siebie, oferując kontrakt na 34 miliony przez 6 lat. Po dwóch latach, razem z tym kontraktem, upchnęli go Milwaukee.

#What could have been…

Minnesota, straciwszy picki 17/2001, 22/2002 i 28/2004 (pozostałe liga zwróciła, ale nikogo wartościowego tam nie wyrwali) przepuściła szansę na pozyskanie zawodników takich jak Tony Parker, Zach Randolph, Gilbert Arenas czy Carlos Boozer. Szczytem było jednak pozwolić odejść (jako wolnemu agentowi!) Chaunceyowi Billupsowi. Na serio, tyle byli w stanie wycisnąć z gościa 13/5/3. Puścili go wolno. Dwa lata później był MVP Finałów. Deal roku.

To jednak jeszcze nie wszystko. Wiecie dlaczego tak potraktowano Billupsa? Wolves stwierdzili, że ich rozgrywającym na lata będzie Terrell Brandon, musi tylko wyleczyć kolano. Problem w tym, że nie wyleczył. Pauzował rok i zakończył karierę. So much for the happy ending, jak śpiewała Avril Lavigne (skąd ja ją w ogóle znam?)

Era Garnetta, jak wiecie, skończyła się w 2008 roku, kiedy to przeniósł swoje talenty do Celtics, po nim nastał czas Kevina Love, którego już w tym tekście wspominałem. Love, prócz imponujących statystyk indywidualnych wiele w tym klubie nie zdziałał. Kolejną “erę” mamy teraz. Jak ją nazwać? Era Townsa? Raczej tak. Niemniej, poza jednym awansem do playoffs kibice nie zauważyli większych zmian w porównaniu z latami ubiegłymi. Wkrótce okaże się, czy Towns będzie dla Wolves jak Garnett, który walił głową w mur, a potem wyjechał za pierścieniem, czy może jak Love, który nie walił i też wyjechał. Oni obaj, poszedłszy po rozum do głowy, zdobyli pierścienie gdzie indziej. Być może Townsa też to czeka. A co czeka Wilki?

[BLC]

31 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    No heja, mityczny fan Wilków z tej strony, zacznijmy od beczki dziegciu w łyżce miodu.
    Wybór Edwardsa może być błędem, i to nawet nie chodzi mi o to, że chłopak mówi, że nie lubi oglądać basketu – Wolves do całkiem sensownego obwodu (profesor Rubio, bardzo dobry D’lo, Malik Beasley-Pippena i walczak Okogie, nie wspominając o buście-late bloomerze Culverze) dołożyli kolejnego gracza, który w sumie cholera wie, czy chce grać czy nie chce – można było postawić na Wisemana i przesunąć Townsa na 4, i tak zgarnia bęcki na 5.

    Zastanawiam się, jakie maksimum mogli wyciągnąć z trade’u – ile trzeba byłoby dopłacić do 1wszego picku, wymieniając go na Bena Simmonsa? KAT poszalałby zza łuku, a pod koszem Simmons byłby bardziej niż kompetentny. No ale cóż, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu.

    Wilki nie mają nic do stracenia, mogą tylko zyskać. Są tam dwie MEGA utalentowane gwiazdy (co prawda nie kosza, ale Twitcha czy tam Fortnite, no ale trudno), kilku weteranów, kilku zadaniowców. Moim zdaniem przespali nieco off-season, ale od pojawienia się Gersona Rosasa przynajmniej widać tam JAKIŚ kierunek.

    Najbardziej brakuje tam sensownego właściciela, ale na to przyjdzie jeszcze poczekać. Jeśli ich taktyką na sezon ma być wściekły atak z nadzieją na to, że rzucą więcej punktów niż stracą – niech tak będzie. Najbardziej straszą braki na pozycjach 3-4, ale być może ten sezon pokaże, że chłopaki mają w sobie potencjał i (co ważniejsze) CHĘCI, żeby o coś powalczyć.

    Osobiście wierzę, że przyjście Rubio może tu wnieść naprawdę dużo dobrego – to weteran o podejściu skrajnie innym niż Butler czy Thibodeau, którzy pokazali, że darciem ryja do gówniarzy się nie dotrze, najwyraźniej najpierw trzeba się z nimi zakumplować, a potem ich zagnać do roboty. Czy to wystarczy na play-offy? Rozum podpowiada że nie, serce że tak, a do fazy posezonowej i tak dotrą zespoły, które będą miały najmniej przypadków COVIDA 😀

    (60)
    • Array ( )

      No spoczko, początki Culvera nie urywają niczego, ale po roku nazywasz go bustem/late bloomerem? 😛 Towns na czwórce pewnie jeszcze ładniej by ładował z dystansu, ale widziałeś jego kajaki? Gość samej obręczy broni nawet nieźle, ale jest zbyt wolny na nogach, żeby upilnować pick &roll wielu centrów w lidze, a chcesz, żeby pilnował bardziej mobilnych PF? 😛

      (3)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Hmm..szkoda mi ich ale za głupotę się płaci. Z tym składem wygląda to fajnie,ale za mało na play off niestety. Bo niby kogo mieli by wyprzedzić?Towns pewno zmieni barwy jak ma ochotę na tytuł i większy rynek.

    (2)
    • Array ( )

      No przecież po tym intro z Garnettem na asfalcie, nie było innej opcji, jak grać Minnesotą. Tak samo 1na1 było jechane KG w opór.

      (8)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    jak garnek grał za młodego w timber, to pamiętam serię chyba 6 lub 7 sezonów pod rząd, gdzie odpadali w pierwszej rundzie… nie chce mi się sprawdzać, ale kojarzę coś, że jechali z nimi spurs i blazers. wreszcie sprowadzili spree i cassela. w końcu na chwilę coś drgnęło. nawet mieli lakers 2-1 do przodu w finale konfy kiedyś tam ze 128 lat temu. no… a teraz zabieram się za czytanie ??

    (5)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Trener Silas spytany o to, czy Hardenowi zależy na drużynie stwierdził, że o to trzeba pytać samego zawodnika. Rockets rozmawiali z Jamesem na temat powrotu i ten poinformował zespół, iż wkrótce zjawi się w ośrodku treningowym. Brzmi to jednak bardzo niepoważnie, jakby zawodnik dyktował warunki drużynie. Postawa Hardena wiele mówi na temat tego, jak może wyglądać początek rozgrywek 2020/21 w szatni ekipy z Teksasu. 

    (7)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Irving przy nim to laik … to jest az nadto niewiarygodne…. jesli bedzie deal zrozumiem jesli bedzie gral dalej to …..no zenuaaa …. i potem sie ludzie dziwia ze Harden jest tak nielubiany

    (2)
    • Array ( )

      Niestety Harden jest twarzą całej drużyny, nie Gordon czy Wood, więc ofc. mogliby iść z nim na wojnę. Nałożyć jakieś kary, posadzić na ławce (xD) czy wyciągnąć jakiekolwiek konsekwencje. Ale to biznes, skoro on sam w Houston nie będzie chciał grać, to będą musieli go oddać za frytki. Stracą miliony. Patowa sytuacja i niestety gwiazdorkowi trzeba czasem do dupy wejść, żeby klub jakoś ciągnął i nie tracil fanów. Chyba, że odwali jakaś totalna lipe, to może się końcu fani Rockets sami będą chcieli go wykopać xd

      (1)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Kiedys w nie twk dalekiej przeszlosci w All starze potrafily grac takie wynalazki jak Tom Gugliota wlasnie Christian Leathner czy Kris Gatling … co patrzac na dzisiejszy poower ranking grajkow jest niedopomyslenia” mala przepasc”

    (2)
    • Array ( )

      I dobrze, ze grali to przynajmniej dało się to oglądać. Teraz to cyrk jest a nie all star game.

      (7)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajne smaczki z przeszłości. Dzięki BLC.
    Minnesotę lubiłem kiedyś za stroje, dziś nie lubię za “gwiazdy”.

    (5)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Avril teraz jest niemal anonimowa dla obecnego pokolenia, ale naście lat temu, to przecież wystarczyło włączyć radio na 5 minut i leciała zawsze jedna z jej piosenek. Spokojnie można ją porównać do Biebera albo Seleny pod względem popularności, bo tę dwójkę to też każdy powinien kojarzyć nawet jak niby nie słyszał żadnej piosenki.

    (5)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Pamiętam,że pierwszy raz zobaczyłem Minnesote w akcji w 1992r w meczu na tvp2 z Bostonem i że to była era Luca Longleya.Zakochałem się w ich logo,jedno z najlepszych tamtych czasów.

    (4)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Niestety, ten filmik dużo mówi o sytuacji tego klubu. Będąc w Minneapolis poważnie, czasem trudno zauważyć, że jest tam klub NBA. Kolega spędził tam sporo czasu i zdarzało się, że ludzie byli w szoku, że mają drużynę w mieście, lub mieli to centralnie w d…. Innymi słowy, nie ma tam klimatu na koszykówkę.
    KAT jest świetny … tylko pojawił się tak 20 lat za późno, teraz środkowi nie zapewniają sukcesów w lidze. Era Garnetta była najlepsza, tylko wtedy na zachodzie rządzili LAL – SAC i oczywiście SAS. Pamiętam jak Marbury i KG dostawali kary od ligi za zbyt duże spodenki, a Marburemu zarzucano, że w driblingu zbyt długo przetrzymuje piłkę w ręku (między kozłowaniami). Szczerbiak też był OK. Ogólnie najlepiej, gdyby się przenieśli, szanse na sukcesy / budowę mistrzowskiego teamu są tam minimalne.

    (0)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Hey teraz jest tam D’Lo Edwards i KAT. Maja naprawdę mocny skład nie oszukujmy się gdyby liga byka normalna i do PO wchodziło 16 najlepszych drużyny to spokojnie Wolves byliby. No i nikt nie wspomina o tym ze Booker z 36 letnim Paulem niczego tam nie ugrają. Każdy z nas wie ze MINNESOTA ma czym handlować Edwards Culver Beasely plus 2 pierwsze picki i kto da Suns lepszy zestaw do przebudowy niż Wolves

    (-3)
  12. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Warto wspomnieć też o niezbyt szczęśliwych wyborach w drafcie.
    W nawiasie piszę oczywiście zawodników wybranych niżej , więc mogły ich równie dobrze Wilki wziąć.
    1989 – Pooh Richardson (a mogli wziąć Tima Hardawaya)
    1990 – Felton Spencer ( a byli Cedric Ceballos , Toni Kukoc)
    1991 – Luc Longley (tutaj nie było urodzaju , ale mimo wszystko mając 7. pick mogli wybrać lepiej , np. Bobby Phills)
    1994 – Donyell Marshall (tutaj bogato : Eddie Jones , Jalen Rose , Juwan Howard)
    Piszę oczywiście tylko o kilku początkowych wyborach , które określiły drużynę. Wiadomo , byli też Laettner i Garnett. Ale mimo wszystko te kilka kiepskich decyzji zaważyło na kształcie organizacji. Później jeszcze zamienili zaraz po wyborze Brandona Roya na Randy Foya.

    (4)
  13. Array ( )
    BringBackTheSonics 8 grudnia, 2020 at 11:19
    Odpowiedz

    No jakby nie patrzeć to mają w składzie 1 i 2 draftu 2015. Teraz mieli też pierwszy pick. Do tego dochodzą młodzi i perspektywiczni zawodnicy jak Beasley, Culver czy Okogie. Powrócił Rubio. Szczerze to lepszego składu w historii organizacji wraz z potencjałem to chyba nigdy nie mieli! Więc jak nie teraz to kiedy?!?

    (-2)
  14. Array ( )
    Odpowiedz

    Od pewnego czasu kibicuje Wolves – co roku patrzac na czyste umiejetnosci zawodnikow w skladzie robie sobie jakies nadzieje. Niestety potem ich mental skutecznie wybija mi wszystko z glowy.,,

    (3)
    • Array ( )

      Nigdy? Jak pisałem wcześniej, to nie jest miejsce dobre do grania w kosza. Który czarny lubi lasy, jeziora i zimno? Może być super skład, ale gdzieś tam w środku, każdy marzy o 10 innych miastach do kontynuowania kariery i życia. Clippers też byli chłopcami do bicia, ale wystarczył jeden draft (Griffin) i jeden transfer (CP3) żeby wskoczyli do czołówki zachodu na lata. Tylko to zawsze jest Los Angeles i mają właściciela, który nic w życiu już nie musi i nie szczędzi $$$ na nic. Wilki musiałyby się przenieść, żeby zacząć marzyć o takim skoku.

      (0)
  15. Array ( )
    Odpowiedz

    To nie tak, że Minny nie chcieli Billupsa, nie mieli już wtedy za bardzo wyboru, bo kontuzjowany Brandon miał jeszcze dwa lata grubego kontraktu, którego nie dałoby się wymienić i przez to nie było ich stać na zapłacenie Chaunceyowi choćby połowy tego, co zarabiał Tarrell. Co prawda jakoś przesadnie im nie zależało na zatrzymaniu Billupsa, bo gdyby pomyśleli wcześniej i w lutym nie zrobili wymiany po Marca Jacksona, który miał kilka momentów w słabiutkich Warriors, zaoszczędziliby parę baniek w salary i mogliby je przeznaczyć na nowy kontrakt Chaunceya. W lutym jednak nie mogli jeszcze wiedzieć, że w kolejnym sezonie, po raz pierwszy i jak na razie jedyny w historii Salary cap będzie niższy.

    (3)
  16. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Ale bądźmy poważni! Przecież KAT to wieczny dzieciak. Miętka faja nigdy nie pogra o nic poważnego.
    On by musiał być na każdym treningu jechany przez jakiegoś psychola (jak Mike albo Kobe) i może by mu to utwardziło psychikę (ale raczej by go złamało totalnie).
    Oczywiście napalili się w Minnesocie na jego warunki fizyczne, ale już dawno trzeba się było wyzbyć złudzeń i popchnąć gościa póki jeszcze inni by go wzięli jako poważną ofertę.
    Smuteczek! 🙂

    (1)

Skomentuj trev Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu