fbpx

NBA: Nick Nurse, rookie z doświadczeniem

18

Koszykówka to piękny sport. Największą jej wartość stanowi dla mnie kolektyw, bo wbrew opinii niektórych NIE DA SIĘ osiągnąć w baskecie nic w pojedynkę. W amatorskiej lidze o sukcesie zdecydują zgranie, dopasowanie i wzajemne poświęcenie kolegów z podwórka. W zawodowej lidze będą to wspólna praca klubowych urzędników, działaczy, inwestorów, trenerów i dopiero kompetencji i profesjonalizmu zatrudnionych zawodników. Wszystkim potrzebny jest też zdrowie i łut szczęścia. Dopiero wówczas możliwe jest owo magiczne “klik” które dopasowuje do siebie elementy układanki. Dopiero wówczas dzieje się magia, chłopcy od wycierania parkietu nie pozostawiają na nim ani jeden suchej plamy, menedżer dobiera idealnie dopasowaną bandę, trener rozumie i eksponuje mocne strony swoich graczy.

Oczywiście może zdarzyć się też tak, że wygrywasz nagrodę Coach of The Year i wstydliwie chowasz ją do piwnicznej komórki obok ogórków małosolnych, bo Twój zespół nie podołał ostatecznej batalii w playoffs. Kłania się zwolniony z Toronto, wieloletni coach Dwayne Casey. Może być i tak, że jesteś niekwestionowanym autorytetem trenerskim, do pomocy masz innego wielokrotnego mistrza, a z turnieju MŚ wyjeżdżasz bez medalu: witamy panów Kerra i Popovicha. Z drugiej strony, możesz przez jedenaście lat błąkać się po lidze angielskiej, by pewnego roku wygrać mistrzostwo NBA i trenować reprezentację swojego kraju. Dzień dobry mówi nam wówczas Nick Nurse.

Przekonani czy zdziwieni?

Nie wiem za bardzo jak to powiedzieć: przez ostatnie pięć lat, co najmniej tysiąc osób wróżyło mi karierę trenera w NBA. Kiedy już ją dostałem, te same tysiąc osób było bardzo zdziwionych [Nick Nurse]

Zaraz po telefonicznej nominacji na głównego trenera Raptors, Nurse zadzwonił do żony. Kolejno, rowerem dojechał do biura w rekordowe piętnaście minut i sprawdził telefon czy przypadkiem nie kontaktowała się z nim znów ukochana. W międzyczasie otrzymał 259 wiadomości z gratulacjami. Tak to działa w NBA. Czas jednak wrócić do początku tej historii, do dziesięciotysięcznego miasteczka Carroll, w stanie Iowa. Mama nauczycielka, tata pasjonat koszykówki, trener amatorskich lig, pieniądze zarabiał na poczcie. Zaprawdę miał na co pracować, bowiem para doczekała się aż dziewięciorga dzieci, szóstki chłopaków i trzech córek. Naprawdę powoli zaczynam myśleć, że aby osiągnąć sukces w trenerce na poziomie NBA, wypada pochodzić z wielodzietnej rodziny – Nurse, Atkinson, Budenholzer. Trzech na czterech trenerów, o których ostatnio pisałem, ma więcej niż piątkę rodzeństwa! Nick dla przykładu, jest czternaście lat młodszy od najstarszego z dzieci państwa Nurse.

Uczelnia

Jako dziecko, mimo wątpliwych warunków fizycznych, miał naturalną smykałkę do wielu sportów, trenował baseball, football i koszykówkę. Jak wspominają jego wuefiści, nie był zbyt szybki, nie mówiąc już o jakimkolwiek wyskoku, ale jak nikt inny potrafił uspokoić grę w najważniejszych momentach spotkania. Słysząc historię o zachowaniu stalowych nerwów podczas meczu, zawsze przypomina mi się trenerka siatkówki z liceum, która w decydujących momentach spotkania, gdy wszystkim drżały ręce, tuż przed kluczowym serwisem, stawała przy linii bocznej i darła się wniebogłosy wprost do ucha przygotowującego piłkę chłopaka: “uspokój grę do cholery!”

Nurse robił to ponoć z większym wyczuciem, nie musiał podnosić głosu by koledzy z drużyny mu ufali i realizowali kolejne zagrywki. Mimo to nad koszykówkę przekładał baseball i tylko szczęśliwy (lub nieszczęśliwy) traf sprawił, że na uczelni otrzymał stypendium z pierwszego z wymienionych sportów. Jego licealny zespół, Kuemper Knights, miał przez sobą istotny mecz w turnieju obserwowanym przez wielu skautów. Nurse miał, jak zawsze, wystąpić w roli rezerwowego. Podstawowy rozgrywający tuż przed meczem doznał jednak kontuzji, a zastępujący go w pierwszej piątce Nick rozegrał mecz życia zdobywając niemal 30 punktów. Pierwszy telefon z ofertą wykonał Jim Berry z UNI, a Nurse nie wahał się zbyt długo. Po roku Berry’ego zastąpił coach z wieloletnim doświadczeniem w uczelnianej koszykówce – Eldon Miller, który tak wspomina swojego byłego podopiecznego:

Od pierwszego treningu niemal nie popełniał błędów. To urodzony przywódca, każdy na parkiecie wiedział kto będzie zarządzał tym bałaganem. Uświadomiłem sobie to już pierwszego dnia w nowej pracy. Trenuje czterdzieści osiem lat i spotkałem zaledwie kilkoro ludzi, którzy z taką uwagą studiowali grę i ludzi [Miller]

11 lat wśród Brytyjczyków

“Drogi Panie Ktokolwiek. Jestem zainteresowany graniem/trenowaniem w Pańskim zespole. A dlaczegoż by nie oba naraz? Z wyrazami szacunku, Nick Nurse” – listy podobnej treści otrzymali między innymi menadżerowie angielskiej ligi koszykówki od świeżo upieczonego magistra księgowości z występami w amerykańskiej lidze akademickiej i rocznym doświadczeniem na stanowisku asystenta trenera uczelnianego.

Odpowiedział menadżer BBL Derby Storm, a Nurse kupił bilet za ocean i przekonał się, że nie wszędzie jest tak kolorowo jak w Stanach. 23-latek miał grać, trenować i osiągać wyniki. Dopiero w samolocie zdał sobie sprawę jak ciężka może być jego sytuacja i o pomoc zwrócił się do byłego trenera, jeszcze z ogólniaka. Ten pospieszył z pomocą wysyłając materiały z lat 70-tych, odbite na ksero. Asystenta trenera zatrudniono na pół etatu, szatnia przypominała składzik na miotły, a poziom sportowy znacznie odbiegał od powidoków z USA.

Mimo to Nurse został na wyspach jedenaście sezonów, które podzielił na pięć różnych zespołów. Wraz z zespołem Brighton Bears sięgał po mistrzostwo kraju i tytuł najlepszego trenera. W Anglii spotkali się z Kennym Atkinsonem, który tam akurat kontynuował swoją trenerską karierę obieżyświata. Dla Nurse’a , Wielka Brytania również okazała się tylko przystankiem w podróżniczym życiu.

Włóczykij i D-League

Jechał tam gdzie go chciano, gdzie mógł trenować i gdzie dawano mu wiele swobody na realizację własnej wizji. Efektem licznych zmian jest fakt, że jako jedyny coach z dzisiejszego NBA trenował w NCAA, Europie i G-League, określając styl swojej pracy poprzez łączenie doświadczeń z tych, jakże różnych, lig.

Oprócz klubów angielskich prowadził dla przykładu BC Oostende, nam kojarzące się głównie z Mateuszem Ponitką, chwilę czasu spędził też we włoskim Treviso. Swoją szansę wykorzystał jednak głównie w D-League. W latach 2007-2013 prowadził dwa kluby: Iowa Energy i Rio Grande Valley Vipers uzyskując drugi najwyższy współczynnik wygranych w historii ligi: 183 mecze, w dodatku 15 wiktorii z playoffs. Jako jedyny w dziejach D-League poprowadził do mistrzostwa dwa różne zespoły.

Tak wspominają go ówcześni podopieczni:

Były sytuacje, gdy na 15 sekund do końca przegrywaliśmy 15 punktami, nikt jednak nie myślał o panikowaniu. Nurse był niezwykle opanowany, potrafił rozrysować akcję po której zdobywaliśmy szybkie kosze. Najlepszym uczuciem było kiedy myślałeś – cholera, zaraz przegramy, trener pokazywał akcję, a w głowie miałeś tylko – Wow! [Curtis Stinson]

Rookie z tytułem NBA

Po artykule na temat Erika Spoelstry pojawiły się w komentarzach głosy, jakoby trener ten nie jest wcale wybitny, gdyż mistrzostwa ugrał na plecach Wielkiej Trójki z Miami. Panowie, Panie – to właśnie największa sztuka, pogodzić gwiazdy, zbudować chemię, dokarmić ego “zadaniowców”. Do tego pozostać w szatni autorytetem, gdy obok siedzi sobie multimiliarder o nazwisku James.

Tak samo w przypadku Nurse’a, może dostał wszelkie potrzebne puzzle, z nieba spadł mu Kawhi Leonard, dodano doświadczonego Marca Gasola, nad wszystkim czuwał cudotwórca Masai Ujiri. Mimo to gdyby za sterami drużyny posadzono kogoś o braku potrzebnych kompetencji, to puzzle poleciałyby na ziemię, może któryś zniknąłby w gardzieli ignoranta i jego następca z trudem próbowałby dopasować do siebie to, co zostało. Nurse usiadł przy stole i charakterystycznym dla siebie skupieniem, wykorzystując już schematy nowsze niże te z lat siedemdziesiątych, poprowadził zespół przez batalię playoffs, aż do szampana wybitego duszkiem przez pewnego zwalistego Hiszpana.

Mistrzowska feta się skończyła, konfetti opadło, a on zamiast sączyć drinka, wsiadł do samolotu by podjąć kolejne wyzwanie. Było nim poprowadzenie na MŚ przetrzebionej personalnie drużyny z Kanady, które trafiła do niesamowicie mocnej grupy. Mógł nie ryzykować swojej niedawno zdobytej reputacji, po ludzku odpocząć. Ten jednak wsiadł do samolotu i poleciał na drugi koniec świata.

To dla mnie wielka zabawa. Nigdy nie byłem w Australii (gdzie rozgrywano sparingi) nigdy nie byłem w Chinach. Każdy dzień jest fascynujący, traktuję to jak przygodę. W dodatku mam tu zawodników, z którymi praca jest czystą przyjemnością [Nurse]

Szaleniec – myślę sięgając po kolejne sprawdziany do pokreślenia na czerwono. Siedząc gdzieś na stacji benzynowej pośrodku niczego, próbując wrócić do domu przed północą. Jednak to właśnie tacy ludzie wygrywają – którym się chce, którzy cieszą się swoją pracą. I którzy, nie zapominajmy, mają wiele rodzeństwa.

[Grzesiek]

18 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Grzesiek, co ja mogę teraz napisać? Wielkie DZIĘKI za wysłuchanie próśb i kontynuowanie cyklu trenerskiego 🙂 Jak zwykle super robota, można na chwilę się oderwać i zanurzyć w świecie koszykówki!

    (77)
    • Array ( )

      Mistrzostwa GSW to tez suma przypadków. Kontuzja Kevina Love, kontuzja Kyrie, to ze Thompson odpalił w game 7 z OKC, zły układ planet i w ogóle płaska ziemia. Winna jest także suma nietrafionych rzutów drużyny, która przegrała. Można tak wymyślać bez końca jeśli się chce, tylko komu by się chciało?

      (6)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Po świetnym wstępie myślałem , że będzie zjazd . Nic takiego nie nastąpiło . Do końca czytałem z zaciekawieniem . Wielki plus , że art nie był za długi . Czasami w takich historiach mozna stracić zainteresowanie jeżeli tekst jest bardzo obszerny

    (0)

Skomentuj kris Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu