fbpx

Retro NBA: Bob Dandridge – lider z tylnego siedzenia

34

Myślę, że nie będę daleki od prawdy, jeśli powiem, że uwagę wszystkich obserwatorów tegorocznej ceremonii włączenia nowych gwiazd do Koszykarskiej Galerii Sław skradli w pierwszej kolejności panowie Bosh, Webber, Pierce, Wallace i Kukoc.

Owszem, Billa Russella także nie sposób pominąć, ale on wchodził tym razem jako trener, a chciałbym zawęzić nasze grono do zawodników i zawodniczek. W tym kontekście panowie Clarence “Fats” Jenkins i Bob Dandridge nie cieszyli się atencją dziennikarzy. Wszystko do czasu. W niniejszym artykule chciałbym przedstawić właśnie postać jednego z nich. Czym wsławił się Bob Dandridge, żeby zasłużyć na własną tabliczkę w Springfield?

#W cieniu

Ciągle we wszystkim byłem drugi. Na 1500 drugi, z polskiego drugi, w nogę drugi, z zielnika drugi…

To akurat Adaś Miauczyński, ale Bob Dandridge mógłby się pod tym obiema nogami i rękami podpisać. W lidze wiecznie był w cieniu innych, więc wejście do Hall of Fame bez przesadnego echa nie było dla niego żadną nowością. Do ligi trafił jako 45. wybór draftu 1969 roku. Był pierwszym w historii Norfolk State graczem, którego wybrano w drafcie.

Kiedy przyjechał trener Norfolk, zapytał mojej mamy “Proszę pani, czy w razie czego mogę udzielić mu reprymendy?” Wówczas była już kupiona na 75%. Gdy zapytał jeszcze “Czy będzie dobrze, jeśli co niedzielę będzie chodził do kościoła?” matka zwróciła się do mnie ze słowami “Synu, jedziesz do Norfolk State.” [Bobby Dandridge]

Jego kariera w Milwaukee i Washington Bullets (z obiema tymi drużynami zdobył mistrzowski pierścień) przebiegła bez przesadnej ilości gwiazdorstwa i fajerwerków, ale nie znaczy to wcale, że była przez to mniej wartościowa.

# Nazywali go Świstak

Dandridge urodził się w Wirginii. Od młodości przejawiał smykałkę do sportu. Był dość wysoki (198 cm), ale nie na tyle, żeby na siłę robić z niego koszykarza. Ot, po prostu chłopak z niezłymi warunkami, a co będzie to się zobaczy. Na plus z pewnością liczono mu szybkość, umiejętności defensywne, wysokie koszykarskie IQ i nieustępliwość w atakowaniu obręczy.

Nigdy nie notował dwucyfrowej liczby zbiórek, nigdy nie przekroczył średniej 21.5 punktów, ale mimo to jego obecność była na wagę złota w składach zasilanych takimi gwiazdami jak Kareem Abdul-Jabbar, Oscar Robertson, Wes Unseld czy Elvin Hayes.

W późniejszym okresie często przywoływano postać Dandridge’a w kontekście porównań z Kawhi Leonardem, jeszcze za jego czasów w San Antonio. I chociaż bohater niniejszego artykułu nigdy nie miał w rękach sterów żadnej ekipy, w jakiej grał, to podobnie jak w przypadku Leonarda jego główny aport stanowiło zwycięski nastawienie i zorientowanie na sukces.

Jak już pisałem wcześniej, Dandridge do Milwaukee trafił w 1969 roku, jako członek tej samej klasy pierwszoroczniaków, która dała lidze Lew Alcindora. Już w pierwszym sezonie udało im się awansować do finałów dywizji wschodniej. Tam jednak uznać musieli wyższość przyszłych mistrzów z Knicks. W kolejnym sezonie do zespołu dołączył Oscar Robertson, a Kozły poprawiły się o 10 zwycięstw w sezonie regularnym, wykonując skok od bilansu 56-26 do imponującego 66-16.

Retro NBA: historia legendarnego Oscara Robertsona, pierwowzoru Russella Westbrooka

Warto wspomnieć, że w sezonie 1970/1971, w przeciwieństwie do poprzedniego, Bucks grali już w konferencji zachodniej i po uporaniu się w finale z Bullets, sięgnęli po swój pierwszy tytuł.

#Trzeci filar

Słusznie jako głównych architektów tamtego mistrzostwa wspomina się przede wszystkim Jabbara i Robertsona. Jednak rola Dandridge’a, zwanego przez kolegów Świstakiem, również była nie do pominięcia. Był to dla niego ledwie drugi sezon na parkietach NBA, a już notował 18.5 punktów i 8 zbiórek na przeszło 50-procentowej skuteczności z pola w sezonie regularnym. W playoffs jeszcze poprawił te wyniki, wznosząc się na 19,6 i 9,8 zbiórek oraz 52% skuteczności. Wykonał też dobrą robotę w kryciu Jacka Marina, najlepszego strzelca Baltimore.

#Czas nie czeka

Bucks po zdobyciu mistrzostwa byli liczącą się siłą mniej więcej do połowy lat siedemdziesiątych. Do finału powrócili jeszcze w 1974 roku, ale wówczas uznać musieli wyższość Boston Celtics. Dla weterana Robertsona był to trzynasty sezon na parkietach i w kolejnych rozgrywkach już się w składzie nie pojawił. Pozbawieni tego wsparcia Jabbar i Dandridge nie zdołali awansować do playoffs (38-44).

Wówczas Kareem Abdul Jabbar poprosił o transfer. Miał dosyć peryferyjnego Milwaukee, był młodym, bogatym sportowcem i intelektualistą. Senną atmosferę prowincji znosił jedynie dzięki szansom na pierścień. Bez nich nie trzymało go tu nic. Na kolacji w Sheratonie ogłosił włodarzom i kolegom “I want out” i tyle go widzieli.

Retro NBA: jak Kareem Abdul Jabbar trafił do Los Angeles Lakers

#It’s on you, Bob…

Dandridge pozostał w klubie do 1977 roku, kiedy to podpisał kontrakt z Bullets, jako wolny agent. Co tam zastał? Ekipę, która od czasów przybycia Wesa Unselda w 1968 roku rokrocznie awansowała do playoffs, ale bez sukcesu na miarę pierścienia. Dwukrotnie przegrali finały. Nawet dokoptowanie do składu mocarnego Elvina Hayesa w 1973 roku nie było w stanie odmienić ich losu. Do czasu aż w zespole pojawił się Dandridge…

W klubie zaadaptował się błyskawicznie, zdobywając średnio 19.3 punktów, ale dopiero w playoffs pokazał pełne spektrum swej maestrii. Rzucał średnio 20 punktów przeciw Atlancie w pierwszej rundzie, 20.4 przeciw San Antonio w kolejnym etapie zmagań i 22.8 na 51% skuteczności przeciw Sixers samego Juliusa Ervinga! Po sześciomeczowej przeprawie Bullets wyeliminowali Sixers i ruszyli na finał przeciw Seattle.

NBA: kroniki legendarnego klubu Seattle Supersonics

Dandridge notował w serii finałowej linijkę 20,4/7.1/4.1. Oddelegowany do krycia go John Johnson ginął gdzieś w tłumie zamknięty na 7 punktach i 38% trafień. Nagroda MVP Finałów trafiła finalnie w ręce Wesa Unselda. Wielu obserwatorów (w tym komentujący spotkanie dziennikarze) było jednak zdania, że statuetka należała się właśnie Bobby’emu D.

No cóż… nie pierwszy i nie ostatni raz został w karierze pominięty. W kolejnym roku rola Dandridge’a była jeszcze donioślejsza. Washington Bullets powrócili do finału gdzie znów czekało Seattle, które tym razem jednak nie dało sobie odebrać trofeum. Po jeszcze dwóch sezonach w Stolicy, Dandridge wrócił do Milwaukee na wieńczący etap swej kariery.

Dandridge, grając w obu klubach nie tyle drugie, co nawet trzecie skrzypce, pozostawił po sobie bardzo imponujące curriculum. Jego 450 punktów w finałach NBA w latach siedemdziesiątych to najwyższy wynik dekady.

Kiedy rozmawiam dziś z innymi zawodnikami, mówią byłeś jednym z tych wiecznie wkurzonych graczy. Gdy o tym myślę to 90% zawodników, jakich kryłem to goście z Hall-of-Fame. Nie cieszysz się na myśl o kryciu Connie Hawkinsa czy Ricka Barry’ego. Obu w przeciągu 4 dni, bo nie było wówczas czegoś takiego jak “time management” czy jak to tam teraz nazywacie…

No cóż, trudno z tym dyskutować.

[BLC]

34 comments

    • Array ( )
      Zmartwiony koszykarz 18 października, 2021 at 22:55

      Adm. dogadał się z wlodarzami klubu, iż na razie będzie siedział na ławce i nie uczestniczył w treningach. Podobno czeka na transfer😁

      (14)
  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Retro to historia i z doswiadczenia wiem, ze nie wszyscy młodzi ja kochają, wiec:
    „ Indiana Pacers guard Malcolm Brogdon has agreed to an additional two-year, $45 million extension – guaranteeing him $89.3 million over the next four years, his agent Austin Brown of CAA Sports tells ESPN.:
    Czyli Brogdon przedłuża z Indiana swoją dotychczasowy kontrakt o dwa lata.
    Dalej
    Ayton nie uzyskuje tego co chciał w rozmowie z właścicielami Suns czyli maxa
    JJJ przedłuża z Miskami kontrakt o 4 lata wartość 105 milionów, także Miski zabezpieczają sobie trzon drużyny.
    To tak z newsow jak się komuś nie chce szukać

    (18)
    • Array ( )
      Zmartwiony koszykarz 18 października, 2021 at 22:48

      Dzięki. Ja bym od siebie jeszcze dodał, z tego co wyczytałem, że Benek Simmons w niedzielę… Odbył pierwszy trening z Sixers.
      Jak to stwierdził najlepszy trener 2 ostatnich dekad, niejaki Doc Rivers, “Ben jest podobno w dobrej formie, ale nie jest to jeszcze forma meczową”. Cytuje oczywiście niedokladnie, ale bez sarkazmu. Jak dodał jeszcze Rivers – “there is no game plan here…”.
      😂😂😂😂

      (7)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    “Time management”….

    Proponuję zrobić o tym artykuł i porównać ilość meczy i czasu spędzanego na parkiecie dla poszczególnych dekad i największych gwiazd.

    (8)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    BLC jak ja lubię te Twoje arty… Zawsze jestem czymś mile zaskoczony. No, ale móc poznać Ciebie osobiście i pograć razem w kosza to już była czysta przyjemność…
    Pisz dalej i odgrzebuj kolejnych grajków dla młodego pokolenia, bo są warci Poznania:)
    Pozdrawiam z Konina.
    Darek

    (11)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Starsza pani Dandridge miała rację. I wy też powinniście co niedzielę chodzić do kościoła. Byłoby dobrze spojrzeć na siebie i swoje życie z innej perspektywy.

    (1)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajny tekst, Dandridge dobry zawodnik, ważny element mistrzowskiej układanki. Ps. Kareem poprosił o transfer przed sezonem 74/75, w którym nie weszli do PO, ale transfer miał miejsce dopiero po sezonie, jest to w Twoim tekscie, do którego wrzuciłeś odnośnik😉

    (2)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Koniec z pisaniem! Ze zlotów lepszy hajs! Chlanie i żarcie za friko, praca w weekend a w tygodniu wolne. Sprawdzone info, spytajcie tych od wesel;))))

    (-2)

Skomentuj Lalka Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu