fbpx

San Antonio: Twierdza wciąż stoi

13

sas

Trwający sezon NBA upływa nam przede wszystkim pod znakiem triumfalnego pochodu Warriors, od zwycięstwa do zwycięstwa, pożegnania Kobe z zawodową koszykówką i kolejnych kicksowych super premier (przynajmniej w ostatnim, przedświątecznym okresie). Gdzieś z boku, po cichu, bez zbędnych ceregieli, zdaje się jednak wykuwać nieco już zapomniany pretendent do mistrzowskiego tytułu. Chociaż “zapomniany” nie jest tu chyba właściwym określeniem. Po prostu łatka “contender” jest przypięta do zespołu San Antonio od tak dawna i na stałe, że zdążyliśmy już do niej przywyknąć, tak jak i do codziennego oglądania skrótów na oficjalnej stronie NBA.

To dla nas tak oczywiste, że już przestaliśmy zwracać na to uwagę, ale wystarczy spojrzeć jedno oczko niżej niż znajdują się Warriors i oto są, jak zwykle, San Antonio Spurs.

Kiedy w czasie przedsezonowej zawieruchy transferowej LaMarcus Aldridge został graczem Ostróg wielu komentatorów stwierdziło, że teraz to już jest pozamiatane na Zachodzie. I co?  Po dwóch miesiącach od startu sezonu to jedna z niewielu rzeczy, jakie udało się trafnie przewidzieć. Oczywiście, ciężko było wywróżyć formę jaką Warriors zaprezentowali na wejście w te rozgrywki, a także szereg innych niespodzianek typu czkawka Clippers czy wciąż szwankujący zapłon Rakiet, a nawet dołujące Pelikany (przecież dopiero co podglądaliśmy Anthony Davisa sadzącego trójkę za trójką na treningach, pamiętacie?)

Konia z rzędem temu, kto po przepychankach Dallas i Clippers o DeAndre spodziewał się również, że na 25 kolejek wgłąb rozgrywek te dwa zespoły będą sąsiadami w tabeli Western Conference. Nie bez kozery “Amazing happens” jest dewizą NBA, ale jeśli szukasz w życiu czegoś stałego, to proszę bardzo:

Death, taxes and the Spurs’ 50-win seasons [Fran Blinebury]

1

Oglądałem ostatnio mecz Wizards w San Antonio. Po jego zakończeniu powiedziałem sobie to samo, co dziś, kiedy spojrzałem na wyniki “Twierdza wciąż stoi”. Dwa ostatnie spotkania dały im odpowiednio 23 i 24-tą wygraną z rzędu na własnym parkiecie. Wizards zresztą już się pewnie zdążyli przyzwyczaić do batów z Ostrogami, ostatni raz wygrali w San Antonio 11.12.1999. Zapytajcie Duncana, może pamięta, miał wtedy 23 pkt i 13 zbiórek.

Przeciw Clippers zanotował skromniejszy dorobek, 14/5, ale i tak trudno oprzeć się wrażeniu, że w SAS wszystko po staremu. “Duncanem” tego spotkania był LaMarcus Aldridge, który zanotował dokładnie tyle samo zbiórek co Tim w spotkaniu z Wizards 16 lat temu, oraz zdobył o 3 oczka więcej. Czyżby w ten sposób dokonywało się przepowiadane przez Big Fundamental przekazanie pałeczki?

Nie martwię się o to, czy on skorzysta na mojej grze. Martwię się o to, jak ja skorzystam na jego. Zamierzam pozwolić mu robić to, co potrafi najlepiej i po prostu starać się dopasować i pomóc. Będę jechał na jego plecach (w oryginale “I’m going to ride his coattails”) i mocno go dopingował [Tim Duncan]

1

Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, jak inny był świat ostatni raz, kiedy San Antonio zakończyli sezon bez 50 zwycięstw i z ujemnym bilansem. To było wtedy, kiedy nowością konsolową było Nintendo 64 na kartridże, Brytyjczycy opłakiwali śmierć księżnej Diany, w księgarniach pojawiła się pierwsza część przygód Harryego Pottera, a do kina chodziliśmy na Piąty Element, Men in Black i Rainmana. Jeszcze żył Notorious BIG (do 9 marca), a walkę o mistrzostwo rozstrzygnęli między sobą Bulls i Jazz. Świat nie znał jeszcze Jordanów XIII. Rok 1997, wyobrażacie to sobie?!

Powtarzam to Kawhiemu przed każdym meczem, o wielkości zawodnika świadczy jego konsekwencja. Wyjdź tam i rób to, co przez całą karierę robi Tim Duncan, Dirk Nowitzki, Kobe Bryant. Większość zawodników nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak to jest mieć takie standardy, ten ciężar odpowiedzialności, dzień po dniu. Kawhi zwykle odpowiada  mi “Tak, uhm” albo “Rozumiem” [G. Popovich]

1

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

13 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Ciekawi mnie powód dla którego Pop trzyma w składzie Marianovica, może centrymetrami chce pokonać Greena jako centra w smallballu.

    (45)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Od dzieciaka pamiętam Spurs jako pretendentów do tytułu, zaskoczeniem by było jakby nie byli.
    Te popisy Stepha i siekanie za 3, ciągnięcie rekordu .. SAS i tak ich pokonają 😉
    Bardzo bym wtedy prosił o NBA Finals MVP dla Popa.

    (52)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Stary, błagam Cię napisz jakąś książkę, albo encyklopedię o koszykówce… Nie chodzi tylko o ten artykuł, ale o całokształt :d Nie żebym się podlizywał, wciąż wiele rzeczy do poprawy xd

    (25)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Ciekawi mnie powod, dla ktorego bycie trendy czyli granie smallball ma byc recepta na wygrywanie mistrzostw przez kolejne dekady. W SAS maja wszystko – chcesz smallball – masz przeciwko Greenowi co trzeba, a jak przyjdzie pora mozna i grac klasyczna piatka. Nie sadze, zeby Popa Green jakos szczegolnie martwil, a statsy w obronie przeciwko 3 pkt mowia wszystko. Sa gotowi na GSW a GSW nie jest gotowe na 10 typow ktorzy w jakim ustawieniu nie zagraja sa w stanie – jak mowil ostanio Doc Rivers – niszczyc

    (10)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Wydaje mi się, tak naprawdę NBA finals to będą WCF. Pojedynek GSW i SAS to będzie miazga i żaden zespół z East nie ma szans. Kto wygra West, ten wygra finały.

    (22)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    trzyma Bobana bo to jest gość z niesamowitymi warunkami fizycznymi (wielkie łapy i 221 cm wzrostu) wyszkolonym w Europie i po prostu świetnie pasuje do Spurs

    (30)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Jaka będzie moja uciecha jak młodsi mniej doswiadczeni i mało wiedzący o tym sporcie koledzy będą patrzeć jak ich bohater Steph Curry przegrywa w finałach konferencji od starych, wypalonych i niemodnych Spurs. GO SPURS GO !

    (50)
  8. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    Odnośnie “przechyłu na lewą burtę” dzisiaj o tym myślałem, przeglądając jak wyglądają aktualnie konferencje. Miałem trochę zaległości i zaskoczył mnie fakt, że sytuacja wygląda totalnie niż w zeszłym roku. I choć moc GSW i SAS nie ulega wątpliwości, pozostałe zespoły już tak mocno nie odstają od siebie.
    Chociażby poz. 8 w obu konferencjach:
    WSCHÓD – Detroit i Atlanta z całkiem mocnym 16 – 12, a 10-ty Boston wciąż z dodatnim 14-13!
    ZACHÓD – 8me Utah z 11 – 14, 7 miejsce Houston z 14-14.
    Macie jakieś info jak się mają bezpośrednie mecze west vs east póki co?

    (1)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Uwielbiam Warriors już od czasów gdy w składzie grali Hardaway, Mullin, Elie, Marciulionis, Lister czy Mitch Richmond. Obok Supersonics była to mój ulubiony team na początku lat 90tych i kibicuję im do dziś. Ale gdybym mógł mieć choć jedno noworoczne życzenie dotyczące NBA to chciałbym, żeby mistrzostwo zdobyli Spurs, najrówniejsza drużyna w nowożytnej historii ligi. To co się tam dzieje to koszykówka przez duże “K” i zespół przez duże “Z”, mieszanka doświadczenia, radości z gry i z dzielenia się piłką. Filozofia trenerska jakiej chyba nigdzie indziej nie da się zobaczyć. Myślę, że dla każdego kto miał bezpośrednią styczność z grą i preferuje koszykówkę zespołową ponad popisy indywidualne marzeniem byłoby zagrać u takiego trenera jak Popovich.

    (20)
  10. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Prawdopodobnie zaraz zacznie się hejt ALE co tam : ( w najmniejszym stopniu nie czepiam się sukcesów Jacksona. Ale jakby nie patrzeć miał do dyspozycji najlepszego gracza w historii koszykówki. Później miał w jednej drużynie top 3 z top 5 defeders w lidze . Obok Jordana , Pippena, Rodmana byli jeszcze tylko Payton i Olajuwon. Następnie miał gościa który zdominował ligę prawie tak bardzo jak MJ kilka lat wcześniej. Mowa tu o Shaqu. W międzyczasie wyrastał kolejny top 10 ( a może i top 5) of all time. Mowa tu o Kobasie. Na bank , … nigdy nie ma łatwego/pewnego mistrzostwa w NBA. Ale nawet mając w 2009 i 2010 tak duży i solidny front-court jak Bynum – grał na poziomie 15 i 8 ; Gasol , (który nie raz , nie dwa ratował dupę Kobemu i Jacksonowi ) – grał na poziomie 19 i 11 i Odoma grającego na poziomie 15 i 9 jest “troszkę łatwiej” . A był przecież jeszcze Artest.

    Kiedy Phil Jackson obejmował daną drużynę, każdy z tych gości był kimś. Nie chcę wymieniać kto miał mvp, dpoty, roty, 6thpoty itp. bo wszyscy to wiemy. Może tylko Bynum był średniakiem na tle całej reszty, ale jakby nie patrzeć, potencjał miał olbrzymi żeby stać się najlepszym środkowym w lidze. Tym bardziej że centrów już wtedy było jak na lekarstwo. Oczywistym jest ( i pamiętam o tym ) , że ani MJ , ani Shaq, nie potrafili zdobyć mistrzostwa zanim poznali Phila. Także też coś w tym jest. ALE do czego zmierzam …..

    Często zastanawiam się jakby to wszystko wyglądało gdyby zamienić panów Popovicha i Jacksona miejscami. Czy Jackson potrafił by wycisnąć z Parkera(28 nr draftu) , Ginobiliego (57 nr draftu) tyle co wycisnął Pop? Czy Jackson potrafił by ugrać mistrzostwo z takimi wirtuozami na C jak Nesterovic, Splitter, Elson czy Oberto? Z drugiej jednak strony czy Pop dałby radę ugrać aż 11 !!! pierścieni … ?

    Jeszcze raz zaznaczam, że nie czepiam się Phila. ALE gdybym miał wybierać to chyba wolałbym grać dla Popovicha. Bo mam wrażenie że on dla każdej ciotki znalazłby miejsce w składzie i z każdej ciotki wyciągnąłby maksimum.

    (26)

Skomentuj beastmodeon Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu